Matka Michała zmarła pięć lat temu, czyli na dwa lata przed tym, jak się poznaliśmy. Z opowieści męża wiem, że była dobrą, cichą, spokojną i skromną kobietą. Niestety, nie ma jej już między nami i pozostał mi jedynie teść. A ojciec Michała to zupełnie inna osobowość – emerytowany wojskowy, który żyje w przekonaniu, że oficerska przeszłość daje mu prawo do kierowania życiem innych. Jest wdowcem z mnóstwem czasu i zdaniem na każdy temat.
Na przykład chętnie mówi o tym, że kobiety nie powinny pracować, bo ich miejsce jest w domu, w kuchni. No więc bardzo nie podoba mu się, że ja pracuję. Nie może też znieść, że wspólnie z Miśkiem gotujemy, że razem nakrywamy do stołu, a narzeczony pomaga mi sprzątać mieszkanie. Nigdy jednak nie powiedział mi tego wprost. Zawsze jest wobec mnie miły, grzeczny, a nawet szarmancki. Całuje po rękach na przywitanie, przepuszcza w drzwiach i komplementuje.
Mężczyzna starej daty, który adoruje kobiety, ale ma o nich nie najlepsze zdanie
Nie jestem jednak ani głupia, ani porywcza – wiem, że w rodzinie trzeba znosić wady bliskich osób w imię dobrych relacji. Milczę więc i udaję, że przedpotopowe poglądy teścia na role kobiet i mężczyzn w związku są mi obojętne. Milczałam, nawet gdy przy wznoszeniu weselnego toastu teść po częstował nas takim szowinizmem:
– Życzę ci, Michał, żebyś spłodził syna! Pierwszy niech będzie syn, a potem to już obojętne! Ha ha ha…
Uśmiechałam się razem z innymi gośćmi, udając, że to naprawdę dobry żart. Nie zgłaszałam pretensji nawet wtedy, gdy teść z gorzkim rozbawieniem przyjął wiadomość, że jednak pierwsza będzie dziewczynka.
– No nic… Będziesz kochał jak swoje – poklepał syna po plecach, uśmiechając się na znak, że żartował.
Trzeba mu jednak przyznać, że szybko porzucił żale i ekscytował się narodzinami wnuczki
Ciągle opowiadał, jak to się będzie nią zajmował, jak zadba o jej przyszłość. No i bez przerwy zachęcał, żebym poszła na zwolnienie lekarskie i odpoczywała w domu, zamiast chodzić do pracy. Uśmiechałam się, zapewniałam, że już niedługo, już zaraz, a pracowałam do końca ósmego miesiąca. W połowie mojej ciąży teść zaskoczył nas też bardzo hojnym gestem.
Zaproponował, że wyłoży pieniądze na remont naszego mieszkania. Zaoferował czterdzieści tysięcy złotych! Dla nas to ogromna kwota, którą odkładalibyśmy przez kilka lat. Przyjęliśmy więc te pieniądze z radością i byliśmy mu bardzo wdzięczni, bo nasze M4 aż prosiło się o odświeżenie. Gdy Zuzia przyszła na świat, teść starał się nawet jeszcze bardziej. Przyjeżdżał do nas regularnie, zwoził tony zabawek i pomagał finansowo. Nagle porzucił też wszelkie refleksje na temat naszych małżeńskich relacji. Myślałam, że w końcu odpuścił, że zaakceptował, ale to była przejściowa odwilż.
Teść uspokoił się z bardzo prostego powodu – przecież w końcu byłam w domu. Michał chodził do pracy, a ja zajmowałam się dzieckiem. Nasze małżeństwo na te kilka miesięcy zbliżyło się do jego ideału. To dlatego był taki zadowolony… Dlatego zaprzestał insynuacji i ciosania Michałowi kołków na głowie.
Do prawdziwej wojny o naszą niezależność doszło dopiero wtedy, gdy przyszedł czas mojego powrotu do pracy
Po dwunastu miesiącach urlopu oznajmiłam, że zapisujemy Zuzię do żłobka, a ja wracam do starej firmy. Powiedziałam to podczas rodzinnego obiadu. Moja mama i tata rozczulili się nad losem wnuczki, ale oboje rozumieli tę decyzję. Co innego teść… Teść aż poczerwieniał.
– Ale jak to? Kasieńko, po co? – dopytywał zaskoczony.
– No jak to po co? Muszę wrócić do pracy. Od początku tak zamierzaliśmy. Taki był plan. Zuzia jest już duża…
– Duża?! – uniósł się. – Przecież to dzieciątko jeszcze nie chodzi! Do obcych ludzi ją oddać? No jak to?
– Wielu ludzi prowadza dzieci do żłobka – wtrącił Michał.
– A co mnie ludzie obchodzą! My nie jesteśmy ludzie! Ja się na to nie godzę! Przecież to barbarzyństwo! Trzeba nie mieć serca, żeby takie maleństwo zostawić z obcymi babami! Czy one wiedzą, jak się z nią obchodzić? Co ona lubi, co ją drażni? A jak znajdzie się tam jakaś wyrodna hetera? Co wtedy?
– To jest dobry żłobek, sprawdziliśmy go, tato… – tłumaczyłam.
– Niby jak? Skąd wiesz, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami? – poczerwieniał teść. – Poza tym, po co ci praca? Brakuje wam czegoś? Jak tak, to ja wam dam! Razem pomożemy! Wcale nie musisz zarabiać. Czy nie jest dobrze tak, jak jest? – patrzył na moich rodziców, którzy byli coraz bardziej zaskoczeni jego uniesieniem.
– To nie chodzi tylko o pieniądze. Ja chcę wrócić do pracy. Chcę żyć swoim życiem… – tłumaczyłam.
– A dom, dziecko, mąż? Co to jest? Czyje to życie? No, czyje?! Koleżanki twojej?! Nie rozumiem tego! – trzepnął widelcem o talerz. – Wybaczcie, muszę zapalić…
Wyszedł na balkon, wypalił tam dwa papierosy i wrócił już nieco spokojniejszy
Atmosfera napięcia utrzymywała się jednak do końca spotkania, dlatego byłam szczęśliwa, gdy po trzech godzinach zostaliśmy sami z Michałem. Przegadaliśmy wtedy sprawę jeszcze raz i oboje utwierdziliśmy się w przekonaniu, że podejmujemy dobrą decyzję. Michał zapewniał, że ojcu przejdzie, że minie trochę czasu i się z naszym wyborem pogodzi. Też tak myślałam. Myliliśmy się jednak oboje.
Następnego dnia mąż wrócił z pracy wyraźnie przygnębiony. Gdy pytałam go, czy wszystko w porządku, zapewniał, że owszem, ale jego wzrok mówił zupełnie co innego. Coś go męczyło, więc cisnęłam dalej. Nie jest typem faceta zamkniętego w sobie, więc w końcu przyznał się, że chodzi o ojca. Że pokłócił się z nim przez telefon z samego rana, tuż po wyjściu z domu.
– Przed pracą do ciebie dzwonił? – zdziwiłam się. – W jakiej sprawie?
– Daj spokój…
– Co chciał? Co się stało!?
– Lepiej, żebym ci nie mówił…
– Michał!
– No dobra. No więc ojciec chce, żebyśmy spłacili mu te czterdzieści tysięcy. Żebyśmy mu je oddali.
Zdębiałam. Stanęłam naprzeciw Michała i patrzyłam mu w oczy, żeby upewnić się, że mówi poważnie, że nie żartuje. Ale jego mina nie pozostawiała żadnych złudzeń. Teść naprawdę zażądał spłaty.
– Ale dlaczego? Przecież to był prezent. Sam mówił…
– Owszem, mówił, ale teraz twierdzi, że skoro ty idziesz do pracy, to będzie nas stać, żeby mu te pieniądze oddać. Że z twojej pensji możemy go spłacać – powiedział Michał, a ja wtedy wszystko zrozumiałam.
To był szantaż. Teść próbował w ten sposób przekonać nas do tego, żebyśmy zostawili Zuzię w domu. Żebym ja nie wracała do pracy. Szantażował nas tak samo, jak kiedyś swoją świętej pamięci żonę, której, gdy chciała iść do pracy, postawił ultimatum z podziałem wydatków domowych na dwie równe części. Teraz próbował złamać i nas. A właściwie to mnie!
Michał miał milczeć, bo to męskie sprawy. Paradne! Przyznam szczerze, że takiego zagrania nie spodziewałam się nawet po nim. Obrzydliwy numer! Wściekłam się tak, że chciałam natychmiast do niego zadzwonić i powiedzieć, gdzie może sobie wsadzić te pieniądze. Ale Michał mnie powstrzymał. Przekonał, żebyśmy porozmawiali na spokojnie.
– Jak na spokojnie?! – piekliłam się. – Przecież on mnie chce zniewolić!
– Wiem, rozumiem! Ale jakoś się dogadamy. Zobaczysz… Jemu przejdzie.
– Nigdy mu nie przejdzie, jeśli się nie postawimy. Za długo to już trwa.
– Kaśka, uspokój się. Kłótnia tylko pogorszy sprawę.
