„Byłam tak zazdrosna o faceta, że rzuciłam się z pazurami na koleżankę, którą podrywał. Uwielbiał, jak o niego walczyłyśmy”

Mój facet uwielbiał, gdy kobiety o niego zabiegały fot. Adobe Stock, fizkes
„Dzisiaj na pewno nie wpadłabym w szał, widząc go otoczonego gromadą dziewczyn albo przytulającego w tańcu każdą z nich. Wiedziałabym, że jak jest ich tyle, to w rzeczywistości nie ma żadnej. A dziś, nawet po latach, nadal stał otoczony wianuszkiem kobiet. Uwielbiał zainteresowanie, schlebiało mu, że się o niego biją”.
/ 02.09.2022 17:15
Mój facet uwielbiał, gdy kobiety o niego zabiegały fot. Adobe Stock, fizkes

Jest piosenka o powrotach do dawnych miłości, o wspomnieniu dziewczyny z warkoczami, która czeka na swego chłopca, a kiedy on się pojawia, jemu serce bije jak wtedy, gdy był zakochany po raz pierwszy. W piosenkach wszystko jest proste i możliwe, jednak ja wiem, że takie powroty bywają ryzykowne. Wiele razy słyszałam, jak to byli kochankowie chcieli po latach odnowić wygasłe uczucia, licząc na to, że czas ich nie zniszczył i nie zmienił, tylko trochę przykurzył, więc kiedy się dmuchnie i potrze szmatką, wspomnienia wrócą i będą tak samo kolorowe.

Nic bardziej mylnego

Ma się w pamięci chłopaka z bujną czupryną, a na spotkanie przychodzi jego dziadek; co z tego, że trochę podobny? Nie jego się oczekiwało. Jedna z moich koleżanek swojego byłego narzeczonego po prostu nie poznała i kiedy weszła do kawiarni, w której się umówili po latach, do głowy jej nie przyszło, że ten łysolek w beżowym blezerku jest dawnym mistrzem siatkówki i szalonym inicjatorem wszelkich przygód i atrakcji. Opowiadała, że kiedy wreszcie usiadła przy jego stoliku, nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Jej towarzysz miał źle dopasowaną protezę i ona cały czas się bała, że te sztuczne zęby wypadną mu na stół.

– A gadał i seplenił jak najęty – mówiła. – Nie dopuszczał mnie do głosu! Cały czas dopytywał, czy mam własne mieszkanie, jak urządzone, kto oprócz mnie ma do niego prawo i jak sobie radzę finansowo, bo, jak mówił, patrząc po wyglądzie, wiedzie mi się całkiem nieźle. Ledwo wytrwałam godzinę. Potem wymyśliłam jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę i zakończyłam spotkanie. Na domiar złego, żeby się go jak najszybciej pozbyć ,wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu i potem musiałam wracać po samochód.

– Czemu od razu nim nie pojechałaś? – dopytywałam.

– Zwariowałaś? Gdyby jeszcze zobaczył, że mam niezłe auto, tobym się chyba faceta nie pozbyła. Na szczęście nakłamałam, że mieszkanie należy do mojej córki, i że niedługo ona się do mnie przeprowadza z trojgiem dzieci.

– Przecież twoja córka nie ma dzieci!

Nie ma. Ale czy on musiał o tym wiedzieć? Lepiej zawczasu strzepnąć z siebie takiego kleszcza. Nie mam racji?

Druga koleżanka też trafiła kulą w płot, bo mając dosyć wdowiej samotności, odszukała w internecie swą studencką miłość i wysłała mu zaproszenie do znajomych na Facebooku.

