„Była żona mojego faceta, wciąż pociąga za sznurki i steruje nim jak marionetką. Nie chcę rozstawać się z Markiem, ale dłużej tak być nie może"

Była żona partnera ciągle do niego dzwoniła fot. Adobe Stock, fizkes
„Marek kręcił nosem. Uważał, że Zuzia jest szczęśliwa, bo relacje jej rodziców są tak dobrze ułożone i że powinnam doceniać to, że potrafi dogadać się z byłą żoną, bo to świadczy o jego dojrzałości. Z jednej strony rozumiałam jego argumenty, z drugiej widziałam byłą żonę, która ewidentnie nie mogła pogodzić się z rozstaniem i wciąż trzymała rękę na pulsie".
/ 25.10.2022 10:51
Była żona partnera ciągle do niego dzwoniła fot. Adobe Stock, fizkes

Marek ustawił sobie specjalny dzwonek na połączenia od Oliwii. Miałam dość tego dźwięku. Ona wciąż wydzwaniała! Marek, mimo zapewnień, że nie łączy ich już nic oprócz córki, nigdy nie potrafił po prostu odrzucić połączenia, nawet kiedy byliśmy zajęci. Przez pierwszych kilka tygodni naszego związku nie do końca rozumiałam tę relację i obserwowałam ją pełna obaw.

Czy ty na pewno jesteś wolny? To trochę dziwne, że ona wciąż do ciebie dzwoni – zapytałam Marka pewnego dnia, kiedy po raz kolejny przerwała nam spotkanie.

Ich rozmowy nie ograniczały się do ustalenia daty i godziny spotkania Marka z Zuzią, ale często przeciągały się nawet do dwóch godzin, bo Oliwia zdawała mu szczegółową relację z wizyt lekarskich, kinderbali czy tego, czego ich pociecha nauczyła się w przedszkolu.

Nigdy nie byłam zazdrośnicą, ale nie potrafiłam przymknąć oka na coś, co wpływało na nasze wspólne życie.

Tak! Byłam zazdrosna

Na dodatek za każdym razem, gdy planowaliśmy sobie kino czy imprezę, nagle okazywało się, że Oliwia nie może zostać z Zuzią. Dla mnie to, że robi takie rzeczy specjalnie, było ewidentne, ale Marek wciąż jej bronił.

– Jest z Zuzią przez cały czas. Jeśli od czasu do czasu coś jej wypadnie, to chyba nie koniec świata, prawda?

– Dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze wypada jej coś wtedy, gdy jesteśmy umówieni – odpowiadałam, ale Marek zdawał się tego nie dostrzegać. – Po prostu nie mów jej o naszych planach. Nie musi znać twojego terminarza, skoro nic was już nie łączy.

Marek kręcił nosem. Uważał, że Zuzia jest szczęśliwa, bo relacje jej rodziców są tak dobrze ułożone i że powinnam doceniać to, że potrafi dogadać się z byłą żoną, bo to świadczy o jego dojrzałości. Z jednej strony rozumiałam jego argumenty, z drugiej widziałam byłą żonę, która ewidentnie nie mogła pogodzić się z rozstaniem i wciąż trzymała rękę na pulsie.

Nigdy się nie poznałyśmy i nigdy mi na tym nie zależało

Marek raportował jej każdy nasz wyjazd, każde wyjście, a nawet to, czy jesteśmy u mnie czy u niego. Z mojego punktu widzenia była to permanentna inwigilacja. Nie chciałam rozstawać się z Markiem, ale jednocześnie miałam świadomość, że tak dłużej być nie może.

Kiedy zbliżały się wakacje, uznaliśmy, że to doskonała okazja na pierwszy wspólny wyjazd. Podekscytowani przeglądaliśmy oferty biur podróży, żeby znaleźć jakieś zaciszne, romantyczne miejsce blisko plaży. Wytypowaliśmy Hiszpanię, bo była tańsza niż Włochy, a równie ciepła i piękna. Kiedy już mieliśmy podpisać umowę, pojawił się problem.

– Oliwia uważa, że nie powinniśmy wyjeżdżać we dwoje, bo Zuzia może poczuć, że jej mnie odbierasz.

– Słucham?! – parsknęłam oburzona. – A może Oliwia po prostu chce pojechać z nami, żeby upewnić się, że ja ciebie jej nie odbiorę, co?

– Marta, przecież to matka mojego dziecka! – zaprotestował Marek.

– To może do niej wróć! Choć czekaj, wraca się do kogoś, z kim się rozstało, a wy przecież jesteście nierozłączni! – krzyknęłam oburzona.

– Kochanie, mówiłem ci już. Byliśmy okropnym małżeństwem. Kłóciliśmy się ciągle i nie potrafiliśmy znaleźć wspólnego języka w żadnej sprawie. Dopiero kiedy się rozwiedliśmy, zaczęliśmy się dogadywać. Cieszę się z tego, bo nie podejrzewałem, że to możliwe. Nie chcę tego stracić ze względu na Zuzię.

Miałam już tego dość!

Wiedziałam, że wiążąc się z mężczyzną po rozwodzie, godzę się na pewne ustępstwa, ale musiałam ustalić też pewne granice.

Córka, rozumiem, ale była żona, która wciąż pociąga za sznurki i steruje Markiem jak marionetką? Zadzwoniłam do przyjaciółki, która nas ze sobą poznała i sama miała córkę. Liczyłam na to, że pomoże mi znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Pełna żalu zaczęłam wylewać wszystkie frustracje w słuchawkę, a kumpela cierpliwie słuchała, milcząc.

– Rozumiem cię, ale postaw się w jej sytuacji – powiedziała w końcu. – Miała rodzinę, która nagle się rozpadła. Ciężko to przeżyła i chce oszczędzić tego Zuzi. Jesteś młodszą partnerką ojca jej córki. Wie, że mała będzie spędzać z tobą sporo czasu. Jest zazdrosna, ale nie o Marka, tylko o Zuzię. Może po prostu z nią pogadaj?

– Mam z nią pogadać? Co ty mówisz? – zdumiałam się.

To była ostatnia rzecz, o jakiej bym pomyślała

Nigdy nie poznałam Oliwii, ale jakoś szczególnie nigdy mi na tym nie zależało. Nie ze względu na jej osobowość, bo przecież jej nie znałam, tylko dlatego, że czułam, jak odbiera mi miłość, której tak długo szukałam.

Poznałam Marka, mając trzydzieści pięć lat. Wcześniej jakoś z nikim nie potrafiłam stworzyć szczęśliwego związku. Wtedy moja przyjaciółka powiedziała, że ma w pracy kolegę, który jest sam, a wydaje jej się, że moglibyśmy przypaść sobie do gustu. Znała mnie najwyraźniej lepiej niż ja sama, bo na pierwszy rzut oka Marek nie wydał mi się atrakcyjny.

Myślę, że idąc ulicą, nie zwróciłabym na niego uwagi. Ale dzięki życzliwej, spokojnej naturze i łagodnemu usposobieniu naprawdę zyskiwał wiele przy bliższym poznaniu. Po kilku randkach nie miałam wątpliwości, że z kimś takim mogłabym przejść przez życie. Marek był opanowany i pewny siebie, czułam się przy nim bezpieczna.

Zuzia była urocza, czarująco figlarna i nie miałam nic przeciwko jej towarzystwu. Tylko Oliwia była zadrą, przez którą wszystko mogło się posypać. Uznałam, że rada mojej przyjaciółki, może być słuszna.

Ręce mi drżały, gdy wybierałam numer Oliwii. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale obie byłyśmy dojrzałymi kobietami i miałam nadzieję, że uda nam się wyjaśnić wszystko bez zbędnych emocji. Dostrzegłam matkę, która jak lwica walczy o szczęście dziecka

– Mówi Marta – wydukałam, gdy odebrała. – Chciałabym pogadać…

– Chodzi ci o te wakacje? – zapytała drżącym głosem, jakby i ona nie mogła powstrzymać emocji.

– Między innymi. Nie chciałabym rozmawiać przez telefon. Może umówimy się w jakiejś kawiarni?

Zgodziła się od razu i postanowiłyśmy, że spotkamy się 

Byłam przekonana, że przyjdzie elegancka, mocno umalowana kobieta, jaką znałam ze zdjęcia, które pojawiało się na wyświetlaczu Marka, gdy dzwoniła. Przyszła ładna babka w zwykłym białym t-shircie i jeansach. Sprawiała wrażenie dużo sympatyczniejszej, niż przypuszczałam.

– Od razu powiem, jeśli mogę – zaczęła. – Nie chcę powstrzymywać waszego wyjazdu. Ale Zuzia martwi się, że jej tata będzie miał z tobą nowe dziecko i Marek o niej zapomni. Tłumaczyłam jej, że tak się nie stanie i zawsze będzie córeczką tatusia, ale mi nie wierzy. Dlatego pomyślałam, że może dalibyście jej jeszcze chwilę czasu.

– Nie chcę go jej odbierać. Bardzo lubię Zuzię. Ale skoro rozmawiamy szczerze, nie uważasz, że zbyt często telefonujesz do Marka? Nie ma dnia, żebyście nie rozmawiali.

Oliwia westchnęła ciężko.

– Robię to tylko dla niej. Chcę, żeby słyszała, że tata jest nadal częścią naszego życia. Sama wychowywałam się bez ojca i obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby Zuzia nie czuła, że coś traci. Gdy byliśmy razem, widziała tylko, jak się kłócimy. Teraz wie, że może zaufać zarówno mnie jak i Markowi. Nie wiedziałam, że cię to w jakikolwiek sposób dotyka. Przepraszam.

Przestałam w niej widzieć konkurentkę, a dostrzegłam matkę, która walczy jak lwica o szczęście swojego dziecka i poczułam, że niepotrzebnie przesadzałam.

Ustaliłyśmy, że ja będę częściej powtarzać Zuzi, że jest dla Marka najważniejsza i nigdy, nawet jeśli urodzi nam się dziecko, nie przestanie taka być. Oliwia obiecała ograniczyć telefony do jednego w tygodniu, jeśli nie będzie pilnych spraw.

Podałyśmy sobie ręce jak kobiety biznesu, które dobiły targu

Resztę czasu plotkowałyśmy. Nie podejrzewałabym nigdy, że może być tak miła. Wróciłam do domu z ulgą. Następnego dnia odbyłam poważną rozmowę z Zuzią, a ona zapewniła mnie, że nie ma nic przeciwko temu, żebym pojechała z jej tatą na wakacje.

– Ja jadę na kolonie, więc wam też coś się należy – zaśmiała się.

Tak oto kolejna młoda kobietka kochająca Marka stała się moją sojuszniczką. Od czasu tych wszystkich poważnych rozmów wszystko uległo zmianie. Markowi spadł ciężar z ramion na wieść o tym, że jakoś się dogadałyśmy i nie będzie musiał być arbitrem. Nasze wakacje w Hiszpanii udały się tak wspaniale, że po powrocie czułam, że nic nie jest w stanie się między nami popsuć.

A przede wszystkim największej zmianie uległo moje myślenie o tym, co ważne. Teraz wiem, że najważniejsze jest umieć ze sobą rozmawiać bez względu na to, co nas łączy i dzieli. Tylko tyle i aż tyle. 

Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"

Redakcja poleca

REKLAMA