Obudził mnie dzwonek budzika. Wyłączyłam go, wzdychając głośno. Zaczynał się kolejny jesienny dzień. Za oknem wiało i padało, a mnie nie chciało się wstawać do pracy. Kiepsko spałam, bo Pawełek znów kaszlał i zasnął dopiero nad ranem.
– Mój słodki, malutki syneczku, został ci jeszcze kwadrans snu – szepnęłam, przykrywając go kołderką.
Nastawiłam czajnik z wodą na kawę i ziewając, patrzyłam na kalendarz kuchenny. Byłam umówiona na wizytę kontrolną u pediatry. Wiedziałam jednak, że nie dam rady pojechać do przychodni. Po południu było zaplanowane zebranie w gabinecie szefa, a takie posiedzenia przeciągają się zwykle do wieczora.
Miałam nadzieję, że kaszel Pawełka to tylko pozostałość po wyleczonej infekcji. „Kupię w aptece syrop przeciwkaszlowy, a jeśli nie pomoże, pójdziemy w sobotę do prywatnego gabinetu” – postanowiłam.
Obudziłam synka i podałam mu płatki z mlekiem na śniadanie, a potem ostatnią dawkę antybiotyku. Pawełek tydzień wcześniej zachorował na zapalenie ucha i niestety musiałam z nim zostać przez dwa dni w domu. Lekarz kazał wprawdzie, żeby mały przez tydzień nigdzie nie wychodził, ale nie miał kto z nim zostać, a ja musiałam wracać do pracy.
Szef złościł się, bo z powodu mojej nieobecności część faktur została nierozliczona, w dodatku spóźniłam się z oddaniem sprawozdania ze sprzedaży. Koleżanki w biurze też krzywo na mnie patrzyły, bo musiały podzielić moje obowiązki między siebie.
– My też mamy dzieci, zorganizuj sobie jakąś opiekunkę na czas choroby synka – denerwowała się jedna z nich.
Łatwo powiedzieć, ale moja mama pracuje, teściowa mieszka na drugim końcu Polski, a mąż ciągle wyjeżdża w delegacje. Nie miałam wyjścia, musiałam wracać do pracy, gdy tylko Pawełek przestał gorączkować. Dawałam mu rano antybiotyk i zawoziłam do przedszkola. Byłam fakturzystką, zależało mi na tej pracy, bo przez długi czas byłam bezrobotna.
Skakałam z radości, gdy dostałam tę posadę. W poprzednim zakładzie dostałam wypowiedzenie, gdy wróciłam po rocznym urlopie wychowawczym. Przeżyłam to mocno i postanowiłam, że w nowej firmie będę starać się ze wszystkich sił, żeby pracodawca mnie docenił. Nie było to łatwe, bo mój szef był bardzo wymagającym i nerwowym człowiekiem.
– Pracownik musi być dyspozycyjny, nie interesują mnie wasze problemy prywatne – powtarzał wiele razy.
Przyznaję, trochę się go bałam
Nie chciałam brać zwolnień lekarskich, aby go nie drażnić. Niestety mój synek łapał częste infekcje, a ja musiałam kombinować, jak pogodzić pracę z opieką nad chorym dzieckiem. Mój mąż namawiał mnie, abym zrezygnowała z pracy i została z synkiem w domu.
– Dziecko jest najważniejsze – powtarzał uparcie.
– A moje potrzeby się nie liczą?! – złościłam się. – Chcę się rozwijać, być między ludźmi i mieć swoje pieniądze.
Było mi ciężko, ale postanowiłam się nie poddawać. Każdego dnia drżałam z obawy, czy nie zadzwoni przedszkolanka z wiadomością, że Pawełek jest chory. Zdarzało się to bowiem dość często.
Tamtego dnia znów odebrałam telefon od wychowawczyni mojego synka.
– Pawełek ma gorączkę, proszę go odebrać i wyleczyć, bo pokasływał od dawna – usłyszałam.
– Dobrze, zaraz przyjadę – obiecałam.
Nie pojechałam, bo miałam ważnego klienta. Drżącymi rękoma naliczałam mu rabat i drukowałam fakturę, a w duchu modliłam się, żeby mały wytrzymał do wieczora. Skończyłam pracę i odebrałam rozpalonego synka z przedszkola. Przychodnia była już zamknięta, więc pojechaliśmy na ostry dyżur.
– Chłopiec ma przewlekłe zapalenie oskrzeli, podejrzewam niewłaściwe leczenie – kobieta w białym kitlu patrzyła na mnie krytycznie.
Czułam się okropnie. Wiedziałam, że moje dziecko cierpi i jest to moja wina.
– Czy mam wypisać zwolnienie z pracy? – zapytała, podając mi receptę.
– Nie, nie trzeba – odparłam.
Ubłagałam męża, aby został z synkiem przez tydzień w domu.
– Dobrze, ale tylko do niedzieli, później wracam do pracy, a ty bierzesz urlop albo zwolnienie – powiedział.
Miałam nadzieję, że synek szybko wyzdrowieje. W niedzielę pokłóciłam się z mężem, bo nie chciałam brać wolnego.
– Za dwa tygodnie kończy mi się umowa, jeśli wezmę teraz urlop, to mi jej nie przedłużą – tłumaczyłam.
– Nic mnie to nie obchodzi, zdrowie dziecka jest najważniejsze, zrozum to wreszcie! – krzyczał.
Nie słuchałam go
Uparłam się i w poniedziałek rano poszłam do pracy, a synek do przedszkola. Trzy dni później dostał zapalenia płuc. Byłam właśnie na naradzie u szefa, gdy koleżanka wpadła z impetem do gabinetu.
– Dzwonią z przedszkola, chyba coś się stało – powiedziała przestraszona.
Szef zaklął pod nosem, ale pozwolił mi odebrać telefon. Chwilę później złapałam torebkę i wybiegłam z biura. Pojechałam do szpitala. Pawełek leżał podłączony do kroplówek.
– Synku, syneczku, mamusia jest z tobą – szeptałam, gładząc go po główce.
Musiałam odpowiedzieć na szereg trudnych pytań lekarzy. Od jak dawna chłopiec chorował? Jakie przyjmował lekarstwa?. I najważniejsze: dlaczego oddawałam chore dziecko do przedszkola?
– Pani jest nieodpowiedzialna – lekarz kręcił głową z niedowierzaniem.
Najtrudniejsza była jednak rozmowa z mężem
– To przez te twoje chore ambicje! – krzyczał. – Jeśli coś się stanie Pawełkowi, jeśli będą jakieś powikłania, nigdy ci tego nie wybaczę!
– Skąd mogłam wiedzieć, że to się tak skończy – tłumaczyłam, ocierając łzy. – Kocham Pawełka, większość młodych matek pracuje i nikt nie robi z tego afery. Dlaczego nikt mnie nie rozumie?
– Nie mam już do ciebie siły! – syknął wściekły. – Co z ciebie za matka, jak mogłaś być taka bezmyślna!
Poczułam, że mam dość jego oskarżeń.
– A ty co?! Niewinny jesteś?! Ty też masz prawa rodzicielskie! Powinieneś się poczuwać do opieki nad swoim dzieckiem! – krzyknęłam rozzłoszczona.
– Tak, widzę, że będę musiał sam zająć się dzieckiem, zmienię pracę, a mały będzie miał należytą opiekę, ale wcześniej rozwiodę się i ograniczę ci prawa rodzicielskie!
Przestraszył mnie. Zrozumiałam, że muszę przewartościować moje życie.
Pawełek wyzdrowiał dopiero po kilku tygodniach. Zrezygnowałam z pracy. Jestem pełnoetatową mamą. Cały czas spędzam z synkiem, bo zgodnie z zaleceniem pediatry, wypisaliśmy go z przedszkola. Pogodziłam się z tym, że muszę odłożyć na później moje plany zawodowe. Staram się odzyskać zaufanie męża. Moja rodzina jest dla mnie najważniejsza.
Czytaj także:
„Prawie zginęłam. A potem... postanowiłam zmienić swoje życie. Zerwałam z narzeczonym, by w pełni zaznać miłości”
„Nie ma przyjaźni bez pieniędzy. Gdy jesteś biedna, zamożni >>przyjaciele<< mają cię w nosie. Bolesne, ale prawdziwe”
„Zostawiłam 2-latka pod opieką teścia, a ten o mały włos nie doprowadził do tragedii. Mogłam stracić syna”