Odpowiedział prawie natychmiast

Zupełnie jakby na to czekał. Sprawdziła jego profil i okazało się, że jest żeglarzem, podróżnikiem i turystą wiecznie niesytym nowych wrażeń. Właśnie szykował się do kolejnej wyprawy, tym razem do Peru, więc ta koleżanka prawie zemdlała z wrażenia, bo właśnie Peru było jej marzeniem od wielu, wielu lat. Zapytała, czy mogłaby mu towarzyszyć. Na początku pisał, że nie, że organizuje wyprawy samotne, a kobieta już nie pierwszej młodości i w dodatku bez doświadczenia podróżniczego byłaby poważnym obciążeniem. Był niezłym psychologiem, bo od razu ustawił ją niżej niż siebie i kazał się jej tak właśnie czuć; jak balast na łódce…

Weszła w to jak w masło, więc gdy wreszcie się zgodził na jej udział w podróży, o mało z radości nie straciła resztek rozumu. Na szczęście, nie doszło do tego, bo zdążyła się pochwalić swym sukcesem bratu, który zapobiegł przytomnie przelaniu sporej kwoty na konto tamtego obieżyświata. Niestety, wcześniejsze przelewy wpadły jak do Amazonki i zostały stracone na wieki. Jak się później okazało „podróżnik” nie tylko nigdzie nie wyjeżdżał, ale nawet gdyby tego chciał, nie dałby rady, bo z powodu przewlekłej cukrzycy spowodowanej nadużywaniem alkoholu nadawał się raczej do leczenia niż do wypraw na krańce świata.

– Dlatego ciągle odwoływał albo przesuwał bezpośrednie spotkania, a zdjęcia zamieszczane na profilu były ściągane skąd się dało – opowiadała niedoszła podróżniczka. – Trzeba przyznać, że podszywał się pod naprawdę przystojnych i muskularnych facetów, wybierając takie fotki, na których było widać tylko postać z dużej odległości albo zarys postaci.

Dałam się namówić na 40-lecie matury

– Jak ja mogłam uwierzyć w te bzdury? – pytała, ale nie było się co dziwić.

Każda z nas czegoś pragnie i kiedy wreszcie to coś zaczyna się spełniać, nie patrzymy na drobiazgi. Zamiast szczegółu liczy się wtedy ogół! Po takich doświadczeniach moich koleżanek i znajomych ostrożnie podchodziłam do rozmaitych klasowych spotkań, wieczorków wspomnień i tego typu atrakcji, choć to ostatnio jest bardzo modne. Zarówno kobiety jak i mężczyźni chętnie szukają wszystkiego, co im przypomina młodość. To chyba naturalne: każdy lubi stare zdjęcia, szczególnie te, na których jest szczupły, ma włosy, własne zęby, błysk w oczach i twarz bez zmarszczek. Fajnie wtedy pomyśleć „taka byłam” i spróbować odszukać to, co może jeszcze zostało. Nie zawsze się udaje, ale sama myśl, że kiedyś fruwało się jak motyl, jest przyjemna i krzepiąca. No więc zgodziłam się na propozycję uczestniczenia w czterdziestoleciu naszej matury. Okazja – przednia.

Wprawdzie z różnych powodów losowych nie udało się zebrać całej klasy, ale większość się odhaczyła. I co najważniejsze, swój udział zapowiedział Mateusz, czyli ten chłopak, do którego wszystkie wzdychałyśmy: ja także… Od lat mieszkał na drugiej półkuli, ale obiecał, że z takiej okazji przyjedzie. Wiedzieliśmy, że jest po dwóch rozwodach, ma dorosłe dzieci, jest zamożny i niewiele się zmienił. Fotografie to potwierdzały, naprawdę nie wyglądał na sześćdziesiątkę! Był szczupły, modnie ubrany, no i nadal miał bujną blond czuprynę, tylko trochę przyprószoną siwizną, ale świetnie się z tym prezentował. Oczywiście serce mi zabiło zupełnie tak jak dawniej, kiedy wchodziłam do klasy i widziałam go otoczonego wianuszkiem dziewczyn. Nie dawały mu spokoju, gdyby chciał i tego zażądał, nosiłyby za nim plecak. Nie musiał się starać, żeby mieć takie powodzenie; wystarczyły te jego oczy, ciemne brwi, jasne włosy i namiętne usta.

Naprawdę był piękny

O dziwo lubili go także chłopcy, bo był sympatyczny, uczynny, dawał ściągać na klasówkach, podpowiadał po mistrzowsku i miał własny, duży pokój w rodzinnym domu, do którego można było przyjść bez zapowiadania się i zawsze dostać coś do jedzenia. Nie ma co ukrywać, Mateusz był moją pierwszą wielką miłością, z której leczyłam się przez wiele lat. Jak się okazało, nie wyleczyłam się do końca, bo wiadomość, że przyjeżdża na naszą rocznicę, kompletnie mnie oszołomiła. Prawie zwariowałam, chociaż minęło tyle czasu i takie emocje miłosne wywietrzały mi z głowy. Mój były mąż zawsze twierdził, że jestem nieprzewidywalna. Miał rację, bo faktycznie nie przewidział, że go wystawię za drzwi, kiedy tylko potwierdzą się plotki o romansie, jaki nawiązał ze swoją młodą podwładną. Tłumaczył się, że to ona go sprowokowała, bo jej zależało na awansie i na tym, żeby mieć stałego sponsora płacącego za wszystko, co jej się zamarzy. On będący akurat w kryzysie wieku średniego dał się omamić jak nastolatek. Nie przekonał mnie; to znaczy nawet byłam pewna, że mówi prawdę, ale co mi było z tej jego prawdy?

Miałam się wzruszyć? Miałam mu współczuć, że jest taki skołowany i szuka potwierdzenia swej męskości? Może nawet utwierdzać w przekonaniu, że jest nadal wspaniałym mężczyzną i wybaczyć? Nic z tego! Rozwód był formalnością. Nie mieliśmy dzieci, a mieliśmy rozdzielność majątkową, do tego ja zebrałam wszelkie dowody na jego zdradę, więc orzeczenie winy nie stanowiło problemu. Nie zażądałam zbyt wysokich alimentów, ale i tak to, co mi płaci, jest satysfakcjonujące. Moja nieprzewidywalność także na tym polegała, że on nie spodziewał się mojej bezwzględności w egzekwowaniu swoich praw i bardzo się zawiódł.

Opowiada, że puściłam go w skarpetkach

Kiedy do mnie docierają te plotki, dodaję, że skarpetki też zabrałam, bo nie pasują do sandałów, a on nosi albo sandały, albo gumofilce. No więc nieprzewidywalnie zwariowałam na wieść o możliwości spotkania z Matim. Na dnie serca nadal czułam gorycz, wspominając, jak się rozstaliśmy, ale szybko zacierałam te wspomnienia.

– To było w innym życiu – myślałam. – Dzisiaj wszystko jest inne, dorosłe, mądrzejsze, spokojniejsze…

Dzisiaj na pewno nie wpadłabym w szał, widząc go otoczonego gromadą dziewczyn albo przytulającego w tańcu każdą z nich. Wiedziałabym, że jak jest ich tyle, to w rzeczywistości nie ma żadnej. I nie byłabym tak głupio zazdrosna nawet o piękną Aśkę z równoległej klasy. Nie rzuciłabym się na nią z pazurami. Nie byłoby skandalu na pół miasta! I przede wszystkim nie zerwałabym z Mateuszem, może nawet byłabym z nim do tej pory? Tak myślałam, szykując się do tego klasowego balu, który miał się odbyć po czterdziestu latach od tamtego gorącego maja, w auli naszego liceum. Też był maj i też upalny. I szkoła była ta sama, więc i my chcieliśmy się poczuć jak w tamtej piosence Wodeckiego: młodzi, ze skrzypcami, z warkoczami…

To niesamowite, ale prawie nikogo nie poznawałam. Z mojej klasy jeszcze prędzej, ale z tych równoległych – w ząb. Przyglądaliśmy się sobie, szukając jakichś szczególnych cech, które pozwolą się identyfikować, ale to było niewykonalne. Jedyną osobą, którą rozpoznałam natychmiast, była Aśka. Zmieniła się jak my wszyscy, ale nadal miała te swoje ogniste, bujne włosy i zielone oczy pod długimi rzęsami. I śmiała się jak kiedyś, więc nie można jej było przegapić… jak kiedyś.

– Wieśka! Ogłaszam pokój między nami – zawołała na mój widok. – Co było, to było. Świetnie wyglądasz, cieszę się, że cię spotkałam. Wiele razy o tobie myślałam, naprawdę. Mam nadzieję, że już nie masz do mnie żalu?

– Nie mam – odpowiedziałam szczerze. – Zresztą czasu się nie cofnie. Po co wracać do niemiłych wspomnień?

Tak rozmawiając, szłyśmy sobie długim korytarzem w stronę auli, skąd dobiegały dźwięki muzyki i rozmów. Prawie jednocześnie stanęłyśmy w drzwiach i chyba obie pomyślałyśmy to samo: czasu się wprawdzie nie da cofnąć, ale już zatrzymać w miejscu choć na chwilę – tak, to jest możliwe! Zobaczyłyśmy jakże znajomy obraz: piękny, opalony, świetnie ubrany, młodo wyglądający Mati otoczony zwartym wiankiem kobiet z wszystkich klas. Siwe, rude, czarne, blond, chude, przy kości, na wieczorowo ubrane i na sportowo, umalowane ostro i w ogóle...

Wszystkie patrzyły w niego jak zaczarowane

Przekrzykiwały się, opowiadając o sobie i przywołując jakieś szkolne epizody. Kokietowały, chichotały, zwracały na siebie uwagę, były jak wróble w karmniku szukające tego jednego, jedynego ziarnka. No cóż, minęły lata, a to się nie zmieniło.

– To się nie zmieni – powiedziała Aśka, jakby czytając w moich myślach. – On już na wieki wieków zostanie jak takie ciastko z kremem. Trochę czerstwe, wczorajsze albo przedwczorajsze, zamrożone i odmrożone, jeszcze apetyczne, ale już tylko dla bardzo spragnionych słodyczy. Nie jest trujące, więc nawet jak je zjesz, nie pochorujesz się, no, chyba że masz bardzo wrażliwy żołądek. Poza tym, nikt nie każe jeść po całości; można ukruszyć kawałeczek i smakować po okruszku. To co? Wchodzisz w to, Wieśka?

– A ty? – zapytałam.

– Nigdy w życiu! Ja lubię świeże ciasto, jeśli już w ogóle je jadam, bo tak naprawdę – wolę warzywa. O, znam miejsce, gdzie podają genialne sałaty. Może się skusisz? Zapraszam. To dosyć daleko, ale mam przed szkołą auto, a jeszcze nic nie piłam. Chcesz? Pogadamy, powspominamy, pośmiejemy się. Co ty na to?

Chcesz zrezygnować z tej imprezy? – zapytałam. – Wydałam kupę kasy na fryzjera, kosmetyczkę, ciuchy i buty. Ma się to wszystko zmarnować?

– Ci, którzy mieli zauważyć, zauważyli – roześmiała się. – Zrobili zdjęcia, wstawią je na Facebooka i gdzie się da. Wszyscy cię zobaczą i docenią, bo faktycznie ładnie wyglądasz. No, chyba że ci zależy na Mateuszku, i liczysz na to, że się w końcu do niego przebijesz. Jeśli tak, to ja wycofuję propozycję.

– Żartujesz? – odpowiedziałam. – Komu by zależało na zeszłorocznym ciastku z kremem? Aż taką amatorką słodyczy nie jestem. Poza tym, cukier jest tuczący i niezdrowy, ja też wolę sałatki!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA