„Brat zgrywał biznesmena i wysysał z nas kasę. Od 20 lat żyjemy jak pies z kotem, bo drań nie ma honoru, by spojrzeć mi w oczy”

Kobieta skłócona z bratem fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„Mój brat się zżymał i złościł, krzyczał, że nie dotrzymujemy warunków umowy, ale nie miał wyjścia – zaczął powoli oddawać długi. Jakoś tak w połowie maja oddał nam mniej więcej całą kwotę. Oczywiście bez obiecanych procentów, ale to, co zrobił później, przeszło moje oczekiwania”.
/ 30.11.2022 14:30
Kobieta skłócona z bratem fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Z rodziną, wiadomo, najlepiej wychodzi się na fotografii. Doskonale o tym wiem – i to, niestety, z własnego doświadczenia. Długo miałam żal do swojego brata, że tak podle wobec mnie postąpił. Dopiero rok temu przejrzałam na oczy i zrozumiałam, że nie warto trzymać urazy w sercu.

Mieliśmy niewiele ponad dwadzieścia lat, oboje wkraczaliśmy właśnie w dorosły wiek. Ja w tempie przyspieszonym, bo zaszłam w ciążę i musiałam się usamodzielnić, dojrzeć, czy tego chciałam, czy nie. Na szczęście, Daniel, mój facet, okazał się wystarczająco dojrzały – miałam i do tej pory mam w nim oparcie.

Mój brat Michał był o rok starszy, ale tylko biologicznie. Zachowywał się beztrosko i nieodpowiedzialnie, jak nastolatek. Fakt, że życie do tej pory nie zmuszało go, podobnie jak i mnie, do podejmowania żadnych poważnych decyzji. Wykorzystywał to, eksperymentując, zmieniając pracę, bawiąc się. Rodzice byli pobłażliwi, uważając, że lepiej, żeby się teraz wyszumiał, niż gdyby miał to robić już jako mąż i ojciec. No więc, ja zajęłam się szykowaniem ślubu i wesela oraz zbieraniem wyprawki dla niemowlaka, a mój braciszek otwierał w tym czasie własny interes. Kolejny zresztą, już trzeci – wszystkie poprzednie padły.

Nie bardzo miałam czas i siły interesować się tym, co akurat wymyślił, skupiona na własnym życiu. Dopiero po ślubie zaciekawiłam się, w co mój brat tym razem ma zamiar inwestować. A właściwie to on zmusił mnie do przyjrzenia się swoim interesom, bo chciał, żebyśmy pożyczyli mu pieniądze.

Dostaliśmy od rodziny sporo gotówki

Moi rodzice dali nam ziemię pod budowę domu, a ze ślubnych kopert uzbierało się na postawienie murów. Postanowiliśmy z Danielem, że włożymy te pieniądze na lokatę.

– Przed zimą i tak nie będziemy zaczynali budowy – przekonywał.

Też byłam tego zdania, tym bardziej że wolałam do czasu rozwiązania – i przez kilka miesięcy później – mieszkać razem z rodzicami. Pewniej się czułam pod ich opieką.
Kiedy Michał, mój brat, dowiedział się, że na razie nie będziemy się budować, poprosił nas o pożyczkę.

– Potrzebuję kilku groszy na rozkręcenie biznesu – tłumaczył. – Chciałem wziąć kredyt, ale gdybyście zgodzili się pożyczyć mi tę kasę, to zaoszczędziłbym na odsetkach.

– Ale my chcieliśmy włożyć te pieniądze na lokatę – zaoponował Daniel. – Zawsze coś tam by przyrosło, a jak zaczniemy budować, to każdy grosz się będzie liczył.

– No to przecież ja nie chcę nic za darmo, dogadamy się – Michał zamachał rękami. – Ile będziecie mieli na lokacie, trzydzieści procent? To ja wam dam czterdzieści. Ja zarobię, wy nie stracicie. Może być?

Prawdę mówiąc, Daniel miał duże opory. Znał mojego brata od dziecka – w końcu mieszkamy na wsi, tu każdy zna każdego, chociażby ze szkoły, bo jest jedna w promieniu dziesięciu kilometrów. Dobrze wiedział, że kumpel z niego fajny, ale partner w interesach niesolidny. Ale ja bratu ufałam. Może nie bardzo miałam podstawy, bo przecież, jak do tej pory, żadnych kokosów na tych swoich interesach nie zrobił. Ale w końcu co brat, to brat.
Pożyczyliśmy mu więc te pieniądze na pół roku. Do wiosny – w maju, gdy ziemia odtaje, mój mąż chciał zacząć budowę.

