O swojej bezpłodności dowiedziałam się jeszcze w liceum. Kilku lekarzy stwierdziło zgodnie, że szans na wyleczenie nie ma, byłam po prostu zepsuta. Natura nie chciała, bym została matką.
– Jestem wadliwa – mówiłam o sobie przez kolejne lata, usiłując mierzyć się z ogromem cierpienia i nieakceptacji.
Kiedyś to nie miało znaczenia
Kiedy miałam te dwadzieścia, dwadzieścia parę lat, moi partnerzy nie przywiązywali do tematu ewentualnych dzieci wielkiej wagi. Dla jednego to była wręcz zaleta, był zachwycony, że możemy uprawiać seks bez antykoncepcji, potomstwa i tak nie planował.
Inni odkładali decyzję o ojcostwie na dalekie „później”, póki co chcieli po prostu dobrze się bawić. Ale potem i tak nadchodziły kolejne rozstania, z różnych powodów. Ale po trzydziestce zrozumiałam, że moi rówieśnicy nie są już tacy chętni do wiązania się z kobietą, która nigdy nie da im dziecka.
– Nie poddawaj się – mówiła Dagna, dzięki której w ogóle jakoś się trzymałam. – Musisz cały czas umawiać się na randki, dawać szanse facetom. Wiem, że w końcu spotkasz takiego, dla którego ty będziesz najważniejsza. Po prostu to wiem!
Był taki okres w moim życiu, że się jednak poddałam. Nie chciałam nikogo zwodzić, a tak naprawdę nie ma dobrego momentu na to, by powiedzieć swojemu chłopakowi, że jest się bezpłodną. O takich rzeczach nie informuje się przecież na pierwszej randce. A potem jest coraz trudniej.
Związki mi się rozpadały
Oczywiście, spotykałam się też z takimi, którzy już byli ojcami. Krzysiek miał dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa. Nie znosiły mnie. Adam miał syna z kobietą, która wciąż była w nim zakochana. Zniszczyła nasz związek.
Sławek był wdowcem i samotnym ojcem dwulatki. Wiecznie uważał, że coś przy niej robię źle, nie ufał mi w kwestiach karmienia, przewijania i opieki. W końcu sama odeszłam, czując się jeszcze bardziej bezwartościowa i przegrana.
I wtedy Dagna poznała Michała. Był nowy w jej pracy, zaprzyjaźnili się. Parę razy mi o nim opowiadała, jaki to fajny facet, aż w końcu uznała, że pora na prezentację. I tak poznałam mojego przyszłego męża.
Od początku byłam szczera
Przyjaciółka miała rację: Michał był niesamowity. Wesoły, pełen energii, a przy tym empatyczny i wrażliwy na innych. Potrafił i słuchać i ciekawie opowiadać. Od pierwszej minuty spotkania była między nami chemia.
O mojej ułomności zdecydowałam się powiedzieć mu jak najszybciej. Nie chciałam jeszcze bardziej się zakochać i potem cierpieć. Jeśliby miał mnie rzucić, to lepiej szybciej niż później – myślałam.
– To nie ma znaczenia – powiedział. – Są inne metody. Możemy się starać o adopcję. Nie muszę mieć własnej kopii genetycznej. Ale muszę mieć ciebie! Basia, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie…
Oświadczył mi się niedługo potem. To było szalone, ale się zgodziłam. Oboje uwielbialiśmy nurkować, podobnie zresztą jak Dagna. To ona załatwiła nam możliwość wzięcia ślubu na pokładzie portugalskiego stateczku, z którego schodziło się pod wodę. Powiedzieliśmy sobie „tak” w kombinezonach nurkowych, a potem wyskoczyliśmy z łodzi, trzymając się za ręce.
Byłam wdzięczna przyjaciółce
– Dziękuję, kochana – powiedziałam do niej w wieczór swojego ślubu. – Wiesz, nigdy nie sądziłam, że będę tak szczęśliwa! To dzięki tobie… Chyba nigdy nie dam rady ci się odwdzięczyć.
– Oj tam, nie gadaj tyle! – zbyła mnie, lecz widziałam, że szklą się jej oczy ze wzruszenia. – Chodź, twoje weselne ognisko na plaży już czeka. Zamówiłam lokalną kapelę i wiesz co? Gitarzysta chyba na mnie leci! No, idziemy, mam ochotę na portugalskie słodkości!
Objęłam ją i poszłyśmy bawić się na moim plażowym weselu. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, jedliśmy portugalskie przysmaki – byłam wręcz niewiarygodnie szczęśliwa. Co chwila zerkałam na Dagnę, czy dobrze się bawi. Z całego serca życzyłam jej, by i ona znalazła taką miłość jak ja.
– Idź, zatańcz z Dag – szepnęłam do Michała. – Chyba coś jej nie poszło z tym gitarzystą, jakaś przygaszona siedzi.
Michał poszedł bez ociągania się. Ucieszyłam się, że trochę jej się humor poprawił. Michał i Dagna wciąż pracowali razem. Ustaliłam z mężem, że musimy jej się jakoś odwdzięczyć za to, że nas ze sobą poznała i zorganizowała nam to cudowne wesele. Bardzo chcieliśmy ją z kimś wyswatać. Z kimś wartościowym, kto da jej szczęście.
Nagle zaszła w ciążę
Dagna jednak nie była osobą, której łatwo zaimponować. Może nie była superładna, ale miała figurę modelki, do tego świetnie zarabiała i była duszą towarzystwa. Ludzie ją uwielbiali, miała wielu adoratorów, ale wiedziałam, że żaden nie zdołał jej przekonać, by została z nim na dłużej. Zmieniała więc facetów co kilka tygodni, lecz żaden z kolegów Michała ani moich się „nie przyjął”, jak to zabawnie określała moja przyjaciółka.
Aż pewnego dnia Dag zwierzyła mi się, że spóźnia jej się okres.
– Idę po test do apteki, poczekasz ze mną na wynik? – zapytała, kiedy do niej wpadłam.
Kwadrans później okazało się, że to ona „wpadła”. Na widok dwóch kresek wzięła głęboki wdech, a potem usiadła na klapie sedesu i przez długą chwilę milczała.
– To ten Szwed? – zapytałam o domniemanego ojca. – Ten z portalu randkowego?
– Tak… – wyszeptała, obejmując się ciasno ramionami. – Tylko z nim sypiałam… Ale zerwaliśmy i nie mam do niego kontaktu…
Szwed nie był jej miłością i na pewno by się z nim nie związała ze względu na dziecko, jednak widziałam, że dręczy ją wizja przyszłego samotnego macierzyństwa. Obiecałam, że ja i Michał będziemy jej pomagać, że ona i dzidziuś będą mogli na nas liczyć. Podniosła wzrok i zapytała mnie cicho:
– Basia, jesteś pewna… że dasz radę?
Wszyscy czekaliśmy na to dziecko
Wiedziałam, co miała na myśli. Ja marzyłam o dziecku, ale nie mogłam go mieć. A tu nagle moja najlepsza przyjaciółka zachodzi w nieplanowaną i do pewnego stopnia niechcianą ciążę. To było w jakiś sposób niesprawiedliwie.
Tłumaczyłam sobie, że to irracjonalne, ale jakaś część mnie była rozgniewana, że Dagna zaszła w ciążę, z której nawet się nie cieszy. To powinnam była być ja! Na szczęście Dag po kilku tygodniach odczuła instynkt macierzyński i na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Widziałam, że Michał uważnie mnie obserwuje, sprawdza, jak się czuję w towarzystwie kobiety z zaokrąglonym brzuszkiem, starałam się więc podkreślać, że ja także cieszę się na narodziny dzidziusia przyjaciółki.
Towarzyszyłam Dag podczas badania usg, kiedy poznała płeć dziecka.
– Dziewczynka – powiedziała lekarka.
