„Gdy moja 15-letnia córka wychodzi na miasto, umieram z niepokoju. Przesadzam? Wszystko przez to, co stało się przed laty”

ojciec martwi się o córkę fot. Adobe Stock, Евгений Шемякин
„Odkąd skończyła 12 lat i zaczęła sama chodzić do szkoły, na zajęcia, do kina, nie mogę normalnie funkcjonować. Dopóki nie usłyszę zgrzytu jej klucza w zamku – siedzę jak na gwoździach. Zuzia nawet o tym nie wie, ale mam w komórce aplikację, która cały czas pokazuje mi, gdzie jest jej telefon”.
/ 28.08.2022 19:15
ojciec martwi się o córkę fot. Adobe Stock, Евгений Шемякин

Zuzanna ma 15 lat, jest wspaniałą, mądrą i pełną życia dziewczyną. Wiem, że moja nadopiekuńczość i potrzeba kontrolowania każdego jej kroku w końcu doprowadzi do katastrofy. Tak bardzo nie chcę jej stracić. Tylko że ja nie umiem inaczej. Wszystko dlatego, że 30 lat temu nie uchroniłem mojej siostry przez nieszczęściem.

Zrozumiałem, że stało się cos złego

Wychowałem się na wsi. Rodzice mieli niewielkie gospodarstwo i prowadzili sklep spożywczy. Byli zapracowani, więc ja i moja młodsza o rok siostra musieliśmy sobie radzić sami. Zimą do szkoły jeździliśmy autobusem, do którego trzeba było iść dwa kilometry. Gdy było ciepło – woleliśmy rowery. Przez las do miasta jechało się niecałe pół godziny. Nikt nas nie pilnował, gdy wracaliśmy do domu, i tak nikogo w nim nie było. Dlatego zdarzało nam się zatrzymać pod drodze nad rzeką albo wpaść do kogoś z wizytą. Grunt, żebyśmy byli przed dwudziestą. Wtedy po zamknięciu sklepu przyjeżdżali rodzice.

Doskonale pamiętam tamten wyjątkowo upalny czerwiec. W szkole stopnie już były wystawione i nikt się nie przejmował nauką. Tego dnia nie wracaliśmy z Magdą razem do domu. Ja umówiłem się nad rzeką z moją dziewczyną, Asią. Magda po szkole poszła do koleżanki. Byłem pewien, że jak będzie wracać, to się spotkamy na plaży. 

Z Asią pływaliśmy, opalaliśmy się, straciłem rachubę czasu. Gdy zorientowałem się, że słońce powoli zachodzi, zacząłem się trochę martwić o Magdę. Dawno powinna wrócić.

– Asia, pojadę już do domu. Może Magda przejeżdżała tędy, jak pływaliśmy i nas nie zauważyła? Zobaczymy się jutro, okej? – zawołałem do Asi i wskoczyłem na rower.

W domu nie było nikogo. Latem po pracy w sklepie rodzice szli jeszcze na pole. Ani śladu Magdy. Nigdzie nie było ani jej roweru, ani plecaka. Próbowałem sobie przypomnieć, z kim Magda miała się dziś spotkać. W kwadrans obleciałem sąsiednie domy, popytałem koleżanki Magdy. Nic nie wiedziały.

– Jeszcze jej nie ma w domu? – zaniepokoiła się najbliższa Magdzie Agata.

– Pewnie kogoś spotkała, a może pojechała do rodziców. Na pewno wszystko w porządku – udawałem, że jest dobrze, ale zacząłem się bardzo martwić.

Pojechałem na pole. Z daleka zobaczyłem rodziców, jednak Magdy z nimi nie było. Nie chciałem ich niepokoić, więc nie podjechałem. Wróciłem nad rzekę. Potem popedałowałem do miasteczka. Nigdzie nie zobaczyłem ani Magdy, ani jej roweru. Pokręciłem się trochę po mieście. Zajrzałem do cukierni, lodziarni. Nic. Zrobiło się szaro. Teraz już się nie martwiłem – byłem przerażony. Musiało się stać coś złego.

Jechałem powoli przez las, cały czas mając nadzieję, że jak dojadę do domu, powita mnie radośnie Magda i wszystko się wyjaśni. Ale w głębi duszy wiedziałem, że się oszukuję. Nagle zobaczyłem przed sobą jakąś postać. Skulona, powoli prowadziła rower.

– Magda, Bogu dzięki! – zawołałem, ale gdy się z nią zrównałem, głos uwiązł mi w krtani.

