„Nie mogę się rozwieść. Przecież Jurek nie umie sam zrobić śniadania, gdzie mowa o samodzielnym istnieniu”

kobieta, która rozmyśla o rozwodzie z mężem fot. Adobe Stock, DC Studio
„Gdybym się z nim rozwiodła, musiałby się wyprowadzić, ja zostałabym z dziećmi. Wątpliwe, żeby kogoś sobie znalazł, jest tak nieatrakcyjny towarzysko, nieśmiały, zatrzaśnięty w sobie. Smętny, zakompleksiony typ bez poczucia humoru.”
/ 22.06.2021 09:43
kobieta, która rozmyśla o rozwodzie z mężem fot. Adobe Stock, DC Studio

Mariusz zatańczył, a mnie oblało gorąco. Kiedy ostatni raz facet zrobił na mnie takie wrażenie? Chyba w liceum, nie przesadzam. I nie był to wcale mój obecny mąż, Jurek, z którym właśnie siedziałam przy stole, czując się jak przywiązana do kołka.

Jurek nie tańczy z zasady, bo przypomina pająka

Widział ktoś kiedyś tańczącego pająka? Długie i cienkie nogi plączą mu się nawet przy chodzeniu, celowe wprawienie ich w ruch do taktu muzyki wydaje się niemożliwe. W dodatku słoń przydeptał mu uszy. Mało? Jest nieśmiały i przekonany, że każdy z drwiną obserwowałby jego poczynania na parkiecie. Więc odpuszcza z góry, a ja miałam zwyczaj zostawiać go na pastwę wódki i ruszać w tany sama.

No ale nie na początku zabawy. Najpierw wypijałam coś dla odwagi, a gdy już jej nabrałam, gdy zrobiło mi się wesoło – nie czekałam na niczyje zaproszenie. Partnerzy do tańca i tak natychmiast wyrastali spod ziemi. W przeciwieństwie do męża umiem i lubię się bawić. Uwielbiam. Tego wieczoru nie miałam jednak ochoty na zostanie gwiazdą.

Im dłużej przypatrywałam się Mariuszowi, jego sylwetce, jego swobodnym, lekkim ruchom, tym bardziej obezwładniała mnie chęć wtulenia się w tę szeroką klatkę piersiową. Jurek jest chudy i kościsty, suchy, sztywny, drętwy. A ten… Wielki kot: tygrys, jaguar, pantera? Czułam, że ja też zamieniam się w kocicę. Dobrze, że poszłam na ten kurs, myślałam zadowolona z siebie. Wszystkie baby zamurowało, gdy się im chwaliłam: tak, kurs tańca na rurze, dokładnie coś dla mnie. Kocham ruch, kocham muzykę, co, na jogę będę chodzić jak wy wszystkie?

Na początku było strasznie, dziewczyny młodsze ode mnie, jedna w jedną śliczna, a szczupła, a zgrabna, wzroku nie mogłam oderwać, sama przy nich jak mamuśka, którą w końcu jestem, co tu się oszukiwać: dwoje dzieci prawie odchowanych. Ale szybko gówniary zobaczyły, że się jeszcze ruszam, i to jak. Trenerka mnie chwaliła, inna sprawa, że w domu ćwiczyłam. Jurek stukał się w czoło, a ja zasuwałam – brzuszki, przysiady. Warto było. W końcu ujrzałam efekt i w lustrze, i w oczach facetów. Dobrze się z tym czułam. Nowo narodzona.

Nachodziło mnie powoli, to nie był jakiś nagły zryw. Po prostu w pewnej chwili poczułam się śmiertelnie znudzona życiem, ciągle w pracy albo w domu, czyli w drugiej pracy. Rodzina to firma. Nieustanne doglądanie dzieci i męża, pilnowanie, czy lodówka pełna, rachunki popłacone, pies zaszczepiony. Gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie. Zarabianie pieniędzy, bo żadnej innej satysfakcji mój zawód mi nie przynosi.

Lata całe jakoś szło to wszystko do przodu, ale w końcu natrafiło na tamę znużenia

Poczułam przemożny głód nowych wrażeń. Popatrz, Ala, to ostatnie lata twojej względnej młodości, bardzo względnej, bo jeszcze czujesz się niestaro, ale dla niektórych już jesteś próchnem – mówiłam sobie. I co? Życie przelewa ci się między palcami, ucieka w próżnię, w nicość. Zrób coś z tym. Zawalcz o siebie. Dzieci nie trzeba już niańczyć. Chłop? I tak nigdy mu nie dogodzisz.

Codzienne utarczki: wanna niedomyta, skarpetki niedobrane w pary, zupa przypalona i w ogóle co ty robisz z tymi pieniędzmi, znikają z oczu jak rakieta. Postanowiłam się zbuntować. Coś mnie od wewnątrz roznosiło, szarpało, męczyło.

– Chcę się bawić! – rzuciłam pewnego wieczoru po kolacji.

Dzieciaki zaszyły się już w swoich dziuplach.

– Jak to – bawić? Lalkami? Wkroczyłaś w etap zdziecinnienia?
– Wręcz przeciwnie. Chcę tańczyć. Dobrze się ubrać, włożyć szpilki czasem i koronkowe rajstopy. Pójść do nocnego klubu, poszaleć, pośmiać się. Dołączmy do ludzi, którzy umieją cieszyć się życiem.
– Niewielu ich znamy.
– Bo żyjemy jak pustelnicy. Ale zostaw to mnie.
– I nie umiem tańczyć. Jak również obnosić się z radością życia.
– Wiem. Ale to nic trudnego. Nauczę cię.
– Boże uchowaj. Mnie dobrze tak jak jest.
– Mnie nie. Do tej pory wszystko robiliśmy tak, jak ty chciałeś. Teraz ja rządzę.
– Świetnie, rządź. Zobaczysz, że to bywa trudne. Wiąże się z odpowiedzialnością.
– Nie mędrkuj. Nie chcę pozbawiać cię władzy i jeszcze więcej brać na swoje barki, chcę tylko od czasu do czasu się rozerwać. Mam do tego prawo.
– Pewnie.

Ostatnie słowo rzucił skwaszony. Zna mnie. Wiedział, że jak coś postanowię, to już na amen

Krąg naszych znajomych szybko się powiększył. Jedni przyprowadzali drugich i tak zyskiwałam nowych przyjaciół. Jurek demonstracyjnie się dystansował, ale zaczęliśmy wychodzić gdzieś w soboty, potem też czasem w piątki. Jedyne, co mnie martwiło, to że mój mąż coraz więcej pił – zostawiony przy stole nie żałował sobie. I chyba bywał zazdrosny, choć tak naprawdę nie dawałam mu powodów. Ot, tańczyłam z facetami, bo on tego nie robił, ale bez żadnych flirtów, dwuznaczności. Lubię się podobać, jak każda kobieta. Czasem zachowywałam się trochę prowokująco, zgoda. Po prostu ponosił mnie temperament. Nie za daleko jednak. Nigdy nie za daleko.

Granicę, której przekraczać nie chciałam, miałam bardzo wyraźnie wyznaczoną.

Tego wieczoru widziałam Jurka płaczącego i to było bardzo przykre

I nagle ten roztańczony Mariusz. Jego widok był jak sieknięcie batem po zmysłach. Nie wiem, co we mnie nagle wstąpiło. By wylądować w jego ramionach, żeby to było akurat jakieś romantyczne tango-przytulango, musiałam się nieźle napracować. Kiedy wreszcie się udało, marzyło mi się, żeby moje ruchy wszystko mu powiedziały, żeby uchwycił te wibracje, domyślił się, zaproponował spotkanie.

Czułam się gotowa na romans. To rozpaliło mnie jeszcze bardziej. Przeraziłam się jednak. Kocica wyskoczyła ze mnie chyłkiem i umknęła gdzieś, kryjąc się po kątach. Podziękowałam Mariuszowi za taniec i wróciłam grzecznie do stolika, przy którym Jurek siedział zupełnie sam, lekko się chwiejąc.

– Wracamy do domu – zarządziłam.
– Już się z nim umówiłaś? Szybka jesteś.
– Nie gadaj głupot, idziemy.
– Tak nagle odeszła cię chęć do zabawy? Coś się za tym kryje. Coraz trudniej wymawiał słowa.
– Kocham cię, głuptasie. Widzę przecież, że masz dosyć. Idziemy.

Tego wieczoru popłakał się, i to było bardzo przykre – widzieć własnego męża tak rozkrochmalonego. Wcześniej nie miałam świadomości, że tak to przeżywa. Moje łapanie życia, zanim na dobre zwieje. Bardzo go kochałam.

– Ejże, na pewno, Ala? Czy ty nie mylisz miłości z litością? – spytała moja nowa przyjaciółka Natalia, gdy się jej zwierzyłam. – Bo wiesz, tak często bywa. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ta twoja miłość kompletnie wyparowała. Nie wyglądacie na kochającą się parę, w ogóle nie pasujecie do siebie. Rozumiem, że popełniłaś błąd jako młoda dziewczyna, ale teraz miej odwagę spojrzeć prawdzie w oczy. Dorosłaś, odchowałaś dzieci. Przyszła pora na nowe życie. Może z kimś bardziej dla ciebie odpowiednim.

– Chyba zwariowałaś. Oczywiście, że wciąż kocham mojego męża, zawsze kochałam – czułam się oburzona jej słowami.
– Ale jakby Mariusz zaprosił cię do łóżka, nie odmówiłabyś, prawda? Tak a propos, pytał o ciebie. Ty też wpadłaś mu w oko. Powiedział Andrzejowi, że jesteś „hot”, słowo. Andrzej od razu mi wypaplał.

Namiętność, którą poczułam na jego widok, natychmiast wróciła. Z trudem powstrzymałam się, by nie nakręcić randki za pośrednictwem przyjaciółki, jej męża, wszystkich świętych.

– Głupia jesteś – odpowiedziałam.
– A ty hipokrytka!
– A ty stara zdzira!

Uśmiałyśmy się do łez. Polubiłam ją. Myśl o tym, że mylę miłość z litością coraz mocniej wwiercała mi się w głowę. Tak, właściwie szkoda mi tego faceta, który jakimś dziwnym trafem został moim mężem – własne miłosierdzie wprawiało mnie w rodzaj dumy. Ja sobie poradzę, ale on beze mnie prawdopodobnie się zmarnuje. Przede wszystkim rozpije, a to już początek końca.

Gdybym się z nim na przykład rozwiodła, musiałby się wyprowadzić, ja zostałabym z dziećmi

Przecież on nie potrafi nawet zrobić sobie śniadania, gdzie tu mówić o samodzielnym istnieniu. Wątpliwe, żeby kogoś sobie znalazł, jest tak nieatrakcyjny towarzysko, nieśmiały, zatrzaśnięty w sobie. Smętny, zakompleksiony typ bez poczucia humoru. Kiedyś na pewno go kochałam, ale przecież i ja się od tego czasu zmieniłam.

Oboje jesteśmy już innymi ludźmi i oddaliliśmy się od siebie niczym ramiona wielkich nożyc. Dalsze rozwarcie jest nieuniknione, będziemy coraz bardziej sobie obcy. Kto wie, co się stanie, gdy dzieci pójdą na swoje? Może w ogóle nie wytrzymamy ze sobą tylko we dwoje? A co, gdy przejdziemy na emeryturę? Będziemy się gryźć jak psy.

Czy nie lepiej rozstać się już teraz? Nie zważać na sentymenty?

Robić swoje, wykorzystać życie, które mi jeszcze zostało, tę ostatnią namiastkę młodości? Znaleźć sobie seksownego faceta, takiego jak Mariusz, który mnie jeszcze zakręci, przy którym będę codziennie czuć się jak kobieta, a nie wyrobnica. Po chwili karciłam się za te myśli. Podłość. Głupota. Lekkomyślność. Mamy dzieci, dom, tyle lat wspólnego życia za sobą. Jesteśmy małżeństwem. Trzeba o to dbać. Pilnować. Chuchać. Dmuchać.

– I co, przespałaś się wreszcie z tym wirującym seksem?

Natalia nie byłaby sobą, gdyby nie drążyła tematu, wieczna intrygantka.

– Masz na myśli?
– Nie udawaj. Kleiłaś się do niego jak puder do pączka.
– Nieprawda.
– Prawda. I po co się wypierasz? Czy coś w tym złego? Normalna kolej rzeczy.
– No nie wiem. Jestem mężatką, jeśli nie pamiętasz.
– Pamiętam. I w ogóle nie myślisz o rozwodzie, a szkoda. Wszystkie dziewczyny się porozwodziły i chwalą sobie.
– Ale ty nie.
– Jak to nie? Nie wiesz o tym, że Andrzej jest moim drugim mężem?
– No co ty? Nie wiedziałam, naprawdę.

– I myślałaś, że po latach tak się do siebie garniemy? Gdybym była dalej ze swoim eks, z domu bym się nie ruszyła. W jego towarzystwie odechciewało mi się wszystkiego. Dlatego rozumiem cię i ci współczuję, ty żono stulecia, męczennico małżeńskiej miłości. Męcz się dalej, jak lubisz. Trwaj nawet w wierności, jeśli jesteś aż taką masochistką. Tylko pomyśl czasem o mnie, jak kwitnę. Albo o Bożence, która znalazła sobie chłopa siedem lat młodszego. Wyobrażasz sobie, jak jej słodko z tym ciachem? Mniam, mniam. A Mariusz ciągle do wzięcia, z tego co wiem.

I rzeczywiście, Bożenka przyprowadziła na imprezę swojego nowego faceta. Ale te inne rozwiedzione też świetnie trafiły. Natalia miała rację – żadna nie wyglądała na zdruzgotaną rozwodem, przeciwnie. Wszystkie na luzie, zadowolone. O co drzeć szaty? Ludzie dzisiaj nie chcą trwać przy starym jak skostniałe pryki. Trzeba mieć odwagę, trzeba szukać szczęścia i je znajdować, ciągle na nowo. Rozmowa z Natalią w końcu mnie obudziła. Trzeba się ruszyć, tak jak wtedy, gdy poszłam na kurs tańca na rurze. Kontrowersyjne, ale warto było.

Dojrzewałam do rozwodu. Kłóciliśmy się z Jurkiem już niemal codziennie i na każdy temat

Tak długo tolerowałam jego nieudaczność… Owszem, miał dobrą pracę, zarabiał, dbał o rodzinę, ale tak poza tym – katastrofa. Nos w książkach albo w telewizorze, nigdy niczego nie umiał naprawić, nawet kupić niczego beze mnie albo podjąć ważnej decyzji. I jeszcze udaje pana domu. Dość tego. Dość.

Jakaś nienawiść we mnie wybuchła, tak mi było żal tych zmarnowanych, najlepszych moich lat. I umówiłam się z Mariuszem, wreszcie. Doprowadziła do tego Natalia. To była moja pierwsza randka z kimś obcym, odkąd związałam się z Jurkiem. Dziwne uczucie. Powtarzałam sobie, że to nic takiego, po prostu spotkanie przy kawie, zwykła pogawędka, z której nic przecież nie musi wynikać. A jednak starannie dobrałam bieliznę. I bluzkę włożyłam z największym dekoltem. Malowałam się godzinę.

Ćwicz, Alu – myślałam. Bądź uwodzicielska, seksowna, bądź kobietą. Bez parasola w postaci męża. Co będzie, to będzie. Czuję się silna. Stało się wszystko, o czym nawet bałam się pomyśleć. I nie na próżno się bałam.

Po stosunku, którego w życiu nie nazwałabym miłosnym, popłakałam się

Dlaczego to zrobiłam?! Dlaczego wykonałam tę serię wyczerpujących fizycznie ćwiczeń? Jak mogłam zamienić znajome ciepło mężowskiego ciała, jego czułość i delikatność, na tę zwierzęcą brutalność? Potraktował cię tak, jak chciałaś, idiotko. Uciekaj. Nie było to trudne – Mariusz chrapał, już nie był tygrysem, był wieprzem. Zebrałam ubranie i zwiałam. Nie spotkałam go nigdy więcej. Ani jego, ani Natalii, ani Bożenki i jej młodego byczka, nikogo z moich nowych „przyjaciół”.

Przestaliśmy chadzać z Jurkiem do klubów, zaszyłam się w domu jak w skorupie, zawstydzona tym, co zrobiłam, zdegustowana sobą. Gdy przyszła pandemia, imprezy i tak się skończyły. Latem kupiliśmy działkę. Sadziłam i przesadzałam z taką samą pasją, z jaką do niedawna tańczyłam na rurze. Zaczęłam nowy rozdział życia i naprawdę nie czuję się w nim źle. Patrzę na Jurka, teraz już bardziej rozluźnionego, weselszego i na ogół trzeźwego. To nie tak, że mnie nagle olśniło, jaki mam skarb w domu. I też nie jest tak, że trzymają mnie przy nim wyrzuty sumienia.

Czuję je, to prawda, TAMTO popołudnie pamiętam jak jeden wielki horror. Mam poczucie winy, że zdradziłam. Ale mam też pewność, że to nie dla mnie, ta zabawa. Że nie warto było. Że kobiecość, o którą tak w pewnym momencie zaczęłam walczyć, to coś więcej niż wypukłe pośladki, wyrzeźbione nogi w szpilkach i koronkach, pląsy na parkiecie. Nie w tym nasza siła. Tak, czuję się silna. Zaakceptowałam realia, pogodziłam się z nimi. Wyciągam z nich tyle szczęścia, ile się daje. Wyciskam je jak z tubki… Ostatnio niespodziewanie zadzwoniła Natalia.

– I co porabiasz, Alicjo, bo ja umieram z nudów. Przez to siedzenie w domu, wiesz, ja już nie mogę patrzeć na Andrzeja. Odechciewa mi się przy nim wszystkiego. Dosłownie wszystkiego.
– Ha, ha. Rozwiedź się więc, poszukaj kogoś nowego.
– Chyba tak zrobię. W końcu jak mogłam raz, mogę i drugi. Co mi tam. A ty? Ciągle jeszcze się męczysz z tym swoim Jurkiem?
– Tak.
– Taka widać nasza dola…

Przez moment chciało mi się jej dogryźć, powiedzieć coś złośliwego, kąśliwego. Ale zrezygnowałam. Jej życie, jej wybory. Moje życie… I tak dalej. – Taka widać nasza dola – przytaknęłam z zadumą.

Czytaj także:
Oświadczyłam się mojemu chłopakowi. Wszystko przez ciotkę, która miała 3 mężów
Mama zmarła, gdy miałam 4 latka. Tata kłamał, że nie mam innej rodziny
Syn mojego faceta specjalnie prowokuje awantury, żeby nas skłócić

Redakcja poleca

REKLAMA