Siedzę nad szklaneczką z whisky i patrzę na telewizor. Tak – na telewizor, a nie w niego, bo nie wiem nawet, jaki włączyłem program. W ostatnim czasie zdarza mi się coraz częściej wpadać w taką zadumę. Tyle pozmieniało się w moim życiu… W twoim również. Weźmy choćby whisky. Kiedyś nie brałem tego do ust, nazywałem rudą wódą na myszach, a tutaj proszę, rozsmakowałem się. No ale to dlatego, że moja Beatka mnie przekonała.
Powiedziałaś kiedyś, gdy jeszcze ze sobą mieszkaliśmy, że zmieniam się w błyskawicznym tempie, widać wpływ mojej przeklętej kochanki. Uznałem wtedy, że po prostu się na mnie odgrywasz, bo przecież cały czas byłem taki sam. Oczywiście we własnych oczach. To był trudny czas i nie myśl sobie, że tylko dla ciebie.
Owszem, to ja znalazłem sobie kogoś innego, to ja rozbiłem naszą rodzinę i zakłóciłem dzieciństwo naszym pociechom. Ale chwilami naprawdę nie było mi łatwo, chociaż z zupełnie innych względów niż tobie. Z niecierpliwością czekałem na wiadomość.
Beata nie odzywała się od kilku godzin i zacząłem się niepokoić, czy coś jej się nie stało
Wiadomo, jak to jest, kiedy się kogoś kocha do szaleństwa, a ten ktoś nie znajduje się cały czas w zasięgu wzroku albo chociaż telefonu. Zaczynają przychodzić do głowy okropne myśli. A co jeśli mąż właśnie robi jej awanturę? Przecież zdarzało się, że podnosił na nią rękę, opowiadała mi o tym. I chodziło wówczas o mniejsze sprawy niż kochanek. Wreszcie wibracja w kieszeni. Wydobyłem komórkę i poczułem ulgę. Wiadomość od Beaty: „Przepraszam, że się nie odzywałam, miałam gości. Co u Ciebie, kochany?”.
Weszłaś właśnie do pokoju, więc zebrałem się i poszedłem do łazienki, żeby trochę popisać. Nie miałem ochoty na twoje chmurne spojrzenia i uwagi o ukradkowych esemesach. Tylko że kiedy wróciłem, postanowiłaś znowu powiedzieć, co o mnie myślisz. Jeszcze niedawno nie przypuszczałem, że potrafisz używać tak paskudnych słów. Dziwnie brzmiały w twoich ustach. I te życzenia, żeby wszystko mi się zawaliło.
– Zobaczysz – syczałaś. – Karma wraca. Będziesz jeszcze żałował tego, co robisz. I znów stek wyzwisk.
– Na pewno nie będę – odpowiedziałem. – A tobie się zdaje, że coś się między nami poprawi jeśli usłyszę tyle wyzwisk, co przed chwilą?
Odpowiedziałaś mi tak, że wyszedłem z domu. Kiedy wkładałem buty, ze swojego pokoju wyjrzała ostrożnie Zuzia. Słyszała naszą awanturę. Uśmiechnąłem się do niej, odpowiedziała mi uśmiechem, ale ty już byłaś przy niej, zasłoniłaś ją własnym ciałem.
– Zjeżdżaj! – warknęłaś pod moim adresem. – Idź to tej swojej dz****!
Drzwi do pokoju Miśka były zamknięte. Miałem nadzieję, że siedzi ze słuchawkami na uszach i nie słyszy tego, co się dzieje. Pociągam mały łyk bursztynowego płynu. Wtedy nie rozumiałem, jak możesz się tak zachowywać. I dlaczego starasz się za wszelką cenę odciąć mnie od dzieci. Nawet kiedy zabrałem Zuzię do ogrodu botanicznego na małą wycieczkę, miałaś pretensje. No bo przecież skoro mam odejść, dzieciaki powinny się ode mnie odzwyczajać. Nadal tego nie rozumiem, za to doskonale pamiętam, jak obiecałaś mi, że zrobisz wszystko, abym je stracił. Że odwrócą się ode mnie, nawet Misiek, który mimo tej całej sytuacji okazywał mi sympatię i często stawał po mojej stronie, kiedy dochodziło do ostrych spięć między tobą i mną. I dopięłaś wreszcie swego.
Już po rozwodzie najpierw on zerwał ze mną kontakty, a dwa lata później także Zuzia
Podobno podrosła i zrozumiała, jakim jestem draniem. Cóż, wojna między małżonkami, nawet już byłymi, rządzi się swoimi prawami. Nigdy nie uderzyłem kobiety, chociaż tamtego dnia przyszło mi to do głowy. Nie wiem, co cię napadło, ale złapałaś kubek i rzuciłaś go w moim kierunku. Nic takiego nie zaszło, przeciwnie, w domu panował spokój, a w każdym razie może napięta, ale jednak cisza.
Siedziałem przy laptopie, kiedy poczułem uderzenie w plecy. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co się dzieje, ale nie zamierzałaś poprzestać na tym jednym. Zasłoniłem się, poderwałem z miejsca, ale znów oberwałem. Tym razem już pięścią. Wtedy wpadł Misiek i chwycił cię od tyłu za ręce.
– Puszczaj! – krzyknęłaś. – Puszczaj, bo zadzwonię po policję!
Wyszliśmy razem z Miśkiem, ścigani twoimi wyzwiskami. Młody na zewnątrz odetchnął głęboko i stwierdził:
– Matka jest w fatalnym stanie.
– Wiem – odparłem z przygnębieniem. – I to jest też moja wina.
Poszliśmy na spacer, ale już wtedy zaczęło się między nami psuć. Syn był zawsze dojrzały nad wiek, wiele rozumiał, jednak miał do mnie pretensje. No ale trudno wytłumaczyć nastolatkowi, że czasem w życiu dorosłych właśnie tak się układa. Czuję ucisk żalu.
Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem. Z rozbicia dwóch rodzin
Ale z drugiej strony, trudno mi tego szczerze żałować, skoro mogę być z kobietą moich marzeń. Ale tak, mam wątpliwości i czuję się źle, bo wiele razy przeze mnie płakałaś. Owszem, starałem się nie reagować na te nerwy i wyzwiska w ten sam sposób, ale czasem i mnie ponosiło. Chociaż byłem w lepszej sytuacji, bo miałem swoją miłość.
Modliłem się nawet, żebym mógł wieść z Beatą dobre życie. W tej chwili oceniam to inaczej, bo był czas na przemyślenia, ale wówczas nie wydawało mi się wcale niczym dziwnym, że zwracam się do Boga w takich sprawach. Przecież kochałem Beatę tak jak jeszcze nigdy nikogo na świecie. Kochałem i kocham nadal. Oczywiście szaleństwo musiało z czasem przycichnąć, musiały przyjść trudniejsze dni w naszym związku.
Problem w tym, że nie żałuję odejścia od ciebie. To nie było przecież specjalnie udane małżeństwo. Już od lat często myślałem o tym, że nie dam rady wytrwać w nim do końca życia. Planowałem odejść, kiedy dzieci dorosną. Ale poznałem Beatę i zrozumiałem, że nie mogę aż tyle czekać. Chwila, kiedy oznajmiłem ci, że cię już nie kocham i poznałem kogoś, z kim chcę się związać, była jedną z najgorszych w tej historii. Powinnaś się tego spodziewać, bo przecież od wielu miesięcy było między nami coraz gorzej. Przypuszczałaś, że mam kochankę, ale nie miałaś pewności.
– Zuzia, Misiu, chodźcie tutaj, ojciec nas porzuca! – krzyknęłaś.
Mała zaraz przybiegła i zaczęła płakać, syn tylko zajrzał do pokoju. Dla niego to nie była niespodzianka.
– Nie porzucam – próbowałem tłumaczyć Zuzi. – Rozstaniemy się z mamą, ale my będziemy się widywać…
– Jak odchodzisz od rodziny, to przynajmniej miej odwagę mówić prawdę dziecku! – wycedziłaś.
– Przecież mówię prawdę! Nigdzie nie wyjeżdżam, więc nie ma problemu…
– Wiesz co? Ja już wolałabym, żebyś nie żył! – przerwałaś mi.
Tego wieczora wyszłaś z domu i zakazałaś mi się szukać, zagroziłaś mi, że popełnisz samobójstwo. Właśnie wtedy o mało się nie złamałem, nie poświęciłem swojego szczęścia, żeby zapobiec tragedii. Znalazłem cię jednak, byłaś w pobliskim parku, wtedy zaczęłaś mnie obrzucać rynsztokowymi obelgami. Zrozumiałem, że nawet gdybym chciał to posklejać, na pewno się nie uda.
A poza tym nie chciałem, nie mogłem zranić Beaty. Przecież kochałem ją nad życie. Moje i twoje… Zawlokłem cię do domu prawie na siłę, tłumacząc, że my możemy robić różne rzeczy, ale dzieci nie mogą stracić matki.
– Co się tak nagle troszczysz o dzieci? – spytałaś. – Co my ciebie obchodzimy?
– Obchodzicie mnie! – odparłem. – I one, i ty też! Nie chcę twojej krzywdy.
– Nie chcesz? To nie odchodź, gnojku!
Dopijam whisky i sięgam po butelkę, żeby sobie dolać. Lecz cofam rękę. Nie, wystarczy na dziś. Beata ostatnio zwróciła mi uwagę, że nieco za dużo piję. Ma rację. Ale coraz częściej wracają te przykre wspomnienia. Powiedziałaś, że kiedyś się ocknę i zrozumiem, jaki koszmar ci urządziłem, a wtedy będzie mi niesamowicie głupio. Miałaś rację. Już po rozwodzie, kiedy opadły emocje, zacząłem ze wstydem wspominać niektóre uczynki. Wstydzę się też łez Zuzi i twoich. Myślę, że mogłem to rozegrać inaczej, delikatniej.
Ale byłem zaślepiony miłością, chciałem jak najszybciej znaleźć się na stałe u boku ukochanej. Mogłem postarać się przygotować was wszystkich na moje odejście. Ale nic już nie zmienię. Jednego tylko nie żałuję – tego, że w ogóle odszedłem. Bo tak samo, jak widzę, co zrobiłem źle czy nawet podle, dostrzegam też z całą jaskrawością, że prędzej czy później i tak musielibyśmy się rozstać.
Za dużo między nami wygasło i zbyt wiele złych rzeczy się stało
Nie rozmawiamy wprawdzie ze sobą, ale chciałbym kiedyś się spotkać i wyjaśnić ci pewne sprawy. A przede wszystkim przeprosić. Bo miałaś rację, dotarło do mnie całe zło, jakie ci wyrządziłem. Tak, może pewnego dnia zdobędę się na to, żeby zadzwonić i poprosić o spotkanie. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj napiję się jednak jeszcze whisky.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja przyjaciółka zakochała się w psychopacie
Nie wiem, czy dam radę być samotną matką
Wujek chciał oddać babcię do domu starców