„Nie mogę patrzeć, jak była mojego męża koło niego skacze. Boję się, że Janusz połasi się na jej piękne ciało”

kobieta zazdrosna o męża fot. iStock by Getty Images, Witthaya Prasongsin
„Zagadywała go, przysiadała, a potem udawała, że się opala, bo wrześniowe słońce piekło jak w lecie, więc wyciągała długie, zgrabne nogi. Potem zrzucała bluzkę i kusiła pięknym, śniadym ciałem. Widziałam to z daleka, lecz nie słyszałam, o czym rozmawiają, bo nie miałam odwagi do nich podejść”.
/ 05.08.2023 22:00
kobieta zazdrosna o męża fot. iStock by Getty Images, Witthaya Prasongsin

– Nie chcę urlopu we wrześniu – marudził mój ukochany mąż. – Co to za miesiąc na wypoczynek? Tylko wrzosy, mgła i pajęczyny…

Ale Tolek, przyjaciel z dawnych lat, kusił grzybami, żurawiną, miodem i nalewką na smorodinie. Zapraszał nas do swojej gajówki. Miał być luz, owoce prosto z drzewa i gadanie do świtu… No i w końcu pojechaliśmy. Z dziećmi zostali teściowie.

Po trwającej kilka godzin podróży autem naszym oczom ukazał się wreszcie malutki, biały domek na kamiennej podmurówce. Pod drewnianym płotem rosły malwy. Ogromne: różowe, białe, amarantowe, łososiowe – raj dla pszczół brzęczących w ciepłym, popołudniowym słońcu. Za domem był las. Tak blisko, że zielone łapy świerków prawie dotykały szyb w niewielkich oknach.

Tolka nie było, chociaż obiecywał, że będzie czekał. Nie pisnął ani słowa, że szykuje mu się służbowy wyjazd, bo bał się, że nie przyjedziemy. Ale dom nie był pusty. Ktoś jednak na nas czekał…

Nigdy nie przestałam być o nią zazdrosna!

Najpierw zobaczyliśmy kolorowe sukienki rozwieszone na sznurze. Wszystkie w odcieniu ceglastopomarańczowej czerwieni. Znałam kiedyś dziewczynę, która w takim kolorze wyglądała przepięknie, lecz każde wspomnienie o niej raniło mi serce. To była siostra Tolka, kiedyś wielka miłość mojego męża, Janusza. Piękna, inteligentna, utalentowana… Nigdy nie przestałam być o nią zazdrosna!

Dziesięć lat temu wyszła za mąż za dużo starszego faceta i wyjechała z Polski, najpierw do Włoch, potem do Ameryki. Była wówczas na pierwszym roku Akademii Sztuk Pięknych, ale bez żalu rzuciła studia. Nie kryła, że zależy jej na forsie i na tym, żeby się w życiu ustawić. Mój mąż bardzo cierpiał. Kochał ją, biedak, szaleńczo. Jednak musiał przegrać z piekielnie bogatym Włochem. Na szczęście ja byłam wtedy blisko. Moja teściowa twierdzi, że uratowałam jej syna, i pewnie dlatego jest dla mnie taka dobra.

Wszystko w nim kochałam i kocham: i to, że się trochę garbi, i to, że nie znosi komedii romantycznych. Kocham jego spokojny charakter, ale też to, że nie lubi sprzątać, a jeśli już się za to weźmie, zostawia po sobie idealny porządek i błysk! Lecz najbardziej go kocham za to, że jest ze mną: zamknął tamten rozdział w swoim życiu i razem stworzyliśmy ciepły dom.

Czasem zastanawiam się, dlaczego Janusz się ze mną ożenił. Jestem przecież odwrotnością Sylwii… A w ceglastej czerwieni wyglądam koszmarnie! Również na pewno nie zmieściłabym się w te sukienki z wielkimi dekoltami suszące się na sznurze, bo kobieta, która je nosiła, musiała mieć szczupłą, wąską talię i niezbyt szerokie biodra. Musiała być zupełnie inna niż ja...

Za chwilę przekonałam się o tym na własne oczy... Przed domem czekała na nas dawna miłość mojego męża!

Sylwia miała na sobie kusą sukieneczkę w odcieniu ostrego oranżu i błękitne turkusy na długiej szyi. Nawet bosa, z włosami splecionymi w luźny warkocz, wyglądała zachwycająco… Nie miałam przy niej szans! Chciałam, żebyśmy zawrócili i odjechali stąd jak najdalej. Ale nie można było tak się wygłupić, więc zacisnęłam zęby i udałam, że wszystko jest w porządku.

– Nie ma Tolka? Ach, to nic, że nie uprzedził! No tak, przecież ty jesteś. Na pewno będzie wesoło! – szczebiotałam jak idiotka.

Za to Janusz mówił niewiele i jak zwykle był bardzo spokojny.

– Nie miotaj się tak – powiedział do mnie w końcu. Wszystko jest w porządku.

Zaniósł nasze torby do pokoju, a później poszedł do kuchni i zaparzył dla nas obojga herbaty.

– Ty też się napijesz? – zapytał Sylwię uprzejmie.

– Nie, dziękuję – odpowiedziała. – Piję wyłącznie zioła i wodę.

Wciąż kręciła się blisko niego...

Ani na chwilę nie spuszczała z Janusza wzroku.

Wyglądasz super! Nic się nie zmieniłeś, jakby cię czas nie dotykał! Jak ty to robisz? – spytała, patrząc wyzywająco.

Janusz uśmiechnął się i wskazał na mnie.

– Pytaj moją żonę, jak to robi. To ona o mnie dba!

