Kiedy umarł mój ojciec, zostałem w trzypokojowym mieszkaniu sam. Byłem na ostatnim roku studiów i cierpiałem z braku pieniędzy, więc postanowiłem wynająć jeden pokój. Z początku myślałem o koledze, z którym się dobrze dogadywałem, ale on akurat poznał dziewczynę z miasta i wprowadził się do niej.
Trudno nawiązuję kontakty z ludźmi. Zwłaszcza z dziewczynami. Zdecydowanie nie pomagała mi świadomość, że nie jestem najprzystojniejszym facetem na Ziemi. Mój wygląd oczywiście miał tu najmniejsze znaczenie. Pamiętacie żartobliwą uwagę, którą wypowiedział rudy brzydal, Ed Sheeran? „Bóg wiedział, że z moją urodą nie mam szans zaliczyć, więc dał mi gitarę”. W przeciwieństwie do mężczyzn, kobiety zazwyczaj nie lecą na urodę, tylko na „gitarę”. Czyli na to, co facet sobą reprezentuje. Może i miałem wiele do zaoferowania, ale nie potrafiłem tego okazać. Stałem więc w metaforycznym kącie, patrząc i, jak powiedział kumpel, śliniąc się.
Wszystko się zmieniło, kiedy poznałem Dankę
Przyszła do mnie z ogłoszenia, które przypiąłem na tablicy na wydziale.
– Ja wiem, że napisałeś „tylko studenci” – przechyliła głowę, koński ogon zakołysał się, niebieskie oczy błysnęły. – Ale ja potrafię gotować. I nie zarzygam ci łazienki po imprezie. Proszę – złożyła błagalnie dłonie. – Potrzebuję tego mieszkania. Nawet nie zauważysz, że jestem dziewczyną.
Jak można byłoby to przeoczyć! Stałem i patrzyłem na tę dziewczynę w letniej sukience, która wpraszała się do mojego domu. Pomyślałem, że będzie przemykać po korytarzu z łazienki do pokoju w samym ręczniku okręconym wokół ciała. Że będzie się do mnie uśmiechać. I będzie mi wdzięczna, że się zgodziłem, mimo warunku, że moim lokatorem może być tylko chłopak. Więc się zgodziłem. Była moim przeciwieństwem. Ja milczałem, ona gadała. Ja się cofałem, ona parła do przodu. Ja żyłem we własnym świecie – ona była zafascynowana wszystkim, co było poza nią.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wdarła się w moją strefę prywatności. Po roku byliśmy już przyjaciółmi. Siadywaliśmy wieczorami nad planszą do gry lub oglądaliśmy jej ulubione kabarety. I zastanawialiśmy się, co dalej po studiach. Ona była na zarządzaniu, ja na informatyce. Kochałem komputery.
– Może założymy firmę? – spytała. – Będziemy sprzedawać i naprawiać komputery. Ty zajmiesz się sprzętem, a ja klientami. Moglibyśmy wziąć kredyt.
– Kto nam da kredyt? – zwątpiłem. – Masz mieszkanie, głupku – powiedziała.
Miała rację. Wziąłem kredyt pod zastaw hipoteki i założyliśmy sklep komputerowy z serwisem. Danka miała głowę do interesów, ja byłem świetny w naprawach i sprzęcie. Znaleźliśmy wreszcie źródło utrzymania. Znaleźliśmy też coś więcej. W dniu, kiedy otworzyliśmy sklep i zdobyliśmy pierwszych klientów, Danka kupiła szampana i wieczorem rozpiliśmy go. Siedzieliśmy na kanapie, roztaczając wizje wspaniałej przyszłości. Nie wiem, jak to się stało, że poszliśmy razem do łóżka. Nic tego wcześniej nie zapowiadało.
Oczywiście, ja tego chciałem od samego początku, ale Danka o mnie w ten sposób nie myślała, byłem tego pewien. Rano było nieco niezręcznie. Milczenie, uciekanie spojrzeniami na bok. Ale potem była praca, zwykłe rozmowy i poranna niezręczność gdzieś odeszła.
Nie rozmawialiśmy o tym, co się zdarzyło. Jakby się nie zdarzyło. Nie muszę wam mówić, że ja myślałem tylko o tamtej nocy. Chciałem więcej. I chciałem być wtedy trzeźwy. Ale końmi byście ze mnie tego nie wyciągnęli. Jak zwykle siedziałem zanurzony w bebechach komputerów i pewnie Dance wydawało się, że to jest mój cały świat.
Jakiś czas później, wieczorem, gdy siedziałem w swoim pokoju, nasłuchując odgłosów z łazienki i wyobrażając sobie, co ona tam robi, Danka nagle otworzyła drzwi i weszła. Była owinięta w ręcznik, miała mokre włosy.
– Filip, potrzebuję tego – powiedziała tak po prostu.
– Ja też – odparłem, zawstydzony chrapliwym brzmieniem głosu.
Moje marzenie się spełniło
Kiedyś kumpel – ten, co miał u mnie wynająć pokój, ale się zakochał – powiedział, że zazdrości mi układu.
– Żadnych zobowiązań. Po prostu zaspokajacie swoje żądze, i tyle. Bez tych wszystkich – machnął ręką – uczuciowych komplikacji. Też bym tak chciał.
Nie rozumiał. Ja Dankę kochałem. Była pępkiem mojego świata. Była moimi płucami. Ale nie mogłem jej tego powiedzieć, okazać miłości tak, jakbym chciał. Wiedziałem przecież, że ona wciąż marzy o wielkim uczuciu i rozgląda się za odpowiednim kandydatem.
Ale ta świadomość mi nie przeszkadzała. Wystarczało mi, że czułem się tak, jakby mnie kochała. Że niby się oszukiwałem? Cóż, trudno. Żyłem z ukochaną kobietą w jednym mieszkaniu, spaliśmy w jednym łóżku, jedliśmy przy jednym stole.
Oglądaliśmy razem telewizję, śmialiśmy się z tych samych dowcipów. Chodziliśmy razem do kina, do teatru. Na basen. Ufaliśmy sobie. A kiedy Danka wracała z randki z kolejnym kandydatem na Faceta Marzeń, opowiadała mi szczegóły, a ja jej mówiłem, co z tym facetem jest nie tak. A potem szliśmy do łóżka. Szkoda tylko, że nie mogło tak zostać.
Może to jest właśnie różnica między przyjaźnią a miłością. Pewnego dnia Danka przyszła do domu późno wieczorem. Byłem zaniepokojony, bo zazwyczaj uprzedzała, gdy coś jej wypadło. Gdy zamknęliśmy sklep, powiedziała, że idzie na godzinę na siłownię. Wróciła przed północą. Kiedy tylko zobaczyłem jej zarumienioną twarz i błyszczące oczy, już wiedziałem, że stało się najgorsze.
– Filip, spotkałam go – Danka zrzuciła sandały i usiadła na kanapie. – Wreszcie. Wyobraź sobie – zaśmiała się – że ostatnio myślałam, żeby zaproponować ci małżeństwo. Zegar tyka… – i znów się zaśmiała, jakby powiedziała świetny dowcip.
– Małżeństwo? Nie wiedziałem, o czym mam myśleć najpierw. Czy o tym, że rozważała ślub ze mną, czy o tym, że teraz już tego nie zrobi, bo spotkała jakiegoś chłystka, który zawrócił jej w głowie. Każda z tych myśli generowała inne emocje. I w końcu opadłem na krzesło naprzeciwko Danki z miną kretyna. A ona świergotała. Że gdy wychodziła z siłowni, zderzyli się w drzwiach. Spojrzeli sobie w oczy i już wiedziała, że jej modlitwy zostały wysłuchane. Poszli na kawę. Jaki on przystojny! Jaki inteligentny! Jaki zabawny! Tak wcześniej nigdy nie było. Nawet nie spytała, co ja na to. I wiedziałem, że nie powinienem zaczynać jej faceta z miejsca obrzydzać.
Musiałem być ostrożny
Że to naprawdę poważna sprawa, zrozumiałem, kiedy po kolacji i prysznicu po raz pierwszy od wielu miesięcy poszła spać do swojego dawnego pokoju. Przyjaźń z korzyściami właśnie się skończyła. Jak i spokój mojej duszy. Im bardziej w ciągu następnych tygodni Danka była szczęśliwa, tym ja głębiej zapadałem się w czarną otchłań rozpaczy.
Kiedy po dwóch miesiącach przeprowadziła się do jego wynajętego mieszkania, straciłem niemal grunt pod nogami. Tęskniłem za dawnym życiem. Za naszymi wieczorami. Za miłością, która dla mnie była realna. Nieustannie przypominałem sobie słowa Danki, które powiedziała do mnie kiedyś, zmęczona seksem: „Wiesz, Filip? Czasem żałuję, że się nie kochamy. Tak naprawdę, rozumiesz. Bylibyśmy całkiem niezłą parą. Dobrze mi z tobą”.
Kiedy ukryty w samochodzie patrzyłem, jak Danka i Karol siedzą w kawiarni i się śmieją, albo słuchałem, jak on się jej oświadcza (dzięki pluskwie, którą założyłem w komórce Danki), myślałem sobie: czy on kiedykolwiek będzie ją kochał jak ja? Czy jego życie będzie kręciło się wokół niej? Czy jej będzie z nim tak dobrze jak ze mną? Uznałem, że nie. Przyjdzie dzień, kiedy jej miłość zblednie i ona dojrzy prawdziwe oblicze męża. Może będą się kłócić. Może on będzie ją bił. A może porzuci z dzieckiem dla innej. I ona będzie nieszczęśliwa. Co ma zrobić facet, który naprawdę kocha swoją kobietę?
Musi uratować ją przed wszystkimi, którzy chcą lub mogą ją skrzywdzić. Nawet przed nią samą. Wiedziałem, że Karol biega dwa razy w tygodniu w podmiejskim lasku. Zawsze tą samą trasą. Nudziarz. Samochód zostawiłem nieopodal miejsca, które sobie wyznaczyłem na atak. Potem ciało wywiozłem pięćdziesiąt kilometrów dalej, tam, gdzie mogło zniknąć na zawsze. Potem z jego komórki wysłałem do Danusi esemesa, że on jednak nie jest gotowy na stały związek. Na rodzinę. I że wyjeżdża z kraju. Moja ukochana płakała przez tydzień. Przez kolejny chodziła zła jak osa. Siedziałem na zapleczu sklepu i słyszałem, jak warczy na klientów. Do mnie się nie odzywała, jakbym nie istniał. Aż pewnego wieczoru zapukała do drzwi mieszkania. Gdy otworzyłem, stała tam z walizką.
– Mogę wrócić? – spytała.
– Tu jest twoje miejsce – odpowiedziałem i wziąłem od niej walizkę.
Zobacz więcej prawdziwych historii:
Myślałam, że widzi we mnie kogoś więcej, niż tylko grubaskę...
Ukrywam przed narzeczoną, że rozbieram się za pieniądze
Była dziewczyna mojego faceta mieszka z nami, bo musimy się nią opiekować
Miałam 32 lata, a matka decydowała w co mam się ubrać i kiedy iść spać
Nie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Od tego tylko krok do niewoli