Zima zawsze kojarzyła mi się z ciszą, jakby świat na moment zatrzymywał się w miejscu. Ale ta cisza w mojej kamienicy była inna – nieprzyjemna, chłodna, wręcz obca. Wracałam z pracy, jak zwykle, przemierzając ciemną klatkę schodową, gdzie jedynym dźwiękiem było skrzypienie stopni pod moimi butami. Zimno przenikało przez ściany, a ja, jak co dzień, liczyłam kroki do swojego piętra. Tego wieczoru coś jednak wybiło mnie z rutyny. Na trzecim stopniu, tuż przede mną, leżał szalik – intensywnie czerwony, jakby ktoś wyrwał go z letniej kartki kalendarza i wrzucił w ten ponury krajobraz.
Zatrzymałam się, patrząc na niego przez chwilę – miękki, porządny, pachnący perfumami. Pochyliłam się i podniosłam go, rozglądając się odruchowo. Klatka była pusta, jak zawsze. Przez moment zastanawiałam się, czy nie powinnam go zostawić, ale... coś mnie powstrzymało. „To może być Tomka,” pomyślałam. Tomek, sąsiad z piętra wyżej. Wysoki, zawsze w biegu, z tym uśmiechem, który przyciągał spojrzenia.
Nie wiem, czy bardziej chciałam oddać szalik, czy po prostu mieć powód, żeby się odezwać. Może jedno i drugie. Trzymając go w rękach, poczułam coś dziwnego – jakby ta zima mogła być mniej samotna.
Oddałam zgubę
Czekałam na okazję kilka dni. Niby nic, zwykły szalik, ale miałam wrażenie, że to klucz do rozmowy, której wcześniej nie odważyłam się zacząć. W końcu, jak na zawołanie, Tomek pojawił się na klatce, kiedy wracałam z zakupami. Schodził po schodach, nonszalancki, z rękami w kieszeniach, jakby zima go w ogóle nie dotyczyła. Widziałam go z daleka i poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej.
– Dobry wieczór – rzuciłam, zanim zdążyłam się zastanowić.
– Dobry wieczór, Kasiu, prawda? – zatrzymał się na moim poziomie, patrząc na mnie z uśmiechem.
Zawsze wiedział, jak zaczarować ludzi tym swoim spojrzeniem.
– Znalazłam na schodach szalik – powiedziałam, unosząc go lekko, jakby to było jakieś trofeum. – Pomyślałam, że może należy do pana.
Tomek popatrzył na szalik, a potem na mnie, jakby próbował coś sobie przypomnieć.
– O, dziękuję! Myślałem, że go zgubiłem na dobre – powiedział z wdzięcznością, odbierając zgubę. – Muszę bardziej uważać.
– Trudno zgubić coś tak charakterystycznego – rzuciłam nieśmiało, zerkając na niego spod rzęs.
– Może to był los? – odparł z uśmiechem. – Dzięki temu miałem okazję porozmawiać z sąsiadką. I mów mi po imieniu.
Poczułam, jak robi mi się gorąco, mimo chłodu wokół. Los? Chyba naprawdę miał rację. Tego wieczoru schody w naszej kamienicy stały się jakby trochę cieplejsze.
Zaczęliśmy się spotykać
Następnego dnia znów spotkaliśmy się na schodach. Tomek wracał z pracy, niosąc w rękach papierową torbę pełną zakupów. Zatrzymał się, gdy mnie zobaczył.
– Kasiu, jeszcze raz dzięki za szalik. Może w ramach podziękowania zaproszę cię na kawę? – zapytał z uśmiechem, który sprawił, że na moment zapomniałam, jak się oddycha.
– Na kawę? – powtórzyłam głupio, zanim mój mózg zdążył połączyć odpowiednie kabelki. – Jasne, chętnie.
Umówiliśmy się na sobotę. Spotkaliśmy się w małej kawiarni za rogiem, w której unosił się zapach świeżych rogalików i gorącego kakao. Tomek okazał się świetnym rozmówcą – miał ten rodzaj lekkości, który sprawiał, że rozmowa toczyła się sama. Opowiadał o swojej pracy, o tym, jak przeprowadził się do tej kamienicy trzy lata temu, i o miłości do starych filmów.
– A ty? – zapytał, mieszając łyżeczką swoją kawę. – Co cię sprowadziło do naszej „zabytkowej rezydencji”?
Zawahałam się. Nie chciałam mówić mu, że uciekłam tutaj, by odnaleźć ciszę po kilku ciężkich latach.
– Lubię stare budynki – skłamałam, uśmiechając się.
Wieczór minął szybko. Kiedy się żegnaliśmy, Tomek powiedział:
– To było miłe. Powinniśmy to powtórzyć.
I choć nigdy wcześniej nie czułam, że jestem kimś wartym zapamiętania, tego dnia naprawdę uwierzyłam, że coś się zmienia.
Byłam zaskoczona tym wyznaniem
Tydzień później Anna, sąsiadka z naprzeciwka, zaprosiła mnie na kawę. Lubiłam Annę – zawsze uśmiechnięta, energiczna, z tymi swoimi kolorowymi chustami i wiecznie rozwianymi włosami. Kiedy oddałam jej cukierniczkę, zaprosiła mnie na herbatę.
W jej mieszkaniu panował artystyczny bałagan. Na wieszaku w korytarzu zauważyłam szalik – identyczny jak ten, który oddałam Tomkowi. Intensywnie czerwony, z tym samym wzorem, który zapamiętałam do najmniejszego szczegółu.
– Ładny szalik – rzuciłam mimochodem, czując, jak serce zaczyna mi walić. – Podobny widziałam u Tomka.