Mąż długo mnie przekonywał, ale w końcu ochłonęłam i uznałam, że ma rację
To nie była sprawa do załatwienia przez telefon. Zaczekałam więc do kolejnych odwiedzin teścia. Obiecałam sobie, że będę spokojna, ale ciśnienie skoczyło mi tuż po tym, jak ojciec przekroczył próg naszego mieszkania. Przyszedł odwiedzić wnuczkę i jak zwykle udawał przede mną, że nic się nie stało. Pocałował w rączkę, komplementował urodę, chwalił strój… Cały on. Ale ja w końcu nie wytrzymałam.
– Tato, my tacie spłacimy te czterdzieści tysięcy… – powiedziałam wprost, gdy kładł na kuchennym blacie paczkę pieluch dla Zuzi.
Muszę przyznać, że go zatkało. Obrócił się, popatrzył na mnie i pierwszy raz widziałam, że szuka słów. Że nie wie, jak rozsądnie zareagować.
– A… ależ Kasieńko…. – wycedził w końcu. – To nie twoje zmartwienie. To sprawy między mną a moim synem – uśmiechnął się głupawo.
– Nie, tato! To jest sprawa, która dotyczy mnie przede wszystkim. I chciałam ci powiedzieć, że spłacimy te pieniądze. Rozłożysz nam w ratach i wszystko ci oddamy. Już rozmawiałam z moimi rodzicami. Powiedzieli, że nam pomogą.
– Co zrobiłaś? – skrzywił się i poczerwieniał na twarzy. – Po co, dziecko? Czyś ty oszalała? Po co ich mieszać do tego? – wyraźnie się zawstydził.
– Ja wrócę do pracy, bo tak postanowiliśmy z Michałem. Nic tego nie zmieni. Nawet konieczność spłaty długu.
– Ja nie mówiłem, że macie mi spłacić… To jakieś nieporozumienie. To nie jest dług, to prezent! Trochę się z Michałem posprzeczaliśmy i powiedziałem, że moglibyście… – zaczął się plątać w zeznaniach. – Zresztą nieważne. Dajże spokój, Kasieńko. Ja nie chcę żadnych pieniędzy! To tylko takie gadanie było, no naprawdę…
Zaskoczył mnie zupełnie. Wycofywał się ze swojej groźby rakiem, udawał, że nic się nie stało. Wtedy też zaczęłam podejrzewać, że on ma dla mnie znacznie więcej respektu, niż mi się wydaje. Że on swojej synowej wcale nie lekceważy, tylko się jej najzwyczajniej w świecie trochę boi. Dogadywał, insynuował, serwował teorie, ale zawsze w granicach grzeczności. Może nie był przyzwyczajony do obcowania z kobietami o silnych charakterach? A może zbytnio kochał wnuczkę, żeby ryzykować otwarty konflikt z jej mamą? Dlatego tylko dogadywał, a nie atakował wprost. Zresztą powód był nieistotny. Ważne, że poczułam dość siły, żeby ostatecznie mu się postawić.
– Tato, nie chciałabym, żeby były między nami jakiekolwiek niedomówienia. Ja wrócę do pracy, a jeśli ty zażądasz spłaty długu, oddamy ci co do grosza. Rozumiesz?
– Kasia. Nie ma mowy! To był prezent. Powrót do pracy to twoja decyzja, choć oczywiście wolałbym… – szybko się wycofał z tego, co by wolał. – Nie mam zamiaru wam ustawiać życia. Czy możemy już zapomnieć o tej sprawie? Michał, po co w ogóle o tym rozmawiałeś w domu? No po co? Takie rozmowy zostają między mężczyznami! – pokrzykiwał w panice na syna.
Michał stał jak porażony i nie wiedział, co powiedzieć. Zbierał cięgi, nie dając żadnego oporu, bo nie spodziewał się takiej reakcji u ojca. Nie trwało to jednak długo, bo Zuzia zaczęła popłakiwać i trzeba było ją uspokoić. Ojciec rzucił się na ratunek i zabrał malutką do drugiego pokoju. No a potem zjedliśmy razem obiad i już nie było mowy o mojej pracy i naszym długu.
Od tego czasu teść znacznie delikatniej przemyca swoje opinie, znacznie rzadziej serwuje mi wykłady o damskich i męskich rolach. Skupił się na wnuczce, pomaga przy niej i bardzo rzadko komentuje nasze życie rodzinne. Chyba zrozumiał, że choć jego synowa ma długi lont, to jednak potrafi eksplodować. Na szczęście, miał dość rozumu, by dostrzec, gdzie stawiamy granicę, i wystarczająco pokory, by ją uszanować.
Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem