„Nie chciałam rezygnować z pracy, nawet ze względu na chorego syna. Przeze mnie Pawełek cierpiał i wylądował w szpitalu”

Dziecko, które leży w szpitalu fot. Adobe Stock, Gorodenkoff
„Bycie mamą na pełen etat nie jest łatwe. Najtrudniejsza wcale nie jest opieka nad dzieckiem, a rezygnacja z samej siebie! Wszyscy nazywają mnie wyrodną matką, ale nie rozumieją jak ciężko przewartościować swoje życie. Teraz już wiem, że rodzina jest dla mnie najważniejsza”.
/ 27.08.2021 13:17
Dziecko, które leży w szpitalu fot. Adobe Stock, Gorodenkoff

Obudził mnie dzwonek budzika. Wyłączyłam go, wzdychając głośno. Zaczynał się kolejny jesienny dzień. Za oknem wiało i padało, a mnie nie chciało się wstawać do pracy. Kiepsko spałam, bo Pawełek znów kaszlał i zasnął dopiero nad ranem.

– Mój słodki, malutki syneczku, został ci jeszcze kwadrans snu – szepnęłam, przykrywając go kołderką.

Nastawiłam czajnik z wodą na kawę i ziewając, patrzyłam na kalendarz kuchenny. Byłam umówiona na wizytę kontrolną u pediatry. Wiedziałam jednak, że nie dam rady pojechać do przychodni. Po południu było zaplanowane zebranie w gabinecie szefa, a takie posiedzenia przeciągają się zwykle do wieczora.

Miałam nadzieję, że kaszel Pawełka to tylko pozostałość po wyleczonej infekcji. „Kupię w aptece syrop przeciwkaszlowy, a jeśli nie pomoże, pójdziemy w sobotę do prywatnego gabinetu” – postanowiłam.

Obudziłam synka i podałam mu płatki z mlekiem na śniadanie, a potem ostatnią dawkę antybiotyku. Pawełek tydzień wcześniej zachorował na zapalenie ucha i niestety musiałam z nim zostać przez dwa dni w domu. Lekarz kazał wprawdzie, żeby mały przez tydzień nigdzie nie wychodził, ale nie miał kto z nim zostać, a ja musiałam wracać do pracy.

Szef złościł się, bo z powodu mojej nieobecności część faktur została nierozliczona, w dodatku spóźniłam się z oddaniem sprawozdania ze sprzedaży. Koleżanki w biurze też krzywo na mnie patrzyły, bo musiały podzielić moje obowiązki między siebie.

– My też mamy dzieci, zorganizuj sobie jakąś opiekunkę na czas choroby synka – denerwowała się jedna z nich.

Łatwo powiedzieć, ale moja mama pracuje, teściowa mieszka na drugim końcu Polski, a mąż ciągle wyjeżdża w delegacje. Nie miałam wyjścia, musiałam wracać do pracy, gdy tylko Pawełek przestał gorączkować. Dawałam mu rano antybiotyk i zawoziłam do przedszkola. Byłam fakturzystką, zależało mi na tej pracy, bo przez długi czas byłam bezrobotna.

Skakałam z radości, gdy dostałam tę posadę. W poprzednim zakładzie dostałam wypowiedzenie, gdy wróciłam po rocznym urlopie wychowawczym. Przeżyłam to mocno i postanowiłam, że w nowej firmie będę starać się ze wszystkich sił, żeby pracodawca mnie docenił. Nie było to łatwe, bo mój szef był bardzo wymagającym i nerwowym człowiekiem.

– Pracownik musi być dyspozycyjny, nie interesują mnie wasze problemy prywatne – powtarzał wiele razy.

Przyznaję, trochę się go bałam

Nie chciałam brać zwolnień lekarskich, aby go nie drażnić. Niestety mój synek łapał częste infekcje, a ja musiałam kombinować, jak pogodzić pracę z opieką nad chorym dzieckiem. Mój mąż namawiał mnie, abym zrezygnowała z pracy i została z synkiem w domu.

– Dziecko jest najważniejsze – powtarzał uparcie.

– A moje potrzeby się nie liczą?! – złościłam się. – Chcę się rozwijać, być między ludźmi i mieć swoje pieniądze.

Było mi ciężko, ale postanowiłam się nie poddawać. Każdego dnia drżałam z obawy, czy nie zadzwoni przedszkolanka z wiadomością, że Pawełek jest chory. Zdarzało się to bowiem dość często.
Tamtego dnia znów odebrałam telefon od wychowawczyni mojego synka.

– Pawełek ma gorączkę, proszę go odebrać i wyleczyć, bo pokasływał od dawna – usłyszałam.

– Dobrze, zaraz przyjadę – obiecałam.

Nie pojechałam, bo miałam ważnego klienta. Drżącymi rękoma naliczałam mu rabat i drukowałam fakturę, a w duchu modliłam się, żeby mały wytrzymał do wieczora. Skończyłam pracę i odebrałam rozpalonego synka z przedszkola. Przychodnia była już zamknięta, więc pojechaliśmy na ostry dyżur.

– Chłopiec ma przewlekłe zapalenie oskrzeli, podejrzewam niewłaściwe leczenie – kobieta w białym kitlu patrzyła na mnie krytycznie.

Czułam się okropnie. Wiedziałam, że moje dziecko cierpi i jest to moja wina.

– Czy mam wypisać zwolnienie z pracy? – zapytała, podając mi receptę.

– Nie, nie trzeba – odparłam.

Ubłagałam męża, aby został z synkiem przez tydzień w domu.

– Dobrze, ale tylko do niedzieli, później wracam do pracy, a ty bierzesz urlop albo zwolnienie – powiedział.

Miałam nadzieję, że synek szybko wyzdrowieje. W niedzielę pokłóciłam się z mężem, bo nie chciałam brać wolnego.

– Za dwa tygodnie kończy mi się umowa, jeśli wezmę teraz urlop, to mi jej nie przedłużą – tłumaczyłam.

– Nic mnie to nie obchodzi, zdrowie dziecka jest najważniejsze, zrozum to wreszcie! – krzyczał.

Nie słuchałam go

Uparłam się i w poniedziałek rano poszłam do pracy, a synek do przedszkola. Trzy dni później dostał zapalenia płuc. Byłam właśnie na naradzie u szefa, gdy koleżanka wpadła z impetem do gabinetu.

– Dzwonią z przedszkola, chyba coś się stało – powiedziała przestraszona.

Szef zaklął pod nosem, ale pozwolił mi odebrać telefon. Chwilę później złapałam torebkę i wybiegłam z biura. Pojechałam do szpitala. Pawełek leżał podłączony do kroplówek.

– Synku, syneczku, mamusia jest z tobą – szeptałam, gładząc go po główce.

Musiałam odpowiedzieć na szereg trudnych pytań lekarzy. Od jak dawna chłopiec chorował? Jakie przyjmował lekarstwa?. I najważniejsze: dlaczego oddawałam chore dziecko do przedszkola?

– Pani jest nieodpowiedzialna – lekarz kręcił głową z niedowierzaniem.

Najtrudniejsza była jednak rozmowa z mężem

– To przez te twoje chore ambicje! – krzyczał. – Jeśli coś się stanie Pawełkowi, jeśli będą jakieś powikłania, nigdy ci tego nie wybaczę!

– Skąd mogłam wiedzieć, że to się tak skończy – tłumaczyłam, ocierając łzy. – Kocham Pawełka, większość młodych matek pracuje i nikt nie robi z tego afery. Dlaczego nikt mnie nie rozumie?

– Nie mam już do ciebie siły! – syknął wściekły. – Co z ciebie za matka, jak mogłaś być taka bezmyślna!

Poczułam, że mam dość jego oskarżeń.

– A ty co?! Niewinny jesteś?! Ty też masz prawa rodzicielskie! Powinieneś się poczuwać do opieki nad swoim dzieckiem! – krzyknęłam rozzłoszczona.

– Tak, widzę, że będę musiał sam zająć się dzieckiem, zmienię pracę, a mały będzie miał należytą opiekę, ale wcześniej rozwiodę się i ograniczę ci prawa rodzicielskie!

Przestraszył mnie. Zrozumiałam, że muszę przewartościować moje życie.

Pawełek wyzdrowiał dopiero po kilku tygodniach. Zrezygnowałam z pracy. Jestem pełnoetatową mamą. Cały czas spędzam z synkiem, bo zgodnie z zaleceniem pediatry, wypisaliśmy go z przedszkola. Pogodziłam się z tym, że muszę odłożyć na później moje plany zawodowe. Staram się odzyskać zaufanie męża. Moja rodzina jest dla mnie najważniejsza.

Czytaj także:
„Prawie zginęłam. A potem... postanowiłam zmienić swoje życie. Zerwałam z narzeczonym, by w pełni zaznać miłości”
„Nie ma przyjaźni bez pieniędzy. Gdy jesteś biedna, zamożni >>przyjaciele<< mają cię w nosie. Bolesne, ale prawdziwe”
„Zostawiłam 2-latka pod opieką teścia, a ten o mały włos nie doprowadził do tragedii. Mogłam stracić syna”

Redakcja poleca

REKLAMA