„Nie miałam pracy, a żyłam, jakby nic się nie stało. Szastałam pieniędzmi, aż wydałam wszystkie swoje oszczędności!"

Kiedy straciłam pracę, szybko znalazłam się na skraju bankructwa fot. Adobe Stock, nenetus
„Przy obecnym tempie wydawania odprawy i oszczędności starczy mi na cztery miesiące. Moje wydatki były horrendalne! Przyzwyczajona do dotychczasowego stylu życia w ogóle nie zdawałam sobie sprawy jak lekką ręką wydaję pieniądze".
/ 13.12.2022 07:57
Kiedy straciłam pracę, szybko znalazłam się na skraju bankructwa fot. Adobe Stock, nenetus

Ewka zakładała kurtkę, gdy otworzyłam portfel, żeby zapłacić za swoją kawę. Zadrżałam. Był pusty. Prawda dotarła do mnie z całą mocą i aż ugięły się pode mną kolana.

– Kaśka, co się stało? Jesteś blada jak trup!

Musiałam wyglądać strasznie. Drżącą ręką podałam kelnerce kartę kredytową.

– Idiotka ze mnie – powiedziałam do Ewki. – W ogóle nie powinnam tu przychodzić.

Pożegnałam się z przyjaciółką i poszłam do domu. Lubiłam moje mieszkanie. Wypełniłam je stylowymi, drewnianymi meblami, obrazami i ciekawymi dodatkami. Jednak siedząc na kanapie w salonie, z widokiem na aneks kuchenny, wychwyciłam wzrokiem naderwany karnisz, listwę odklejająca się od szafki, plamy na ścianie oraz inne ignorowane od jakiegoś czasu usterki.

Mieszkaniu należał się gruntowny remont. Niestety nie było mnie na niego stać. Straciłam pracę. W firmie od dawna plotkowano, że szykują się grupowe zwolnienia. Jednak ja dalej żyłam pełnią życia. Szalałam na imprezach, odreagowując wieczny pęd, chorą rywalizację, nadgodziny. Dwa razy do roku jeździłam na zagraniczne wakacje. Moje zarobki były na tyle duże, że bez trudu spłacałam kredyt hipoteczny i raty za samochód.

Nie przyjmowałam do wiadomości, że mogliby mnie zwolnić

Mnie? Wolne żarty! Byłam zbyt cenna. Aż tu pewnego dnia menadżerka oznajmiła, że likwidują cały zespół. Ją też mieli zwolnić, ale wystarała się dla nas o niezłą odprawę. Faktycznie opuściłam firmę z pokaźną sumą na koncie. Początkowo nadal niczym się nie przejmowałam, wręcz byłam zadowolona. Oto odzyskałam wolność! Miałam czas zebrać myśli, pójść na spacer, do muzeum, zawieźć mamę do lekarza, poczytać książkę.

Niemal od niechcenia udałam się do headhunterki, żeby znalazła coś odpowiadającego moim kwalifikacjom i oczekiwaniom. Stwierdziła, że z moim doświadczeniem i wykształceniem bez trudu coś mi znajdzie. Dodała, że zwolnienie właściwie mi się przysłużyło, bo w moim zawodzie zarabia się o wiele więcej.

Opuściłam jej biuro podbudowana, gotowa zdobywać kolejne terytoria, otwarta na nowe, lepsze perspektywy. Zajęłam się nadrabianiem zaległości towarzyskich i planowaniem własnego biznesu. Kompletnie ignorowałam coraz gorszy stan mojego konta. Wszystko zmieniło się pamiętnego dnia, gdy otworzyłam w kawiarni pusty portfel.

Nie zdradziłam Ewce, dlaczego zrobiłam się taka blada.

Było mi wstyd

Po powrocie do domu, po przyjrzeniu się naderwanemu karniszowi i plamom na ścianie, wzięłam głęboki wdech. To nie mogło dłużej trwać. Przez ostatnie tygodnie zachowywałam się jak utracjusz. Uspokoiłam nerwy, wyjęłam z szuflady notes i długopis. Zabrałam się za sporządzanie listy. Na pierwszy ogień poszły stałe opłaty. Zsumowałam je i, pełna obaw, sprawdziłam stan konta.

Z przerażeniem odkryłam, że przy obecnym tempie wydawania odprawy i oszczędności starczy mi na cztery miesiące. Moje wydatki były horrendalne! Przyzwyczajona do dotychczasowego stylu życia w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, jak bezrefleksyjnie, lekką ręką wydaję pieniądze. Dotarło do mnie, że nie poradzę sobie, jeśli czym prędzej nie znajdę pracy.

Przed oczami stanęła mi twarz headhunterki. Uświadomiłam sobie, że ani razu nie zadzwoniła. Ta myśl spadła na mnie jak grom.

Jak mogłam bagatelizować przyszłość?

Co się ze mną stało? Dlaczego stałam się tak skrajnie nieodpowiedzialna? Poczułam ogromny ciężar, jakby zawalił się na mnie sufit, a grawitacja wzrosła dziesięciokrotnie i pociągnęła w dół z siłą, której nie mogłam się przeciwstawić. Uzmysłowiłam sobie powagę sytuacji.

