„Nie mogłem uwierzyć, że własna żona chciała wygryźć mnie z pracy. Jej miejsce jest przy garach, a nie w moim gabinecie!”

Zdenerwowany mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes
„Była także jedyną osobą na świecie, której potrafiłem się zwierzać i której rad słuchałem. Jeśli ona jest moim domowym terapeutą, to dlaczego nie mieliby jej doceniać również moi pacjenci? Pomaga mi, nic więc dziwnego, że pomogła komuś innemu. Miriam ją doceniła i chyba teraz kolej na mnie…”.
/ 28.10.2022 08:30
Zdenerwowany mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes

"Panie Antoni, dziękuję za ostatnią sesję terapeutyczną. Bardzo mi przykro, że Pana nie zastałam, lecz zastępczyni spisała się doskonale. Dawno nie miałam takiego poczucia, że wreszcie wzięłam życie w swoje ręce.

A po tym spotkaniu mam wrażenie, że złapałam przynajmniej koniec nici, która mnie doprowadzi do sensu mojego istnienia. Po nitce do kłębka, prawda? Chyba od wczoraj jestem na dobrej drodze… Pozdrawiam. Miriam. PS. Czy za tydzień już Pan będzie? Jeśli nie, nie będę się gniewała i chętnie porozmawiam znowu z Pana zastępczynią…".

Przeczytałem mejla dwukrotnie, a potem złapałem się za głowę. Na śmierć zapomniałem odwołać swoje ostatnie spotkanie z pacjentką! Jestem terapeutą i prowadzę zajęcia z ludźmi, którzy mają różne problemy. Jedni są uzależnieni od alkoholu, seksu, hazardu czy pracy. Inni cierpią na depresję. Terapia psychologiczna jest moją pasją, prawdziwym powołaniem. A wszystko zaczęło się lata temu od filmów Woody’ego Allena…

Ktoś mnie zastąpił? Kobieta?!

Postać neurotyka, którego w nich grał, te nieskończenie długie dyskusje o sensie i bezsensie życia! Śmiałem się z tego wszystkiego do łez, dopóki nie zdałem sobie sprawy, jakie to jednak było prawdziwe. Wtedy zdecydowałem się zmienić kierunek studiów i zamiast skończyć socjologię, poszedłem na psychologię.

Dzisiaj mam własny gabinet, dwunastoletnią praktykę i spore grono pacjentów. Rzadko się zdarza, że odwołuję sesje, bo ludzie na nie bardzo czekają. Muszę mieć naprawdę ważny powód, tak jak ostatnio, kiedy to brałem udział w nagraniu programu do radia. Ale żebym zapomniał poinformować pacjentkę o tym, że mnie nie będzie w gabinecie? To mi się zdarzyło pierwszy raz!
Tylko że… ta sesja jednak się odbyła. Ktoś mnie zastąpił. Kobieta. No cóż, wiedziałem doskonale, o kim jest mowa i zamierzałem się ostro rozprawić z tą osobą!

Kiedy wróciłem do domu, Agata właśnie robiła pierogi. Umączonymi rękami zaklejała faliste brzegi i układała zgrabne „poduszeczki”, jedna przy drugiej, na stolnicy.

– Jesteś głodny? – zapytała. – Obiad będzie mniej więcej za pół godziny.

– Rozmawiałaś z Miriam! – rzuciłem w jej stronę oskarżycielsko.

– No tak… Rozmawiałam. Bardzo przyjemna osoba, chociaż trochę wydawała się zagubiona – przyznała moja żona.

– Zobacz, co mi napisała! – podałem Agacie kartkę z wydrukiem mejla.

– Sesja? – zdziwiła się, po czym roześmiała perliście i niewinnie. – Wydawało mi się, że po prostu piekłyśmy ciasto!

– Ale jakim cudem w ogóle się z nią spotkałaś? – byłem bliski wybuchu.

– Skarbie, twoi pacjenci naprawdę nie są idiotami. Skoro widzą przy furtce jeszcze jeden dzwonek, to go naciskają, kiedy ten z napisem „gabinet” nie działa. Przypominam, że ty byłeś nieobecny – Agata spojrzała na mnie z pobłażaniem i lekkim wyrzutem.

– Robiłaś za terapeutkę – warknąłem.

– Terapeutkę? Powiedziałam po prostu, że pojechałeś do radia, i spytałam, czy chce zamiast tego wpaść na kawę i porozmawiać. Chciała – wyjaśniła żona.

– Ale terapia?! Dlaczego ona mówi, że jej pomogłaś odnaleźć sens życia, że to była sesja? O czym z nią rozmawiałaś?

Upierałem się, aby mi wyjaśniła wszystko dokładnie. Przecież ja męczyłem się z tą pacjentką już dwa lata i nigdy jeszcze nie usłyszałem od niej takiego zapewnienia!

– Pomogłam? Może i tak… Wiesz, my po prostu sobie rozmawiałyśmy, tak o wszystkim, jak baba z babą. Zrobiłam kawę, piekło się ciasto – Agata otrzepała ręce z mąki i zaczęła wrzucać pierogi do wrzątku.

Poczułem, że jej spokój udziela się i mnie

Usiadłem przy stole i palcem zacząłem rysować esy-floresy na warstwie mąki pokrywającej stolnicę. Myślałem. Moja żona zawsze emanowała ciepłem. Nie była typem bizneswoman i nie miała wygórowanych zawodowych ambicji. Po ślubie została gospodynią domową. Czuła się spełniona i to było widać.

Była także jedyną osobą na świecie, której potrafiłem się zwierzać i której rad słuchałem. Jeśli ona jest moim domowym terapeutą, to dlaczego nie mieliby jej doceniać również moi pacjenci? Pomaga mi, nic więc dziwnego, że pomogła komuś innemu. Miriam ją doceniła i chyba teraz kolej na mnie…

Schowałem do kieszeni swoją urażoną ambicję psychologa oraz dyplom terapeuty
i zabrałem się do pałaszowania pierogów. 

Czytaj także:
„20 lat służyłem pomocną ręką pewnej staruszce i los mi to wynagrodził. Kobieta obdarowała mnie czymś, o czym nawet nie śniłem”
„Harowałam jak wół, by uwieść szefa, lecz on zawsze wycofywał się rakiem. W końcu znalazłam sposób, by zrobić z niego kochanka”
„Była żona mojego faceta, wciąż pociąga za sznurki i steruje nim jak marionetką. Nie chcę rozstawać się z Markiem, ale dłużej tak być nie może"

Redakcja poleca

REKLAMA