Otworzyłam oczy i leżąc jeszcze w cieplutkiej pościeli, spojrzałam przez okno na ośnieżone szczyty gór. Cóż to był za wspaniały widok! Otulone białymi czapami sosny skrzyły się w słońcu niczym drogocenne klejnoty.
Aż zmrużyłam oczy od tego blasku, i pomyślałam, że do pełni szczęścia brakuje mi tylko filiżanki aromatycznej, pysznej kawy. Nie miałam jednak co na nią liczyć w tym wynajętym domku w górach. Wszystko, co było tutaj dostępne, to zaledwie kawa rozpuszczalna, którą przytargałam na własnych plecach, bo samochód musieliśmy zostawić niżej, na parkingu. W zimowych warunkach na zasypanym śniegiem stoku radziły sobie tylko auta terenowe, a i to nie zawsze. O ekspresie mogłam tylko pomarzyć!
Dołączył do nas, by zbliżyć się do mnie
Z tęsknotą pomyślałam o stojącym w mojej kuchni błyszczącym cudzie – prezencie od przyjaciół na trzydzieste urodziny. Parzył kawę chyba na milion sposobów i tak mnie od siebie uzależnił, że z niechęcią myślałam o ruszaniu się z domu bez niego. No, ale zabranie go ze sobą w podróż było kiepskim pomysłem, swoje bowiem ważył i był znacznych gabarytów.
– Jakoś przeżyjesz! Jak chcesz, to ci zaparzę plujkę! – śmiała się ze mnie moja najlepsza przyjaciółka.
O moim zamiłowaniu do dobrej kawy krążyły wśród znajomych legendy. Opowiadano sobie, jak to potrafię przejechać pół miasta do kawiarni, w której kawę serwuje genialny barista, tylko po to, aby uraczyć się filiżanką idealnego aromatycznego napoju. Była to szczera prawda!
Pomyślałam jednak, że chociaż nie mam pod ręką dobrej kawy, to przynajmniej czeka mnie kilka miłych dni spędzonych w gronie przyjaciół. I Marcina, kuzyna mojej przyjaciółki, który dołączył do nas w ostatniej chwili. Dobrze, że w ogóle w domku było dla niego jedno wolne miejsce. Podejrzewałam, że przyjechał ze względu na mnie, bo Kasia już jakiś czas temu zwróciła mi uwagę, że kiedy się spotykamy, to Marcin gubi za mną oczy.
– I wiecznie mnie o ciebie wypytuje, co lubisz, co robisz... Niby tak dyskretnie i mimochodem, ale przecież widzę, jak uważnie nadstawia uszu i łowi każdy szczegół – śmiała się. – Mówię, ci, podobasz mu się, i to bardzo!
No cóż, niestety on nie podobał się mnie
Ot, taki raczej drobny i cichy chłopaczek, który z wielkim samozaparciem targał wczoraj na górę dość pokaźny plecak. Nawet żartowaliśmy z tego powodu, zastanawiając się, co w nim niesie.
Czułam, że wybrał się z nami w góry, aby się do mnie zbliżyć.
„Trudno, po prostu się rozczaruje. Przecież nic nie poradzę, że nie jest w moim typie” pomyślałam, przyglądając się górom za oknem i marząc o filiżance kawy.
– Przestań, Kaśka, zachowujesz się jak jakiś kawowy narkoman. Wytrzymasz te kilka dni – powiedziałam sobie i w tym momencie doszedł mnie lekki, ale wspaniały aromat… kawy!
„Mam omamy węchowe” – przebiegło mi przez głowę, lecz wzięłam głębszy wdech i… tak, nie było najmniejszych wątpliwości, że w domku pachniało kawą. Jakim cudem?!
Zarzuciłam na siebie ciepły polar i wypadłam z pokoju. Drewniane schody trzeszczały niemiłosiernie, kiedy zbiegałam na dół, do kuchni. Wpadłam do niej i stanęłam jak wryta! Na środku blatu pysznił się niewielki, bo niewielki, ale prawdziwy ciśnieniowy ekspres! Gapiłam się na niego, jakbym zobaczyła ducha, gdy zza pleców dobiegł mnie głos Marcina:
– Może kawki?
A więc takie skarby krył ten wielki plecak
Skinęłam tylko głową, patrząc zafascynowana, jak pewnymi ruchami napełnia tygielek świeżo zmielonymi ziarnami – to ich zapach poczułam przed chwilą w pokoju na górze.
– Znalazłeś tutaj młynek? Jakim cudem? – spytałam zaskoczona.
– Przywiozłem ze sobą. Tak jak ekspres – przyznał, wciskając guzik.
A więc takie skarby krył jego przepastny plecak! No proszę…
– Cappuccino? – zapytał, a ja znów skinęłam głową i oszołomiona patrzyłam, jak Marcin spienia ciepłe mleko.
A jeszcze bardziej zachwyciło mnie, gdy wlewając je do kawy zrobił to tak umiejętnie, że na jej powierzchni wykwitł oryginalny wzór, urocze serce... Wiedziałam, jakie to trudne i musiał dużo ćwiczyć, aby mu się udało.
– Proszę – podał mi filiżankę.
– A ty? Nie napijesz się? – spytałam, smakując napój. Był idealny!
– Dziękuję, wolę herbatę… – odparł.
– To po co to wszystko ze sobą przywiozłeś? – zdziwiłam się, chociaż doskonale znałam odpowiedź.
– Dla ciebie – powiedział, obrzucając mnie ciepłym spojrzeniem.
Spojrzałam wtedy w jego oczy i pomyślałam nagle, że są ciemne jak ziarna dobrze wypalonej kawy. Naprawdę piękne i takie… głębokie. I tak oto drobny nieśmiały chłopak zdobył moje serce. Z gór wróciliśmy jako para, a po dwóch latach wzięliśmy ślub. Mój mąż nadal woli herbatę, ale dla mnie co rano parzy kawę. Uwielbiam mu się przyglądać, bo wkłada w to całe uczucie do mnie.
Czytaj także:
„Stres w pracy doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego. Przez moją głupią pomyłkę ucierpiał niewinny człowiek”
„Ukochany pomógł mi wyrwać się z biedy i pokazał, czym jest miłość. Żyłam jak w bajce, aż do tego straszliwego wypadku”
„Mój wnuk został policjantem, bo jego ojciec tylko ten zawód uważał za męski. Wyzywał syna od ofiar losu i mamałyg”