„Nie mogłam odnaleźć się w Polsce. Wróciłam po kłótni z Piotrkiem, ale marzyłam o dalszym życiu za granicą”

kobieta, która podjęła pochopną decyzję fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
Nie kończy się 5-letniego związku z powodu paru nitek makaronu, no ludzie! Akcja potoczyła się tak błyskawicznie, że nie zdążyłam dobrze pomyśleć, a już zbudziłam się na trzecim piętrze bloku w tej żałosnej mieścinie. Wciąż nie mogłam się otrząsnąć z szoku: co ja tu robię?
/ 06.08.2021 09:28
kobieta, która podjęła pochopną decyzję fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Tak wyszło, że wróciłam z Wysp do Polski. Nie dlatego jednak że tęskniłam za ojczyzną, rodziną, znajomymi… Nie, przyleciałam, bo pożarłam się z Piotrkiem jak nigdy w życiu. A najgorsze, że w tej kłótni rzuciłam w niego talerzem ze spaghetti bolognese. Cwaniak się uchylił i cała zawartość wylądowała na makiecie katedry westminsterskiej, nad którą siedział przez ostatnie pół roku.

Czy miałam inne wyjście, niż wyjść z uniesioną dumnie głową, a potem, gdy Piotrek pójdzie do roboty, cichutko wrócić, spakować skromny dobytek i ruszyć na lotnisko? Miałam?! Co nie znaczy, że nie czekałam na ratunek. Na Boga, przecież on musi mi przebaczyć!

Nie kończy się pięcioletniego związku z powodu paru nitek makaronu

Jeżeli kogoś dziwi, że nie zaczekałam na przebaczenie u jakichś znajomych w Anglii, powiem krótko: poniosło mnie. Akcja potoczyła się tak błyskawicznie, że nie zdążyłam nawet dobrze pomyśleć, a już zbudziłam się na trzecim piętrze bloku w tej żałosnej mieścinie. Wciąż nie mogłam się otrząsnąć z szoku: co ja tu robię?

Do tego nie mogłam się dogadać z rodzicami. Jeszcze gdy mieszkałam w Anglii, matka często marudziła mi przez telefon, że co to za życie na obczyźnie, że powinnam wrócić. A potem, ledwo postawiłam stopę na rodzinnej ziemi, od razu zaczęła mnie nękać: Do roboty idź. Jak ty sobie w ogóle wyobrażasz życie tutaj? Chyba nie myślisz, że będziemy cię z ojcem utrzymywać? Do cholery! Miesiąc by chociaż wytrzymali, żebym zdążyła się rozejrzeć…

Z ojcem to jeszcze można sprawy przedyskutować, ale jak matka się uprze, to nie ma zmiłuj. Kiwałam zatem głową, pokazywałam jej jakieś CV i ogólnie starałam się sprawiać wrażenie zainteresowanej szukaniem roboty, chociaż tak naprawdę miałam to gdzieś…

– Masz dziś jakąś rozmowę o pracę? – nękała mnie matka każdego ranka.

Czy to jest Londyn, żebym codziennie miała gdzie chodzić na rozmowę? Przecież tu są dwa zakłady pracy na krzyż! Dziś też przyszła z roboty i pierwsze, co usłyszałam, to sakramentalne pytanie:

– Znalazłaś coś?
– Nie, i już nie wiem, gdzie pytać – burknęłam, żeby ukrócić śledztwo.
– Widzisz, a ja wiem – uśmiechnęła się jak jakaś cholerna kobra i już czułam, że mam przerąbane. – Pamiętasz Natalię, z którą chodziłaś do liceum? – zapytała mama. – Taka ładna blondyneczka z dużymi oczami.

Pamiętam, wyjaśniłam, tyle że chodziłyśmy razem do szkoły tylko przez dwa lata, bo Natalka zaszła w ciążę z pierwszym gościem, który spróbował ją przelecieć. I nawet nikt jej nie współczuł. Taka była durna, że odetchnęłyśmy, nie musząc więcej oglądać jej daremnych popisów przy odpowiedzi.

