Według mojej siostry powinnam przywdziać worek pokutny, a okna w domu zabić deskami. Wmawia mi, że kobieta w moim wieku nie ma prawa do szczęścia i do realizacji pragnień. Pokażę jej, jak bardzo się myli.
Szpiegują mnie czy jak?
– Kaśka, co ty odwalasz?! Podobno F. nocował u ciebie! Chcesz, żeby cię obgadywano na mieście? Czemu to robisz? – moja siostra zasypała mnie gradem pytań.
– A ty skąd o tym wiesz? Byłaś tam? – warknęłam, bo Mańka od razu zaczęła mnie irytować.
– Ja nie, ale Rysiek mi wszystko wyśpiewał.
– Jak to „wszystko”? I w ogóle skąd on może mieć takie informacje?
– Gadałem z tym Staszkiem od sąsiadów. Mówił, że zauważył F. jak przypałętał się do ciebie po 22, i że żeście się nie rozstawali aż do rana. Ponoć dopiero nad ranem go wypatrzył, jak opuszczał twój dom i wymachiwał ci na do widzenia. Z tego co mówił, to stałaś w okienku i też mu odmachiwałaś. Zegarek wskazywał wtedy parę minut po 6 rano. To jak, opowiesz mi, co żeście wyprawiali przez te wszystkie godziny?!
– Spędzaliśmy czas przy partyjce szachów – rzuciłam od niechcenia.
– Szachy? Ale przecież nie masz o tym zielonego pojęcia!
– Spokojnie, tylko się wygłupiam… Chodziło mi o warcaby… – pomyślałam, że to całe zamieszanie robi się coraz zabawniejsze.
W takim małym miasteczku plotki rozchodzą się szybciej niż światło, więc gdy tylko poprosiłam Włodzimierza, żeby wpadł do mnie na kawę, byłam pewna, że Mańka od razu się o wszystkim dowie. Ale, prawdę mówiąc, gdzieś w środku nawet chciałam, żeby tak się stało. Dlaczego miałabym się przejmować? Nie jestem już małolatą, a moja siostra ciągle próbuje mnie pouczać, jak mam żyć.
Mam prawo do odrobiny szczęścia
– Kaśka, na litość boską, co ty wygadujesz? Oczekujesz, że dam wiarę tym bzdurom?
– Więc dlaczego w ogóle drążysz temat, skoro i tak uważasz, że zmyślam? – zdenerwowałam się nie na żarty.
– No ale ten cały F. jest przecież od ciebie młodszy! Chyba nie masz zamiaru się z nim zadawać?!
– Wcale nie jest aż taki młody, ma pięćdziesiąt dwa lata na karku, ale powiem ci, że facet ciągle trzyma się nieźle…
– Daj spokój, co ty wygadujesz? Masz już pięćdziesiąt pięć lat. Chyba nie chcesz mi wmówić, że on się w tobie zakochał? Przecież on ma żonę, to znaczy miał, a ty z kolei... Mam nadzieję, że nie o to ci chodzi, no wiesz...
– Tak, tak... Jesteś o krok, siostrzyczko. Chodzi mi dokładnie o łóżko, kochana. Mam na myśli seks, rozumiesz? Mam serdecznie dosyć tej abstynencji. Od dwudziestu lat nie zaznałam bliskości mężczyzny i uważam, że w końcu powinnam coś od życia dostać. Tym bardziej że, jak sama zauważyłaś, lata już lecą.
– Ej, ale... chyba nie staniesz przed facetem nago... Przecież ty, no wiadomo...
– Cycków nie posiadam, no nie? Faktycznie ich brak, ale Włodzia to w ogóle nie razi. I słuchaj, Mańka. Nie wtykaj nosa w moje sprawy. I przekaż Ryśkowi, żeby zajął się własnym życiem, a nie tym, co jakiś pijak bredzi. W sumie... niech sobie słucha. Mnie to już ani ziębi, ani grzeje.
To moje życie
Odłożyłam słuchawkę i zdenerwowana zaczęłam krążyć po pomieszczeniu. Mam serdecznie dosyć tego nieustannego pilnowania! Mieszkając na zadupiu, nie da się wieść normalnej egzystencji. Od kiedy mój mąż olał mnie dla innej panienki, wiecznie byłam sama jak palec. No i za każdym razem robiłam to, co kazała Marycha.
Początkowo moja siostrzyczka próbowała mnie przekonać, że Adaś jeszcze do mnie wróci.
– Zobaczysz, że ta panienka z miasta prędko da mu popalić i rzuci go jak stare buty. Takie miejskie dziewuszki to mają wymagania przez wielkie W! Ciągle tylko: kup mi to, albo to... mieszkanie, samochód... Nie zdążysz się obejrzeć, a Adam znów zjawi się u ciebie – stanie w drzwiach i błagać będzie o przebaczenie.
Otrzymałam wezwanie do sądu. Już podczas pierwszej rozprawy sędzia orzekł rozwód i od tamtej pory ani razu nie spotkałam swojego byłego męża. Maryśka próbowała mnie wtedy pocieszyć, tłumacząc, że tak jest lepiej, że ten drań sobie poszedł. Od tamtej pory pilnie strzegła mojej cnoty, bo podobno Stasiek był we mnie zakochany i lada moment miał paść na kolana. Na moje szczęście dość szybko wyszło na jaw, że jego prawdziwą miłością jest butelka wódki.
Egzystencja osoby po rozwodzie w takim zapomnianym miejscu to istny koszmar. Niby znowu wolna i gotowa do nowej relacji, wciąż w stanie zajść w ciążę, zająć się domem, ale jakby trochę przywiędła i z biegiem lat coraz mniej pociągająca dla potencjalnych kandydatów.
Nie chcę przez to powiedzieć, że przestałam o siebie dbać, zrobiłam się jak fleja. Potrafiłam się nawet modnie prezentować, nie stroniłam od kosmetyków… I wypatrywałam tego jedynego, idealnego faceta… Tylko jakoś żaden się nie zjawiał, mimo iż sąsiedzi plotkowali, że nadawałabym się na niezłą żonę.
Nie byłam głupią gęsią
Jako absolwentka renomowanej placówki edukacyjnej w naszym mieście nie miałam sobie równych jeśli chodzi o rachunkowość w firmie. Dzięki temu, że dodatkowo rozwijałam swoje umiejętności na szkoleniach, szef F. zdecydował się powierzyć mi stanowisko głównej księgowej… Później, gdy zakładał kolejne spółki, zawsze konsultował ze mną kwestie związane z budżetem i finansami.
Czułam się zaszczycona, że tak poważany biznesmen docenia moje umiejętności i ma zaufanie do mojej wiedzy. Liczyłam na to, że pewnego dnia awansuje mnie na stanowisko kierownicze, ale moje nadzieje okazały się płonne. Któregoś dnia cały biznes przekazał synowi, bo sam podupadł na zdrowiu.
Młody F. od razu zaczął rządzić twardą ręką: zaproponował mi podwyżkę i zażądał, abym przyrzekła, że nie przejdę do konkurencji. W całej okolicy plotkowano, że pewien Holender otwiera nową fabrykę i poszukuje pracowników…
Tata odszedł z tego świata, a my z Marysią pozbyłyśmy się gospodarstwa. Dom po rodzicach zostawiłam sobie. Znowu po wiosce plotkowali, że lada moment zjawi się tu jakiś porządny kandydat na męża. Pojawiali się rozmaici faceci, próbując namieszać mi w głowie, ale żaden nie przypadł mi do gustu.
Prawie żaden z tych „amantów” nie miał bladego pojęcia, jak rozmawiać z dziewczyną, powiedzieć jej komplement czy zaproponować potańcówkę... W całym moim życiu nigdy nikt nie podarował mi bukieciku, nie ucałował dłoni oprócz starego F.
Marzyłam o innej rzeczywistości i często miałam ochotę zwiać ze wsi, osiąść w jakimś mieście i tam rozpocząć nowe życie, ale właśnie wtedy wyszło na jaw, że mam guzek w piersi. Ponoć nie był groźny. Istniała szansa na uratowanie piersi, ale potoczyło się to zupełnie inaczej...
Dlaczego mam sobie żałować?
Kiedy wybrałam się do stolicy na wizytę lekarską, od razu padło to przerażające hasło – mastektomia. Jeden medyk twierdził, że da radę wyciąć tylko zmianę nowotworową, ratując w ten sposób pierś, ale inny, bardziej szanowany, bo szef oddziału, nakazał pozbyć się całości. No i tak zrobili, amputowali mi całą pierś.
Łzy lały mi się strumieniami przez bite dwa miesiące. Czułam wtedy, że los będzie dla mnie już tylko pasmem udręk i rozczarowań. Moja siostra, choć dbała o mnie z oddaniem, kompletnie nie potrafiła dodać mi otuchy. Wciąż powtarzała w kółko jak mantrę, że to i lepiej, że nie mam faceta, bo po takiej operacji na bank by mnie zostawił. Te słowa tylko jeszcze bardziej pogrążały mnie w odmętach depresji.
Dekadę temu skończyłam z płaczem. Rozważałam nawet zabieg rekonstrukcji. Podzieliłam się tą myślą z moją siostrą, a ona stwierdziła, że to zupełnie zbędne i po co mam się znowu katować…
– Gdybyś miała pod ręką jakiegoś faceta, który chciałby cię obmacywać po biuście, to inna sprawa, to bym to zrozumiała… Ale w tej sytuacji? Na co ci, Kaśka, te wszystkie męczarnie.
Czas płynął, a ja tylko od czasu do czasu, oglądając jakiś film o miłości, płakałam nad własnym życiem. Rozczulałam się nad tym, że jestem niepełnowartościowa i samotna. Mimo to wciąż chodziłam do pracy, co dodawało mi sił.
Mniej więcej rok temu, zupełnym zrządzeniem losu, dotarła do mnie informacja, że mój szef od dłuższego czasu nie jest już w związku małżeńskim. Pomagałam mu coś uporządkować w papierach i wtedy nagle rzucił, że musi podnieść comiesięczne świadczenie dla byłej małżonki. Zaniemówiłam z wrażenia, bo zawsze sądziłam, że z Jolą tworzą udaną parę, mimo że nie doczekali się potomstwa.
– Wydaje mi się, że to słuszna decyzja… – powiedział tonem, jakby oczekiwał ode mnie opinii.
– Nie mam pojęcia, szefie… Ale na pewno byłej partnerce ta kwota się należy – zaczęłam się niezdarnie tłumaczyć, czując się niezręcznie.
Podczas naszej rozmowy wyszedł z propozycją przejścia na „ty”. Przez pierwsze kilka dni ciągle się myliłam, jakoś ciężko mi było zwracać się do niego po imieniu – Włodek. Poza tym mieliśmy masę roboty, więc niewiele było momentów na pogaduchy. Pewnego piątku wspomniał, że wybiera się służbowo do stolicy i zapytał, czy nie miałabym ochoty się z nim przejechać, chociażby na zakupy.
Od razu się zgodziłam, bo potrzebowałam nowych butów. Wysadził mnie pod centrum handlowym, obiecując, że wróci po mnie za dwie godziny. Gdy przyjechał mnie odebrać, sprawiał wrażenie, jakby był w podniosłym nastroju.
Spożywaliśmy posiłek w ciszy, dopóki nie zebrałam się na odwagę, by spytać o powód jego zerwania z Jolą. Włodek przyznał wtedy, że nigdy nie pasowali do siebie jako para, a jedyne, co ich łączyło, to satysfakcjonujące życie intymne. Słysząc te słowa, poczułam się zawstydzona, dlatego nie odezwałam się już ani słowem aż do momentu, gdy skończyliśmy jeść.
Wstąpił we mnie jakiś szatan
Gdy zjedliśmy deser, mój przełożony oznajmił, iż z chęcią spędziłby kilka dni w Warszawie i dodał, że ma już wykupione dwa apartamenty w hotelu. Wybraliśmy się na przechadzkę po starym mieście, zajadając lody, a następnie zameldowaliśmy się w naszym miejscu noclegowym. Właśnie chciałam mu życzyć dobrej nocy i udać się do swojego pokoju, kiedy nagle opętał mnie jakiś złowrogi duch.
– Słuchaj, bardzo bym chciała znaleźć się z tobą w łóżku… No wiesz, uprawiać seks – wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu i momentalnie moje uszy zrobiły się gorące, a twarz przybrała kolor pomidora.
Bez żadnego słowa Włodek zaprowadził mnie do swojego pokoju i spędziliśmy tam całą noc. Kolejny dzień minął podobnie, a po nim nadeszła następna wspólna noc.
– Jeśli tego chcesz, zdecyduję się na rekonstrukcję piersi – oznajmiłam, gdy wracaliśmy autem do domu.
– Serio byś tego chciała? – zapytał, spoglądając w moją stronę. – Bo jeżeli pytasz mnie o zdanie, to uważam, że nie ma takiej potrzeby.
– Ale ja tego chcę. Dla własnej satysfakcji…
Chyba na jego ustach pojawił się delikatny grymas, coś na kształt uśmiechu, ale zbytnio nie poświęcałam temu uwagi. Skupiłam się tylko na swoim wyglądzie, wpatrując się intensywnie przed siebie, w drogę.
– Całe nasze miasto plotkuje, że ty i F. ze sobą śpicie – narzeka moja siostra.
– Mam to w nosie. Głowę zajmują mi teraz istotniejsze rzeczy.
– Chryste panie! W co żeś się znowu wpakowała?
– No jak to w co? Zamierzam powiększyć sobie piersi – rzucam i widzę, że Mańka z niedowierzaniem łapie się za głowę.
– Kasia, tobie już kompletnie odbiło...
– Może i odbiło, ale wiesz, co ci powiem? Dobrze się czuję z tym „odbiciem”.
Katarzyna, 55 lat
Czytaj także:
„Chciał napchać portfel kasą narzeczonej. Rzucił mnie i oświadczył się innej pierścionkiem, który zwędził moje mamie”
„Mąż po ślubie zmienił się w liczykrupę. Portfel mu pęka w szwach, a i tak rozlicza mnie z każdej kajzerki, czy kremu”
„Szwagier bryka z piękną asystentką, a moja siostra skacze z radości. Nie musi już odgrywać komedii w sypialni”