„Nie mamy dzieci, więc moja żona zaczęła traktować psa jak niemowlę. Jest na psim wychowawczym, ani myśli wracać do pracy”

kobieta pies.png fot. DimaBerlin
„Wiedziałem, że Aga kocha psy, postanowiłem więc adoptować jednego. To miał być prezent niespodzianka na jej urodziny. Liczyłem na to, że się ucieszy. Jednak jej reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania…”
/ 09.07.2023 20:15
kobieta pies.png fot. DimaBerlin

Alkohol, papierosy, narkotyki, hazard – to taki standard, o którym mówi się dzieciakom w domu, szkole i kościele, ostrzegając przed zgubnymi pokusami. Ba, nawet o cukrze mówi się już oficjalnie, że to „biała śmierć” i uzależnia szybciej niż kokaina, czego podobno dowiodły badania na szczurach. uzależnienie od zwierząt?

Moja żona zawsze kochała psy, to akurat żadna tajemnica. Wychowała się na wsi i w gospodarstwie jej rodziców czego jak czego, ale towarzystwa psów jej nie brakowało. Gdy przeprowadziła się do miasta – najpierw na studia, potem znalazła tu pracę i została – ubolewała, że nie może trzymać w domu czworonoga. Faktycznie, kiedy wynajmowała mieszkania, zawsze trafiała na właścicieli, którzy nie godzili się na zwierzaka.

Wszystko odbywało się w tajemnicy

Kiedy w końcu mieliśmy własne mieszkanie, postanowiłem zrobić jej niespodziankę i przygarnąć kundelka ze schroniska. Musiałem się trochę nagimnastykować, żeby podpisać umowę adopcyjną i odbyć wizyty przedadopcyjne bez jej wiedzy, ale się udało. I tak kilka dni przed urodzinami Agi pojawił się u nas nowy domownik.

Kiedy Agnieszka zobaczyła szczeniaka, po prostu się rozpłakała.
– Spełniłeś moje marzenie… – chlipała, tuląc do siebie psiaka, który popiskiwał, radośnie merdając ogonkiem.
– Jeszcze jej się zdarzają wypadki z sikaniem w domu, ale mam nadzieję, że szybko sobie z tym poradzimy. Jakoś poukładam grafik, żeby się wymieniać z tobą i żeby nie siedziała całymi dniami sama – mówiłem zadowolony, że trafiłem z prezentem.
– Jaki grafik? Od jutra biorę urlop, żeby zająć się Inką, ty weźmiesz później. A potem…? Potem się zobaczy.
– Ale przecież urlop mieliśmy wykorzystać na wyjazd nad morze – zaprotestowałem. – Kochanie, tyle oszczędzaliśmy na to mieszkanie, nie byliśmy nigdzie od trzech lat… Czy to aby nie przesada?
Okazało się, że nie. Agnieszka wzięła cały urlop, już od kolejnego dnia, i siedziała w domu, bawiąc się z Inką, wychodząc z nią na dwór, tuląc i głaskając w przerwach. Ja chodziłem do pracy, zły, że dokonane wcześniej i wspólnie ustalenia moja żona autokratycznie odwołała. Nici z urlopu, bo teraz mamy psa.

Zacząłem tego żałować

W dodatku pies był ważniejszy ode mnie. Mimo że Aga siedziała w domu, na obiad nie miałem co liczyć – bo „psinka się na mnie położyła, zasnęła, więc nie mogłam wstać”. Przez cztery godziny?! Kiedy szła z Inką na spacer, nie robiła zakupów po drodze, bo przecież nie mogła jej zostawić przywiązanej przed sklepem, jeszcze ją ktoś ukradnie, a samej w domu byłoby jej smutno. Mnie też było smutno i nieprzyjemnie, bo dom obrastał kurzem i psią sierścią.

Odkurzacz wzbudzał w psince taki strach, że Aga go nie używała. Nawet kiedy psa nie było w domu, bo mojej żony też wtedy nie było w domu, jako że stały się z Inką nierozłączne. Gdybym ja czasem nie posprzątał, zmęczony po robocie, strach pomyśleć…

Zacząłem być też zły na siebie. Po jakie licho sprowadziłem do naszego życia tego kundla? Uszczęśliwiłem żonę, ale unieszczęśliwiłem siebie. I chyba zagroziłem naszemu małżeństwu.
Postanowiłem sprawę jasno: ja nie wezmę urlopu na opiekę nad psem. Chciałem go zaoszczędzić na później i wykorzystać na wyjazd, choćby samemu, bo po prostu potrzebowałem odpoczynku. Tymczasem dwa dni przed powrotem do pracy Agnieszka oznajmiła mi, że ponoć w jej biurze szykują się zwolnienia, jak doniosła jej koleżanka, więc nie wraca do pracy.

– Jak to: nie wracasz? To z czego będziemy żyć, spłacać kredyt i tak dalej? – spytałem.
Owszem, mieliśmy trochę oszczędności, ale nie aż tyle, żeby pozwolić sobie na to, by jedno z nas nie pracowało.
– Spokojnie, idę na zwolnienie lekarskie. Oficjalnie będę mieć depresję, nieoficjalnie będę szukać pracy. Coś się musi znaleźć.
Nie podobało mi się to wszystko. Kiedy jednak przekalkulowałem dane, wyszło mi, że bez pensji Agi, nawet obniżonej przez L4, nie zepniemy budżetu. Agnieszka nie wróciła do pracy, tylko dostała jakieś antydepresanty i zwolnienie na miesiąc.

W ogóle nie wysyłała CV

Niestety, Aga leków nawet nie wykupiła, a miesiąc odpoczynku spędziła na zabawach z psem. Nie wysłała też ani jednego CV do potencjalnego pracodawcy, za to po czterech tygodniach poszła do lekarza ponownie i przedłużyła zwolnienie
– Mamusia nie może iść do pracy, bo musi się zająć swoją córeczką! – szczebiotała do Inki, która wygodnie spała w naszym łóżku.

Prosiłem milion razy, by Aga jej na to nie pozwalała, by jej nie brała do naszej pościeli, bo to niehigieniczne.
– Nie przesadzaj. Może jeszcze ma spać na balkonie? Ona ma tu specjalne przywileje…

Tak, nie dało się tego nie zauważyć. Kiedy zaprosiliśmy gości, a Inka zasnęła na kanapie, goście siedzieli na krzesłach przyniesionych z kuchni, żeby nie budzić psa. Raz po prostu przeniosłem ją na legowisko i po wyjściu znajomych Aga zrobiła mi taką awanturę, jakbym co najmniej w klatce ją zamknął.

Pies jadł jedzenie najlepszych marek; my natomiast wcinaliśmy pierogi z dyskontu, bo musieliśmy oszczędzać, gdyż Aga nadal nie mogła znaleźć pracy. Nie mogła? Raczej nie chciała. Tłumaczyła się, że nie ma ciekawych ogłoszeń, a jak się jakieś trafią i wyśle CV, to nikt nie odpowiada. Guzik prawda. Agnieszka przez cztery miesiące siedzenia na zwolnieniu nie wysłała nawet jednego zgłoszenia. Sprawdziłem to kiedyś w jej poczcie, gdy się nie wylogowała.

Ona po prostu chciała być w domu z psem. Zacząłem się zastanawiać… Może faktycznie ma depresję? Albo coś innego ją blokuje, bo nie zachowywała się normalnie. Nie rozstawała się z Inką ani na chwilę. Nawet przestała zamykać drzwi do łazienki, żeby pies mógł do niej wejść, gdy się kąpała. To wyglądało jak uzależnienie. Jak chora relacja. Ja też lubiłem tego psiaka. Inka była pocieszna i kochana, ale nie mogliśmy zaniedbywać całej reszty życia tylko dlatego, że mieliśmy psa. A jak na świecie pojawi się dziecko? Jak Aga z takim podejściem pogodzi opiekę nad psem i niemowlakiem? Na to pytanie sama udzieliła mi odpowiedzi, gdy rozmawiała ze swoją matką.

– Dziecko? A po co mi dziecko? Inka jest moim dzidziusiem, nikogo więcej nie potrzebuję.
Zimno mi się zrobiło, gdy to usłyszałem. Teściowa spojrzała na mnie, unosząc wysoko brwi, jakby pytała: co tu się dzieje, na miłość boską? No właśnie.

Umówiłem Agę na rozmowę o pracę, nie mówiąc jej, że to firma mojego znajomego. Potrzebowali asystentki, kogoś, kto poprowadzi biuro, odciąży ich w papierkowej robocie. Nawet nie zjawiła się na tej rozmowie, choć mnie powiedziała, że facet to jakiś kanciarz.
– Zaproponował mi pół wypłaty na czarno, pod stołem. A tak w ogóle cały czas gapił się na moje cycki.
Wtedy nie wytrzymałem.
– Jak długo będziesz kłamać, że szukasz pracy? Agnieszka, co się z tobą dzieje? Byłaś wesołą, ambitną kobietą, a teraz tylko siedzisz z psem. Godzinami możesz sprawdzać skład psiej karmy, szukać inspirujących psich zabawek, a nie możesz na tę karmę i zabawki zarobić?! Co będzie, jak ci więcej nie przedłużą zwolnienia lekarskiego? Pójdziesz na bezrobocie? Ja sam nas nie utrzymam. Siebie, ciebie i tego psa na dokładkę!
– Ale ja nie mogę iść do pracy! – Aga się rozpłakała. – Nie mogę zostawić Inusi samej w domu, kiedy ona tak na mnie patrzy!
– Owszem, możesz. Jak cała reszta właścicieli psów. A jak nie możesz, to zacznij się naprawdę leczyć. Bo to nie jest normalne!
– Że niby zwariowałam?
– A nie?

Byłem wściekły i przerażony jednocześnie. Moja żona uzależniła się od psa jak od narkotyków. Kiedy nie widziała go przez chwilę, panikowała, jakby zgubiła dziecko. Nie chciała spędzać czasu tylko ze mną. Nie mogliśmy wyjść do restauracji czy wyjechać gdzieś na weekend, bo nie wszędzie wpuszczano psy, a bez Inki moja żona nigdzie nie chciała się ruszyć. Nie mieściło mi się to w głowie, że przez psa kłamie, kręci, wymawia się od obowiązków, że nie widzi, jak niszczy nasz związek i siebie…

Nie rozumiem, co w nią wstąpiło

– Zastanów się, czego tak naprawdę potrzebujesz – powiedziałem w końcu.
– Beze mnie.
– Jak to? – spytała, tuląc do siebie Inkę jak niemowlaka.
– A tak, że teraz ja wezmę urlop i pojadę odpocząć od tego, co mam na co dzień. A ty się zastanów. Powiedziałaś ostatnio matce, że masz Inkę i nikogo więcej nie potrzebujesz. Może nawet mnie miałaś na myśli. Tak się poczułem. Właściwie tak się czuję od kilku miesięcy. Mam tego dość. Nie zgadzam się na bycie mniej ważnym od psa.

Spakowałem się i wyjechałem na tydzień w Bieszczady. Potem zostałem na drugi tydzień, i zostanę na jeszcze kolejny. Wcale nie mam ochoty wracać do domu. Nie dzwonimy do siebie z Agą. Tęsknię za nią, za tą Agą, jaką była pół roku temu. Mam nadzieję, że tamto życie jeszcze wróci. Nie rozumiem, co się z nią stało. Może powinienem zmusić ją do szczerej rozmowy? Czemu tak naprawdę nie chce wracać do pracy? Czemu nie chce dziecka? Czemu chowa się za psem, traktując go jak wymówkę przed życiem? Może stało się coś, o czym nie wiem. Może ktoś ją skrzywdził. Może dowiedziała się, że nie może mieć dzieci, i stąd taka reakcja.

Nie wiem… Musimy porozmawiać, choćby to miała być najcięższa rozmowa w naszym życiu. Jesteśmy to sobie winni. Szczerość.

Czytaj także:
„Pies mojego męża okropnie mnie wkurzał. Jednak, gdy byłam w potrzebie, to on przybył mi z pomocą”
„Pies to mój najlepszy przyjaciel, ale powinien znać swoje miejsce. Dla mnie jest kanapa, dla niego kojec przy garażu”
„Byliśmy wściekli na hałas u sąsiada, ale nie wiedzieliśmy, co jest jego przyczyną. Dotarła do nas smutna jest prawda”

 

Redakcja poleca

REKLAMA