– Cóż to była za idiotka – wzdrygnęłam się na samo wspomnienie. – Beczała za każdym razem, gdy dostała lufę. Dostawała wtedy takich czerwonych plam na twarzy… Błeeee.
– Teraz ma swoją restaurację – przerwała mi mama, jakby posiadanie własnego biznesu było równoważne co najmniej z otrzymaniem Nagrody Nobla. – I szuka pracownicy. Już z nią rozmawiałam, umówiłam cię na rozmowę.

Myśl o tym, że ta tępa dzida miałaby być moją szefową, była tak rozbrajająca, że nawet nie protestowałam. A kiedy jeszcze dowiedziałam się, że pod nazwą „restauracja” skrywa się po prostu pizzeria, sytuacja odjechała niepostrzeżenie w stronę absurdu.

Mela, olimpijka z angielskiego, na zmywaku u Natalii

Z nadzieją spojrzałam na wyświetlacz komórki: ani śladu wiadomości od Piotrka, zero szans na ratunek ze strony rycerza na białym koniu… Musiałam się pogodzić z tym, że rodzona matka lekką rączką sprzedała mnie w jasyr.

Nazajutrz powlokłam się jak skazaniec do jedynej pizzerii w tej dziurze. O dziwo, lokal nie silił się na udawanie czegoś, czym nie był, i robił dość dobre wrażenie. Nawet jedzenie mieli tam przyzwoite. Miałam okazję skosztować ich kuchni, ale nie zdawałam sobie wtedy jeszcze sprawy, że lokal należy do mojej szkolnej koleżanki. Nie widziałam jej zresztą wtedy za ladą.

Tym razem była, czekała na mnie przy stoliku, popijając espresso z małej filiżanki – elegancka młoda kobieta, zupełnie niepasująca do obrazu Natalii, jaką zapamiętałam ze szkoły. W dodatku wydawało się, że mój widok szczerze ją ucieszył, co było zaskakujące: spodziewałam się raczej ironicznych tekstów albo nieszczerego zainteresowania kłopotami, które mnie sprowadziły. Nic z tych rzeczy. Natalia uśmiechnęła się promiennie i poprosiła, bym usiadła przy stoliku. Skinęła na dziewczynę przy kontuarze i zamówiła jeszcze jedno espresso.

– Napijesz się, prawda? – spytała ciut za późno, ale nie odmówiłam.

Usiadłam naprzeciw przyszłej szefowej, która cały czas sprawiała wrażenie, że nasze spotkanie sprawia jej radość. W lokalu nie było wiele osób – jakiś małolat zapatrzony w ekran smartfona i rodzinka z dwójką dzieciaków ubabranych sosem pomidorowym jak nieboskie stworzenia.

– Wiesz? – powiedziała Natalia, upijając łyczek kawy. – Jestem nawet zadowolona, że los nas znowu zetknął.

Pomyślałam, że ma podstawy, by odczuwać niejaką satysfakcję, ale powstrzymałam się od komentarza. Uśmiechnęłam się tylko ostrożnie.

– A jeśli chodzi o pracę? – spytałam.
– Daj spokój – machnęła lekceważąco ręką. – Jeśli ci odpowiada taka robota, to przychodź choćby i dziś. Płaca podstawowa i niewielkie szanse na napiwki, ale wiem, że w życiu różnie się układa. Sama zaczynałam od zera.

Zamyśliła się przez chwilę.

– Zabawne jest to – powiedziała, wpatrując się we mnie z uśmiechem – że dążenie do czegoś lepszego zawdzięczam tobie.

No nie, coś mi śmierdziała ta ciepła, rodzinna atmosferka. Czyżby ktoś chciał się trochę zabawić moim kosztem? Zaczynałam rozważać rezygnację z oferty pracy i natychmiastowe wyjście.

– Przecież zdawałam sobie sprawę z pozycji, jaką zajmowałam w szkole – mówiła w zamyśleniu Natalia. – Cały panteon szkolnych piękności dawał mi ją odczuć każdego dnia. Ale wiesz, ty byłaś inna. Byłaś ponad tym wszystkim, choć żadna z klasowych gwiazdek nie dorównywała ci urodą ani gustem. Miałaś zawsze takie fajne ciuchy… Mnie nie było stać, ale nie dałaś mi nigdy odczuć, że jestem gorsza – powiedziała.

Zerknęłam na nią z ukosa. Wyglądała, jakby mówiła szczerze, ale chyba musiała mnie pomylić z kimś innym: dla mnie w tamtych czasach Natalka była zawsze zerem. Co jej się z upływem lat uroiło na mój temat? Jasne, nie prześladowałam jej jakoś spektakularnie, bo nie miałabym od kogo zrzynać sprawdzianów z matmy, ale żeby robić ze mnie od razu szlachetną księżniczkę?!

– Żartujesz sobie ze mnie?– spytałam niepewnie.
– Nie, no co ty – zaprzeczyła stanowczo i zupełnie serio. – Zawsze chciałam być taka jak ty i nawet nie chodziło mi o urodę, bo tę się ma albo nie, ale o dążenie do czegoś innego, niż oferowało to zapyziałe miasteczko… O aspiracje. Fakt, nie za bardzo mi wychodziło, już na samym początku falstart z ciążą i w ogóle. Kicha, ale maturę w końcu zrobiłam. No i zobacz, można powiedzieć, że coś mi się udało, nie? – wskazała ręką wokoło.
– Jasne – przytaknęłam.– Jestem pod wrażeniem, naprawdę.

Jeszcze nigdy nie czułam się tak głupio. Straciłam ochotę, by podjąć pracę u Natalki

I wcale nie była to kwestia ambicji, tylko przyzwoitości. To tak jakbym znów chciała zrzynać zadania z matmy… Cokolwiek Natalia sobie roiła na mój temat, nie zasługiwałam, by przyjąć jej pomocną dłoń. Nie ja.

– Słuchaj – powiedziałam – strasznie ci dziękuję za tę robotę, bo rzeczywiście nie miałam się gdzie zaczepić, ale chyba jednak nie zostanę w naszym miasteczku. Zdopingowałaś mnie i postanowiłam wracać na Wyspy. Chyba za wcześnie się poddałam.
– Rozumiem cię, kochana – powiedziała z przejęciem Natalia i na policzkach wykwitły jej rumieńce, jakby znów stała przy szkolnej tablicy. – Gdyby nie zobowiązania, też bym stąd uciekła, wierz mi.

Roześmiałyśmy się obie i był to zupełnie naturalny i szczery śmiech, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do Piotrka.

– Przepraszam – powiedziałam, choć z trudem mi to przeszło przez gardło. – Powinnam była zjeść spaghetti, zanim rzuciłam w ciebie tym talerzem – rozwodniłam nieco skruchę, żeby nie wyjść na zdesperowaną.
Myślałem, że nigdy nie zadzwonisz – powiedział. – Próbowałem się z tobą skontaktować, ale cały czas odzywała się poczta. Stęskniłem się za twoją kuchnią, mała. Nikt tak nie przyrządza sosu do spaghetti. Wracaj, zanim zliżę resztkę z makiety.

O Boże, ale ulga. Naprawdę było mi szkoda tej jego katedry, ale powiem mu o tym, jak już się spotkamy. 

Czytaj także:
Nawet trudny rozwód nie był takim koszmarem, jak związek mojej córki z moim byłym kochankiem
Uważałam, że kobieta po rozwodzie jest wybrakowana. Wstydziłam się odetchnąć
Anka zostawiała 4-latka samego na całe noce. Serce ściskało się z żalu, gdy płakał

Redakcja poleca

REKLAMA