Wtedy jedyny raz się popłakałam. Dagnie powiedziałam, że ze wzruszenia, ale prawda była taka, że nie poradziłam sobie z sytuacją. Oddałabym pół życia, żeby leżeć tam zamiast niej i usłyszeć, że urodzę córeczkę…
Michał był troskliwy
Kiedy Kaja przyszła na świat, Dag poprosiła Michała i mnie, żebyśmy byli rodzicami chrzestnymi. Oczywiście się zgodziliśmy, ale potem babcia powiedziała mi, że małżeństwo nie powinno przyjmować razem takiej propozycji.
Dag nie miała brata ani męskich przyjaciół, więc Michał został ojcem chrzestnym, ja odstąpiłam ten zaszczyt jej przyrodniej siostrze. Teraz to ja czujnie obserwowałam Michała. Widziałam, jaki jest zakochany w chrześnicy.
Ciągle jej coś kupował, kiedy miała kolki, przeglądał portale rodzicielskie w poszukiwaniu porad, posunął się nawet do tego, że zakupił fotelik dla niemowlęcia, który pasował do naszego samochodu.
– W zeszłym miesiącu trzy razy woziłem gdzieś Dagnę i Kaję – wytłumaczył mi. – To przekładanie fotelika z samochodu do samochodu jest idiotyczne! Tobie też się przyda, jak będziecie chciały gdzieś pojechać naszym autem i przewieźć małą.
W sumie się z nim zgodziłam. Dagna i Kaja były de facto członkami naszej rodziny. Przyjaciółka często podrzucała do nas córeczkę, a my nie protestowaliśmy. Usiłowałam nie wyobrażać sobie, że Kaja to moje dziecko, ale i tak nie mogłam się powstrzymać, i kiedy na spacerach albo w galerii ktoś mnie zaczepiał pytając o córeczkę, nie wyprowadzałam go z błędu.
To były trudne chwile
Kochałam Kaję nie mniej niż Michał, który dosłownie z każdym miesiącem był w nią bardziej wpatrzony. Kiedy Kaja miała czternaście miesięcy, Dag poszła na jakieś rutynowe badanie i wróciła z przerażającą diagnozą. Miała podejrzenie nowotworu. Kolejne tygodnie spędziliśmy we trójkę jak na szpilkach, czekając na wyniki dodatkowych testów.
– To czerniak – wyznała mi, kiedy odebrała wyniki. – Boże, nie wiem, co teraz…
Kiedy przekazałam tę wiadomość Michałowi, miałam wrażenie, że zemdleje.
– Co będzie z Kają… jak…ona… – nie mógł wymówić słowa „umrze”.
Był roztrzęsiony i przerażony. Na początku myśleliśmy, że wszystko dobrze się skończy. Chyba każdy tak myśli, prawda? Kaja praktycznie u nas zamieszkała, Dagna była zbyt osłabiona chemią i naświetleniami, żeby się zajmować dzieckiem. W końcu usłyszała od onkologa, że kolejne zabiegi są bezcelowe.
– Zostało mi kilka tygodni, może miesięcy życia… Muszę uporządkować przyszłość Kai… – wyszeptała.
Nie zostało w niej nic z dawnej Dagny
Ważyła tyle co dziecko, wyłysiała, jej bezrzęsne oczy straciły blask. Ale dla mnie wciąż była, obok Michała, najbliższą osobą na świecie. Kochałam ją i codziennie płakałam, że ją stracę. Michał przeżywał to chyba jeszcze gorzej. Jak to facet, radził sobie z bólem za pomocą złości. Raz usłyszałam przez okno ,jak krzyczy na Dagnę, kiedy przyjechała po córkę.
– Zabraniam ci! Rozumiesz?! Zabraniam! Nie możesz nam tego zrobić! Nie możesz tego zrobić Kai!
Rozpłakałam się wtedy, nim jeszcze weszłam do domu. Ja też chciałabym zabronić Dagnie umierać. Zabronić jej odbierać Kai mamę, a nam najlepszą przyjaciółkę… Kiedy weszłam, oboje byli bardzo wzburzeni. Michał wyglądał na przerażonego i wściekłego, Dag na zdeterminowaną i cierpiącą.
Byłam w szoku
A potem powiedziała coś, co zatrzymało mój świat w miejscu. To, czego usiłował zabronić jej Michał.
– Basia… zostało mi niewiele czasu, a pewne rzeczy muszą być wyjaśnione i załatwione – zaczęła. – Muszę ci powiedzieć, kto jest ojcem Kai. To nie Szwed…
W tym momencie zobaczyłam, jak mój mąż osuwa się na krzesło i chowa twarz w dłoniach. Wciąż miałam nadzieję, że coś źle rozumiem, ale Dag umierała i nie miała siły na owijanie w bawełnę.
– Kaja jest córką Michała. Zrobiliśmy testy. Uznał ją. Jest wpisany do aktu urodzenia jako jej ojciec. Basia, przykro mi… Miałaś się nigdy nie dowiedzieć, ale w tej chwili muszę zadbać o córkę.
Wiele razy potem myślałam, jak mogłam to przeoczyć. Ale Kaja naprawdę nie była podobna do Michała. A Dagna rzeczywiście woziła się ze swoim Szwedem w stosownym czasie. Nigdy nie sprawdzałam wyciągów z konta bankowego ani dokumentów męża. Dlaczego zresztą miałabym coś podejrzewać?
Najgorsze było to, że nawet nie miałam dokąd uciec. W domu był mój niewierny mąż, a przyjaciółka okazała się tą, z którą mnie zdradził. I która zdradziła mnie… W końcu to oni wyszli. Ona z Kają do domu, on… nie obchodziło mnie dokąd.
Nie mieściło mi się to w głowie
Zostałam sama. Nie byłam w stanie myśleć. Dag umierała, Kaja była córką mojego męża. Zanim ich wyrzuciłam, ona powiedziała, że dziecko zgodnie z prawem zostanie po jej śmierci z ojcem.
Nie wiedziałam, jak sobie to poukładać w głowie.
Ja, Michał i Kaja? Miałabym zostać przybraną matką dla dziecka przyjaciółki, która uwiodła mojego męża? Wychowywać je z człowiekiem, który tak straszliwie mnie zranił?
Tej nocy Dagna została zabrana do szpitala. Stres spowodował pogorszenie jej stanu. Michał zadzwonił i zapytał, czy może przyjechać z małą do domu. Co miałam mu odpowiedzieć? Zacisnęłam zęby i odpowiedziałam, że dziecko nie jest niczemu winne. Obiecałam, że będę się nim zajmować tak jak do tej pory.
Stan Dag był zły. Przeniesiono ją do hospicjum. Odeszła we śnie trzy tygodnie później. Na pogrzebie okazało się, że Dagna powiedziała rodzinie, kto jest ojcem jej dziecka i z kim należy się umawiać w sprawie kontaktów. Nagle obcy ludzie rozmawiali z moim mężem o tym, kiedy będą mogli zabrać małą na weekend do dziadków.
Marzyłam o tym, żeby zniknąć
Tragizm sytuacji nie pozwalał mi na przeżywanie swojego osobistego dramatu. Zmarła młoda matka, zostawiła dwuipółletnie dziecko. Nikogo nie obchodziły uczucia kobiety, która dowiedziała się, że jej mąż i przyjaciółka ją zdradzili, a potem okłamywali.
Nikogo nie interesowało, że właśnie spełniał mi się jakiś koszmarny horror – sama byłam bezpłodna, ale miałam wychowywać dziecko mojego męża będące owocem zdrady.
Jedyną pociechą w tym stała się sama Kaja. Była za mała, żeby rozumieć, że mama nigdy już nie pocałuje jej na dobranoc. Jak każde takie malutkie dziecko oglądała całą ceremonię zaciekawionymi, wielkimi oczami, a kiedy się zmęczyła, weszła mi na kolana, wtuliła twarz w moją szyję i zasnęła.
Wtedy pomyślałam, że mogłabym jakoś się z tym uporać. Przecież zdrady w małżeństwach się zdarzają. O tym się rozmawia, przepracowuje się to, można iść na terapię. Wiedziałam, że Michał mnie kocha. Zapewniał, że przespał się z Dagną tylko raz i oboje zrozumieli, że to był błąd. Może byłabym w stanie mu uwierzyć.
Zaczęłam z nim rozmawiać kilka tygodni po pogrzebie, kiedy już przeorganizowaliśmy życie Kai. Dziecko zamieszkało u nas na stałe, bez problemu też przyjęło wiadomość, że zamiast „wujku” ma do Michała mówić „tato”. Pozostała kwestia, kim ja mam być w życiu tej małej dziewczynki.
– Mogłabyś ją adoptować… – zasugerował Michał, kiedy po raz kolejny zadeklarował, że chce spędzić ze mną resztę życia. – I tak przecież myśleliśmy o adopcji, prawda? Bylibyśmy rodziną jak każda inna. Ona nawet nie musi wiedzieć… wiesz, że takie małe dziecko nie będzie niczego pamiętać…
Uciekłam wtedy z domu. Co za ironia losu, że spędziłam noc w mieszkaniu Dagny, do którego miałam klucze. To tam, leżąc na kanapie, „porozmawiałam” z nią pierwszy raz otwarcie, tak jak może powinnam była to zrobić, kiedy jeszcze żyła.
– Kocham Kaję – powiedziałam, patrząc na ich wspólne zdjęcie: maleńka Kaja w ramionach Dagny jeszcze nie przeczuwającej najgorszego. – Ciebie też kochałam, wiesz o tym. I wiesz co? Wybaczam ci to, co zrobiłaś. Michałowi też wybaczę, ale zajmie to trochę więcej czasu… I obiecuję ci, że nigdy nie skrzywdzę Kai.
Po tamtej nocy wróciłam do domu i starałam się żyć normalnie. Dbałam o Kaję, czuwałam przy niej przez trzy noce, kiedy miała wysoką gorączkę, uczyłam ją piosenek i bawiłam się z nią w pociąg oraz misiowe przedszkole. Kiedy się śmiała, przytulała albo zasypiała na mnie, czułam, jak zalewa mnie fala czułości. Gładziłam ją po jasnych, mięciutkich włoskach i odprężałam się, czując ciepło jej drobnego ciałka.
Cierpiałam jak nigdy wcześniej
– Nie zrobiłam nic, by zasłużyć na takie życie – powiedziałam w końcu do męża. – Chciałam tylko być z tobą szczęśliwa. Tak, myślałam o adopcji, ale razem… a nie adoptowaniu twojego dziecka ze związku z naszą przyjaciółką. Nie pisałam się na spotkania z babcią twojego dziecka, która traktuje mnie jak opiekunkę swojej wnuczki. Nie zamawiałam sobie wiecznych pytań rodziny, plotek i publicznego zastanawiania się, jak ja mogę coś takiego znosić. To mnie przerasta, Michał.
Poprosiłam o separację. Zamieszkałam w mieszkaniu Dagny, które formalnie należało do Kai. Uznałam jednak, że póki co mam prawo tam mieszkać. Michał długo myślał, że wrócę, ale nie dałam rady.
Płakałam co noc, tęskniłam za nim i za Kają, ale nie potrafiłam już z nimi żyć. W końcu wystąpiłam o rozwód i z powodu oczywistej zdrady męża dostałam go bez problemu. Po rozwodzie postanowiłam wyjechać do Niemiec, mieszkam tutaj do dzisiaj.
Barbara, 36 lat
Czytaj także: „Mąż zniszczył nasze małżeństwo, gdy wpakował się kochance pod kołdrę. Dał jednak coś, przez co nie myślę o rozwodzie”
„Przez jeden mały błąd niemal zrujnowałem swoje małżeństwo. Wstyd mi, że zachowałem się jak ostatni dureń”
„Matka zostawiła nam w spadku okrągłe zero. Notariusz uświadomił nam, że nie znaliśmy kobiety, która nas urodziła”