Niestety, Michał, jak pewnie było do przewidzenia, i tym razem źle zainwestował. Interes nie przynosił zysków, do wszystkiego trzeba było cały czas dokładać. Może, gdyby mój brat bardziej zajmował się zakładem niż sobą i dziewczynami, sytuacja wyglądałaby inaczej. Ale on zatrudnił jakiegoś przedstawiciela, a sam się bawił w najlepsze. Daniel, widząc, co się dzieje, już w marcu zaczął się upominać o zaległą kasę.

Daniel się na niego wściekł, ja też

– Nie będę czekał do ostatniej chwili, bo zostaniemy z ręką w nocniku – tłumaczył mi.

Mój brat się zżymał i złościł, krzyczał, że nie dotrzymujemy warunków umowy, ale nie miał wyjścia – zaczął powoli oddawać długi. Jakoś tak w połowie maja oddał nam mniej więcej całą kwotę. Oczywiście bez obiecanych procentów.

– Gdybyście poczekali, tak jak się umawialiśmy, miałbym – oznajmił. – A tak, to sorry, nie wyrobiłem się.

Moi rodzice zresztą także uważali, że postąpił nieuczciwie, bo nie oddał nawet całej sumy, a obiecał przecież więcej! A Michał? Sprzedał zakład i wyjechał na drugi koniec Polski.

– To przez was – oznajmił na pożegnanie. – Niby rodzina, a nie można na was liczyć. Owszem, miałem przejściowe kłopoty, ale co wam była za różnica, kiedy zaczniecie budowę, czy w maju, czy w czerwcu? Przez was splajtowałem! A ponieważ nie mam tu czego szukać, wyjeżdżam. Skoro jestem wam taką solą w oku, nie będę przeszkadzał.

Tak naprawdę, nie wiem, co go wtedy ugryzło. Przecież nie pierwszy raz utopił pieniądze i na pewno nie była to nasza wina. Ale mój brat myślał inaczej i za wszystko, co złe obwiniał mnie i rodziców, a już szczególnie mojego męża. Niestety, to nie był koniec tej historii. Okazało się, że Michał oczernił Daniela przed połową wsi. Naopowiadał jakichś bzdur, że go okradliśmy, że jesteśmy niesłowni. Daniel się wtedy wściekł.

– Wiem, że to twój jedyny brat, ale tym razem przegiął – oznajmił. – Dobrze, że wyjechał, bo chyba bym go udusił gołymi rękami. Nie chcę go więcej widzieć!

To było prawie 20 lat temu

Przez ten czas oczywiście wiele się zmieniło. Rzecz jasna, postawiliśmy ten dom. Ja urodziłam trójkę dzieci, teraz już prawie dorosłych. Mój tata zmarł na raka, mama też odeszła, prawie rok temu. Umierając poprosiła mnie, żebym nawiązała kontakt z Michałem.

– To twój brat – przekonywała słabym głosem. – Wiem, że jesteście na siebie źli, zacietrzewieni. Ojciec zresztą też mu nigdy nie wybaczył, że tak się zachował. Ale ja czasem pisałam do Michała, a i on mi kilka listów przysłał. Jego adres jest w szufladce, w maszynie do szycia.

– Mamo, wiesz przecież, że do nas on się na pewno nie odezwie – pokręciłam głową. – Nawet na pogrzeb ojca nie przyjechał, bo z Danielem się nie chciał widzieć. Sama tak mówiłaś, pamiętasz?

– Ale to twój brat, nie godzi się być taką zawziętą – mama rozkaszlała się. – Córciu, to moja ostatnia wola jest. Odezwij się do niego.

Miałam inne wyjście? Umierającej matce się nie odmawia.

– Dobrze, mamo – zapewniłam ją. – Napiszę do Michała.

Spojrzała na mnie z wyraźną ulgą, jakbym zdjęła z jej ramion wielki ciężar, który musiała dźwigać. Wyciągnęłam ten adres, na kartce był nawet telefon. Wahałam się przez kilka dni, ale gdy mama coraz bardziej słabła, postanowiłam wreszcie zadzwonić do brata. Tym bardziej że i Daniel mnie do tego namawiał.

– Nigdy mu nie zapomnę, co zrobił, ile kłopotów i wstydu na wsi przez niego mieliśmy – na samo wspomnienie tamtych czasów mój mąż aż poczerwieniał z gniewu.

