„Nie dość, że mnie porzucił, to jeszcze upewnił się, że zostanę zupełnie bez środków do życia. Mój były mąż to kanalia”

Gdy mąż ją zostawił, straciła siłę do zajmowania się dziećmi fot. Adobe Stock, Elnur
„Udowodnił z pomocą podstawionych świadków, że wszystkiego dorobił się sam w ciągu trzynastu lat małżeństwa i mnie nic się nie należy. Sąd jednak uznał, że jednak muszę gdzieś zamieszkać, i zobowiązał Tadka do wypłacenia mi równowartości małego mieszkania w bloku. Ale nadal: on zostawał w willi, którą oboje wybudowaliśmy, ja migrowałam do bloków”.
/ 04.12.2022 22:00
Gdy mąż ją zostawił, straciła siłę do zajmowania się dziećmi fot. Adobe Stock, Elnur

Kiedy wyszłam z sądu na ulicę, odetchnęłam głęboko i poczułam, że żyję. Nareszcie wolna!

– Juhuu! – krzyknęłam. Kilka osób obrzuciło mnie zaciekawionym spojrzeniem.

A co tam, niech się patrzą, dziś się cieszę, martwić będę się jutro.

Wygrana sprawa? – spytał jakiś facet, prawidłowo kojarząc moją radość z budynkiem, w którym mieścił się sąd.

– Niezbyt wygrana, ale i tak jestem zadowolona – odparłam.

– A to dlaczego?

Bo jestem wolna – zaśpiewałam, odwróciłam się na pięcie i poszłam, gdzie oczy poniosą.

To znaczy obejrzeć mieszkanie, które zamierzałam kupić po podziale małżeńskiego majątku.

Mąż puścił mnie w skarpetkach

Chociaż zwykle podobno bywa odwrotnie. Udowodnił z pomocą podstawionych świadków, że wszystkiego dorobił się sam w ciągu trzynastu lat małżeństwa i mnie nic się nie należy. Sąd nie do końca uwierzył w taki cud, uznał, że jednak muszę gdzieś zamieszkać, i zobowiązał Tadka do wypłacenia mi równowartości małego mieszkania w bloku. Tadzio zostawał w willi, którą oboje wybudowaliśmy, ja migrowałam do bloków. A co tam, grunt, że nie pod most i bez niego. Dlatego tak się cieszyłam, nie przerażał mnie mikroskopijny metraż, brak ukochanego ogrodu i karaluch, którego dostrzegłam, oglądając wstępnie mieszkanie. Miałam nadzieję, że paskuda nie ma wielu kolegów. Optymizm nie opuszczał mnie, gdy oglądałam, a potem kupowałam mieszkanie, trzymał w pionie, gdy je meblowałam i zakładałam miniogródek na balkonie, a potem opuścił, kiedy wszystko było gotowe. Wracałam z pracy do czterech ścian, siadałam i oddawałam się rozmyślaniom. Niewesołym, jeśli mam być szczera.

Jedynym plusem mieszkania wydawał mi się widok, z ósmego piętra ogarniałam wzrokiem okolicę, lubiłam patrzeć na zachody słońca. Otwierałam balkon i wyobrażałam sobie, że to mój dawny ogród, jedyna część życia, za którą naprawdę tęskniłam. W marzenia wdzierała się skrzecząca rzeczywistość, sącząc się strużką papierosowego dymu do mojego mieszkania. Już pierwszego dnia namierzyłam trujące źródło, po prostu wyszłam na balkon i wychyliłam się, patrząc w dół. Stał na balkonie piętro niżej, w niedbałej pozie oparty o barierkę, gapił się na wieczorny spektakl na niebie i jarał peta.

– Halo! – wychyliłam się jeszcze bardziej. – Proszę zgasić papierosa, dym leci mi do mieszkania!

U siebie palę – odkrzyknął bezczelnie, wykręcając kark, żeby zobaczyć, kto na niego naskoczył.

Nasze spojrzenia się spotkały

– O! – powiedział i zaciągnął się dymem.

– Dymi pan jak komin, a ja tu mieszkam – krzyknęłam ze złością.

Ale chyba od niedawna? Wcześniej pani nie widziałem – odparł swobodnie.

Wychyliłam się jeszcze bardziej.

– Pani uważa, bo jakby co, mogę nie zdążyć pani złapać – ostrzegł mnie z powagą.

Cofnęłam się do środka, zamykając z trzaskiem balkon. Od tej pory polowałam na niego, za każdym razem zwracając mu uwagę, że zatruwa środowisko i mnie.

A pani leje mi wodę na balkon – odwdzięczył mi się za którymś razem. – Ja tylko kwiatki podlewam, to nikomu nie szkodzi.

– Mienie mi pani niszczy, a w dodatku czepia się i żyć nie daje.

Nasze kłótnie stawały się coraz bardziej gwałtowne. Nie chciałam wrzeszczeć przez balkon, napisałam więc kartkę do sąsiada z prośbą o rzucenie palenia, po czym przyczepiłam mu ją do drzwi. Następnego ranka znalazłam podobną, przyklejoną na własnych drzwiach. Sąsiad prosił, żebym zajęła się własnymi sprawami i przestała go zalewać podczas pielęgnacji ogródka. Zastanawiałam się, jakim argumentem go pokonać, myślałam o tym, czekając na windę, gdy niespodziewanie pojawił się obok.

– Chciałbym skorzystać z windy, ale się boję – rzucił cienkim dowcipem, patrząc na mnie wymownie.

– Że niby mnie? Gdyby tak było, spełniłby pan moją prośbę – odparłam.

– Ostra z pani kobitka, żeby nie powiedzieć, wredna baba – łypnął nieprzyjaźnie okiem.

Weszliśmy do kabiny, stając jak najdalej od siebie. Winda drgnęła i ruszyła do góry.

A pan jakie kobiety lubi? – odwróciłam się do niego. – Wiotkie kwiatuszki, bezkrytycznie wpatrzone w pana i władcę? Jak któraś ma trochę charakteru, to źle?

– Wprost przeciwnie – odparł z nieoczekiwaną kurtuazją. – Tylko że pani ma go za dużo na mój gust.

Pan wybaczy, ale pański gust mnie nie interesuje – rzuciłam.

Winda zakołysała się w pionie i stanęła

Zatrzymując się między piętrami! Kiedy dotarło do mnie, co się dzieje, zrobiło mi się gorąco, odezwała się podstępna klaustrofobia. Nie miałam nic przeciwko małym pomieszczeniom, dopóki wiedziałam, że mogę z nich wyjść, teraz byłam uwięziona. Obręcz ścisnęła mi płuca, uniemożliwiając normalne oddychanie, przed oczami zatańczyły mroczki. Usiadłam na podłodze, łapiąc powietrze jak wyrzucona na brzeg ryba.

Co z tobą, chyba nie zemdlejesz? – brzeżkiem świadomości zarejestrowałam, że obejmują mnie mocne ramiona. – Oprzyj się o mnie i oddychaj ze mną – usłyszałam. – Raz, dwa. Rozluźnij się, pomogę ci.

Starsza pani uśmiechnęła się do nas. Wzięła nas za parę! Siedziałam oparta o jego pierś, która unosiła się w głębokim, wolnym oddechu. Spróbowałam się dopasować i o mało się nie udusiłam.

– Spokojnie, jeszcze raz. Potrafisz – głęboki głos rezonował w mojej głowie, niosąc nadzieję, że wszystko się ułoży.

Rytm jego oddechu zlał się z moim, wraz z powietrzem spłynął na mnie spokój.

– Dobra dziewczynka – powiedział zadowolony. – Wygodnie ci?

Przytaknęłam. Atak klaustrofobii ustąpił, mimo że nadal byłam uwięziona w windzie. Ale nie sama, był ze mną człowiek, który wiedział, co robić. Winda zadrżała i powoli zaczęła zjeżdżać w dół. Na parterze ktoś otworzył drzwi i do środka weszła starsza pani. Spojrzała na nas i uśmiechnęła się.

Tak myślałam, że się w końcu zejdziecie – powiedziała, naciskając guzik.

Zerwaliśmy się z podłogi, chcąc wysiąść, zanim znowu zaklinujemy się między piętrami, ale winda majestatycznie ruszyła do góry.

– Czytałam waszą korespondencję na karteczkach. Kto się czubi, ten się lubi – ciągnęła życzliwie staruszka. – Ze mną i moim mężem tak samo było, a przeżyliśmy razem czterdzieści osiem lat, czego i wam życzę.

– Dziękujemy, zrobimy, co się da – ukłonił się sąsiad. – Ale zanim zaczniemy wspólne życie, przedstawię się narzeczonej. Mam na imię Daniel, a ty?

Alicja – parsknęłam śmiechem.

Starsza pani zrobiła wielkie oczy, pożegnaliśmy ją serdecznie i wysiedliśmy na moim piętrze.

– Odpocznij po przeżyciach, jakby co, jestem na balkonie, wystarczy zawołać – Daniel zrobił gest, jakby chciał dotknąć mojej twarzy, rozmyślił się i zaczął zbiegać po schodach.

Weszłam do mieszkania i otworzyłam okno balkonowe.

Dym z papierosa poczułam od razu

Wychyliłam się, żeby zobaczyć Daniela.

– Palisz sobie? – spytałam.

Zaraz zgaszę, jeśli ci przeszkadza – odparł, wykręcając akrobatycznie kark, żeby na mnie spojrzeć.

– Uważaj, będę podlewać kwiaty – ostrzegłam go i oboje się roześmieliśmy.

Starsza pani miała rację, wygląda na to, że będziemy razem. Samotność nie jest nam pisana, odnaleźliśmy się przypadkiem i nie chcemy zaprzepaścić tej szansy. Dobrze nam ze sobą, czasem się spieramy, ale Daniel twierdzi, że uwielbia kobiety z charakterem i cieszy się, że zamieszkałam nad nim. A najlepsze jest to, że niedawno zadzwonił eksmąż i zrobił mi przez telefon karczemną awanturę o to, że go zdradzałam! Dowiedział się skądś o Danielu i uznał, że coś za szybko znalazłam sobie ukochanego. Wykrzyczał, że na pewno romansowałam z Danielem wcześniej, robiąc z niego idiotę.

Mniej go bolała domniemana zdrada, jakiej się w jego oczach dopuściłam, niż podejrzenie, że wszyscy wiedzieli o jego rywalu. Rozłączyłam się w pół słowa, nie miałam ochoty na wysłuchiwanie głupot. Czekał na mnie Daniel. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA