„Nie kocham żony, ale nie odejdę. Jeśli to zrobię, powie policji, że pod wpływem alkoholu potrąciłem człowieka”

szantażowany mężczyzna fot. Adobe Stock
„O tym, co się stało, wiedziały tylko dwie osoby: mój dziadek, który tę tajemnicę zabrał do grobu i ona. Tylko moja żona w przeciwieństwie do dziadka przy każdej kłótni straszy, że powie o wszystkim policji”.
/ 23.12.2021 10:18
szantażowany mężczyzna fot. Adobe Stock

Klaudia jest niska i drobna. Kiedy siedzi nastroszona w rogu kanapy, przypomina miłą małą kotkę. Ale to tylko pozory, bo Klaudia jest panią Żbik: ssakiem drapieżnym i łatwo wpadającym w gniew.

Ostatnio o mało mi karku nie złamała… Zostałem ukarany za to, że zagadałem z sąsiadem przed blokiem. Czekała na mnie siedem minut dłużej, niż wynosił limit. Dostałem za swoje! Kiedy szykuje się burza, Klaudia milczy. Ma złe oczy, lecz się nie odzywa… Jej gniew narasta powoli. Dopiero po pewnym czasie wpada w prawdziwą furię. Jej dzikie wrzaski słychać na sąsiedniej ulicy.

Czasem wstyd mi rano iść na parking, bo ludzie patrzą na mnie podejrzliwie. Pewnie myślą, że to ja wszczynam awantury, a ona jest ofiarą przemocy domowej… Sińce i zadrapania ukrywam. Albo mówię, że się zraniłem przy samochodzie czy składaniu mebli. Bo co mam mówić? Że moja żona to kompletna wariatka?

Nie mam życia prywatnego. Moja komórka, konto mailowe, profil na Facebooku, normalna poczta – wszystko jest kontrolowane, sprawdzane i prześwietlane. Wiem, że w aucie Klaudia zainstalowała mi podsłuch, jednak nic z tym nie robię, bo nie mam nic do ukrycia. Gdybym to ustrojstwo wyrzucił albo zrobił zadymę, podejrzewałaby mnie o Bóg wie co!

Koleżanka z pracy powiedziała kiedyś:
– Twoja żona ma nierówno pod sufitem! Wiesz, że chciała mi płacić za to, żebym jej donosiła, z kim gadasz w robocie, i w ogóle z kim jesteś blisko?
– Zgodziłaś się? – spytałem.
– W życiu! – obruszyła się. – Odmówiłam jej stanowczo. A wtedy mnie zwymyślała, że chyba sama mam coś do ukrycia, dlatego nie chcę iść na taki układ! Ona jest chora na głowę czy tak cię kocha?

Gdyby kochała, mógłbym to jeszcze jakoś znieść… Ale Klaudia uważa mnie za swoją własność. Za pajaca, z którym może zrobić, co tylko chce! Pewnie bym ją zostawił, gdyby nie to, że ma na mnie haka.
Parę lat temu – prawie lato już było – jechałem autem kompletnie nawalony. Eksperymentowałem wówczas z narkotykami, zdarzało mi się łączyć zioło i alkohol, a potem – za kółko. Tego rowerzysty w ogóle nie zauważyłem. Pewnie dlatego, że jechał bez światła, ale to jeszcze nic. Bo ja wracałem z balangi i niemal przysypiałem za kierownicą. Wstawał świt, podnosiła się mgła, wszystko się zlewało w jedną szarą masę. I nagle poczułem uderzenie. Oprzytomniałem, pojechałem kilkadziesiąt metrów dalej… Było zupełnie pusto, nic nie jechało, żywego ducha dookoła, więc cofałem wolniutko, aż go zobaczyłem.

Leżał na poboczu. Pogięty rower obok. Byłem pewien, że nie żyje… Spanikowałem. Uciekłem z miejsca wypadku. Pojechałem prosto do mojego dziadka. Był już wtedy bardzo chory, rzadko zaglądał do warsztatu, ale kiedy mu opowiedziałem, co się stało, kazał wprowadzić samochód do hali i zaczął go oglądać.
– Sam to zrobię – mruknął. – Ale mam warunek. Dowiesz się, czy faktycznie ten gość nie żyje. Jeśli tak, musisz się zgłosić na policję. Inaczej się nie da.
– A jak tylko go poturbowałem? – spytałem. – Może też był pijany i miał fart.
– Módl się, żeby tak było – pokręcił głową. – Mówisz, że jechał bez świateł?
– Przysięgam! – walnąłem się w pierś.

Jeśli on żyje, biorę twój grzech na siebie. Mnie już niedługo na tym świecie nie będzie, a na drugim jakoś cię wybronię.

Dziadek wyklepał auto i to była ostatnia rzecz, jaką zrobił. Umarł niedługo później. Tamten rowerzysta złamał obie nogi. Był tak pijany, że kiedy go znaleźli, spał twardo i nawet ból go nie obudził. Próbowałem jakoś uspokoić sumienie, że sam sobie jest winien, i nawet gdybym ja był trzeźwy jak prosię, też bym go nie wyminął – jednak się nie dało. Obiecałem dziadkowi, że koniec z wódą i marychą. Kazał sobie przysięgać na Matkę Boską Częstochowską. Wiedziałem, ile to dla niego znaczy, i choć ja sam nie jestem specjalnie religijny, słowa nie złamałem. Od tamtego dnia nie ćpam i nie piję ani kropli.

Moją tajemnicę dziadek zabrał ze sobą do grobu. Nikt poza nim nie wiedział o całej tej sprawie. Dopiero Klaudii się wygadałem, kiedy zaczęliśmy z sobą sypiać i zrozumiałem, że chcę z nią być. Wyciągnęła ze mnie każdy szczegół. Wypytywała jak jakiś śledczy i wkrótce zaczęła mieć argument w każdej sprzeczce. Nie od razu zaczęła mnie atakować. Najpierw było huczne wesele, miodowy miesiąc, przepisanie na nas obojga mieszkania ofiarowanego przez moich rodziców, radość z prezentów, choć i tu potrafiła wybrzydzać. Oczywiście dopiero wtedy, kiedy już zostaliśmy sami.

Pamiętam, że pierwszy raz rzuciła się na mnie po romantycznej kolacji z okazji jej imienin. Dostała ode mnie strasznie drogie perfumy. Nie była zadowolona.
– To śmierdzi pluskwami – parsknęła ze wstrętem. – Mogłeś się bardziej postarać.
Mruknąłem coś w rodzaju:
– Ciebie się nie da zadowolić – i… dostałem z liścia! Potem kopnęła mnie boleśnie w goleń i zamknęła się w łazience.

Przez godzinę ja, idiota, błagałem, żeby już się nie złościła. Skamlałem jak pies pod tymi drzwiami. Obiecywałem złote góry. Przepraszałem…. Kiedy wreszcie wyszła, czułem się kompletnie pokonany. Po każdym takim występie była słodka i miła jak śliczna, mięciutka kotka. Mruczała, wzdychała, tuliła się do mnie, jęczała z rozkoszy podczas seksu, robiła wszystko, co tylko chciałem. Mijało trochę czasu i znowu wpadała w furię o byle co…

Kiedyś rzuciła we mnie gorącym żelazkiem. Gdyby trafiła, mogła mnie zabić. Prasowała akurat swoje ciuchy. Przymierzyła spodnie i okazały się ciasne.
– Utyłam! – wrzasnęła. – To przez ciebie! Żresz jak świnia, ciągle tylko mięcho i kiełbacha, a ja przy tobie też wchłaniam te kalorie! Od jutra marsz do stołówki! Tam się napychaj. Ja przestaję gotować!
– Jesteś łakoma! Nie musisz jeść tego co ja – odezwałem się niepotrzebnie.
Tak walnęła tym żelazkiem, że został ślad na tapecie. Kazała mi potem kupić jakąś reprodukcję i zasłonić to wgniecenie.

Kiedy raz wspomniałem, że doniosę o jej zachowaniach na policję, dostała szału.
– Ty MNIE straszysz policją? – wrzasnęła. – Ty gnojku! Nie zapominaj, że ja też mogę o tobie coś opowiedzieć!
Odtąd przy każdej możliwej okazji Klaudia wywleka moją tajemnicę i szantażuje mnie, że wszystko ujawni, i właśnie dlatego mam związane ręce…

Siedź cicho – mówi – bo ja zszargam ci opinię, wsadzę do więzienia. A temu staremu prykowi, co ci pomagał, też dokopię. Co z tego, że go już nie ma? Dobrze go wspominają? To się może zmienić!

Błagałem, żebyśmy poszli na jakąś terapię. Tłumaczyłem, że to, co ona robi, nie jest normalne, ale to nic nie daje. Może byłoby lepiej, gdybym się do wszystkiego przyznał i odsiedział co swoje. Tylko martwię się o moją matkę. Kto wie, czy Klaudia nie capnęłaby i jej w swoje pazury. Tymczasem ja siedzę w pazurach mojej pani Żbik i czekam nie wiadomo na co. Czasami rozluźnia chwyt; wtedy łapki ma aksamitne, miłe, niegroźne… Ale to pozory! Gdybym próbował się wydostać, wbije we mnie ostre kolce – i zatrzyma.

Więcej prawdziwych historii:
„Chciałem z nią stworzyć prawdziwą rodzinę. Ona ukrywała przede mną męża i dwoje dzieci”
„Zdradziłam męża z inną kobietą i chcę ułożyć sobie z nią życie. Nie wiem jak to powiedzieć rodzinie i mężowi”
„Całą naukę zdalną piszę sprawdziany za syna. Normalnie leciał na trójach, a teraz dostaje same piątki”
„Wdałem się w romans z przypadkową kobietą. Teraz nie potrafię sypiać z własną żoną, bo nie czuję tego ryzyka”

Redakcja poleca

REKLAMA