– Ale w obliczu śmierci nie godzi się wyciągać starych spraw. Dzwoń.

Odebrała jakaś kobieta. To była znajoma mojego brata, która odkupiła od niego mieszkanie. Znała go dość dobrze i nie miała dla nas najlepszych wieści. Gdy wreszcie ustaliliśmy, kim jestem i dlaczego przez tyle lat się nie odzywałam, opowiedziała mi całą historię.

Okazało się, że Michał się ożenił, ale źle trafił. Żona po kilku latach małżeństwa oskubała go ze wszystkiego, co miał, i wniosła sprawę o rozwód. Co gorsza, nastawiła przeciw niemu ukochaną córkę, która nie chciała widywać się z ojcem.

– Michał przez to wszystko się rozpił – opowiadała. – Po rozwodzie kupił kawalerkę, ale przez alkohol stracił pracę, nie miał z czego płacić czynszu. Odkupiłam ją od niego z długami, bo tak, to by z niczym na ulicy wylądował. Ale on się dalej staczał. Kiedyś to jeszcze do mnie na obiad przychodził, teraz już od dawna go nie widuję. Miała adres jakiejś noclegowni, w której Michał zimą nocował.

– Może mu tam pani zostawić wiadomość, ja też mu przekażę, gdy się pojawi – powiedziała. – Na święta pewnie do mnie przyjedzie.

Wstrząsnęła mną ta opowieść

Może Michał zrobił nam krzywdę, ale w końcu, co brat, to brat. I chyba już odpokutował za swoje. Pomyślałam, że powinniśmy pojechać do Poznania i go poszukać. Daniel nie był przekonany do tego pomysłu.

– Na trzeźwo trudno było się z nim dogadać, a jak chla od tylu lat, to już w ogóle do niego nie trafisz – powiedział. – A poza tym, co chcesz zrobić? Przywieźć go tu i niańczyć? Mało masz swoich zajęć i kłopotów?

Tak długo mnie przekonywał, że wreszcie się poddałam. Bo faktycznie, co chciałam osiągnąć? Zobaczyć brata? Pogadać, wytłumaczyć mu, że źle robi? Aż tak naiwna nie byłam, żeby sądzić, że go zmienię. Przywieźć go do nas? No, tego sobie nie wyobrażałam. Raz, że faktycznie, co miałby tu robić?

Bez pracy, bez pieniędzy, za to z ciągotami do picia, zaraz by się skumplował z miejscowymi menelami. Tylko kłopot bym sobie i rodzinie na głowę sprowadziła. A poza tym… No cóż, lata minęły, ale żal o to, co zrobił, pozostał. I chociaż Daniel bardziej niż ja był na niego zacietrzewiony, to i we mnie to głęboko siedziało.

Skończyło się więc na tym, że tylko przekazałam tej kobiecie informację o tym, że mama choruje i jej dni są policzone. Zmarła niedługo potem, niespełna miesiąc przed zeszłorocznymi świętami. Naprawdę liczyłam, że Michał przyjedzie albo chociaż zatelefonuje. Ale on się nie odezwał. Nawet na święta, choć był u tej swojej znajomej. Zaraz do mnie zadzwoniła.

– Przekazałam wiadomość – powiedziała. – Ale wie pani, on się dziwnie zachował. Z jednej strony bardzo się przejął, rozpłakał na wieść o śmierci mamy. Mówił, że to jedyna osoba, która go naprawdę kochała. A potem powiedział, że skoro jest już po pogrzebie, to teraz on tym bardziej nie ma tam po co jechać.

– Taki zacięty na nas? – zainteresowałam się. – Przecież tak naprawdę, my mu nic nie zrobiliśmy. To on nas skrzywdził!

– Wiem, ale tak myślę… – kobieta się zawahała i dopiero po chwili dokończyła. – Wie pani, sądzę, że Michał potrzebuje pomocy. Kogoś, kto jest mu bliski. Tu rodziny nie ma, córka, za którą duszę by sprzedał,  nie chce go znać. A ja… No cóż, jestem tylko jego przyjaciółką. Pomogę mu, zawsze może na mnie liczyć, ale to nie to samo. On chyba łaknie rodzinnego ciepła i miłości.

Daniel też nie chciał o tym słyszeć…

– W ciekawy sposób to okazuje – warknęłam, rozzłoszczona. – Mam go jeszcze może przepraszać za to, że nas okradł i oczernił?

– Wiem, że to trudne – kobieta westchnęła. – Ale obawiam się, że jeżeli ktoś nie wyciągnie do niego ręki, on umrze. Bo Michał specjalnie się wykańcza, stacza. Ja rozumiem pani żal, wiem, że ciężko jest wybaczyć i prosić o wybaczenie, zwłaszcza, jeżeli nic nie ma się na sumieniu. Ale on tego potrzebuje.

Długo nie mogłam zapomnieć o tej rozmowie. Ale za każdym razem, gdy zastanawiałam się czy powinnam zapomnieć, pogodzić się, to jednocześnie rosło we mnie oburzenie i aż mną wstrząsało.

Ale prawdę mówiąc, zeszłoroczne święta nie były łatwe. Mimo wszystko, gdzieś we mnie siedziało przekonanie, że nie postępuję dobrze. Gryzły mnie wyrzuty sumienia. Przecież obiecałam mamie, że zrobię wszystko, aby pogodzić się z bratem. Czy naprawdę zrobiłam wszystko, co powinnam?

Daniel udawał twardziela, ale chyba też męczyło go sumienie. Zrozumiałam to dopiero po pasterce… Uczciwie muszę przyznać, że na tę wyjątkową mszę chodzimy raczej z przyzwyczajenia i tradycji niż chęci. Bo i zimno, i ciemno, i człowiek właściwie przysypia na kazaniu. Ale w zeszłym roku nasz proboszcz zaprosił jakiegoś swojego znajomego, też księdza, a właściwie zakonnika. To on wygłaszał kazanie.

Piękne było. Porywające, ciekawe, wzruszające. Co chwila cytował fragmenty wierszy księdza Twardowskiego. Ale to, co nas uderzyło, to były słowa o rodzinie. Może to przeznaczenie, może przypadek, a może rzeczywiście Bóg wszystko widzi, i jakoś tam tym naszym życiem kieruje?

W każdym razie, kazanie było o nas. O mnie, o Michale, o Danielu. O rodzinnych zawiściach i o tym, że czasem jest już za późno, by człowiek coś zmienił. Dlatego nie należy czekać, pielęgnować w sobie złości. Po co? Chwastów przecież nie uprawiamy, a złe uczucia to takie chwasty – tak mówił ten zaproszony zakonnik. – To miłość trzeba pielęgnować, jak najpiękniejsze kwiaty, jak pożyteczne jarzyny. Zamiast skupiać się na dawnych waśniach, na zatargach, na nieporozumieniach, należy poświęcać więcej czasu i uwagi dobrym rzeczom.

Więcej o tym nie rozmawialiśmy

Daniel po wyjściu z kościoła długo się nie odzywał. Dopiero, gdy wróciliśmy do domu, powiedział:

– Wiesz, tak myślę, że chyba powinniśmy skontaktować się z Michałem – powiedział. – Wyciągnijmy do niego rękę, jak ten ksiądz mówił.

Ale jeszcze przed Nowym Rokiem pojechaliśmy do Poznania. Długo by opowiadać o naszym spotkaniu z Michałem, o rozmowie, wzruszeniu, łzach... Ola, ta przyjaciółka Michała, opowiadała nam potem, jak bardzo wstrząsnęło nim to spotkanie. Zapisał się na terapię, przestał pić. Przyjechał do nas na Wielkanoc, potem na wakacje, z Olą. Znalazł pracę. Postanowił zacząć wszystko od nowa.

Na najbliższe święta też przyjeżdża. Przyjeżdżają – bo odkąd Michał się pozbierał i przestał pić, zauważył, że Ola jest dla niego kimś więcej niż tylko znajomą. A Daniel? Stara się postępować jak chrześcijanin – tak by to chyba można by to ująć. Bo chociaż tego nie okazuje, to jednak jakiś żal nadal w nim siedzi, ale próbuje Michałowi wybaczyć. Już wie, że tak trzeba.

Czytaj także:
„Nie chcę być starą panną, ale ten facet to nie moja liga. Chcę romantyka, a nie nudziarza, który całe życie stuka tabelki”
„Dziewczyna z pociągu skradła moje serce. Mógł być z tego niezły romans, ale jak tchórz zaprzepaściłem tę szansę na miłość”
„Wychowałam syna na własnej piersi, a on odrzuca mnie, bo zachciało mu się zakładać rodzinę. Jeszcze wróci do domu z płaczem”

Redakcja poleca

REKLAMA