„Nie jestem idealna, ale za to uparta jak osioł i głupia jak kura. Chciałam dokonać niemożliwego – zaimponować swojej matce”

dziewczyna, której nie wyszło danie fot. Adobe Stock, JustLife
„Dostrzegłam rysę na szkle. Maurycy miał rację. Moja matka była snobką. Nie przestałam jej kochać, jednak jakby mi klapki z oczu spadły. Teraz widziałam jasno to, co ktoś obiektywny musiał dostrzec już dawno temu. Wystarczyło na nią spojrzeć!".
/ 13.03.2023 06:33
dziewczyna, której nie wyszło danie fot. Adobe Stock, JustLife

Klapa! Zaraz rozlegnie się dzwonek u drzwi, a ja siedzę pośrodku kuchni i chce mi się ryczeć. Tak mi zależało na tym przyjęciu, wszystko zaplanowałam – menu, zakupy, wystrój wnętrza, swój ubiór i fryzurę, nawet tematy rozmów, żeby nikt się nie nudził – i co? Guzik!

Siedzę spocona i lepka od brudu pośrodku kuchni, która też się lepi. Wszędzie widać ślady mojej działalności: rozbryzgi tłuszczu na ścianach, plamy na szafkach, stole i podłodze, blat biały od mąki, dym w powietrzu, a efekty – mizerne. Jak tu nie ryczeć? Do tego mąż stoi nade mną, kiwa głową z politowaniem i widzę, jak z całej siły się powstrzymuje, żeby nie powiedzieć: „A nie mówiłem?”.

Moja matka to chodząca doskonałość, moja siostra – jej wierna kopia. A ja? Podrzutek jakiś. Gdybym się urodziła chłopcem, byłoby mi łatwiej. Od faceta nikt nie żąda, żeby robił za ideał; wystarczy, że taki gigant raz na jakiś czas wyrzuci śmieci i zrobi zakupy.

Z córką jest inaczej; wszyscy oczekują, że niedaleko padnie jabłko od jabłoni, że jaka matka, taka córka. Nic z tego. Bardzo szybko udowodniłam, że tym razem z jabłoni spadła wyrodna gruszka.

Od razu zrozumiał, o co chodzi

Najgorzej szło mi z gotowaniem. Za co się wzięłam – porażka. Po każdym niepowodzeniu mama spuszczała dyskretnie moje „dzieła” kulinarne w sedesie, zapewniając, że następnym razem pójdzie mi lepiej. Ale nie szło. Nie byłam w stanie im dorównać.

Obie, i matka, i siostra, są wysokimi blondynkami o tradycyjnych poglądach. Dystyngowane, eleganckie, kobiety z klasą, a zarazem wspaniałe gospodynie; znały ludzi na poziomie, umiały prowadzić lekkie rozmowy o wszystkim i niczym. Ja nie umiem. Jestem mała, czarnowłosa i krzykliwa. I obracam się w środowisku równych sobie dziwaków.

Mama nigdy nie przepadała za moimi przyjaciółmi. Niemniej nie zwykła się wtrącać. Z wdzięczności trzymałam bractwo z dala od niej…

Dlaczego więc siedzę brudna pośrodku równie brudnej kuchni i użalam się nad sobą? Czemu nie zgodziłam się na propozycję mamy, żeby to ona przyszykowała przyjęcie? Zrobiłaby to jak zwykle bez zarzutu, doskonale. Co mnie napadło, żeby nagle próbować udowadniać rzecz nie do udowodnienia? Maurycy też nie miał pojęcia, co mnie ugryzło.

– Co chcesz udowodnić? – zapytał, gdy przedstawiłam mu projekt kolacji z okazji naszej pierwszej rocznicy ślubu.

– Że potrafię – odpowiedziałam hardo.– Potrafię być dobrą żoną.

– Jesteś najlepszą pod słońcem! – zapewnił mnie natychmiast.

– I gospodynią – dodałam. – Mężczyzna potrzebuje dobrej żony i gospodyni, potrzebuje damy.

– Nie chcę damy! Chcę ciebie, kobiety z krwi i kości, która cudownie się kłóci, wspaniale kocha, za to w ogóle nie potrafi gotować. Nie zależy mi na żarciu…

– To nie tak! – zaprotestowałam. – Muszę się tylko bardziej postarać, mama mówi… – wyrwało mi się i poczułam, jak wbrew woli oblewam się rumieńcem.

Maurycy spojrzał na mnie znacząco.

– Wiedziałem! Nie o mnie chodzi, ale o twoją matkę. To ją chcesz zadowolić – wytknął mi.

– Twoich rodziców także! Rany, przecież twój ojciec jest konsulem!

– I co? – Maurycy wzruszył ramionami. – Ja jestem zwykłym inżynierem.

– Co z tego?! – oburzyłam się. – Toż oni jadali u ministrów, u ambasadorów!

– Chyba nie myślisz, że taki premier własnoręcznie szykuje dania na bankiet?

– Nie denerwuj mnie! Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Chcę zrobić wrażenie.

– Nie obraź się, ale czego byś nie zrobiła, nie zaimponujesz moim rodzicom. Oni naprawdę sporo świata widzieli i jadali rzeczy, o jakich ci się nie śniło.

– Specjalnie mi na złość robisz! – warknęłam, doprowadzona do ostateczności. – Nie idzie mi o to, co podam, ale w jakim stylu to zrobię. Ma być doskonale, wszystko zapięte na ostatni guzik, żeby, żeby…! – zaplątałam się.

– Żeby twoja matka wreszcie cię pochwaliła – mój mąż bez trudu dotarł do sedna problemu.

To na mnie zwrócił uwagę

– A żebyś wiedział! Chcę, żeby mama wreszcie była ze mnie dumna. Nigdy mnie co prawda nie ganiła, ale… – westchnęłam, nie bardzo znajdując słowa.

W moich układach z matką było coś dziwnego, choć wiedziałam, że mnie kocha – pomimo wpadek.

– Ale też trudno tekst „następnym razem wyjdzie ci lepiej” uważać za krzepiącą pochwałę, co? Swoją drogą, czy przyszło ci kiedyś do głowy, że w twoich układach z matką jest coś dziwnego?

„Telepata czy co?!” – pomyślałam zdumiona, że Maurycy tak zgrabnie wpasował się w moje myśli.

– Wiem, że cię na swój sposób kocha, jednak jakoś tak, bo ja wiem, protekcjonalnie. Jakbyś miała garb albo jedną nogę krótszą, i nie była w stanie dorównać tym bardziej sprawnym.

– Wydaje mi się, że mnie obrażasz, niemniej, no cóż, możesz mieć rację. Dlatego właśnie muszę zrobić to przyjęcie i musi mi się udać, rozumiesz?

– Ni w ząb. Nie jesteś garbata ani kulawa. Po prostu nie masz talentów gospodarskich, za to temperamentem i oryginalnością mogłabyś obdzielić pięć innych kobiet. Za to cię kocham – powiedział z mocą. – Gdybyś choć w części przypominała swoją nudnie doskonałą siostrę, w życiu nie zwróciłbym na ciebie uwagi.

Wciąż to powtarzał, ale ja i tak nigdy nie pojmę, jakim cudem syn konsula zainteresował się kopciuszkiem, gdy miał w zasięgu wzroku prawdziwą królewnę…

Nie chciałam iść na tamten raut

Mama zdawała się popierać moją decyzję.

„Wstydzi się mnie – pomyślałam wtedy, choć przecież powinnam się już przyzwyczaić. – Tak, bezpieczniej będzie, jeśli zabiorą tylko Adę, chlubę rodziców, następczynię tronu. Gdzie mi tam na salony wielkiego świata!”. Nieoczekiwanie sprzeciwił się ojciec.

– Emilia tak rzadko chodzi gdzieś z nami – oświadczył. – W końcu pomyślą, że ją ukrywamy przed światem, że coś z nią nie w porządku.

Ustalili, że w takim razie powinnam się z nimi wybrać. Poszłam jak na ścięcie, nie licząc na udany wieczór. Jakże się myliłam! Honorowymi gośćmi okazali się państwo konsulostwo oraz ich syn. Matka z Adą rozpostarły swoją sieć wdzięku, ja, żeby zachować pozory, wytrzymałam pół godzinyPotem wymknęłam się na taras. O dziwo, niedługo po mnie zawitał tam sam książę, czyli syn konsula.

– Uff, ale nudy – mruknął, poluźniając krawat. – Nie znoszę takich sztywniackich imprez, ale rodzice mnie poprosili. Lubią się mną chwalić. Masz ten sam problem, że się tu ukrywasz?

– Przeciwnie, nikt się mną nie chwali – odparłam i po raz pierwszy nie odczułam tej prawdy boleśnie.

Dlatego się zakochałam w Maurycym. Przy nim nigdy nie czułam się gorsza.

– Emilia jestem – wyciągnęłam bezceremonialnie rękę. – A ty?

Tak się poznaliśmy. Nie minęło pół roku i zostaliśmy małżeństwem. Ani przedtem, ani potem nie widziałam matki bardziej szczęśliwej jak wtedy, gdy Maurycy poprosił ją o moją rękę.

– Syn konsula, sam syn konsula! – szeptała rozanielona. – Kto by pomyślał, że nasza mała Emilka… – nie dokończyła, ale i tak humor mi się popsuł.

Chyba z powodu tamtych słów uparłam się przy tym nieszczęsnym przyjęciu. Chciałam pokazać, że zasługuję na Maurycego; że jestem najlepszą żoną, jaką mógłby mieć, po prostu żoną doskonałą. I zawiodłam. Bo nie jestem doskonała, za to uparta jak osioł i głupia jak kura. Duma wyszła mi bokiem i zaraz skompromituję się na całego. Niech no tylko dzwonek zadzwoni. Zaczęłam płakać.

– I czego się mażesz? – zapytał Maurycy czule, kucając przy mnie. – Przecież nic się nie stało.

– Stało się! – zabuczałam. – Teraz nikt nie uwierzy, że się dla ciebie nadaję. Trzeba było ożenić się z Adą! – palnęłam.

Maurycy długo nie odpowiadał, w końcu wycedził ze złością:

– Ile razy mam ci powtarzać, że twoja wymuskana siostrunia obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Chryste, przecież to zwykła snobka! – warknął. – Dokładnie taka sama jak twoja matka.

Spojrzałam na niego z oburzeniem. Jak śmiał imputować coś takiego mojej matce?! Ale nic nie powiedziałam; jego poważna mina odebrała mi głos. Ujął moją umazaną twarz w dłonie i wyznał:

– Kocham cię. Nie mimo wszystko, ale właśnie za to, kim i jaka jesteś. Kocham ciebie i twoje wady. Bo każdy je ma, choć ty bez sensu twierdzisz, że twoja matka jest ich pozbawiona. Bzdura… Ja ją nawet lubię, przysięgam. Mimo tego, że jest najbardziej klasycznym przykładem snobki, jaki spotkałem.

Nie zamierzałam się z nim kłócić. Grunt, że mnie kocha. To wystarczy, bym nie zapadła się ze wstydu pod ziemię. Ale najwyraźniej znowu nie doceniłam Maurycego, zwykłego inżyniera, a zarazem syna konsula, który z mlekiem matki wyssał umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach.

Nie minęło pół godziny, a byłam wykąpana, uczesana, umalowana i stosownie ubrana. Mieszkanie, nie wyłączając kuchni, lśniło czystością, a wokół unosiły się kuszące zapachy.

Zawdzięczałam to pomocy moich przyjaciół. Tych samych, których znałam od lat, a których Maurycy polubił równie mocno jak ja. A jednak nie zamierzałam ich zaprosić na naszą rocznicę. Moja matka za nimi nie przepadała, bo psuli jej komfort swoim nietaktownym zachowaniem, głośnymi wybuchami śmiechu i niewybrednymi żartami.

Wszyscy poza nią dobrze się bawili

Ale przybyli z odsieczą natychmiast, gdy tylko Maurycy wezwał ich na pomoc. Antek i Kajetan zajęli się sprzątaniem, Kaśka i Jola – mną. Maurycy zamówił zaś przez telefon, co się dało: pieczonego kurczaka, spaghetti, chińszczyznę i rzecz jasna pizzę, którą sam uwielbia.

Gdy wreszcie rozległ się dzwonek, Kajetan podrapał się po głowie i mruknął:

– Zapowiada się fest wyżerka, ale spoko, Mila, nie zostaniemy. Już spadamy. Wiemy, że twoja starsza nas nie trawi, grunt, że zdążyliśmy…

– Zostańcie! – zawołałam odruchowo, z głębi serca; komu jak komu, ale im się ta wyżerka należała.

Mama oczywiście chłodnym wzrokiem obrzuciła zarówno moich przyjaciół, jak i kupne jedzenie na stole. Obie z Adą prawie się nie odzywały, lecz cała reszta gości świetnie się bawiła. Teść deliberował z długowłosym Antkiem o wędkarstwie, teściowa rozgadała się z obwieszoną koralikami Kaśką na temat sztuki indyjskiej, a ja patrzyłam ponad stołem na moją matkę i uśmiechałam się.

Było mi lekko na duszy. Wreszcie się uwolniłam od pragnienia dorównania ideałowi. Dostrzegłam rysę na szkle. Maurycy miał rację. Moja matka była snobką. Nie przestałam jej kochać, jednak jakby mi klapki z oczu spadły. Teraz widziałam jasno to, co ktoś obiektywny musiał dostrzec już dawno temu. Wystarczyło na nią spojrzeć!

Tylko urodzona snobka jadłaby pizzę nożem i widelcem! A moja matka właśnie to robiła, choć obok sam konsul zajadał udko kurczaka, trzymając je po prostu w palcach.

Czytaj także:
„Babcia była moją bohaterką. Kiedy odeszła, wszystko straciło dla mnie sens. Nie cieszyła mnie już nawet moja ciąża”
„Dałem się wkręcić w potyczkę pomiędzy znajomymi i zeznawałem jako świadek na ich sprawie rozwodowej. To był błąd”
„Mój brat zniknął bez śladu bez słowa pożegnania. Nigdy mu tego nie zapomnę”

Redakcja poleca

REKLAMA