„20 lat służyłem pomocną ręką pewnej staruszce i los mi to wynagrodził. Kobieta obdarowała mnie czymś, o czym nawet nie śniłem”

mężczyzna dostał spadek fot. Adobe Stock, pololia
„Nie znałem jej dobrze. Tyle że prawie 20 lat. Byłem akurat świeżo upieczonym kierowcą, kiedy po raz pierwszy wsiadła do mojego autobusu. Od razu wzbudziła moją sympatię, bo była grzeczna i bardzo miła. Takiej kobiety to ze świecą szukać!”.
/ 25.10.2022 13:15
mężczyzna dostał spadek fot. Adobe Stock, pololia

Jak człowiek widzi w skrzynce jakieś urzędowe pismo, to zawsze się wzdryga i robi szybki rachunek sumienia, kto i za co może go ścigać. Ale ja sumienie mam czyste, dlatego tamten list otworzyłem bez strachu. Jego treść wprawiła mnie w zdumienie.

Panią Kazię znałem, ale słabo… 

– Dostałeś spadek? – wykrzyknęła moja żona, zerkając mi na pismo przez ramię.

– A kto to jest Kazimiera S., na Boga?!

– To ta staruszka, o której ci czasami opowiadałem – odparłem, nie wierząc w to, co czytam.

I ona ci coś zapisała w testamencie? Tylko dlatego, że ją woziłeś autobusem? Niemożliwe! – stwierdziła w szoku. Ja zresztą czułem się podobnie zszokowany.

Nie znałem jej dobrze. Tyle że prawie dwadzieścia lat. Byłem akurat świeżo upieczonym kierowcą, kiedy po raz pierwszy wsiadła do mojego autobusu. Już wtedy była starszą, siedemdziesięcioletnią panią, która nie zawsze radziła sobie z wysokim stopniem autobusu, i musiała siedzieć, bo stojąc w przejściu, nie była w stanie utrzymać się na schorowanych nogach, gdy autobus wchodził w zakręt.

Od razu wzbudziła moją sympatię, bo była grzeczna i bardzo miła. Wówczas jeździła regularnie do miasta na zakupy czy do lekarza, widywałem ją więc nawet kilka razy w tygodniu. A potem pani Kazia złamała nogę. Kiedyś wracała z miasta późnym wieczorem, z tym swoim gipsem i o kulach. Zapytałem ją więc z uprzejmości, gdzie dokładnie mieszka, to ją wysadzę jakoś bliżej domu, żeby nie musiała długo iść.

Okazało się, że jej dom stoi tuż przy trasie, z pół kilometra od przystanku. A ona była mi niezmiernie wdzięczna, kiedy wysadziłem ją przed samą furtką. Gips nosiła kilka tygodni i przez ten czas zawsze wypuszczałem ją przed domem.

Co mnie kosztowało, żeby zahamować?

Niestety, nie spotkało się to ze zrozumieniem pasażerów. Jeden z nich napisał skargę! „No to już po mnie – myślałem, idąc do szefa na dywanik. Na szczęście nie dostałem bury. Szef zaczął mnie wypytywać, co i jak. Opisałem więc całą sytuację zgodnie z prawdą, a on rzekł:

– Gdybyś służbowym autobusem latał za jakąś młodą dziewuchą, tobym ci powiedział, że masz sobie kupić beemkę i nią zadawać szyku. Ale że chodzi o staruszkę, a sam mam matkę, i w dodatku nie zbaczasz z trasy, to masz moje ciche pozwolenie, chłopie!

I tak oto podwożenie pani Kazi prosto pod dom stało się naszą małą tradycją. Lata mijały, pani Kazia robiła się coraz słabsza i chociaż była z niej dość dziarska staruszka, to widziałem, że chodzenie staje się dla niej dużym problemem. Tym bardziej nie zwracałem uwagi na głosy pasażerów, że „uprawiam prywatę”.

– Ja na pana w zeszłym tygodniu poczekałem, jak pan biegł do przystanku! Miałem przez to spóźnienie blisko minutę! A za każdą minutę odliczają mi od pensji! I co? Też mnie pan oskarży o kolesiostwo? – zamykałem buzie co większym krzykaczom, bo przecież dla każdego starałem się być miły, i niejeden pasażer dzięki mnie zdążył do pracy


Faktem było, że panią Kazię traktowałem inaczej, bo i ona mnie tak traktowała. Przez te lata, kiedy ją woziłem, nieraz dostałem pyszny kawałek ciasta w podzięce, i wiedziałem o niej wiele, bo opowiadała mi o sobie i rodzinie. Miała syna, który niestety zmarł, a synowa nie odzywała się do niej, więc pani Kazia nie wiedziała, co się dzieje z wnukami, nad czym bardzo ubolewała.

Nie powiem, wzruszyłem się

Wiedząc, że jest na świecie sama, czasami jej pomagałem. A to ułożyłem drewno, a to płot wymalowałem. Ot, drobiazgi, za które nie wziąłem grosza. Nie spodziewałem się zapłaty, a już na pewno nie spadku!

Kiedy pani Kazia zmarła w pięknym wieku 93 lat, wiedziałem o tym od razu, bo na na jej płocie wisiała klepsydra wypisana życzliwą ręką sąsiadki. Byłem na jej pogrzebie, ale nie w głowie było mi interesowanie się majątkiem, który pozostawiła. A zostawiła mi dom!

„Jedynemu człowiekowi, który pomagał mi bezinteresownie przez wiele lat” – przeczytał mi prawnik jej testament. 

Nie powiem, wzruszyłem się. I przysiągłem sobie, że grób pani Kazi będzie zawsze zadbany. Zrobiła dla mnie bowiem naprawdę wielką rzecz..

Czytaj także:
„Nie sądziłam, że pies przyniesie mi w zębach... męża. Wziął go za złodzieja i słusznie, bo tajemniczy kochanek skradł moje serce”
„W młodości poleciałam w tango z gorącym kochankiem i zaszłam w ciążę. Nie przewidziałam, że to syn zapłaci za moje błędy"
„Mąż sąsiadki wydzielał jej pieniądze. Mówił, że finanse to zadanie mężczyzny. Nie przeszkadzało mu to żyć z jej pensji w jej mieszkaniu”

Redakcja poleca

REKLAMA