– Bo to jego – odparła Anna z uśmiechem. – Zawsze coś u mnie zostawia. Szaliki, czapki, nawet swetry. Taki z niego roztrzepaniec.
Zamarłam, starając się nie zdradzić emocji.
– Często u ciebie bywa? – zapytałam z udawaną obojętnością.
– Och, tak, wpada na herbatę albo obejrzeć jakiś film. Tomek to świetny kumpel. Wiesz taki, do łóżka bez zobowiązań – powiedziała, wzruszając ramionami.
Wracając do siebie, czułam niepokój, który nie dawał mi spokoju. Czy coś mi umknęło? A może Tomek był kimś zupełnie innym, niż mi się wydawało? Szalik, który wydawał się początkiem czegoś nowego, teraz przypominał pułapkę.
To było dziwne
Kilka dni później zdobyłam się na spontaniczną wizytę u Ewy, sąsiadki z najwyższego piętra. Zawsze wydawała się wycofana, cicha, trochę tajemnicza. Wydawało mi się, że w jej obecności trudniej było nawiązać rozmowę, ale potrzebowałam pretekstu, by sprawdzić, czy moje obawy mają podstawy.
Zapukałam, trzymając w dłoniach pustą szklankę.
– Ewa, masz może trochę cukru? – zapytałam, choć dopiero co kupiłam nową paczkę.
Ewa wpuściła mnie do środka, milcząca jak zwykle, ale uprzejma. W jej mieszkaniu panował porządek, niemal sterylny. Kiedy postawiła kubki na stole, coś przykuło moją uwagę – zdjęcie w ramce na półce. Ewa i Tomek, obejmujący się swobodnie, z szerokimi uśmiechami.
– Ładne zdjęcie – powiedziałam, starając się, by mój głos nie zabrzmiał zbyt nerwowo. – To z Tomkiem?
Ewa spojrzała na mnie, jakby zaskoczona, że pytam.
– Tak. To nic takiego... Po prostu czasem spędzamy razem czas.
Z trudem powstrzymałam się od zadania kolejnego pytania, ale nie musiałam. Ewa, wyczuwając moje napięcie, westchnęła i dodała:
– Kasia, nie wiem, co ci powiedział, ale Tomek lubi kobiety. Może czasem trochę za bardzo.
Te słowa brzmiały jak ostrzeżenie, ale nie chciałam tego słuchać. Podziękowałam za cukier i wyszłam, czując ciężar, który z każdą chwilą narastał. Coś we mnie pękało – zauroczenie i zaufanie, które zbudowałam wokół Tomka, zaczynało rozpadać się jak domek z kart.
Chciałam to wyjaśnić
Wiedziałam, że dłużej nie mogę tego przeciągać. Cały dzień w głowie kołatały mi myśli o Tomku i o tym, co usłyszałam od Anny i Ewy. Wieczorem, gdy usłyszałam jego kroki na klatce, postanowiłam działać. Czekałam na niego na półpiętrze.
– Tomek, możemy porozmawiać? – zagaiłam, starając się, by głos brzmiał spokojnie, choć wewnątrz gotowałam się od emocji.
– Jasne, Kasiu, co się stało? – zapytał, z uśmiechem, który kiedyś tak mnie rozbrajał, a teraz wydawał mi się podejrzany.
– Znalazłam twój szalik, pamiętasz? Ale wiesz co? Taki sam widziałam u Anny. I u Ewy. Przypadek? – rzuciłam, patrząc na niego uważnie.
Tomek zmieszał się, ale próbował zachować luz.
– Oj, Kasiu, chyba wyciągasz zbyt daleko idące wnioski – powiedział, nerwowo poprawiając kołnierz kurtki.
– Naprawdę? Bo wygląda na to, że używasz tego szalika jak przynęty. Zostawiasz go, by później pod pretekstem go zgubienia, zagadywać i podrywać sąsiadki – odpowiedziałam ostro, nie dając mu możliwości wymigania się.
Dla niego to tylko zabawa
Westchnął ciężko, jakby nie widział sensu w dalszym zaprzeczaniu.
– Dobrze, powiem ci prawdę. Lubię poznawać kobiety, tak? A czasem... no, może rzeczywiście używam takich drobiazgów, żeby przełamać pierwsze lody i pójść do łóżka. Ale to nic złego, Kasiu. To tylko zabawa.
– Zabawa? – prychnęłam. – Wiesz, Tomek, ludzie nie są zabawkami. Myślałam, że jesteś kimś innym.
– Kasiu, nie chciałem cię zranić – próbował się tłumaczyć. – Z tobą naprawdę dobrze mi się rozmawiało.
Spojrzałam na niego, a moje rozczarowanie było widoczne jak na dłoni. – Wiesz co, Tomek? Żegnaj.
Odwróciłam się i zeszłam na dół, zostawiając go samego na klatce schodowej. Za drzwiami zimny wiatr smagał mi twarz, ale nie obchodziło mnie to. Byłam gotowa zamknąć ten rozdział. Klatka schodowa była dla mnie miejscem, gdzie zaczęłam ufać, ale teraz... to była tylko kolejna lekcja, jak nie dać się oszukać.
Katarzyna, 33 lata
Czytaj także: „Córka jest jak magnes na nieudaczników. Sprowadza do domu kochasiów w potrzebie, bo podoba jej się zabawa w samarytankę”
„Teściowa odebrała mi męża, lecz nie pozwolę, by mieszała wnukom w głowach. Mogą raz na zawsze pożegnać się z babcią”
„Moja synowa to zakała rodziny i wstyd we wsi. Myśli, że pochodzenie ukryje za ładną buzią i niewyparzonym językiem”