„Nie kocham swojego dziecka. Zaszłam w ciążę pod wpływem presji męża i rodziny”

Matka nie kocha swojego dziecka fot. Adobe Stock
Nigdy nie czułam się gotowa na macierzyństwo. Mówili, że jak zobaczę swoje dziecko, to miłość się pojawi, Czekam od 1,5 roku i wciąż nie czuję tej „matczynej miłości”. Jedynie cholerne poczucie odpowiedzialności i złość na to, że dałam się wplątać w macierzyństwo.
/ 04.01.2021 16:33
Matka nie kocha swojego dziecka fot. Adobe Stock

Choć czasy się zmieniają i kobiety zaczynają walczyć o swoje „ja”, mi zabrakło odwagi. Odkąd pamiętam, nie czułam chęci zabawy lalkami-bobasami, nie chciałam się nawet bawić z młodszym rodzeństwem ani tym bardziej zajmować się cudzymi. Dzieci nie uruchamiały żadnej „lawiny pozytywnych uczuć”, jak to mówiła moja mama.

Nigdy też nie byłam skłonna wierzyć w to spełnienie jako matka, gdy widziałam, jak koleżanki tuż po studiach wyglądały nie jak pełne wigoru mamy jak z okładek, a umęczone życiem kobiety, których świat zamykał się na kilkudziesięciu metrach kwadratowych. Każde spotkanie rodzinne było jednym wielkim pytaniem, kiedy będziemy mieć dzieci.

Już w oczach mojej mamy czy teściowej widziałam obawy, że zapewne leczymy się z powodu bezpłodności. Gdybym tylko powiedziała słowo, oddaliby swoje oszczędności na in vitro. Nawet przez myśl im nie przeszło, że ktoś nie ma dzieci nie dlatego, że nie może, a po prostu nie chce. Ale nie chodzi nawet o przestój w pracy czy podróże. Ja po prostu dziecka nie chciałam mieć. Tomasz o tym wiedział i zaakceptował ten fakt i liczył, że pewnie mi się „odmieni”.

8 lat po ślubie zostaliśmy rodzicami

Podczas jednej z randek na mieście, Tomasz wciągnął pudełko. Był w nim pierścionek z dedykacją „dla matki mojego dziecka”. Wyrecytował piękny wiersz o oddaniu, związku, tworzeniu życia. Rozpłakałam się na myśl o tym, jak bardzo on pragnie mieć dziecko i uznałam - czemu nie, może się mylę? Może to właśnie o to chodzi: przekonać się o słuszności macierzyństwa, gdy będzie już po fakcie?

Cała ciąża była dla mnie surrealistycznym czasem. Nie pojmowałam w sumie, że jest we mnie życie. Czułam, jakby ciało nie należało do mnie, a zatem brzuch także był jakimś osobnym bytem. Gdy usłyszałam bicie serca, ruchy, poznałam płeć… nie czułam nic, prócz życzliwej ciekawości dotyczącej nowego człowieka, którego hoduję.

Nie przebierałam w sklepach z dziecięcymi rzeczami, moja umiarkowana radość graniczyła wręcz z apatią. Wiele ciężarnych chciało ze mną wymieniać porozumiewawcze spojrzenia, jak gdybyśmy były w jakimś klubie, do którego przyjmują tylko „brzuchatki” i tylko te znają tajne hasło. Irytowała mnie też cała nomenklatura związana z byciem w ciąży. Odzież dla przyszłych matek, tak bezkształtna i odstręczająca… Ale najgorsze było w tym to, że w mojej głowie pojawiały się myśli, że nie powinnam tego dziecka mieć. 

„Miłość się pojawi, jak będziesz trzymać je w ramionach”

Jaśminę urodziłam przez cesarskie cięcie - jak to uznał lekarz, „nie było postępu porodu”, a raczej woli i siły. Przytuliłam ją w szoku. Płaczący maluch był całkowicie bezradny i bezbronny. Rozpłakałam się chyba bardziej od niej, choć ona znalazła przy mnie ukojenie - od razu przystawiłam ją do piersi.

Gdy pojawił się Tomasz, nosił ją non stop, nawet spała mu na rękach. Był najszczęśliwszy na świecie, a widok uśmiechniętego męża było dla mnie cenniejszy niż to dziecko. Babcie oszalały na punkcie wnuczki, a ja… spałam. Nawet gdy nie spałam, to udawałam, że śpię. Laktacja była w zaniku, a ja wykręcałem się bolesnością rany po cięciu i nie nosiłam małej.

Po pół roku wróciłam do pracy na część etatu, by nie oszaleć od wrzasku i płaczu. Nieprzespane noce dawały mi w kość, a najgorzej, że byłam wściekła na dziecko. Niby nic, ale powiedziałam, że mnie mogę tego znieść i...wyjechałam na tydzień. Czy tęskniłam? Skłamałabym, że wcale, ale raczej nie czułam się nigdzie sobą, więc wróciłam.

Mała zareagowała na mnie mało entuzjastycznie - w końcu tata i babcie byli całym jej światem. Parę dni temu Jaśmina skończyła 1,5 roku. Jest bardzo poważnym dzieckiem - sporo się uśmiecha, ale więcej obserwuje. Mam wrażenie, że czuje mój dystans i od początku ciąży jakby jest „skazana na siebie”, bo matka jej nie chciała. Może gdy podrośnie zaczniemy się „kumplować”? Podobno jest bardzo podobna do mnie...

Więcej prawdziwych historii:
„Twój narzeczony to ideał? Lepiej weź go w podróż przedślubną, bo możesz się rozczarować jak ja...”
„Mąż dla pieniędzy poświęciłby wszystko – nawet rodzinę. Prosiłam, żeby odpuścił, ale w końcu przestałam go poznawać”
„Narzeczona chciała, bym dla niej sprzedał firmę i wziął kredyt na 50 tys. złotych. Gdy odmówiłem, rzuciła mnie”
„Związałam się z bufonem, który na siłę chciał mnie zmienić, bo nie pasowałam do jego »luksusowego« towarzystwa”

Redakcja poleca

REKLAMA