„Porwałem szantażowaną przez matkę pannę młodą. Kocham Marzenę i nie pozwolę by zmarnowała sobie życie”

mężczyzna pociesza ukochaną fot. Adobe Stock, YURII MASLAK
„Na weekend pojechałem na wieś. Ale co godzinę próbowałem się do Marzeny dodzwonić. Nagrywałem jej coraz bardziej histeryczne wiadomości. W niedzielę tuż przed północą dostałem SMS-a: >>Adam, nie mogę się już z tobą spotykać. To koniec. Jeśli naprawdę coś do mnie czujesz – to błagam, uszanuj mój wybór. Zapomnij o mnie<<”.
/ 18.06.2023 21:30
mężczyzna pociesza ukochaną fot. Adobe Stock, YURII MASLAK

Urodziłem się na wsi. Moi rodzice prowadzili gospodarstwo. Hodowali pomidory, ogórki, dynie. W latach dziewięćdziesiątych skupili się na uprawianiu szparagów. Razem z młodszą siostrą po szkole i w wakacje pomagaliśmy im w pracy. Robiłem, co kazał tata, ale najbardziej fascynowały mnie maszyny.

Gdy nasz pracownik, pan Waldek rozkręcał silnik traktora na części, mogłem siedzieć i przypatrywać się godzinami. Byłem w gimnazjum, gdy przed wakacjami zawołała mnie mama.

– Dzwonił wujek Karol. Ma dla ciebie propozycję. Chciałby, żebyś mu w wakacje pomagał w warsztacie. Będzie ci dawał kieszonkowe. Co ty na to? Zgadzasz się?

Aż podskoczyłem z radości

Mamy brat prowadził w miasteczku warsztat samochodowy. Rzadko u niego bywaliśmy, wuj nie miał żony ani dzieci i to zazwyczaj on wpadał do nas na niedzielne obiady. Zawsze uwielbiałem słuchać jego opowieści o autach.

Po pierwszych wakacjach rodzice się zgodzili, żebym pojechał do wujka też na kolejne. Nie zdziwili się, gdy zamiast do technikum rolniczego złożyłem papiery do samochodówki.

– Wiedziałem, że nie masz serca do roślin – uśmiechnął się tata. – A Karol mówi, że do maszyn i owszem.

Dwa lata po szkole przeprowadziłem się do wuja na stałe. Przez kolejne dwa prawie samodzielnie prowadziłem warsztat. Oficjalnie szefem stałem się pół roku temu. Wujek przeszedł na emeryturę i firmę przepisał na mnie.

Marzenę pamiętałem z wakacji u wujka

Od razu zwróciłem uwagę na jej gruby warkocz, ale nigdy nie odważyłem się do niej zagadać.

– Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam pytanie. Czy jest u was prąd? Pracuję w kwiaciarni naprzeciwko. I nie mamy światła. Czy to jakaś awaria? – wyjąłem głowę spod maski audi i spojrzałem w stronę wejścia. Poznałem ten rudy warkocz.

– Nie, u nas jest prąd. Może to korki? Mogę spojrzeć, tylko umyję ręce.

Dziewczynie przyjrzałem się dobrze dopiero na ulicy. Piegi albo wyblakły albo starannie przykryła je makijażem. W kwiaciarni zajrzałem do skrzynki z bezpiecznikami.

Niech pani spojrzy, to proste – powiedziałem. – Wystarczy przełączyć ten guzik. Ale jak będzie się to zdarzać częściej, to trzeba zawołać elektryka. Jakieś urządzenie może powodować spięcia – wyjaśniłem.

– Bardzo dziękuję. Jak już mam prąd, to może napije się pan kawy?

Zawahałem się. Zostawiłem otwarte drzwi i wszystko na wierzchu. Ale warsztat widziałem stąd doskonale. Jak ktoś się zacznie kręcić, to go zobaczę. Postanowiłem zaryzykować.

Dziewczyna przyniosła z zaplecza dymiące kubki z kawą

– Marzena – wyciągnęła rękę.

– Adam.

Przez chwilę piliśmy w milczeniu. Gdy zaczęliśmy mówić, to równocześnie. Zaśmialiśmy się.

– To pani pierwsza.

– Pan nie stąd… Ojej. Możemy przejść na ty? Będzie prościej…

Skinąłem głową.

– Nie jesteś stąd, prawda?

– Nie. Urodziłem się na wsi. Ale przyjeżdżałem tu na wakacje do wujka. I wiesz, pamiętam cię. Widywałem cię w sklepie i w kościele.

– Naprawdę? No to już wiem, dlaczego wydałeś mi się znajomy.

Pogawędziliśmy jeszcze przez chwilę i wróciłem do pracy. Ale od tamtego dnia coraz częściej wpadałem do Marzeny na kawę. Przy okazji czasem coś naprawiłem albo pomogłem przemeblować.

W końcu odważyłem się i zaprosiłem ją na dyskotekę

Świetnie się bawiliśmy. Tydzień później pojechaliśmy do Radomia do kina. A potem na pizzę. Odwiozłem Marzenę do domu. Mieszkała w jednym z tych odrapanych bloków po drugiej stronie miasteczka. Wyłączyłem silnik i przez prawie minutę siedzieliśmy w milczeniu.

Powoli pochyliłem się w stronę Marzeny i delikatnie ją pocałowałem. Poczułem jej rękę na szyi. Całowaliśmy się aż do utraty tchu.

– Pójdę już – szepnęła, gdy złapała oddech. – Było super.

Uśmiechnęła się i pobiegła do domu.

Wuj Karol jeszcze nie spał. Wyciągnąłem z lodówki dwa piwa.

– Wujku, musimy to uczcić. Jestem zakochany. Po raz pierwszy w życiu! Jestem pewien, że ona też mnie kocha – zawołałem i rzuciłem się na kanapę.

Wujek zaczął się śmiać.

– Oj, młodzi, młodzi. To ta Marzenka, co? No nie rób takiej zdziwionej miny, przecież w kółko o niej mówisz. Dobra dziewczyna. Wiesz, znam dyrektorkę naszego liceum. Ta dziewczyna mogła daleko zajść. Chciała studiować anglistykę. Ale gdy była w maturalnej klasie, zmarł jej tata. Rak płuc. Marzena zdecydowała, że pomoże mamie w utrzymaniu młodszego rodzeństwa i pójdzie do pracy.

Spotykaliśmy się coraz częściej

Marzena zaczęła odwiedzać mnie w domu. Pomagała wujkowi w ogrodzie. Zabrałem ją na weekend na wieś.

– Podoba mi się – szepnęła mi do ucha mama w kuchni, gdy pomagałem jej zmywać po kolacji. I mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Na koniec obdarowała ją koszem szparagów.

– Jezu, moja rodzina to chyba nigdy ich nie jadła – ucieszyła się Marzena.

Gdy później zapytałem, czy smakowały, spojrzała na mnie smutno.

– Mama posłała Basię na targ i kazała jej sprzedać. Na buty dla Maciusia.

Wieczorem przyrządziłem moje ulubione danie. Szparagi zapiekane z boczkiem. Przyniosłem je do pracy. Nakryłem na zapleczu i zaprosiłem Marzenę na obiad.

– Odgrzewane w mikrofali pewnie nie są aż tak smaczne – zacząłem się tłumaczyć, ale Marzena energicznie potrząsnęłą głową.

Miała usta pełne szparagów, więc nie bardzo mogła mówić ale zrozumiałem, że bardzo jej smakują.
Następnego dnia widzieliśmy się dosłownie sekundę.

– Muszę wracać do domu, pogadamy później – Marzena włożyła głowę w drzwi mojego warsztatu, pomachała mi i już jej nie było. Przez kolejne dwa dni miałem wrażenie, że jest smutna albo nieobecna.

– Migrena. Nic takiego – mruknęła, gdy zapytałem, czy coś się stało.

W czwartek udało mi się ją namówić na krótki spacer

Była piękna pogoda i poszliśmy nad rzekę. Nie wiem, co mnie naszło, ale nagle się zatrzymałem i po raz pierwszy powiedziałem jej, że ją kocham. Marzena zrobiła dziwną minę. Pocałowała mnie, ale nic nie powiedziała.

– Muszę wracać, mama idzie na wywiadówkę Basi – rzuciła tylko.

W piątek rano kwiaciarnia od rana była zamknięta. Na drzwiach wisiała kartka: „Remanent”.

Pukałem od frontu i od zaplecza. Nic. Napisałem SMS-a. Cisza. Zadzwoniłem. Sekretarka. Zacząłem się martwić. Byłem przekonany, że ją wystraszyłem moją deklaracją. I teraz celowo mnie unika.

Na weekend pojechałem na wieś. Ale co godzinę próbowałem się do Marzeny dodzwonić. Nagrywałem jej coraz bardziej histeryczne wiadomości. W niedzielę tuż przed północą dostałem SMS-a:

„Adam, nie mogę się już z tobą spotykać. To koniec. Jeśli naprawdę coś do mnie czujesz – to błagam, uszanuj mój wybór. Zapomnij o mnie”.

Nie odpisałem

Nie chciałem składać obietnic, których nie mogłem dotrzymać. Bo jak miałem o niej zapomnieć? Opowiedziałem o wszystkim wujowi. Poklepał mnie po plecach.

– Adam, a może ona naprawdę cię nie kocha? Może powinieneś się z tym pogodzić – powiedział.
Zaprotestowałem tak gwałtownie, że wuj zamilkł. Odezwał się po chwili.

– Okej. Znam sporo ludzi w miasteczku. Mogę się spróbować dowiedzieć, co się stało. Ale obiecaj mi. Jeżeli okaże się, że Marzena cię po prostu nie chce, to odpuścisz?

Zgodziłem się.

– Siadaj – zaordynował w sobotnie popołudniu wujek. – Popytałem tu i tam. Mój kolega z podstawówki mieszka w tym bloku, co rodzina Marzeny. Jego żona zawsze wie wszystko najlepiej. Czegoś tam się dowiedziałem. Marzena miała chłopaka, Piotra.

Jego mama jest właścicielką tej kwiaciarni, a także paru innych sklepów. Gdy zmarł tata Marzeny, chłopak załatwił jej pracę. A potem Piotr wyjechał do Londynu. Podobno przez jakiś czas pisał i dzwonił. Aż w końcu przestał się odzywać.

Bardziej niż Marzena ponoć żałowała jej mama

„Taka dobra partia przepadła. Marzenka nie musiałaby się martwić o pieniądze do końca życia” – wzdychała. Ale w końcu też machnęła na niego ręką. Nie wiemy, co ten Piotruś nawywijał. Ale najwyraźniej mamusia kazała mu wracać. I doszła do wniosku, że pora żeby chłopak się ustatkował.

Wujek przerwał opowieść i pociągnął spory łyk piwa.

– No, a Marzena była pod ręką. Obie mamusie ustaliły między sobą, że pora, żeby młodzi się pobrali. Marzena płakała, protestowała. W końcu mama ją przekonała. To tylko plotki, ale ludzie mówią, że jest jakaś tajemnica i mama Piotra zagroziła, że jak Marzena nie zgodzi się na ślub, to całe miasto o niej się dowie. Zaszantażowała ją!

Nie spałem przez prawie całą noc

O świcie wstałem z postanowieniem, że nie poddam się bez walki. Zdałem sobie sprawę, że jak nie spróbuję z ukochaną porozmawiać, to nigdy sobie tego nie daruję.

Co takiego mogła zrobić Marzena, żeby przez to miała sobie zmarnować życie? – zastanawiałem się.
„Spotkajmy się ostatni raz. Wiem o ślubie. Jak cię nie przekonam, żebyś tego nie robiła, to obiecuję, że więcej nie będę próbował. Błagam”.

Zgodziła się. Spotkaliśmy się nad rzeką. Tam, gdzie ostatnio.

– Marzena. Wysłuchaj mnie, proszę. Wiem wszystko. O Piotrze, jego mamie i szantażu. Nie rób takiej zdziwionej miny. To naprawdę małe miasto. Myślałaś, że się nie dowiem? Nie mam pojęcia, co zrobiłaś. I nie musisz mi mówić. Ale nie wierzę, że to coś tak złego, żebyś marnowała sobie z tego powodu życie. Jakieś manko w kasie? Potrzebujesz pieniędzy? Pomogę ci, obiecuję. Kocham cię i jestem pewien, że ty mnie też. Mnie, a nie Piotra. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie mam racji… – powiedziałem.

Marzena odwróciła się i ukryła twarz w dłoniach. Płakała.

– Proszę cię, spójrz na mnie. Wiem, że mama cię namawia do tego ślubu. Ale pomyśl, ile już dla niej i rodzeństwa zrobiłaś. Zrezygnowałaś ze studiów, poszłaś do pracy, pomagasz… Ale małżeństwo bez miłości? To cię zniszczy! Nie rób tego, błagam cię… – chciałem tak mówić w nieskończoność, żeby odwlec moment, w którym Marzena mi w końcu odpowie. Bałem się, że jej nie przekonałem.

Po chwili podniosła głowę. I wreszcie na mnie spojrzała

– Adam. Ja poroniłam. Miałam tylko czternaście lat. Tata akurat zachorował. Mama krzyczała i płakała. Że hańba i że kolejna gęba do wyżywienia. Raz krzyczała, że zabije tego drania, a raz, że on musi się ze mną ożenić. Powiedziałam jej, kto jest ojcem. Piotr jest trzy lata starszy. To wszystko tak mnie zestresowało, że... straciłam to dziecko. Ale mama Piotra myśli, że zrobiłam to celowo, że... wiesz – urwała na chwilę. Wiedziałem.

– Teraz grozi, że całe miasto się dowie i będą mnie wytykać palcami, a ksiądz komunii nie da… Boję się, Adam. Nie wiem, co mam robić.

Marzena znowu zaczęła płakać. Ale nie wyrwała się, gdy ją przytuliłem. Staliśmy tak kilka minut.

– Będzie dobrze, zobaczysz – mruczałem, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy. – Ale błagam, nie wychodź za niego. Jak będzie trzeba, to stąd wyjedziemy. Na drugi koniec Polski, czy gdzie zechcesz.

Damy radę. Błagam. A może nie będzie potrzeby? Wydaje mi się, że ta cała mama Piotra zwyczajnie blefuje, żeby zmusić cię do ślubu. Nic nikomu nie powie, bo wie, że to nieprawda. Wszystko będzie dobrze. Tylko za niego nie wychodź.

Marzena wzięła głęboki oddech

– Nie wiem. Muszę pomyśleć. Ale nie mogę dziś wrócić do domu. Myślisz, że mogę spać u was?
W milczeniu, trzymając się za ręce, poszliśmy do domu wuja Karola. Pościeliłem Marzenie w swoim pokoju. Sam zająłem kanapę w salonie. Ale oczywiście sen nie przychodził. Nagle zaskrzypiała podłoga.

– Śpisz?

– A skąd!

Usłyszałem kroki. Marzena wskoczyła do mnie i wsunęła się pod kołdrę.

– Zimno – rzuciła i dotknęła mojej łydki lodowatą stopą. – Myślałam. Naprawdę. I wiesz, ja nie kocham Piotra. Ja go nawet nie lubię. Nigdy go nie lubiłam. Jego rodzice… oni trzęsą miasteczkiem. I jemu się wydawało, że jak czegoś chce, to sobie to bierze. Tak było ze mną. Wpadłam mu w oko i musiałam zostać jego dziewczyną. Chodziliśmy razem nawet już po tym… no wiesz. Nie umiałam się postawić.

Wiesz, mam żal do mamy, że tak zareagowała na to wszystko, ale też rozumiem. Wtedy zajmowała się ciągle tatą… Piotr nie jest dobrym człowiekiem. Słyszałam, co wyczyniał w tym Londynie. Wrócił, bo zaczęła się nim interesować policja. Ale nie wiem, czy mam siłę i czy dam radę… Ale musisz wiedzieć, że ja… ja chyba.. ja myślę, że ja cię kocham…

Po tych słowach zapomniałem o całej reszcie

Wiem, że to nie było najbardziej płomienne wyznanie, jakie padło kiedykolwiek z ust młodej dziewczyny. Ale dla mnie znaczyło wszystko!

– Marzena, obiecaj, że odwołasz ślub. Od tego zaczniemy. Będę cały czas z tobą. Uszanuję każdą decyzję. Tylko nie marnuj sobie życia! Proszę.

– Jezu, ty jesteś prawdziwy? – Marzena uśmiechnęła się i nagle pocałowała mnie w usta. – Przekonałeś mnie. Ślubu nie będzie!

Czytaj także:
„Mój facet zamiast kwiatów, dawał mi na imieniny sprzęty AGD. Gdy się wyprowadzał, zabrał wszystkie ze sobą”
„Marzyłam o karierze aktorki, a skończyłam jako typowa gosposia. Granie szczęśliwej żonki wychodzi mi całkiem nieźle”
„Moja siostra zaplanowała przyszłość trójki swoich dzieci. Kiedy latorośle się sprzeciwiły, wpadła w szał i wyrzekła się ich”

Redakcja poleca

REKLAMA