„Nie dowiedziałabym się o zdradzie, gdyby nie prezent od męża. Teraz wiem, że z przyjemnością czochrał się z pracownicą”

para zdrada romans fot. Getty Images, Witthaya Prasongsin
„Mogłam szpiegować Olka i zdobyć na własną rękę dowody jego niewierności, ale duma mi na to nie pozwalała. Zamiast bawić się w podchody, zapytałam go wprost, a on się przyznał”.
/ 28.09.2023 13:15
para zdrada romans fot. Getty Images, Witthaya Prasongsin

Mąż podarował mi płytę Anny Jantar. Bez okazji. To była składanka utworów z koncertów i festiwali. Na płycie nie znalazł się żaden oficjalny studyjny zapis, więc uznałam, że nagrał ją jakiś podobny do mnie miłośnik talentu Anny Jantar.

Bardzo lubiłam te utwory

Zamiast okładki była biała kartka z wydrukowanym na komputerze napisem: Ulubione. To wszystko. Na początku myślałam, że to mąż nagrał ją dla mnie. Czyli kocha, bo się stara, choć jesteśmy już osiem lat po ślubie. Nie wiedziałam, że do wręczenia mi prezentu skłoniły go wyłącznie wyrzuty sumienia…

Płyta miała na mnie jakiś dziwny, magnetyczny wpływ – puszczałam ją na okrągło, słuchałam jej całymi godzinami. Poza tym często brałam ją do rąk, obracałam, oglądałam. Miałam wrażenie, że kryje się w niej coś niezwykłego, jakby oprócz muzyki nosiła w sobie jakąś historię. Zastanawiało mnie też, że nagrano na niej wyłącznie najsmutniejsze przeboje Jantar: „Wielka dama”, „Tylko mnie poproś do tańca”, „Nic nie może wiecznie trwać”, „Nie wierz mi, nie ufaj mi”. Nie znalazł się tam ani jeden radosny czy pełen nadziei przebój. Zastanawiałam się, czy to przypadek, czy celowy zabieg.

Któregoś dnia, kiedy słuchałam z zamkniętymi oczami frazy „za wszystkie noce daj mi tylko jeden dzień”, doświadczyłam czegoś w rodzaju wizji.
Ujrzałam piękną młodą kobietę trzymającą telefon w dłoni. Kurczowo, niczym ostatnią deskę ratunku. Po jej twarzy płynęły łzy, a ona mówiła z rozpaczą: „Odbierz, proszę! Pokaż, że mnie kochasz, że znaczę dla ciebie więcej niż ona!”. Odpowiadał jej jedynie monotonny sygnał. Wizja zniknęła.

Nie wiedziałam, czym była: fantazją wywołaną smutną melodią, zabłąkanym w czasie obrazem przeszłości, czy może… zobaczyłam przyszłość. I chociaż widziałam tamtą kobietę tylko przez krótką chwilę, nie mogłam o niej zapomnieć. Wydawało mi się, że skądś ją znam, że gdzieś już widziałam te ogromne, czekoladowe oczy i zmysłowe, pełne usta. Nie była to moja znajoma, nie była to też aktorka czy celebrytka, tego byłam pewna.

Może widziałam ją przelotnie gdzieś w mieście i zapadła mi w pamięć z powodu wyrazistej urody? Kim była? Dlaczego płakała? Do kogo dzwoniła? I czy ten ktoś w końcu odebrał od niej telefon? Natrętne pytania bez odpowiedzi nie dawały mi spokoju. Frustrowało mnie to tak bardzo, że nawet „obraziłam się” na Annę Jantar i schowałam płytę głęboko do szuflady. Nie będę jej słuchać i już, postanowiłam.

Jej twarz nie dawała mi spokoju

Dotrzymałam słowa przez jakiś miesiąc. A później nadszedł ten ponury, deszczowy dzień… Olek znowu pojechał w delegację – ostatnio częściej wyjeżdżał, niż był w domu – a mnie dopadła chandra. Zrobiłam sobie gorącą czekoladę na poprawę nastroju i gdy ją sączyłam, przypomniała mi się moja „smutna” płyta. Jej nastrój współgrałby idealnie z moim obecnym nastrojem.

Przecież to śmieszne i dziecinne, żeby rezygnować z muzyki z powodu jakiegoś przywidzenia! Pewnie tamtego dnia byłam przemęczona i dlatego potraktowałam zbyt poważnie fantazję, o której należało od razu zapomnieć, tłumaczyłam samej sobie z rozbawieniem i odrobiną wstydu.

Wsunęłam płytę do odtwarzacza. Słuchałam z ogromną przyjemnością głosu ukochanej piosenkarki. Zamknęłam oczy… Anna śpiewała akurat: „wielka dama, znów tańczy sama, połyka złote łzy”, kiedy znowu zobaczyłam tamtą kobietę. Ale tym razem piękna brunetka nie płakała – była wściekła. Owijała coś w ozdobny papier. Ręce jej się trzęsły. Papier w czerwone róże lekko się przekrzywił i zobaczyłam, co zakrywał: przezroczyste etui z płytą w środku. Płyta powoli wirowała, jakby… żyła!

Przestraszyłam się i otworzyłam oczy. Wizja się rozwiała. Ale nie potrafiłam ani wyrzucić jej z głowy, ani udawać, że nic się nie stało. Dosyć tego. Muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Inaczej nigdy nie uwolnię się od ciekawości i jakiegoś bliżej nieokreślonego strachu. Miałam nawet pomysł, jak to zrobić, i natychmiast się do tego zabrałam.

Włączyłam komputer i zaczęłam przeglądać historię odwiedzanych stron internetowych. Mój mąż był fanem kupowania przez internet, istniała więc spora szansa, że również płytę nabył tą drogą. A gdybym odnalazła jej poprzednią właścicielkę, bo byłam pewna, że to kobieta, może udzieliłaby mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Postanowiłam dowiedzieć się prawdy

Nie minęło pół godziny i udało mi się dotrzeć do pożądanych informacji. Musiałam w tym celu wejść do skrzynki mailowej Olka, ale to nie było włamanie: znaliśmy nawzajem swoje hasła, ufaliśmy sobie. Przynajmniej jeszcze wtedy tak myślałam.

Okazało się, że Olek kupił płytę za pośrednictwem lokalnego portalu ogłoszeniowego. Zadzwoniłam do kobiety, która mu ją sprzedała. Miałam szczęście: odebrała już po kilku sygnałach. Przedstawiłam się i wyjaśniłam, że chciałabym porozmawiać o płycie, którą niedawno wystawiła na…

– Przykro mi, nie przyjmuję zwrotów – przerwała mi nieprzyjemnym tonem.

– Nie, nie, nie o to mi chodzi. Nie chcę jej zwrócić. W tej płycie jest coś… niesamowitego. Czy to pani ją nagrała? Czy wiąże się z nią jakaś niezwykła historia? – wyrzucałam z siebie pospiesznie pytania, obawiając się, że rozmówczyni się rozłączy, zanim zdążę jej wyjaśnić, jakie to dla mnie ważne.

– Nie ja ją nagrałam, tylko kochanka mojego męża – odpowiedziała mi i niemal widziałam jej kwaśną minę. – Przysłała mi ją wraz z listem, w którym opisała szczegółowo ich romans. Czy to wystarczająco niezwykła historia?

– Och, przepraszam, nie chciałam… nie wiedziałam… – plątałam się, speszona.

– Cóż, nie mogła pani wiedzieć – odpowiedziała. – Zakładam, że nie chciała mi pani celowo zrobić przykrości, ale jestem aktualnie w trakcie rozwodu i nie po to pozbywam się wszystkich pamiątek po mężu, żeby o nim rozmawiać…

– Oczywiście, rozumiem. Mogę zadać jeszcze tylko jedno pytanie?

Usłyszałam, jak kobieta ciężko westchnęła. Bałam się, że odłoży słuchawkę.

– Proszę pytać.

– Czy kochanka pani męża to brunetka o brązowych oczach?

– Nie. Blondynka, oczy też ma raczej jasne, szare, może niebieskie, nie wiem, bo się zbyt intensywnie nie wpatrywałam. Czemu pani pyta? To jakieś głupie żarty?

– Nie, nie, naprawdę! – zapewniłam ją żarliwie. – Przepraszam, nie chciałam pani zdenerwować.

– Nieważne. Szkoda, że nie zniszczyłam tej głupiej płyty, tak jak chciałam. Coś mnie powstrzymało. Proszę dać mi spokój, żegnam – zakończyła rozmowę.

Przyznał się do zdrady

Głowa mi pękała od gorączkowych myśli. A więc piękność, którą widziałam, gdy zamykałam oczy podczas słuchania płyty, nie nagrała składanki. Ale na pewno coś je łączyło. Czy to, że obie były kochankami? Obie pragnęły odebrać mężów ich żonom? Tej pierwszej się udało… a co z drugą? Czułam, że rozwiązanie jest blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. Wiedziałam, co zrobić, by je poznać. Musiałam tylko włączyć muzykę i czekać na wizję.

„Tylko mnie poproś do tańca, ja na nic więcej nie liczę…” – z odtwarzacza płynął słodki, pełen rezygnacji głos Anny, a w mojej głowie, jak na zawołanie, pojawił się obraz pięknej brunetki. Ona także była smutna i zrezygnowana.
Naraz doznałam olśnienia: już wiedziałam, skąd znam tę kobietę, tę twarz!

To była podwładna mojego męża, Ilona. Widziałam ją tylko raz, ale tak pięknych kobiet się nie zapomina. Kiedy wpadłam kiedyś do Olka do firmy, była dla mnie miła, ale odniosłam wrażenie, że mnie nie lubi. Teraz zrozumiałam dlaczego: romansowała z moim mężem!

Nie miałam na to żadnych dowodów, za to miałam pewność.
Mogłam szpiegować Olka i zdobyć na własną rękę dowody jego niewierności, ale duma mi na to nie pozwalała. Zamiast bawić się w podchody, zapytałam go wprost, a on się przyznał. Przeprosił, że oszukiwał mnie tyle czasu i wyznał:

– Wciąż jesteś mi bliska, nie chciałem cię zranić. Ale kocham Ilonę i chcę z nią być.

Jedyne, co mogłam zrobić w tej sytuacji, aby zachować godność, to pozwolić mu odejść.

Dziś jesteśmy w trakcie rozwodu, a moje złamane serce powoli się leczy. Uczę się żyć bez Olka, coraz rzadziej o nim myślę, coraz rzadziej płaczę. Poradzę sobie, duża ze mnie dziewczynka. Właściwie dręczy mnie tylko jedna sprawa: co powinnam zrobić z płytą? Wyrzucić ją, zniszczyć? Czy wystawić na sprzedaż jak moja poprzedniczka? A jak przyczyni się do rozpadu kolejnego małżeństwa?

Jestem pewna, że kryje się w niej moc odkrywania prawdy przed zdradzanymi kobietami. Ale czy to dobrze, czy źle? Czy ta dziwaczna klątwa powinna się skończyć na mnie, czy należy pozwolić jej działać dalej? Waham się, bo ktoś będzie płakał. To pewne. Chyba jednak poślę ją w świat, bo najgorsza prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa.

Czytaj także:
„Kochałem się z sekretarką na biurku mojej żony. Maria uknuła intrygę, by puścić mnie z torbami i wynajęła testerkę wierności”
„Nowa asystentka miała być tylko na chwilę. Okazało się, że spryciara potrafi >>coś więcej<<, niż praca za biurkiem”
„Nowa pracownica mąci i rozsiewa plotki po firmie. Przez nią ludzie zamiast zająć się pracą, zaglądają innym do portfela”

Redakcja poleca

REKLAMA