„Nie chciałem, żeby Marylka miała męża. Bolało mnie to. Idiotyczne, bo ja sam od 8 lat mam żonę”

mężczyzna który prowadzi podwójne życie fot. Adobe Stock
Uświadomiłem sobie, że przez ten cały wieczór nie pomyślałem ani razu o żonie, jakby nie istniała. Jakby obecność Marylki wyparła skutecznie z moich myśli Dorotę. Ona nigdy nie czepiała się moich przelotnych fascynacji. Patrzyła uważnie na te kobiety i uśmiechała się do siebie. Wiedziała, że ostatecznie i tak to ona będzie najważniejsza.
/ 29.04.2021 10:38
mężczyzna który prowadzi podwójne życie fot. Adobe Stock

– Przepraszam, czy mogę? Nie ma nic wolnego…

Podniosłem wzrok, żeby sprawdzić, kto pyta. Obok mnie stała drobna blondyneczka. Musiałem uśmiechnąć się na jej widok, bo zanim odpowiedziałem, usiadła koło mnie.

– Ależ tu tłok – westchnęła.
– Większość to ludzie z naszej firmy…
– Ach, to dlatego. A ty dlaczego sam siedzisz, skoro to impreza twojej firmy?
– Nie wiem. Jakoś dzisiaj czuję się osobny.
– To dobrze.
– Dlaczego dobrze?
– Miałam gdzie się dosiąść – roześmiała się. – Mam na imię Maryla.
– Bolek.
– Fajnie.
– Bo ja wiem?

I tak, zamiast wypijać kolejne toasty za pomyślność firmowych projektów, za dyrekcję i prosty lud roboczy, piłem z uroczą istotą, która podobała mi się coraz bardziej. Gadaliśmy długo, aż okazało się, że na placu boju zostały tylko najbardziej zdesperowane niedobitki, koledzy z mojego działu coraz bardziej opadający twarzami na blat baru i w kącie – my. Marylka i ja.

Zapatrzeni w siebie i opowiadający sobie całe nasze życia

– Idę. Padam ze zmęczenia – powiedziała.
– Odprowadzę cię.
– Super. Mieszkam bliziutko.

Nie wiem dlaczego, byłem przekonany, że nie ma nikogo. Może dlatego, ze przyszła sama do knajpy? Że wśród tylu szczegółów, które padły w naszej rozmowie, zabrakło informacji najważniejszej. Dopiero pod domem wyznała:

– Jestem dziś sama, mąż wyjechał na dwa dni. Jeśli chcesz, to możesz wpaść jeszcze na jakąś pożegnalną kawę.
– Jaki mąż?
– Mój mąż. Robert. Mam męża, dziwi cię to?
– Nie wiem, nie spodziewałem się…
– Mam. Wejdziesz?
– Nie. Nie dziś. Zadzwonię.

Polazłem w stronę metra. Nie chciałem, żeby miała męża. Zabolało mnie to. Idiotyczne, bo ja sam od ośmiu lat mam żonę. Nagle uświadomiłem sobie, że przez ten cały wieczór nie pomyślałem ani razu o Dorocie, jakby nie istniała. Jakby obecność Marylki wyparła skutecznie z moich myśli Dorotę.

– Poznałem kogoś. Kobietę.
– Bardzo dobrze. Mam wrażenie, że ci się przyda jakiś niewinny flirt, nie można żyć wyłącznie pracą – usłyszałem.

To cała Dorota. Silna, tolerancyjna, zawsze wiedząca, czego chce. I na swój sposób ufna. Nigdy nie czepiała się moich przelotnych fascynacji. Patrzyła uważnie na te kobiety, oceniała i uśmiechała się do siebie. Wiedziała, że ostatecznie i tak to ona będzie najważniejsza.

– Cześć, tu Bolek.
– Cześć, nie mogę teraz… Poczekaj… Tak, tak kochana, świetnie, tak, no to pa.

Gapiłem się w telefon. Do kogo Marylka mówiła? Wariactwo jakieś

Oddzwoniła po dwudziestu minutach.

– To ja. Przepraszam, ale Robert akurat podszedł do mnie i nie chciałam, żeby się czegoś domyślił. Ale już jestem, wyszedł do pracy. Jeśli chcesz, to możemy się gdzieś spotkać.

Spotkaliśmy się w parku. Łaziliśmy alejkami i gadaliśmy, siedząc na najbardziej ukrytej w krzakach ławce. Patrzyliśmy sobie w oczy.

– On teraz może wpadać w każdej chwili, bo ma nienormowany czas pracy, ale w przyszłym tygodniu możemy coś wymyślić, znów wyjeżdża, tym razem na pięć dni. Możemy się spotkać na dłużej, jeśli chcesz.

Chciałem, oczywiście, że chciałem. Mam gdzieś tego całego Roberta. Chcę się z nią spotykać. Pocałowaliśmy się przed rozstaniem.

– Muszę, naprawdę już muszę lecieć. Jedziemy dziś z Robertem do jego mamy, jest chora i trzeba jej trochę pomagać z zakupami i…

O czym ona opowiada? Co mnie obchodzi mama Roberta?

Jak taki dobry syn, to niech sam jej pomaga. Marylka ma przecież co innego do roboty. Ma mnie.

– Nie gniewaj się na mnie. Proszę. W przyszłym tygodniu możemy się spotkać nawet kilka razy. Dobrze?

Wziąłem klucze od Igora, mojego przyjaciela. Igor miał mieszkanie po ciotce i chciał je wynajmować, ale nie mógł się zebrać, żeby zrobić tam remont, więc mieszkanie stało puste już od kilku miesięcy. Pojechaliśmy tam z Marylką w poniedziałek. Na całą noc. Dorocie powiedziałem, że mam niespodziewanego pokera i zamierzam się oddać kompletnemu zbydlęceniu. Spojrzała na mnie uważnie, uśmiechnęła się tajemniczo i powiedziała:

– Baw się, tylko pamiętaj, że jutro wtorek.
– To znaczy?
– Normalnie idziesz do pracy.
– Pewnie, że pamiętam.

Pognałem jak na skrzydłach. Podjechałem w umówione miejsce. Marylka już czekała.

– Taka jestem podekscytowana!
– Wyłącz komórkę.
– Dlaczego?
– Nie chcę, żeby się próbował do ciebie dodzwonić. Chcę, żebyśmy byli naprawdę sami.
– Dobrze. Już. Poczekaj, wiesz co? Zatrzymaj się gdzieś tu, to szybko polecę i kupię jakieś wino. Trzeba to przecież uczcić. Naszą pierwszą poważną randkę.

Centrum miasta, zadanie skomplikowane, ale postanowiłem postać chwilę na jezdni na światłach awaryjnych. Marylka pobiegła w stronę sklepów. Siedziałem jak na szpilkach. Chciałem już być w mieszkaniu Igora. Już! Natychmiast!

Marylka nie wracała. Kolejka? Na szczęście tuż przede mną wyjechał jakiś gość, więc mogłem normalnie zaparkować. Stanąłem obok auta i nerwowo paliłem, szukając w przewalającym się tłumie malutkiej postaci w błękitnej sukience. Wreszcie ruszyłem w stronę sklepów.

– Jesteś. O matko… Myślałam, że się zgubiliśmy. Tak się wystraszyłam.

Marylka stała zapłakana jak mała dziewczynka. Tuliła do siebie butelkę wina.

– Przecież mogłaś zadzwonić.
– Nie pomyślałam o tym – chlipała.

Noc w mieszkaniu Igora była cudowna

Tak cudowna, że następnego dnia nikt w pracy nie miał wątpliwości, co wyprawiałem. Zadzwoniłem do Doroty.

– No i jak było?
– Daj spokój, strasznie się czuję złajdaczony.
– I bardzo dobrze. Wygrałeś chociaż?
– Coś tam wygrałem.
– To super. Dobra, kończę, bo zajęta jestem.

Jak nie kochać takiej Doroty? I jak nie kochać takiej Marylki? Kochałem więc obie.

– Jak to nie masz konta?
– No mam, ale takie wspólne z Robertem.
– Nie masz osobistego?
– Robert mówi, że przecież jeśli czegoś chcę, to mam kartę do naszego wspólnego…
– To idiotyczne. Przecież on ciebie kontroluje.

Marylka wzruszyła ramionami.

– Nie masz prawa jazdy?!
– Robert mnie może zawsze zawieźć…
– Na randkę ze mną też?
– Na randkę to nie. Rzeczywiście… Ale ja i tak nie umiem prowadzić auta.

Zacząłem buntować Marylkę. Pomiędzy randkami wierciłem jej dziurę w brzuchu i zmuszałem do założenia konta, uczyłem jeździć na pustym parkingu pod cmentarzem…

– Robert powiedział, że to głupie, żebym miała swoje konto, ale jeśli się upieram, to dobrze…
– Pytałaś go o zgodę?
– No tak. To przecież mój mąż.

Wreszcie zrobiła prawo jazdy. Za pierwszym podejściem. Zuch dziewczyna.

– Wiesz co? Nie zgadniesz. Robert tak się śmiał, że zdałam ten egzamin, że postanowił kupić mi samochód.
– Łaskawca!
– On mówi, że to takie babskie fanaberie.
– Samiec pier…
– Co?
– Nic, nic. Czy ty musisz o wszystko pytać Roberta, wszystko z nim konsultować? To chore.
– Nie muszę. Ale ciebie też pytam.
– To nie pytaj. Sama decyduj o sobie.

To był podstęp z mojej strony. Chciałem, żeby Marylka rozstała się z Robertem i żeby została ze mną. Trudno, Dorota jakoś to zrozumie.

– Powiedz mu, że jedziesz nad morze i już!
– Przecież będzie pytał. Z kim? I po co?
– Nie jego sprawa!
– Trochę jednak jego.

Mąciłem i z satysfakcją obserwowałem, jak Marylka uczy się pilnie, by stać się coraz bardziej niezależną. Pewnego dnia oznajmiła:

– Wiesz? Odchodzę od Roberta. To jednak nie była prawdziwa miłość.
– Powiedziałaś mu już? O nas?
– O nas to nie. Ale powiedziałam, że chcę się rozwieść. Załamał się. Przykro było na niego patrzeć, ale trudno, muszę zmienić swoje życie.
– Tak się cieszę. Rozwiodę się z Dorotą!
– Ty też? Ale po co?
– Jak to? No, żebyśmy mogli być razem.
– Ale widzisz, jest jeszcze coś. Jak byliśmy nad morzem, to ja tam poznałam takiego faceta. I jestem nim zainteresowana.
– Co to znaczy… Co ty wygadujesz?
– No… jesteśmy ze sobą… od dwóch tygodni spotykam się z nim. Wiesz, on widział mnie wielokrotnie w snach! Czekał na mnie. Twierdzi, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
– Jaki on? A ja?
– Poradzisz sobie. Przecież jesteś taki silny.

Pogładziła mnie po włosach i uśmiechnęła się promiennie… Moja szkoła. 

Czytaj także:
Gdy chciałem zerwać z ukochaną, groziła samobójstwem
Traktowałam synową jak córkę, ale zmieniła się nie do poznania
Brzydziłam się jeździć do teściów. Traktowali swoje psy jak bóstwa

Redakcja poleca

REKLAMA