Gdy otrzymaliśmy z mężem zaproszenie na ślub mojej kuzynki Michaliny, byliśmy w głębokim szoku. Przecież nie mieliśmy z nią żadnej więzi, bo mieszkała w całkiem innym miejscu, na drugim końcu Polski. A tu takie niespodziewane zaproszenie... No, byliśmy zdziwieni, ale jednocześnie też bardzo uradowani.
Nie mogliśmy się doczekać
Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy dowiedzieliśmy się, że po przerwie w życiu towarzyskim spowodowanej najpierw pandemią, a później po prostu poluzowaniem różnych relacji, w końcu będziemy mogli trochę się zabawić.
Dodatkowo radość z tego powodu zwiększało to, że ślub miał się odbyć w najfajniejszym hotelu w rodzinnym mieście młodej pary. Ten hotel był znany ze swoich ślicznych, wygodnych pokoi i wykwintnego jedzenia, więc wiedziałam, że wesele na pewno będzie świetne.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do przyszłej panny młodej, żeby dać znać, że na pewno przyjdziemy.
– Czyli na 100% przyjdziecie? – pytała.
– Tak. Szczerze mówiąc, nie możemy się już doczekać, kiedy znowu spotkamy się z innymi ludźmi i z całą rodziną – odpowiedziałam.
– To świetnie, bo niektórzy odmawiają i wymyślają dziwne powody.
– My z Tomkiem będziemy. Mamy już po dziurki w nosie siedzenia w domu.
– No to czekamy na was ze Zbyszkiem z niecierpliwością. I dzięki za potwierdzenie. Wiesz, nie chcemy wydawać pieniędzy na tych, co nie przyjdą.
– Jasne, rozumiem... Możecie nas liczyć jako potwierdzonych gości – zapewniłam.
Stało się nieszczęście
Jednak na dwa dni przed ślubem zdarzyło się coś strasznego. Moja babcia miała zawał. Kochałam ją jak nikogo innego, bo mama była zawsze zapracowana i to właśnie babcia zajmowała się mną przez wiele lat. Ta sytuacja tak mnie przeraziła i przytłoczyła, że ani myślałam o zabawie czy weselnych tańcach. Szczerze mówiąc, całkowicie zapomniałam o tym ślubie.
Przez kilka następnych dni myślałam tylko o babci. Często jeździłam do szpitala, bo w końcu pozwolili na krótkie odwiedziny i cały czas modliłam się, żeby wróciła do zdrowia. Dopiero kiedy jej stan zaczął się poprawiać, przypomniałam sobie, że nie powiedziałam Michalinie, że jednak nie będziemy mogli przyjechać.
Było mi strasznie głupio, że tak wyszło, bo przecież obiecałam, że będziemy na bank, a potem nie dość, że nie przyszliśmy, to jeszcze zupełnie bez uprzedzenia. Ale czy w obecnej sytuacji nie było to zrozumiałe? To nie była kapryśna decyzja typu „nie idę, bo mi się nie chce”, ale poważna sprawa.
Uznałam więc, że, jak tylko na spokojnie przemyślę wszystko i dojdę do siebie po przejściach związanych z chorobą babci, zadzwonię do Michaliny, wytłumaczę całą sytuację, przeproszę za naszą nieobecność i oczywiście złożę jej najlepsze życzenia na nowym etapie jej życia. Byłam przekonana, że zrozumie.
Kuzynka była na nas zła
Gdy kilka dni później odważyłam się do niej zadzwonić, Michalina spokojnie wysłuchała tego, co miałam do powiedzenia. Nawet zapytała, jak się ma babcia, więc byłam pewna, że nie jest na nas zła. Niespodziewanie jednak zmieniła ton na bardziej surowy i chłodny.
– Rozumiem wszystko, ale jeśli nie miałaś siły ze mną gadać, to mogłaś chociaż napisać SMS-a albo maila. Albo poprosić swojego męża, żeby to zrobił. To przecież tylko moment – w jej głosie słychać było irytację.
– Rozumiem... Ale naprawdę o tym nie pomyślałam... Przykro mi... W obliczu całej tej sytuacji na śmierć zapomniałam – odparłam z westchnieniem.
– Czy masz pojęcie, jak bardzo nas to zabolało, kiedy z planowanych stu pięćdziesięciu gości na naszej zabawie weselnej pojawiło się jedynie osiemdziesiąt? – wrzasnęła nagle.
– Co proszę? – zdołałam wydukać, zszokowana jej nagłym wybuchem.
– Dokładnie! Niemal połowa gości nas olała! I to pomimo tego, że wcześniej również, tak samo jak ty, zapewniali o swoim przybyciu. Kiedy patrzyłam na te puste miejsca na sali, to aż chciało mi się płakać. To miał być najcudowniejszy dzień mojego życia! Nawet w najgorszych koszmarach nie wyobrażałam sobie czegoś takiego... Pusta sala, zmarnowane jedzenie, masa atrakcji...
– Ojej, Misia, rozumiem twoje zdenerwowanie i naprawdę mi cię szkoda...
– Twoje współczucie mi nic nie daje! Wsadź je sobie! Mam nadzieję, że przynajmniej zachowacie się przyzwoicie i zapłacicie – warknęła i rozłączyła się.
Dostaliśmy rachunek
Zanim zdążyłam zadać pytanie, o co konkretnie chodzi z tą zapłatą, dostałam list. Tak, po dwóch dniach od naszej rozmowy przyszedł do mnie polecony od kuzynki. Wyciągnęłam kartkę z koperty, przeczytałam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Młoda para chciała od nas z powrotem 660 złotych! To była kwota, którą zapłacili za nas na swoim weselu.
„Wiemy, że w waszym życiu mogło zdarzyć się coś nieoczekiwanego i mimo zapewnienia, nie udało wam się dotrzeć na naszą uroczystość zaślubin. Ale przecież nie mieszkamy na jakiejś odległej planecie. Istnieją telefony, e-maile. Wystarczyło naskrobać kilka słów wyjaśnienia i temat byłby zakończony. Zrozumielibyśmy. Ale wy nas zignorowaliście i zraniliście w tak ważnym dla nas dniu. Do tego naraziliście nas i naszych rodziców na dodatkowe wydatki. Dlatego oczekujemy, że bez niepotrzebnych opóźnień wpłacicie gotówkę na wskazane poniżej konto”, przeczytałam.
Zdenerwowana wręczyłam Tomkowi list. Był zaskoczony tak samo jak ja. Z niedowierzaniem spoglądał na kartkę, a potem na mnie. Ale w końcu zdecydował, że to na pewno tylko głupie żarty, taki mały odwet za to, że zostawiliśmy ich na lodzie. I że nie ma, o co się martwić. Zazdrościłam mu tej pozytywnej energii, bo czułam gdzieś pod skórą, że to wcale nie jest żaden żart. Przypomniałam sobie, co mi powiedziała Michalina przed tym jak zakończyła ze mną rozmowę. „Mam nadzieję, że zapłacicie”.
Nie odpuści nikomu
Moje podejrzenia, niestety, szybko się potwierdziły. Zadzwoniłam do kilku osób z rodziny, zrobiłam małe śledztwo... Wyszło na to, że takie same listy dostały wszystkie osoby, które mimo obietnic, że przyjdą, nie stawiły się na weselu.
Zrozumiałam, że Michalina nie odpuści. Co więcej, młodzi mają podobno pełne wsparcie swoich rodziców, którzy również są zasmuceni, że ich pociechy nie mogły mieć takiej ceremonii, o której zawsze marzyły. Większość ludzi, którzy dostali rachunki, jest wściekła i zapewnia, że nie wyślą żadnej kasy, ale niektórzy mówią, że zapłacą, bo jest im głupio, że tak wyszło.
Sama nie wiem, co robić i biję się z myślami. Czasem się denerwuję na Michalinę i myślę, że to niewyobrażalnie butne z jej strony, ale później, kiedy opadają już emocje, jest mi jej żal i wraca do mnie wstyd za to, że tak załatwiłam tę sprawę...
Nawet gdy wmawiam sobie, że nie powinnam się tak biczować, to przecież nadal wiem, że mogłam zadzwonić albo chociaż napisać wiadomość. To w końcu jej ślub: jedyny taki dzień w życiu. Może powinnam była się wykazać większym szacunkiem?
Czytaj także: „W spadku po mamie zamiast kasy, dostałam brata. Przez ponad 30 lat ukrywała, że ma syna ze zdrady”
„Żona ciągle jest zmęczona, mimo że tylko siedzi w domu z córką. Opieka nad dzieckiem przecież nie jest taka trudna”
„Żona wymyśliła, że na 10. rocznicę ślubu polecimy do Dubaju. Z moimi zarobkami mogę ją zabrać najwyżej do Zgierza”