„Nie cierpiałam Anki, bo zgarnęła mi sprzed nosa faceta. Szczerzyła białe ząbki, trzepotała rzęsami i dopięła swego”

koleżanki z pracy, które się nie lubią fot. iStock by Getty Images, AntonioGuillem
„Weszłam na salę i ujrzałam ich – Anka siedziała Michałowi na kolanach. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szyderczo i pomachała do mnie”.
/ 04.08.2023 19:45
koleżanki z pracy, które się nie lubią fot. iStock by Getty Images, AntonioGuillem

Ten wyjazd na konferencję był mi wyjątkowo nie na rękę. W naszym mieście w weekend odbywał się targ staroci, na który wybierałam się już od miesiąca. Nieraz widziałam tam prawdziwe cuda. A teraz chciałam znaleźć lustro do powieszenia w sypialni. Nic dziwnego więc, że z niechęcią myślałam o zaprzepaszczonej szansie. Ale nawet nie to było najgorsze, lecz fakt, że na konferencję miałam jechać z Anką.

Łączyły nas niezbyt dobre stosunki. Chociaż „niezbyt dobre” to mało powiedziane. Właściwie od początku nie miałyśmy zbyt wielu wspólnych tematów do rozmowy. Ja uwielbiałam kino i książki, ona wolała chodzić na dyskoteki. W pracy najczęściej poruszała temat błyszczyków i dostaw do swojego ulubionego butiku. 

Ale stosunki między nami pewnie nie byłyby takie najgorsze, gdyby nie to, że do naszego działu przeniesiono Michała. Gdy tylko zobaczyłam na jego biurku najnowszą powieść Kinga, wiedziałam, że się dogadamy. Przerwy spędzaliśmy, pijąc herbatę cytrynową (to moja i jego ulubiona) i rozmawiając o kryminałach.

Niedługo potem Michał zaprosił mnie do kina na ekranizację naszej ulubionej powieści. Rozmawialiśmy o niej następnego dnia w pracy i właśnie podeszła podeszła do nas zaciekawiona Anka. Gdy zorientowała się, że byliśmy razem na filmie, mina jej zrzedła. Od początku robiła do Michała słodkie oczy, ale on był odporny na jej wdzięki. Bo co w końcu miała mu do zaoferowania? Mocno wymalowane usta i gadkę o wyprzedażach w centrum handlowym? Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało…

Zwinęła mi Michała sprzed nosa

Co roku w karnawale w naszej firmie odbywa się bal. Cała byłam w nerwach. Przez Michała oczywiście „Zaprosi mnie czy nie?” – zastanawiałam się. W końcu, w czwartek, odważył się zagaić:

– A może…

– Tak? – spytałam, trzepocząc rzęsami.

Popatrzył na mnie dziwnie, więc natychmiast przestałam.

– Może skoczylibyśmy na tę imprezę razem? Taniej wyjdzie za taksówkę…

Nie wydawało mi się to najważniejszym powodem, ale ochoczo się zgodziłam, mając nadzieję przenieść naszą znajomość na wyższy poziom. Dotychczas Michał widział we mnie tylko kumpelkę z pracy, z którą można o wszystkim pogadać. Chciałam to zmienić. Zaraz po pracy pognałam do centrum handlowego i kupiłam zabójczą, szafirową sukienkę bez pleców. Co prawda kosztowała mnie miliony monet, ale odżałowałam.

Niestety, gdy wracałam, uciekł mi autobus, a na następny musiałam czekać ponad pół godziny. Kompletnie przemokłam, przewiało mnie i już wieczorem, pomimo końskiej dawki aspiryny, moczenia nóg w gorącej wodzie i wypicia mleka z miodem, czułam, że łapie mnie przeziębienie.

W piątek ledwo zwlekłam się z łóżka. Łamało mnie w kościach, nos miałam całkowicie zatkany i ledwo mogłam mówić. Zadzwoniłam do pracy i wzięłam sobie dzień wolnego. Telefon odebrała Anka.

– Jesteś chora? Szkoda… – powiedziała nieszczerze. – To chyba nie przyjdziesz na bal?

– Oczywiście, że przyjdę – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Dobrze wiedziałam, co jej chodzi po głowie! Chciała zagarnąć dla siebie Michała!

W sobotę obudziłam się w z gorączką, a obok łóżka miałam morze zużytych chusteczek do nosa. Łzy napłynęły mi do oczu. Niechętnie wyciągnęłam rękę po komórkę i wybrałam numer Michała.

– Przepraszam, ale nie pójdę z tobą na imprezę – powiedziałam z żalem. – Nie dam rady zwlec się z łóżka…

– No trudno – odpowiedział, jak na mój gust, trochę zbyt lekkim tonem.

Z rozpaczy poczłapałam do salonu i wyszperałam z kredensu nalewkę od mojej babci. Wypiłam kilka kieliszków, a potem wróciłam do łóżka i zasnęłam.  Obudziłam się o zmierzchu jak nowo narodzona. Nie ma to jak babcine leki!

Nie zadzwoniłam do Michała, chciałam mu zrobić niespodziankę. Włożyłam nową sukienkę, zrobiłam makijaż i opatulona w płaszcz pojechałam taksówką na bal. Weszłam na salę i ujrzałam ich – Anka siedziała Michałowi na kolanach i karmiła go oliwkami. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szyderczo i pomachała do mnie ręką. Wybiegłam stamtąd, jakby się paliło. Dziś zostałabym i bawiłabym się w najlepsze, ale wtedy…

W poniedziałek w pracy wszyscy plotkowali o naszej nowej firmowej parze.  Udawałam, że puszczam to mimo uszu, ale było mi przykro. Skończyły się też moje pogaduszki z Michałem. Nic więc chyba dziwnego, że z niechęcią myślałam o wyjeździe z Anką na konferencję. Co prawda od jakiegoś czasu nie widywałam jej z Michałem, ale rana w moim sercu wciąż krwawiła

Wydawało się jednak, że Anka próbuje zachować się w porządku. Podeszła do mnie i zapytała, czy chciałabym z nią jechać jej samochodem.

– Nie, dziękuję, bardzo lubię podróżować pociągami – odparłam.

Dojechałyśmy do zamkniętej drogi

W hotelu szczęśliwie zakwaterowano nas w osobnych pokojach. Na wykładach siedziałyśmy po przeciwnych stronach sali, więc nie byłyśmy narażone na swoje towarzystwo. Przerwy też spędzałyśmy osobno. Zajęcia były ciekawe i przebiegały zgodnie  planem. Strasznie się ucieszyłam, gdy w sobotę poinformowano nas, że niedzielne zajęcia odwołano. Miałam nadzieję, że uda mi się zdążyć na targ staroci.

Był tylko jeden kłopot… Pociąg miałam dopiero w niedzielę rano. Nie było szans, żebym nim zdążyła. Poza tym pogoda bardzo się popsuła. Gdy wyjeżdżałam z domu, było kilka stopni powyżej zera. Teraz jednak temperatura spadła, zaczął padać śnieg… Nie uśmiechało mi się w moich cienkich botkach brnąć na stację, a potem z dworca do mieszkania i dopiero na targ.

Podeszłam do Anki.

– Mogę się zabrać z tobą samochodem? – poprosiłam.

– Jak chcesz. Ale ja wyjeżdżam dziś, bo spieszy mi się do domu – odparła.

Nie zapytałam o powód tego pośpiechu, chociaż widziałam, że Anka aż skręca się z ochoty, żeby mi go zdradzić.

– W porządku – powiedziałam tylko. Zaraz będę gotowa.

Kilkanaście minut później usiadłam na miejscu pasażera. Włączyłam radio, ale Anka skrzywiła się, słysząc najnowszy przebój i szybko włączyła płytę z muzyką klasyczną. No, tego to się po niej nie spodziewałam…

Zapadła noc. W pewnym momencie GPS w komórce doprowadził nas do... zamkniętej drogi.

– Co jest?! – Anka aż parsknęła ze złości. – Głupi Google, nie wie, że są roboty drogowe?! Chyba musimy zawrócić...

– Nie, daj spokój. Zobacz, tu jest jakaś droga. Skręć w nią i na pewno gdzieś dojedziemy – poinstruowałam ją.

– Jesteś pewna? – zapytała, przecierając szybę rękawiczką i usiłując dostrzec coś pomiędzy gęsto padającymi płatkami śniegu. – Nie wygląda mi to na uczęszczaną drogę.

– Nie mamy za bardzo innego wyjścia – wzruszyłam ramionami.

No i Anka skręciła. Poczułam szarpnięcie. Samochód zapadł się w miękki śnieg i znieruchomiał. Przekręciła kluczyk w stacyjce. Nic. Cisza.

– Lepiej się módl, żeby to nie był akumulator. Jest już stary. No, wyłaź – krzyknęła Anka. – Musisz mnie popchnąć!

– Ja? – prychnęłam. – Przemoczę buty.

Spojrzała na mnie z chęcią mordu w oczach, po czym wyszła z auta. Poczułam się głupio, więc wyskoczyłam za nią. Tak jak przypuszczałam, od razu byłam mokra aż po kolana. Stanęłam z Anką za autem i pchałyśmy je zgodnie. Ani drgnęło. Mimo że starałyśmy się ze wszystkich sił, nasze wysiłki spełzły na niczym. Wyczerpane, wróciłyśmy do samochodu.

Zaczęłyśmy rozmawiać o Michale...

– Nic z tego – wydyszała Anka.

– Może ktoś nadjedzie i pomoże nam go popchnąć – nie traciłam nadziei.

Anka popukała się w czoło.

– A widziałaś na tej drodze choćby jedno auto?

Smętnie pokręciłam głową. Musiałam przyznać, że nie minęło nas żadne. Widać w taką pogodę wszyscy trzymają się głównej trasy.

