Dzieci są mądrzejsze, niż nam się wydaje. Dorośli nie zawsze są tego świadomi, przez co mogą się wygłupić. To, o czym zaraz opowiem, uzmysłowiło mi, że muszę być z siedmioletnią córką szczery. Że zamiast ją chronić i okłamywać, powinienem pomóc jej radzić sobie z problemami.
Basi spodobało się akwarium jej koleżanki i uznała, że też chce mieć w domu rybki. Na początek zgodziliśmy się na bojownika syjamskiego, bo można go hodować w pojedynkę. W sklepie zoologicznym mała wybrała sobie niebieskiego samczyka z tęczowym ogonem. Jasiu – bo tak miał na imię – stał się jej ulubieńcem.
Z tym bojownikiem to się mogło udać
Pierwszego wieczoru zasnęła przed akwarium, nazajutrz chciała go zabrać ze sobą do szkoły. Przekonywała, że postawi go na szkolnym parapecie. Uśmiechałem się pobłażliwie i tłumaczyłem, że to niemożliwe, że musi się z nim na te parę godzin rozstać.
Córcia pamiętała o karmieniu rybki i za każdym razem pomagała mi wymieniać wodę. Po trzech miesiącach – gdy zainteresowanie nowym pupilem nie minęło – uznałem, że było warto. No i wtedy stała się ta mała tragedia.
– Grzesiek! Grzesiek! Wstawaj! – obudziła mnie którejś soboty żona.
– Co jest? Co się stało?
– Jest problem z rybką…
– Jaki? – podniosłem się na łokciach.
– Ona chyba… Zdechła.
– Poważnie?
– No, pływa na boku. A właściwie to… dryfuje…
Rzeczywiście. Wyglądało na to, że Jaś dokonał swojego żywota. Całe szczęście, że tego dnia Basi nie było w domu. W piątek po szkole pojechała do dziadków i miałem ją odebrać dopiero w południe.
Nie było wyjścia. Ubrałem się i pojechałem do zoologicznego, by szukać nowego bojownika dla córki. Nawet nie przeszło mi przez głowę, żeby powiedzieć jej, że Jaś nie żyje. Bałem się, że będzie płakać, chciałem jej tego oszczędzić. Byłem pewny, że wszyscy rodzice tak robią. I nie ja pierwszy podmienię zdechłą rybę na nową.
Długo szukałem odpowiedniego osobnika
Nie był identyczny, ale na tyle podobny, że mogło się udać. W domu zmieniłem wodę i nowy mieszkaniec pływał jakby nigdy nic. Potem, już spokojny, że wszystko jest pod kontrolą, pojechałem po Basię. Gdy weszliśmy do domu, skrycie ściskałem kciuki, żeby się nie zorientowała. Basia przez godzinę zajmowała się różnymi innymi sprawami i dopiero potem zajrzała do akwarium.
– Tata, tata! – zawołała mnie.
– Co, kochanie? – poszedłem do jej pokoju pewny, że się zorientowała.
– Ale Jasio duży! I ten ogon mu się zrobił jeszcze bardziej kolorowy. Chyba ciągle rośnie…
– Pewnie tak – potakiwałem. – Ale dużo zależy też od tego, w której części akwarium pływa. Różnie go wtedy widać. Zmienia się perspektywa.
– Co to perspektywa? – dopytywała.
Wytłumaczyłem jej, dlaczego Jasiu raz wygląda na mniejszego, a raz na większego, a potem wróciłem do salonu. Żona spojrzała pobłażliwie.
– I jak się z tym czujesz? – zapytała.
Nie odpowiedziałem. Ona od początku chciała córce powiedzieć. A ja dopiero teraz poczułem, że byłoby to chyba lepsze rozwiązanie. Źle się czułem z tym moim kłamstewkiem. Tego samego wieczoru żona kładła małą spać, a ja robiłam kolację dla nas dwojga. Właśnie kończyłem kroić pomidora, gdy małżonka weszła do kuchni.
– Poczytałaś jej? – spytałem.
– Nie. Pogadałyśmy tylko.
– O czym? – dopytywałem, bo po minie żony poznałem, że nie była to taka zwykła konwersacja.
– O rybce…
– O rybce? Ale co o rybce? – zdenerwowałem się.
– Grzesiu, ona się zorientowała.
– Co ty mówisz?!
– No tak. Nie doceniłeś jej.
Basia jest za duża na takie podchody
Rzeczywiście, nie doceniłem. Basia domyśliła się, że podmieniłem rybki. Powiedziała żonie, że oglądała kiedyś film, na którym tata w ten właśnie sposób próbował ukryć śmierć rybki przed dzieckiem. Nie udało mi się jej oszukać opowieściami o perspektywie. Za dobrze znała swojego pupila, by się nie zorientować.
– No i jak ona się czuje?
– W porządku. Uznała, że rybka poszła do nieba. Prosiła tylko, żebym ci nie mówiła, że ona wie. Nie chce ci robić przykrości i woli udawać, że to Jasio pływa w akwarium…
– O matko… – zrobiło mi się naprawdę głupio.
– No. Mówiłam ci, że ona jest już za duża na takie podchody…
Wtedy to zrozumiałem. Pojąłem, że Basia nie jest berbeciem, który niczego nie rozumie. Teraz wiem, że mam w domu małego, myślącego, wrażliwego i mądrego człowieczka, który oczekuje ode mnie szczerości. Od tamtej chwili mówię, jak jest, staram się niczego przed nią nie ukrywać. Co najwyżej łagodzę pewne fakty. To była dobra lekcja rodzicielstwa, którą zapamiętam na długo.
Czytaj także:
„Zaplanowałam swoje życie od A do Z. Najpierw kariera, miłość i dziecko. Ten nieszczęsny wypadek wszystko przekreślił"
„Gdy moja 15-letnia córka wychodzi na miasto, umieram z niepokoju. Przesadzam? Wszystko przez to, co stało się przed laty”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”