Magda miała całą twarz we krwi. Podarte ubranie. Siniaki na rękach. Zakrwawione uda. Płakała. Zamarłem. Zrozumiałem, że spotkało ją coś bardzo, bardzo złego.

– Magda. Chodź do mnie. Już dobrze, wszystko będzie dobrze – tuliłem trzęsącą się siostrę do siebie; powtarzałem, że będzie dobrze, choć wiedziałem, że to kłamstwo.

– Poczekaj tu, pojadę do domu i zadzwonię po pogotowie – zaproponowałem.

Nie chciała nic mówić rodzicom

Magda złapała mnie za rękę.

– Nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj – błagała; w jej oczach widziałem przerażenie.

– Dasz radę wsiąść na rower?

Magda pokręciła przecząco głową.

Oba rowery schowałem w krzakach. Mocno przytuliłem siostrę i powoli, krok za krokiem, ruszyliśmy do domu.

– Mirek, błagam. Nic nikomu nie mów. Nie chcę, żeby ktokolwiek się dowiedział. Nigdy…

– Ale musimy jechać do lekarza, muszą cię zbadać – przekonywałem ją.

– Błagam. Nie! Nie chcę. Nic mi nie będzie. Muszę się tylko wykąpać. Umyć się, zmyć…Proszę cię, proszę, obiecaj mi…

Wiedziałem, że nie powinienem, ale obiecałem. Przed domem stała skoda rodziców. Po cichu wprowadziłem Magdę do domu. Do łazienki zaniosłem jej czyste ubrania.

– Powiem im, że miałaś wypadek. Że spadłaś z roweru i się poturbowałaś. Jakoś trzeba im wyjaśnić te siniaki. Jak się umyjesz, przyjdź na dół. Jeśli nie chcesz, żeby ktoś się dowiedział, musisz się wziąć w garść. Inaczej rodzice się wszystkiego domyślą.

Poszedłem do dużego pokoju.

– Jesteś! Co się stało? Już zaczęliśmy wydzwaniać po waszych znajomych – mama zerwała się zza stołu.

– Przepraszam, to moja wina. Siedzieliśmy nad rzeką i straciliśmy rachubę czasu. A w drodze powrotnej Magda zaczepiła o korzeń i spadła z roweru. Trochę jest posiniaczona, poszła się umyć. Przy okazji przebiła dętkę, więc wracaliśmy na piechotę. Co na kolację? – próbowałem zmienić temat.

– Nic jej nie jest? Magda, kochanie, wszystko dobrze? – mama pobiegła do łazienki.

– Tak, tak zaraz przyjdę – usłyszałem głos siostry; znałem ją, wiedziałem, że płacze.

Po kwadransie Magda weszła do pokoju. Wyglądała nie tak źle. Parę zadrapań na twarzy, kilka siniaków. Szła wolno, ostrożnie stawiając kroki.

Stłukłam sobie kolano, nic takiego – wyjaśniła, głos nawet jej nie drżał.

Widziałem jednak, ile ją kosztuje ta poza. Czułem, że lada chwila się załamie.

– Siostra, idź się położyć. Przyniosę ci kolację do pokoju – zaproponowałem.

Magda przyjęła propozycję z ulgą. 

Gdybym mógł, zatłukłbym drania...

Gdy rodzice się położyli, poszedłem do niej. Nie spała. Siedziała skulona na łóżku i płakała. Usiadłem obok i ją przytuliłem.

Jestem jej starszym bratem, powinienem się nią opiekować. Zawiodłem…

– Powiedz mi, co się stało. Raz. Wyrzuć to z siebie. Obiecuję, nigdy nikomu nie powiem.

Magda w końcu zaczęła mówić.

Jechała przez las. Nagle ktoś zepchnął ją z roweru. Nie widziała twarzy. Pamiętała tylko, że był wielki i cuchnął alkoholem.

Zaciągnął mnie w krzaki. Rzucałam się, więc oberwałam pięścią w twarz. Chyba na chwilę straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam – mój rower leżał obok mnie. Zadbał o wszystko. Na twarzy miał kominiarkę. Ręce miałam przywiązane nad głową do drzewa. Walczyłam… Naprawdę. Wierzgałam i gryzłam. Ale on był silniejszy… Naprawdę nie dałam mu rady…

Magda zaczęła histerycznie płakać. Nie musiała kończyć. Nie chciałem szczegółów. Też się rozpłakałem. Z żalu, z bezsilności. Gdybym mógł dorwać tego zwyrodnialca…

Przez kolejne dni przyglądałem się każdemu facetowi w mieście. Zastanawiałem się, czy potrafiłbym rozpoznać gnoja. Od tamtego dnia nie spuszczałem Magdy z oczu. Codziennie czekałem na nią pod szkołą. W wakacje wszędzie chodziliśmy razem. Aśka mnie rzuciła – nie mogła znieść, że zawsze towarzyszy nam Magda. Koledzy ze szkoły zaczęli się z nas śmiać.

– Zakochana para – wołali za nami.

Jakoś to znieśliśmy.

Strasznie się o nią boję

Po maturze nie poszedłem na studia. Czekałem na Magdę. Codziennie odprowadzałem ją ze szkoły do domu. Studiować pojechaliśmy dopiero po jej maturze. Gdy byliśmy na drugim roku, Magda zwierzyła mi się, że zaczęła chodzić na terapię.

– Zaczynam się godzić z tym, co się stało.

Rzeczywiście. Zauważyłem, że moja siostra wreszcie przestała się bać. Zaczęła inaczej chodzić, mówić. Gdy pod koniec studiów przedstawiła mi swojego chłopaka – poszedłem ze szczęścia się upić. To nie tak, że z dnia na dzień przestałem się o nią martwić. Ale zrozumiałem, że nie muszę już z nią cały czas być. Że Magda znowu panuje nad swoim życiem.

Kilka lat później ożeniłem się. Gdy Mariola zaszła w ciążę, modliłem się, żeby to był chłopak. Nie z żadnych szowinistycznych męskich pobudek. Po prostu wiedziałem, że jak będę miał córkę, to już nigdy nie zasnę spokojnie. 

Kocham Zuzię bardzo. Jest moim oczkiem w głowie, córeczką tatusia. Ale jest dokładnie tak, jak myślałem. Odkąd skończyła 12 lat i zaczęła sama chodzić do szkoły, na zajęcia, do kina, nie mogę normalnie funkcjonować. Dopóki nie usłyszę zgrzytu jej klucza w zamku – siedzę jak na gwoździach. Zuzia nawet o tym nie wie, ale mam w komórce aplikację, która cały czas pokazuje mi, gdzie jest jej telefon. Wiem, że jak się dowie, że ją szpieguję, to mnie znienawidzi. I tak ciągle się kłócimy o tę moją nadopiekuńczość. I z córką, i z żoną.

– Mirek, ona ma 15 lat. To nie jest już dziecko – przekonuje mnie Mariola, gdy próbuję wymóc na córce, żeby w sobotę wróciła do domu przed 21.

Kiwam głową i mam ochotę krzyczeć, że właśnie dlatego się martwię, bo Zuza nie jest już dzieckiem. Każde jej kilkuminutowe spóźnienie to dla mnie katorga, moja wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach. Gdy tydzień temu Zuza wróciła w czwartek z tenisa godzinę później niż zwykle, siedziałem w fotelu jak sparaliżowany. Wyobrażałem sobie, że za chwilę otworzą się drzwi i wejdzie cała we krwi, w podartym ubraniu.

– Mirek, co ci jest? – zaniepokoiła się żona.

Chyba myślała, że miałem wylew. Wykręciłem się migreną. A potem, przez kolejne minuty, miałem wrażenie, że się uduszę. Zacząłem normalnie oddychać, gdy w końcu drzwi się otworzyły i do mieszkania wpadła Zuza.

– Mamo, tato, wygrałam! Wygrałam turniej! – wołała już pod progu.

Jezu. Jak mogłem zapomnieć. Tego dnia w szkole tenisa Zuzy był turniej.

– Super, gratulacje – wydusiłem z siebie.

Poszedłem do łazienki i zwymiotowałem. I podjąłem decyzję. Nie mogę tak dłużej żyć. Muszę iść na terapię. Inaczej zniszczę życie swoje i mojej rodziny.

Czytaj także:
„Szara codzienność wykończyła moje małżeństwo i kolejne związki. Zmieniłam się w zgorzkniałą babę, która nie wierzy w miłość”
„Moja ciężarna żona zgłupiała. Naoglądała się durnowatych seriali i teraz chce nazwać naszą córkę imieniem jak dla psa"
„Chciałam mieć skromny i romantyczny ślub, a nie potańcówkę na pół wsi. Matka załamała ręce, a ciotki kręciły nosem”

Redakcja poleca

REKLAMA