Przez kilka najbliższych dni Sylwia wciąż zaczepiała mojego męża, prawiła mu komplementy, uśmiechała się, cały czas była blisko niego. Wspominała jakichś znajomych, jakieś sprawy sprzed lat; zachowywała się tak, jakby chciała zatrzeć ten czas, kiedy była daleko i żyła swoim życiem.

Ja cierpiałam męczarnie zazdrości. Byłam pewna, że Sylwia chce odzyskać miłość Janusza, i bałam się, że jej się to uda! Moja rozpacz sięgnęła zenitu, kiedy Sylwia oznajmiła nam, że jest po rozwodzie i przyjechała do Polski, żeby odnowić i naprawić parę dawnych spraw. Od tej chwili mój wypoczynek zamienił się w koszmar! Byłam absolutnie przekonana, że Janusz tylko czeka na okazję, by czmychnąć ze swoją dawną miłością, bo jego dawne opętanie wróciło i mój mąż ma mnie dość.

A on? Zachowywał się zwyczajne, jakby nie ocierała się o niego prześliczna kobieta, jakby nie miał żadnych wspomnień z nią związanych i jakby to wszystko było mu kompletnie obojętne. Zbierał grzyby, obierał je, suszył, chodził na ryby, czytał książki, drzemał na leżaku. Słowem – robił wszystko to, co się robi na urlopie… Codziennie telefonował do dzieci i do teściowej: opowiadał, jak jest tu pięknie i obiecywał, że w przyszłym roku zjedziemy do wujka Tolka całą rodziną. Ja miałam zatrutą każdą sekundę tego urlopu!

Gajówka Tolka pełna jest tajemniczych zakamarków. Należy do nich szopka na narzędzia ogrodnicze i karmę dla zwierząt. Po drabinie można się wdrapać na ministryszek, gdzie suszą się różne zioła i kwiaty. Stamtąd widać skrawek podwórka, ale przede wszystkim słychać, co mówią ci, którzy siedzą na ławce ustawionej przy stole z sosnowych bali. Na tej ławce lubił siedzieć mój mąż… Obkładał się gazetami i książkami, parzył sobie kawę i to była jego sjesta.

Sylwia prawie zawsze plątała się gdzieś w pobliżu. Zagadywała go, przysiadała, a potem udawała, że się opala, bo wrześniowe słońce piekło jak w lecie, więc wyciągała długie, zgrabne nogi. Potem zrzucała bluzkę i kusiła pięknym, śniadym ciałem. Widziałam to z daleka, lecz nie słyszałam, o czym rozmawiają, bo nie miałam odwagi do nich podejść. Aż w końcu wymyśliłam, co zrobić, żeby wszystko słyszeć, będąc niewidoczną – wystarczyło wspiąć się na stryszek!

Rozpętało się prawdziwe piekło

Na stryszku kręciło w nosie od zapachu schnących ziół. Było duszno i strasznie gorąco. Słyszałam każde słowo wypowiadane na dole. Najpierw Sylwia zapytała, czy może się przysiąść, bo chciałaby pogadać poważnie.

– Udajesz, czy naprawdę nie widzisz, co się ze mną dzieje?

– A dzieje się coś? – zapytał mój mąż zdziwionym tonem.

Zrozumiałam, że nadal cię kocham. I zrobię wszystko, żebyśmy znowu byli razem…

Serce mi zamarło. Zapadła cisza. Pomyślałam, że oni się całują i dlatego nic nie mówią. Musiałam to zobaczyć!

Próbowałam znaleźć szerszą szparę w deskach. Nie zauważyłam, że tuż nad moją głową wisi dziwna torba: szara i zakurzona, uszyta jakby z ciemnego aksamitu. Musiałam ją potrącić, kiedy szukałam dobrego miejsca do obserwacji, ale kompletnie nie zwróciłam na to uwagi. Również na narastające, delikatne brzęczenie… Ja byłam całą sobą na dole… Zobaczyłam ich! Mój mąż siedział w bezpiecznej odległości od niej i zachowywał się tak, jakby ta piękna kobieta nie wyznała mu przed chwilą miłości.

– Nic nie powiesz? – zapytała.

– Powiem. Jesteś głupia i zła. Nie pozwolę ci znowu skrzywdzić siebie, mojej żony i naszych dzieci.

Podniosłam się z kolan, walnęłam głową w szarą torbę i… rozpętało się piekło! To było gniazdo os. Najpierw zaatakowały mnie, po czym ciemną chmurą pokryły podwórko, żądląc Sylwię i Janusza. Potem wszyscy wyglądaliśmy jak upiory. Pierwszy raz w życiu nie odczuwałam przy niej kompleksów!

– Mieliście szczęście – powiedział Tolek, gdy wrócił. – Parę lat temu w tej szopce mieszkały szerszenie!

Sylwia wyjechała, kiedy tylko doszła trochę do siebie. W drodze powrotnej mój mąż stwierdził całkiem spokojnie:

– Myślałem, że wrzesień to tylko mgły i pajęczyny. A to jeszcze osy! Strasznie jadowity miesiąc.

– I piękny... – westchnęłam.

– Najpiękniejszy!

Czytaj także:
„Koleżanka podrywa mojego chłopaka, a ja kisnę z zazdrości. Chciałam wybić jej z głowy amory, ale chyba przeholowałam”
„Byłam tak zazdrosna o faceta, że rzuciłam się z pazurami na koleżankę, którą podrywał. Uwielbiał, jak o niego walczyłyśmy”
„Patrzyłam jak kopia Marilyn Monroe podrywa mojego faceta i rósł we mnie gniew. W końcu wybuchłam i rozpętało się piekło”

Redakcja poleca

REKLAMA