Może ona i nowy mąż lubią nieco ciekawszy seks? – powiedziała Jolka, gdy jej powiedziałam, że zauważyłam sine pręgi na ramionach koleżanki.
– Ciekawszy? – prychnęłam.
– A skąd wiesz, jak on wygląda? – puściła mi oczko.
Jolka zawsze miała luzackie podejście do życia. Zazwyczaj to w niej lubiłam, bo ustawiała sprawy w odpowiedniej perspektywie. Ale nie tym razem.
Była bardzo wycofana
Zaczęłam uważniej obserwować Patrycję. Pracowała w naszym zespole od dziesięciu miesięcy. Miała dwadzieścia dziewięć lat. Nic o niej nie wiedziałam, bo była wycofana i milcząca.
Do tej pory myślałam, że Patrycja taki ma charakter – poważna kobieta nielubiącą pogaduszek i ploteczek. Zazwyczaj chodziła w spodniach i koszulach z długimi rękawami. Jeśli musiała włożyć spódnicę, rajstopy nosiła mocno kryjące. Taki styl – myślałam. Ale teraz uznałam, że może to konieczność. Żeby świat nie zauważył siniaków i otarć. No i to wycofanie się, odmawianie zaproszeniom na wyjście do kawiarni po pracy.
– Bo może woli inaczej spędzać czas po pracy niż na gadaniu głupot w towarzystwie niewyżytych urzędniczek – mówiła Jolka. – Widziałaś jej męża? Prawdziwe ciacho!
Siedziałyśmy w kawiarni nad napoleonkami we cztery – były też Kaśka i Julita. Popatrzyłam na nie z pytaniem w oczach. Też uważają, że przesadzam? Julita zmarszczyła nos, co znaczyło, że myśli nad czymś intensywnie.
– Kiedyś weszłam do toalety – odezwała się wreszcie. – Była tam Patrycja, miała uniesiony sweterek i patrzyła na żebra. Jak weszłam, zauważyłam czerwoną bruzdę. Spytałam, co się stało. Burknęła, jak to ona, że walnęła bokiem w kant stołu. Ani razu nie spojrzała mi w oczy.
– Kłamała – zawyrokowałam i popatrzyłam na koleżanki z pracy poważnie. – Dziewczyny, czy nie możemy założyć wstępnie, że być może Patrycja ma za męża damskiego boksera? Trzeba jej pomóc. Trzeba zainterweniować.
– I jak to zrobimy? – Spytała Julita.
– Trzeba z nią pogadać – Jolka wzruszyła ramionami.
Pokręciłam głową.
– Możesz spróbować, ale powie, że spadła ze schodów, uderzyła się w drzwi. Że napadli ją złodzieje. Ona ma syndrom ofiary. Będzie kryć sprawcę. Czytałam o tym.
Martwiłam się o nią
W ciągu następnych kilku tygodni obserwowałyśmy Patrycję. Próbowałyśmy też ją podpytywać o pochodzenie siniaka pod okiem. O to, dlaczego syknęła, kiedy Julita poklepała ją po ramieniu. Dlaczego kuleje. I jak przepowiedziałam, zawsze miała na to niewinne wytłumaczenie.
– To nie ma sensu, tak jej nie pomożemy. A wygląda na to, że facet się rozkręca – powiedziałam zdenerwowana, kiedy znów siedziałyśmy w kawiarni. – Musi być źle, skoro nosi w pracy ciemne okulary.
– Zapalenie spojówek – powiedziała Julita. – Spytałam.
– I jest nerwowa – dodała Kaśka. – Też ją spytałam o te okulary, to rzuciła się jak osa, że co nas obchodzi. Że może wsadzić na łeb nawet garnek i też nic nam do tego.
– Co więc proponujesz? – spytała. – Bo ja myślę, że powinnyśmy zagrać z nią w otwarte karty.
– Dobrze – odparłam. – Ale ja będę mówić.
Byłam pewna, że to nie zadziała, ale w końcu co nam szkodziło spróbować. Może kiedy Patrycja zrozumie, że nie jest sama, będzie współpracować.
Wyśmiała naszą troskę
Tak więc następnego dnia przydybałyśmy ją we dwie – ja i Jolka – w kuchence, gdzie podgrzewała sobie obiad. Zamknęłam drzwi. Patrycja obróciła głowę i zmarszczyła brwi, widząc, że stoimy obie przed nią.
– Czy mąż cię bije? – spytała Jolka prosto z mostu.
Spojrzałam na nią z oburzeniem.
Patrycja zagrała, jakby chciała dostać Oskara: otworzyła szeroko oczy, że niby jest taka zdumiona, a potem warknęła na nas z nienawiścią:
– Odbiło wam? To o to tu chodzi? Te podpytywania, ta troska? Odczepcie się ode mnie.
– Więc nie bije? – upewniła się Jolka.
– Prędzej bym mu łapę złamała, gdyby mnie palcem tknął. Dzięki za zainteresowanie, ale nie. Nie jestem ofiarą.
– A te podbite oczy, siniaki na rękach? – głos mi drżał ze zdenerwowania. – Skąd to się bierze? Tylko mi nie mów, że się potykasz i uderzasz. W życiu w to nie uwierzę. – Wierz sobie, w co chcesz. Nie twoja sprawa, skąd to mam. Potrafię się sobą zaopiekować. Wynocha z mojego życia.
Wyszłyśmy z kuchni.
– Jak dla mnie sprawa załatwiona – powiedziała Jolka. – Ja jej wierzę. Facet co prawda jest wielki, ale ona też nie kruszynka. Może po prostu lubią się okładać pięściami w grze wstępnej. Ludzie mają różne zboczenia.
– Wiesz co, jesteś niby taka światowa, oczytana, a taka naiwna – mój głos drżał, tak jak i ja cała. – Nie masz pojęcia, przez co ta kobieta przechodzi.
– A ty masz? – Jolka patrzyła na mnie zdziwiona.
Odwróciłam się i odeszłam.
Wezwałam policję
Dwa tygodnie później Patrycja nie przyszła do pracy. Jej mąż przyniósł do firmy zwolnienie lekarskie i powiedział, że jest chora i że swoje projekty będzie robiła przez tydzień z domu.
Patrzyłam na tego wielkiego faceta i wyobrażałam sobie, co takiego zrobił, że żona nie mogła się pokazać ludziom. Nie miałam po co rozmawiać o tym z dziewczynami, bo uznały, że są pewne granice wtrącania się w życie innych. Skoro Patrycja nie chce, to pewnie jej to pasuje.
Zadzwoniłam na policję i złożyłam doniesienie o przemocy domowej. Że prawdopodobnie skatowana kobieta leży w domu, a znajomy lekarz wypisał zwolnienie. A może to nawet fałszywe zwolnienie.
Czekałam w samochodzie pod blokiem Patrycji, kiedy przyjechał dwuosobowy patrol. Poszłam za nimi na trzecie piętro. Stałam na półpiętrze, kiedy policjantka pukała do drzwi. Otworzył jej mąż Patrycji. Wpuścił ich do środka. Po kilku minutach wyszli. Pożegnali się grzecznie. Gdy schodzili obok mnie, policjantka powiedziała:
– Ma grypę, gorączkę i zaprzecza, by mąż ją bił. Nie chciała zdjąć szlafroka, by pokazać, że nie ma śladów. Zażądała nakazu sądowego. Nic nie możemy zrobić.
I poszli sobie. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy.
– Justyna? – poczułam dotyk na ramieniu.
Przede mną stała Patrycja. Na policzkach miała rumieńce. – On mnie nie bije. Zapomnij o tym.
– Więc skąd te siniaki?
Westchnęła ciężko.
– Kurde, to moja sprawa, co robię po pracy. Nie znoszę wtykania nosa w nie swoje sprawy.
– Zaraz zmarzniesz – usłyszałam głos.
Mąż Patrycji zszedł po schodach i okrył żonę kocem.
– Jesteśmy kick-bokserami – spojrzał na mnie. – Dorabiamy sobie walkami po godzinach, bo za nasze pensje marzeń raczej nie spełnimy, ale to trochę nielegalne, więc nie mówimy o tym głośno. Stąd te siniaki. Chce pani zobaczyć moje? Proszę zobaczyć – i podniósł bluzę. – To wszystko.
Napięcie znikło. Poczułam, jak po twarzy spływają mi łzy.
– To dobrze – wyszeptałam. – Zdrowiej, czekamy na ciebie. I nic nikomu nie powiem, obiecuję.
Doszłam już do schodów, gdy usłyszałam:
– Dziękuję. Dobrze jest wiedzieć, że nie jesteśmy obojętni innym ludziom. Może następnym razem twoja interwencja rzeczywiście uratuje jakąś kobietę. A kto ciebie uratował? – spojrzała na mnie pytająco.
Pokręciłam głową i poszłam sobie.
Koszmar wracał. Niemal znów czułam uderzenia na całym ciele – rękach, ramionach, nogach. I ten strach, przecież nie wolno mi nic powiedzieć. Nikt nie wiedział, że w siniakach Patrycji widziałam swoje sprzed kilku lat, dlatego tak usilnie próbowałam jej pomóc.
Czytaj także: „Mąż chciał wykurzyć zięcia z rodziny i zrobił mu szkołę przetrwania. Dopiął swego, ale prawie przypłacił to życiem”
„Żona pozbyła się mnie jak starych kapci. Może i nie wylewam za kołnierz, ale jestem dobrym mężem” „Mój facet to wieczny chłopiec. Stracił firmę, a wmawia mi, że będzie dobrze. Nie mam już sił”