„Nie mogłem się pozbierać po śmierci babci. To dzięki niej nie trafiłem kiedyś do domu dziecka...”

mężczyzna załamany po śmierci babci fot. Adobe Stock
„Życie mnie nie rozpieszczało. Mama zmarła gdy miałem 2 latka, niedługo potem zginął tata. Na szczęście zaopiekowała się mną ukochana babcia. Gdy zmarła, świat mi się zawalił. Ale ona dawała mi znaki nawet z zaświatów...”
/ 12.02.2021 10:37
mężczyzna załamany po śmierci babci fot. Adobe Stock

Kobiety w moim życiu pojawiały się parami. Długo, długo nic, a potem nagle dwie. I choć się starałem, to wcześniej czy później zostawałem z niczym. Bo albo za długo zwlekałem z wyborem, albo wybierałem źle. Bałem się, że jak tak dalej pójdzie, skończę jako zgorzkniały stary kawaler. Potrzebowałem pomocy, jakiejkolwiek, i nadziei, że gdzieś tam czeka na mnie ta jedna jedyna.

Aktualnie znowu tkwiłem w emocjonalnym pacie i po lekko zakrapianej imprezie poprosiłem żonę kolegi, która trochę bawiła się kartami, o wróżbę. Dotąd nie za bardzo wierzyłem w takie rzeczy, ale byłem gotów przyjąć pomoc z każdej strony.

Gdyby nie ona, pewnie trafiłbym do domu dziecka

W kartach pojawiły się dwie kobiety – jakże by inaczej!: jedna starsza, druga młodsza. Bożena powiedziała, że one się nie wykluczają, jedna wspiera drugą. To akurat było dziwne. Pośmialiśmy się trochę, żartując o trójkątach, niemniej ta wróżba nie dawała mi spokoju.

Starsza kobieta, młodsza kobieta… O co tu mogło chodzić? W moim życiu, odkąd zmarła babcia, nie było żadnej starszej kobiety. W każdym razie nie na tyle intensywnie, żeby usprawiedliwiało to jej pojawienie się we wróżbie. Oczywiście o ile wróżby traktuje się poważnie. Na przykład moja babcia wszelkie boskie znaki, jak je nazywała, traktowała niemal śmiertelnie poważnie. Brakowało mi jej…

Gdyby nie ona, wylądowałbym w domu dziecka. Gdy miałem dwa lata, mama zmarła na raka, a trzy lata później ojciec zginął w wypadku. Wtedy zaopiekowała się mną babcia. Rodziców nie pamiętam, znam ich ze zdjęć i opowieści. Miałem tylko babcię, co nie znaczy, że mnie rozpieszczała. Zmuszała mnie, żebym zdobył wykształcenie. Cierpliwie nade mną siedziała i tłumaczyła zadania, a jeśli sama czegoś nie umiała, uczyła się tak długo, aż potrafiła mi to przekazać. Skończyłem liceum i politechnikę, zdobyłem pracę w Krakowie, jednak po pięciu latach wróciłem na wieś i ponownie zamieszkałem z babcią.

Zgiełk i pośpiech wielkiego miasta męczyły mnie, a tu były spokój i cisza. No i prawie wszystkich znałem, tu naprawdę czułem się u siebie. Kiedy zdecydowałem się otworzyć swój biznes, znowu babcia mi pomogła – pożyczyła mi na start poważną sumę. Moja firma miała się zajmować drobnymi remontami; za pieniądze od babci kupiłem samochód dostawczy i sprzęt.

Na początku było ciężko, lecz stopniowo – dzięki zadowolonym klientom, którzy mnie polecali następnym – udało mi się rozkręcić interes. Pracy miałem sporo, zarabiałem nieźle i oddałem babci dług co do grosza, choć się mocno opierała, twierdząc, że pieniądze na drugim świecie nie będą jej potrzebne.

– Wszystkich nas przeżyjesz – odpowiedziałem. – A jak chcesz się gdzieś wybrać, to na wycieczkę. Do Rzymu, do Watykanu, papieża zobaczyć? Kasę na podróż masz.
– Wystarczy mi Kraków. Po jednym dniu mam miasta po dziurki w nosie. Wystarczy mi też, że przeżyłam własną córkę – westchnęła. – Ciebie nie chcę przeżyć. Młodzi powinni żyć, starzy umierać.
Babciu, nie strasz mnie. Nie chcę słyszeć o żadnym umieraniu!

– Krzysiu, ja też się specjalnie nie spieszę do grobu, ale będzie, co ma być – odparła. – Jedno nigdy się nie zmieni: zawsze ci pomogę, gdy będziesz mnie potrzebował, choćby nawet z tamtego świata. Tylko bądź otwarty na znaki. Naucz się je dostrzegać i dobrze rozumieć…

Dwa lata później babcia umarła. Zostawiła mi dom i wszystkie oszczędności

Moja sytuacja z dobrej stała się jeszcze lepsza, ale w ogóle mnie to nie cieszyło. Bardzo przeżyłem śmierć babci, która była najbliższą mi osobą. Pozbierałem się, bo trzeba iść dalej – tego też nauczyła mnie babcia – jednak nie mogłem się uwolnić od dołującego przeświadczenia, że zostałem na świecie kompletnie sam. 

Wtedy w moim życiu ponownie pojawiła się Jagoda. Piszę „ponownie”, bo znałem ją od dziecka. Pochodziła z tej samej wsi, chodziliśmy razem do podstawówki i liceum, podobnie jak ja wyjechała do Krakowa, ale dłużej tam została. Nie było jej prawie piętnaście lat i po powrocie ledwo ją rozpoznałem. Wyglądała świetnie. Dużo się wówczas działo – sprawy zawodowe i spadkowe, niezbyt miałem czas na romanse. Pozostaliśmy na stopie przyjacielskiej.

Niby od tamtej pory umawialiśmy się od czasu do czasu i czułem, że Jagoda jest mną zainteresowana, ale nie umiałem się do końca określić. Podobała mi się, mieliśmy wiele wspólnych tematów, identyczne poczucie humoru, pomogła mi uporać się ze stratą po śmierci babci, ale… sam nie wiem. Może po prostu byłem zbyt zapracowany, żeby się skupić na związku?

Owszem, czasem o tym myślałem, zwłaszcza że stuknęło mi już 35 lat i zaczynałem rozumieć, że praca to nie wszystko, że chciałbym mieć rodzinę. Lecz potem tęsknota mijała i wracała rutyna. Sądziłem, że mam jeszcze czas. Aż w Krakowie zobaczyłem Jagódkę z jakimś facetem. Spacerowali, śmiali się. Nie wiem, kim dla niej był, ale poczułem ukłucie zazdrości i żalu. A jeśli to jest kobieta dla mnie, a ja czekam nie wiadomo na co? Może powinien o nią zawalczyć, bo stracę szanse na coś pięknego…?

No i w takim momencie dał o sobie znać schemat, który się w moim życiu powtarzał już wcześniej. Mianowicie poznałem inną kobietę. W przeciwieństwie do Jagody, filigranowej blondynki, Natalia była wysoka, ciemnowłosa, o pełnych kształtach. Miała hiszpańską urodę. Jak się spotkaliśmy? Robiłem akurat remont u sympatycznej starszej pani i w trakcie przyjechała jej wnuczka.

Starsza pani kazała mi przerwać, usadziła nas oboje na kanapie, przyniosła kawę i ciastka. Dobrze mi się gadało z tą dziewczyną, choć byłem lekko skrępowany całą sytuacją. Ale w końcu mała przerwa w pracy to nie zbrodnia, podobnie jak niezobowiązująca pogawędka. Nie wymieniliśmy numerów telefonów ani tym bardziej nigdzie się nie umówiliśmy.

Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia dostałem esemesa: „Może gdzieś wyskoczymy? Natalia”. Pani Maria musiała dać jej mój numer. Nie byłem zły, raczej zdezorientowany. Wszystko się kolejny raz powtarzało. Dwie kobiety, a ja pośrodku. Bezradny jak dziecko. Nie miałem pojęcia, co robić. Rozumiałem doskonale, że będę musiał w końcu wybrać. Tylko nie potrafiłem.

Jagoda miała w sobie ciepło, była opiekuńcza, pełna optymizmu i od dwóch lat na mnie czekała. Wiedziałem o tym doskonale. Życie z nią byłoby takie łatwe, takie naturalne jak oddychanie. Za to Natalia imponowała mi ambicją, wewnętrzną siłą i energią. Czułem, że nuda mi przy niej nie grozi, a życie z nią byłoby jak nieustająca przygoda. Obie piękne i wspaniałe, obydwie godne miłości.

Jak miałem wybrać? Zdawało mi się, że czuję coś do Jagody, coś niezwykłego, głębokiego, ale potem dzwoniła Natalia i znów miałem mętlik w głowie. Bałem się, że przez to niezdecydowanie kolejny raz zostanę na lodzie.

To dlatego jak desperat poprosiłem Bożenę o wróżbę, która tylko jeszcze bardziej namąciła mi w głowie. Młodsza kobieta, starsza kobieta… Wciąż o tym myślałem. Czyżby chodziło o babcię? Mówiła przecież, żebym był otwarty na znaki!

– Świetnie, babciu – mruknąłem. – Ciekawe tylko, gdzie ich mam wypatrywać. Proszę, pokaż mi…

Wyjąłem portfel, w którym nosiłem zdjęcie babci. Szczególne, z czasów jej młodości. Na fotografii miała niecałe dwadzieścia lat. Dała mi ją ze słowami: „Patrz, Krzysiu, nie zawsze byłam stara”. Traktowałem to zdjęcie jak cenną pamiątkę, tym cenniejszą, że negatyw już nie istniał.

Zalaminowałem je nawet, żeby się nie zniszczyło. Jednak gdy sięgnąłem do przegródki, z przykrością odkryłem brak fotografii. Musiałem ją gdzieś zgubić! Tylko jakim cudem? Jak mogła sama wypaść? Gdyby zniknęła z całym portfelem, zrozumiałbym, ale ona jakby wyparowała z przegródki! Mocno mnie to przygnębiło. Oczywiście pytałem we wszystkich sklepach, w których robiłem zakupy; przeszukałem cały dom, nawet samochód, przejrzałem wszystkie swoje ubrania z kieszeniami. Daremnie. Zdjęcie przepadało.

Gdy niedługo potem odwiedziła mnie Jagoda, byłem już pogodzony ze stratą. Siedzieliśmy przy kawie, pogoda niezła, nic nie zapowiadało gigantycznej zadymki, która nagle się rozpętała. Chociaż Jagoda mieszkała ledwie kilka domów dalej, nie było mowy, żebym ją puścił.

– Rany, to wygląda jak koniec świata! – stwierdziła. – Ale pewnie potrwa nie dłużej niż kilka minut.

Tymczasem po godzinie wcale się nie polepszyło. Nie przejąłem się. Cudownie nam się rozmawiało. Czułem się przy Jagodzie jak zwykle wyjątkowo: swobodnie, komfortowo, bezpiecznie.

I znów naszła mnie refleksja, że Jagódka to chyba ta jedyna

Czemu więc wciąż coś mnie powstrzymywało, żeby po prostu ją przytulić, pocałować…? Może bałem się ją stracić, tak jak straciłem rodziców? A może byłem zwykłym tchórzem, a problem nie tkwił w żadnym schemacie, tylko we mnie? Gdy tylko zaczynałem się angażować w relację z jedną kobietą, „magicznie” pojawiała się ta druga. Może bałem się miłości, bo… co zrobię, jak ją stracę? Tak jak straciłem rodziców… Nagle pojąłem, że gdybym się z związał z Jagodą, życie z nią naprawdę byłoby tak oczywiste jak oddychanie. Stąd lęk. Bo jak żyć bez powietrza?

– Wiesz, chciałam cię o coś zapytać… – ożywiła się nagle i zaczęła czegoś szukać w torebce, po czym wyciągnęła… zdjęcie mojej babci. To samo, które zniknęło!
– Nie wiem, czyje to zdjęcie, jest czarno-białe i wygląda na stare. Może ty będziesz widział, do kogo należy albo kto na nim…
– Gdzie je znalazłaś? – spytałem przejęty, zdumiony, podekscytowany.
– No właśnie, to jest dziwne – odparła, marszcząc brwi.

– Kiedy tu szłam, po prostu leżało na drodze. Jakby na mnie czekało. Jakby chwilę temu ktoś je zgubił. Ktoś, komu musiało na nim zależeć, skoro je zalaminował. I jeszcze coś: nie mogę się uwolnić od wrażenia, że skądś znam tę dziewczynę. Kogoś mi przypomina. Może kiedyś tu mieszkała? Albo nadal mieszka, tylko jest starsza…

To moja babcia. To ja zgubiłem tę fotografię, choć dałbym sobie głowę uciąć, że nie wyjmowałem jej z portfela na drodze – wyznałem.
– Czyli co…? – Jagoda patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
– To znak. Od babci.
– Przecież twoja babcia nie żyje… Jaki znak? O co chodzi? Opowiedz.

Więc opowiedziałam. Wszystko. O babci, która obiecała mi zawsze pomagać. O Natalii, która pojawiła się niedawno w moim życiu i którą brałem pod uwagę, bo związek z nią niczym mi nie groził. Wreszcie o niej, mojej przyjaciółce z dzieciństwa, o tym, że ją kocham, ale bałem się do tego przyznać.

– Aż babcia zza grobu musiała mną potrząsnąć. Czy możesz dać mi szansę? Czy możesz mi wybaczyć, że byłem takim tchórzem i idiotą? – delikatnie dotknąłem jej ręki.

Jagoda przyglądała mi się z powagą. Co sobie myślała? Umierałem ze strachu, że tym gadaniem o Natalii przekreśliłem swoje szanse. Z drugiej strony nie chciałem mieć przed nią żadnych tajemnic. Jeśli miała zostać moją żoną, chciałem być z nią całkowicie szczery. Tak buduje się prawdziwy związek. Wreszcie Jagoda lekko się uśmiechnęła.

– Ale już wybrałeś, tak? Jesteś pewien? – zapytała.
– Jestem – odparłem i zrobiłem to, co powinienem zrobić już dawno.

Objąłem ją i pocałowałem, wkładając w ten pocałunek całą swoją tęsknotę i gotowość do miłości. Bez względu na to, co przyniesie los.

Czytaj więcej historii z życia wziętych:
Okłamałem żonę i wyjechałem, by mieć czas dla kochanki
Jako dziecko widziałem, jak mój tata zamordował mamę
Powinienem podziękować żonie za zdrady
Zazdroszczę nawet nastoletnim matkom
Mam 27 lat i dobrze mi się mieszka z mamą

Redakcja poleca

REKLAMA