Wezwijmy pomoc drogową – zaproponowałam.

Anka spojrzała na komórkę.

– No jasne! Jak zwykle... Brak zasięgu – powiedziała.

– Moja padła jeszcze w hotelu – przyznałam.

– To pięknie – Anka walnęła rękoma w kierownicę. – Pewnie zamarzniemy na tym odludziu.

Skuliłyśmy się na siedzeniach i patrzyłyśmy w wirujące płatki śniegu. Robiło się coraz zimniej. Anka odwróciła się i sięgnęła na tylną kanapę. Podała mi koc.

– Masz, okryj się – zaproponowała. – Ja jestem lepiej ubrana niż ty.

Chyba żartujesz! – prychnęłam. – Nie chcę wiedzieć, co robiliście na tym kocu z Michałem.

Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

– O niego ci chodzi? – zapytała. – Przecież to skończony dupek! Czy kiedykolwiek za ciebie zapłacił albo przyniósł ci kwiatka?

– No nie – musiałam przyznać. – Ale przecież mamy równouprawnienie.

– Phi! – powiedziała z pogardą. – Wiesz, wracaliśmy z tego balu jedną taksówką. Ja wysiadłam wcześniej, a on na następny dzień przyniósł mi rachunek, żebym zwróciła mu połowę kosztów.

– Żartujesz! – powiedziałam, choć przecież mi proponował to samo.

– To jeszcze nic – westchnęła Anka. – Na balu zrobiła się taka fajna atmosfera, że… no wiesz… W każdym razie, ubrudziłam mu trochę kołnierz koszuli szminką. A on w poniedziałek wyciąga ją z reklamówki i mówi, żebym oddała ją do pralni albo przynajmniej zwróciła mu za nią kasę! – zachichotała.

– A to dupek – powiedziałam, kiwając z niedowierzaniem głową.

Stałyśmy niemal na ich parkingu

Rozłożyłam koc na nas obie.

– Przytulmy się do siebie, to będzie nam cieplej – zaproponowała Anka.

– Dobra, ale i tak cię nie cierpię – roześmiałam się.

Robiło się coraz ciszej i ciemniej. Z oddali słychać było jakiś skowyt.

Tu są wilki? – zapytała mnie Anka drżącym głosem.

– Nie wiem, ale na pewno są zdziczałe psy – odparłam z przekonaniem. – Czytałam raz powieść o kobiecie zamkniętej w aucie, wokół którego krążył wściekły pies, usiłując dostać się do środka…

– Przestań! – krzyknęła Anka, zakrywając głowę kocem.

Prawdę mówiąc, przestraszyłam samą siebie, więc zamknęłam oczy, żeby w razie czego nie widzieć hordy nadciągających psów…

Gdy się obudziłam, świeciło już słońce. Spojrzałam na zegarek – dziewiąta!

– Anka, obudź się, już dzień – szturchnęłam ją, wychodząc z auta. Mruknęła coś niechętnie, ale wyszła za mną.

– Piękny dzień – zachwycałam się, patrząc na śnieg mieniący się w słońcu. Nagle mój wzrok przyciągnął jakiś błysk za pobliską kępą drzew.

– Patrz, co tam może być? – szturchnęłam Ankę w bok.

Ruszyłyśmy w tamtym kierunku, brnąc po kolana w śniegu. Po chwili zobaczyłyśmy… szyld restauracji „Wesoła”. Żółty budynek stał może 100 metrów od miejsca, w którym utknęłyśmy.

– Stałyśmy całą noc prawie na ich parkingu? – stwierdziła z niedowierzaniem Anka.

– Na to wygląda – pokiwałam smutno głową.

Właściciele restauracji mało nie skręcili się ze śmiechu, słysząc naszą historię. Postawili nam śniadanie, wyciągnęli samochód z rowu i doładowali akumulator.

– Wybierzesz się ze mną na pchli targ? – zaproponowałam, gdy Anka zaparkowała pod moim blokiem.

– A nie wolisz zabrać ze sobą Michała? On na pewno potrafiłby znaleźć prawdziwe okazje – roześmiała się.

– Ale pewnie kazałby mi słono zapłacić za swoje cenne towarzystwo – skomentowałam z ironią.

I tak za jednym zamachem zyskałam przyjaciółkę i pozbyłam się złudzeń co do chłopaka. A jeśli zdarzy mi się kiedyś jeszcze wylądować autem w rowie, sprawdzę, czy za rogiem nie stoi przypadkiem hotel!

Czytaj także:
„Przyjaciółka odbiła mi faceta, a potem płakała w rękaw, że im się nie układa. Myślała, że będę jej współczuć?!”
„Najlepsza przyjaciółka odbiła mi faceta. Marzyłam o zemście i byłam w szoku, kiedy moje złe życzenia się spełniły”
„Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana. Wszystko przez to, że nigdy nie przyznałam się, że mi na nim zależy”

Redakcja poleca

REKLAMA