Po raz pierwszy spojrzałam prawdzie w oczy i była ona porażająca. Jeśli dalej pozostanę bierna, stracę mieszkanie, nie będę mieć pieniędzy na paliwo ani na podstawowe potrzeby. Znalazłam się na krawędzi bankructwa. W oczach stanęły mi łzy. Poszłam do łazienki, obmyłam twarz zimną wodą, wróciłam do salonu i powiedziałam na głos surowym tonem:

– Weź się w garść. Przygotuj plan. Jesteś w tym przecież doskonała.

Potrzebowałam takiego kopniaka od podświadomości. Momentalnie się przebudziłam i weszłam w tryb działania. Przede wszystkim musiałam odłożyć środki na stałe opłaty. Auto? Zadzwoniłam do brata, który zgodził się spłacić pozostałe raty w zamian za możliwość użytkowania samochodu.

Zdecydowałam się na powrót do transportu publicznego. Po stronie „wydatków nie do przyjęcia” umieściłam wszelkie wyjścia do kina, na kawę, wyjazdy i tym podobne. Pośrodku kartki, drukowanymi literami napisałam „NOWA PRACA”.

Musiałam coś znaleźć, żeby przetrwać. Musiałam pokonać marazm typowy dla bezrobotnej osoby. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Najpierw zadzwoniłam do headhunterki. Niestety nie miała dobrych wieści.

– Na rynku reklamy jest teraz ciężko. Niczego nie mogę zaoferować. Chyba że…

– Tak?

– Chyba że zdecyduje się pani na stanowisko asystentki.

Wiedziałam doskonale, z czym wiąże się taka praca. To było moje pierwsze zajęcie po studiach. Parzenie kawy, praca po godzinach, bycie na każde skinienie szefa, czasem znoszenie niewybrednych komentarzy kolegów. Ale nie miałam innego wyjścia, lepszy rydz niż nic.

– Proszę umówić mnie na rozmowę.

Choć schowałam dumę do kieszeni, choć byłam gotowa na pracę poniżej moich kwalifikacji, i tak nic z tego nie wyszło. Podobnym efektem skończyła się druga rozmowa, trzecia i siódma. Zrezygnowałam z pomocy headhunterki i na własną rękę zaczęłam wysyłać CV. Rozesłałam ich dziesiątki, setki. Przestałam liczyć i przestałam się też łudzić, że znajdę pracę w zawodzie.

Musiałam znaleźć cokolwiek, natychmiast

Byłam pod ścianą, zapędzona w kozi róg. Ogarniał mnie coraz większy strach. Nie spałam w nocy. Z nikim nie chciałam się widzieć. Siedziałam sama w mieszkaniu, przy jednej żarówce, z przejmującym poczuciem klęski. Każdego ranka wysyłałam kolejne maile z CV, na które nikt nie odpowiadał.

Czułam się jak wyrzutek. Istota, którą świat odsunął na margines. Sporadycznie korzystałam z zaproszeń od brata na niedzielny obiad. Właśnie na jednym z takich spotkań szwagierka powiedziała:

– W biurze tłumaczeń mojej siostry szukają sekretarki. Wiem, że nie jest to praca twoich marzeń ani na twoją miarę, ale mogłaby się za tobą wstawić, jeśli...

Zerwałam się z krzesła, żeby ją uścisnąć.

– Żadne jeśli, kochana! Wyświadczyłabyś mi ogromną przysługę!

I tak przestałam być bezrobotna. Nie posiadałam się ze szczęścia. Firma była mała, ale przyjazna. Zgrany zespół ludzi, którzy nie podkładają sobie świń, mają pasje i życie poza pracą. Szef szybko odkrył, że posiadam dodatkowe umiejętności i zaczął powierzać mi bardziej skomplikowane zadania. Obiecał, że po okresie próbnym rozszerzy moją kartę pracy i podniesie wynagrodzenie.

Czy mogłam trafić lepiej?

Wreszcie czuję się bezpiecznie. Nie zarabiam kokosów, ale wystarcza mi na życie. W nowej firmie nikt nie obawia się o utratę pracy. Firma musiałaby zbankrutować, żeby pracownicy wylądowali na bruku.

Jednak, póki co, rozwija się, zdobywa nowych klientów, do czego i ja dokładam swoją małą cegiełkę. Nie pędzimy jak szaleni, nie ścigamy się ze sobą. Przeciwnie. Pomagamy sobie wzajemnie, a w piątkowe wieczory po pracy spotykamy się na piwie. Wreszcie mogę pozwolić sobie na drobne nadprogramowe wydatki.

Wreszcie znów mam chęć bywać wśród ludzi. Brata i szwagierkę odwiedzam co weekend. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła im się odwdzięczyć. Auto zostawiłam w ich rękach, ponieważ polubiłam podróże autobusami i tramwajami.

Mam czas poprzyglądać się światu, ludziom, nigdzie się nie spiesząc. Wiem, że utrata tamtej pracy była dla mnie ciężką lekcją życia. Jednak nauczyła mnie też żyć od nowa, spokojniej, wolniej, pełniej, radośniej.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA