„Brat zadzwonił do mnie z grobowymi wieściami. Gdy dokopałam się do prawdy, miałam ochotę wypisać się z tej rodziny”

Kobieta rozmawia przez telefon fot. iStock by Getty Images, laflor
„Kiedy Tomek wyszedł, postanowiłam przeszukać dom. Nie było to łatwe – walczyłam z poczuciem winy, ale musiałam wiedzieć, czy mówił prawdę. W jego pokoju znalazłam stos papierów. Gdy je czytałam, nie mogłam uwierzyć, że dałam się tak zmanipulować”.
/ 06.01.2025 16:00
Kobieta rozmawia przez telefon fot. iStock by Getty Images, laflor

Rodzinne więzi to dziwna sprawa. Bywały czasy, kiedy Tomasz i ja potrafiliśmy się śmiać do łez. Były też takie, kiedy rzucaliśmy w siebie talerzami. Ostatecznie odcięłam się od rodzinnego chaosu. Nie było łatwo. Matka zawsze faworyzowała Tomka, mimo że to ja musiałam sobie radzić sama. Może dlatego z czasem przestałam dzwonić, przestałam odwiedzać, przestałam być trzymać kontakt.

To było pięć lat temu. Dziś żyłam spokojnym życiem w Gdańsku, daleko od rodzinnych waśni. Pracowałam w wydawnictwie, miałam przyjaciół, pasje. Aż pewnego dnia, między jedną kawą a drugą, zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetliło się imię Tomasza.

Zawahałam się. Ostatnio rozmawialiśmy… Nie pamiętam, kiedy. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.

– Halo?

– Marta – głos brata był stłumiony, jakby z trudem dobierał słowa. – Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale... ja jestem chory.

Zamarłam. Choroba? Jak poważna? Mój brat zawsze był silny, może zbyt silny, ale na pewno nie chorowity.

– Co się stało? – zapytałam, starając się zachować spokój.

Nie zostało mi dużo czasu – powiedział z dramatyczną nutą w głosie.

W mojej głowie zaczęły wirować tysiące myśli. Złość, żal, strach – wszystko naraz. Ale nad wszystkim górowało jedno: nie mogłam go tak zostawić.

– Tomek, nie wiem, dlaczego tak długo milczeliśmy, ale jeśli mogę coś zrobić, powiedz mi. Przyjadę – obiecałam, łamiąc swój wieloletni postanowienie trzymania się od niego z daleka.

Nie wiedziałam wtedy, że jedno zdanie zburzy cały spokój, jaki tak starannie budowałam.

Wróciłam do rodzinnego miasta

Droga do dawnego domu była jak podróż w czasie. Każda mijana ulica przywoływała wspomnienia – dobre i złe. Stare sklepy, podwórka, nawet rdzewiejący znak przy wjeździe do miasta wyglądały tak samo, jak je zapamiętałam. Tylko ja byłam inna.

Kiedy dotarłam pod znajomy dom, serce zabiło mi mocniej. Tynk odpadał z fasady, okna zdawały się patrzeć na mnie z wyrzutem. Pamiętałam go jako miejsce pełne życia, teraz wydawał się martwy.

Drzwi otworzył Tomasz. Wyglądał... dobrze. Może trochę zmęczony, ale nie jak ktoś „śmiertelnie chory”.

– Marta! – zawołał, rozkładając ramiona na powitanie. – Cieszę się, że przyjechałaś.

– Cześć – odpowiedziałam, wahając się, czy go objąć. – Jak się czujesz?

Przez chwilę milczał, jakby szukał właściwych słów.

Dzisiaj jest akurat lepszy dzień – powiedział w końcu, co zabrzmiało raczej wymijająco. – Wejdź, mama będzie zachwycona, że cię zobaczy.

Matka. Nie widziałam jej od lat. Czy się zmieniła? Czy będzie na mnie zła za brak kontaktu? W salonie zobaczyłam ją siedzącą w starym fotelu. Wyglądała krucho, niemal przezroczysto.

– Martusiu? To naprawdę ty? – wykrztusiła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

– Tak, mamo, to ja – odpowiedziałam, pochylając się, by ją przytulić. Pachniała tak samo jak zawsze, mieszanką lawendy i herbaty.

Rozmawialiśmy przy herbacie, jakby czas cofnął się o dekady. Ale coś w zachowaniu Tomasza zaczęło mnie niepokoić. Unikał wzroku, przerywał rozmowy, kiedy pytałam o jego zdrowie.

– Tomasz, powiedz mi, co dokładnie ci jest? – zapytałam wprost, kiedy mama poszła na drzemkę.

To skomplikowane – mruknął, uciekając spojrzeniem. – Lekarze jeszcze nie wiedzą wszystkiego, ale… mam mało czasu, Marta. Dlatego musimy działać razem.

Brzmiało to dziwnie. Coś nie pasowało. Ale byłam tutaj i obiecałam pomóc. Jeszcze nie wiedziałam, że prawda jest zupełnie inna.

Prawda wyszła na wierzch

Poranek w rodzinnym domu zaczął się zwyczajnie. Obudził mnie zapach świeżo parzonej kawy i trzask otwieranych drzwi na werandę. Tomasz krzątał się po kuchni, udając, że szuka czegoś w szafkach.

– Masz jakieś plany na dziś? – zapytałam, zerkając na niego znad kubka kawy.

Może pojadę do apteki po leki, potem zajrzę do kilku znajomych – odparł, unikając kontaktu wzrokowego.

To właśnie ta apteka zaczęła budzić moje wątpliwości. Cały czas mówił o lekarstwach, a jednak nigdy nie widziałam, żeby coś brał. Coś mi nie pasowało.

Kiedy wyszedł, postanowiłam przeszukać dom. Nie było to łatwe – walczyłam z poczuciem winy, ale musiałam wiedzieć, czy naprawdę mówił prawdę. W jego pokoju znalazłam stos papierów, głównie nieopłacone rachunki i powiadomienia o długach. Między nimi leżały jednak dwa dokumenty, które przykuły moją uwagę.

Pierwszy to karta wypisu ze szpitala – z datą sprzed kilku lat, która wskazywała na drobny zabieg. Drugi to umowa wynajmu jego mieszkania w mieście. Wtedy coś we mnie pękło. Jeśli ma mieszkanie i jest zdrowy, dlaczego tu jest?

Po południu odwiedziła mnie Agnieszka, moja przyjaciółka. Znała Tomasza lepiej niż ja przez ostatnie lata.

– Aga, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, opowiadając o dokumentach, które znalazłam. – On chyba kłamał o tej chorobie.

Koleżanka pokiwała głową, jakby to, co mówiłam, wcale jej nie dziwiło.

– Marta, od początku podejrzewałam, że coś jest nie tak. Tomasz zawsze szukał sposobu, żeby zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego.

Nie mogłam uwierzyć, że dałam się tak zmanipulować. Postanowiłam skonfrontować się z nim, kiedy wróci do domu.

Wieczorem, przy kolacji, spojrzałam na niego wprost.

– Tomek, znalazłam twoje papiery – powiedziałam stanowczo. – Chcę wiedzieć, dlaczego kłamałeś o swojej chorobie.

Zamarł z widelcem w dłoni. Przez chwilę wyglądał, jakby szukał wymówki, ale w końcu westchnął ciężko.

– Marta… Nie miałem innego wyjścia. Inaczej nie chciałabyś przyjechać. Mama potrzebuje opieki, a ja… Nie mogę tego zrobić sam.

– I postanowiłeś mnie oszukać?! – wybuchnęłam. – Dlaczego po prostu nie powiedziałeś prawdy?

Nie odpowiedział. Był zbyt zajęty próbą usprawiedliwienia swoich czynów, a ja walczyłam z falą gniewu.

Teraz wszystko było jasne. Ale co miałam zrobić?

Oboje mnie okłamywali

Po rozmowie z Tomaszem czułam, że muszę porozmawiać z mamą. Od lat mieliśmy między sobą dystans – jej choroba, a potem konflikty rodzinne sprawiły, że nasze relacje się ochłodziły. Ale teraz chciałam wiedzieć, co ona myśli o tej całej sytuacji.

Zastałam ją w salonie, siedziała w fotelu i przeglądała stare albumy ze zdjęciami. Było coś nostalgicznego w tym widoku, co zmiękczyło moje serce.

– Mamo, możemy porozmawiać? – zapytałam, siadając obok niej.

Spojrzała na mnie uważnie, jakby wiedziała, że niosę ze sobą coś ważnego.

– Oczywiście, kochanie. O co chodzi?

– Wiesz, dlaczego Tomek powiedział mi, że jest chory? – zaczęłam bez owijania w bawełnę. – Powiedział, że potrzebuje mnie tutaj, a teraz okazuje się, że chodziło o ciebie.

Mama westchnęła ciężko, odkładając album na stolik.

– Marto, prosiłam go, żeby cię nie wciągał w tę sytuację. Wiem, że masz swoje życie, ale… on chyba nie poradził sobie z presją.

– Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie sama? – zapytałam, a w moim głosie pojawiła się nutka żalu. – Czy naprawdę myślałaś, że nie chciałabym ci pomóc?

Byłam pewna, że się od nas odcięłaś – przyznała, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Po tym, jak wyjechałaś, poczułam, że straciłam kontakt z tobą.

To bolało. Miała rację, ale nie wiedziała, ile mnie kosztowało utrzymanie dystansu. Przez lata próbowałam zbudować coś swojego, odciąć się od chaosu rodzinnego.

– Mamo, nie jestem idealna, ale jestem tutaj teraz – powiedziałam, biorąc jej rękę w swoją. – Tylko nie chcę być manipulowana.

Mama skinęła głową. Wtedy zauważyłam w niej coś, czego wcześniej nie widziałam – strach przed samotnością.

Wieczorem Tomek próbował znowu się ze mną rozmówić, ale nie miałam już ochoty na kolejne tłumaczenia.

– Teraz mamy jasność – powiedziałam sucho. – Będę pomagać mamie, ale ty również musisz się zaangażować.

Spojrzał na mnie, próbując coś powiedzieć, ale w jego oczach dostrzegłam ulgę. Wiedział, że nie jestem osobą, którą łatwo można wykorzystać.

Ustaliliśmy nowe zasady

Po naszej rozmowie wprowadziłam w życie to, co obiecałam sobie i matce – jasne zasady. Oznaczało to podział obowiązków między mną a Tomaszem. Było mi trudno zaufać mu po tym wszystkim, ale wiedziałam, że muszę go zaangażować, by nie czuć, że dźwigam to sama.

Pierwsze tygodnie były trudne. Tomasz miał tendencję do unikania obowiązków, co zmuszało mnie do częstych przypomnień i wyznaczania granic. Kiedy raz zapomniał odebrać mamę od lekarza, byłam gotowa wybuchnąć, ale przypomniałam sobie, że stawianie granic to proces, a nie jednorazowa walka.

– Tomek, umówiliśmy się, że odbierzesz mamę – powiedziałam spokojnie, choć w środku kipiałam. – To nie może tak wyglądać.

– Przepraszam. Miałem pilne spotkanie w pracy – tłumaczył się, unikając mojego wzroku.

– Wszyscy mamy swoje obowiązki. Ale to nasza mama, nie tylko moja – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Z czasem widziałam, że brat stara się bardziej, choć jego podejście było dalekie od ideału. Kiedy w końcu sam zaproponował, że zajmie się zakupami i sprzątaniem mieszkania mamy, poczułam, że robimy krok we właściwym kierunku.

Mama, choć początkowo niepewna, zaczęła otwierać się na nową rzeczywistość. Czas, który spędzałyśmy razem, stawał się coraz bardziej wartościowy. Oglądałyśmy stare filmy, przeglądałyśmy albumy, a ja zaczęłam dostrzegać w niej kobietę, którą była przed chorobą – pełną życia i ciepła.

– Marta, cieszę się, że tutaj jesteś – powiedziała któregoś wieczoru, gdy siedziałyśmy w kuchni przy herbacie.

– Ja też się cieszę, mamo. Może nie wszystko poszło idealnie, ale mamy siebie – odpowiedziałam z uśmiechem.

Poczułam, że budujemy coś nowego – relację opartą na szczerości, a nie na wymuszonych gestach.

Brat wciąż pozostawał dla mnie zagadką. Czasami wydawało mi się, że żałuje swoich działań, ale nigdy nie powiedział tego wprost. Kiedy jednak po raz pierwszy sam zorganizował wizytę lekarza dla mamy, wiedziałam, że nasze rozmowy przynoszą efekty.

Życie w rodzinie to skomplikowana układanka. Teraz jednak miałam pewność, że warto było wrócić i dać nam wszystkim szansę na naprawienie tego, co było zniszczone.

Marta, 34 lata

Czytaj także:
„Córka jest jak magnes na nieudaczników. Sprowadza do domu kochasiów w potrzebie, bo podoba jej się zabawa w samarytankę”
„Moja synowa to zakała rodziny i wstyd we wsi. Myśli, że pochodzenie ukryje za ładną buzią i niewyparzonym językiem”
„Romantyczny Sylwester w górach okazał się festiwalem żenady. Teraz mam pewność, że wszyscy faceci to zdrajcy i kłamcy”

Redakcja poleca

REKLAMA