„Nie chciałam iść na tę imprezę, bo wiedziałam, że Jacek tam będzie. Ale to, co tam odkryłam, było jak grom z jasnego nieba”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Wyglądał świetnie. Czas działał zdecydowanie na jego korzyść: z ładnego chłopaka wyrósł na przystojnego mężczyznę. Chyba przez to nasze dzisiejsze spotkanie było dla mnie jeszcze trudniejsze. Boże! Jak ja go kiedyś kochałam… Tylko wino mogło uśmierzyć mój ból, złagodzić skutki zderzenia z przeszłością".
/ 23.04.2023 14:30
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Nigdy nie lubiłam spotkań po latach. Te sztuczne uśmiechy, udawane zainteresowanie i wypytywanie o moje obecne życie, tylko po to, aby bezceremonialne przerwać mi w połowie zdania i pochwalić się swoimi sukcesami… Koniecznie z wyraźnie butną nutą: „Nie myśl sobie, że tylko ty masz kokosy tam, za granicą. My w Polsce także wiele osiągnęliśmy!”.

Irytowało mnie to tym bardziej, że mój wyjazd do Kanady kilkanaście lat temu wcale nie jawił mi się jako sukces, tylko jako… autentyczna osobista tragedia.

Dlatego gdy Ewka, u której się zatrzymałam, w ostatniej chwili powiedziała mi, że na wieczór zaaranżowała u siebie spotkanie całej naszej dawnej paczki, mocno mnie to zdenerwowało.

Powinna była uprzedzić wcześniej!

– Wtedy byś nam uciekła, znam cię aż za dobrze! – roześmiała się radośnie, gdy jej to wypomniałam.

– Przyjechałam tylko na długi majowy weekend, naprawdę wolę się spotykać z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi – usiłowałam jeszcze przemówić jej do rozsądku, ale czułam, że to się nie uda.

– Przecież kiedyś wszyscy byliśmy ci najbliżsi – stwierdziła.

O nie! Zaraz się tu zjawi i wrócą złe wspomnienia „Oczywiście, a szczególnie Jacek…” – pomyślałam z z goryczą i na samo jego wspomnienie ścisnęło mi się serce.

Ewa musiała dostrzec ból na mojej twarzy, bo dodała cicho:

– Myślałam, że dawno o nim zapomniałaś. Nie wiedziałam, że…

– Masz rację, to stara historia – pozbierałam się szybko. – Z przyjemnością ze wszystkimi się zobaczę. Z Jackiem też.

„Jeśli przyjdzie…” – dokończyłam w duchu.

Nie chciałam o tym mówić

Przyszedł. Stałam właśnie z dziewczynami na tarasie, zagłębiona w rozmowie o tym, jakie to zabawne, że moda lubi wracać, bo znów modne są dżinsy marmurki i kurtki ramoneski, które nosiłyśmy w czasach naszej młodości – kiedy otworzył furtkę. Poczułam, jak ręka z kieliszkiem winna lekko mi drży. Miałam nadzieję, że nikt tego nie zauważył.

– Idę się z nim przywitać – powiedziałam Ewie, śmiało biorąc byka za rogi.

Tak było lepiej, niż gdybyśmy się unikali przez pół wieczoru, co zresztą by się nie udało w niewielkim ogródku Ewy.

Jola! Świetnie wyglądasz – zagadnął mnie ciepło, po czym niespodziewanie objął ramieniem i pocałował w policzek.

Poczułam, że nagle oczy wszystkich zwróciły się w naszym kierunku, i z rosnącą irytacją stwierdziłam, że chyba jednak się czerwienię.

– Ty także nie najgorzej – starałam się mimo wszystko złapać dystans.

Jeszcze mi tylko tego brakowało, aby wszyscy teraz sobie przypomnieli, że byliśmy kiedyś z Jackiem parą!

Przyznam, mimo upływu lat wyglądał fantastycznie. Jacek wyczuł, że nie w smak mi jego poufałość, bo lekko się usztywnił i zaczął rozmowę o bzach w ogródku Ewy, które właśnie zaczynały kwitnąć. Po chwili przyłączyły się do nas inne osoby. Odetchnąwszy z ulgą, upiłam łyk wina.

„Może nie będzie tak źle? W końcu czas leczy rany”

Chciałam myśleć w ten sposób, ze wszystkich sił usiłując ukryć sama przed sobą, że może i leczy, ale nie moje… Bo moje były zbyt głębokie, o czym przekonałam się boleśnie, patrząc na Jacka.

Wyglądał świetnie. Czas działał zdecydowanie na jego korzyść: z ładnego chłopaka wyrósł na przystojnego mężczyznę. Chyba przez to nasze dzisiejsze spotkanie było dla mnie jeszcze trudniejsze. Boże! Jak ja go kiedyś kochałam…

Tylko wino mogło uśmierzyć mój ból, złagodzić skutki zderzenia z przeszłością. Ale nie mogłam za dużo pić, bo na tym przyjęciu nie byłam sama; ktoś mi towarzyszył. Zaczęłam więc nerwowo pogryzać orzeszki i krążyć między gośćmi.

W pewnej chwili dostrzegłam, jak Jacek podchodzi do chłopca, który siedział na jednym z leżaków w ogródku i grał na iPadzie. Zmartwiałam, widząc, jak szybko złapali ze sobą kontakt… Od razu zajęli się rozmową, a po chwili obaj się roześmiali.

Sama nie wiem, dlaczego tak mnie to zabolało…

A jeszcze bardziej ubodły mnie słowa Jacka, które usłyszałam, gdy się dowiedział, że przed chwilą rozmawiał z moim synem.

– Mógłby być nasz… – zauważył tęsknie, usiłując spojrzeć mi w oczy.

– Wiesz co, jesteś zwyczajnie bezczelny! – nie wytrzymałam.

Chyba zbytnio się przy tym uniosłam, bo w ogrodzie nagle zrobiło się cicho jak makiem zasiał i wszystkie głowy znowu zwróciły się w naszą stronę.

– Dlaczego? – Jacek był wyraźnie zaskoczony moją reakcją.

– No błagam! Już nie pamiętasz, jak mnie zostawiłeś? – syknęłam wściekła.

W tej samej chwili zapragnęłam rzucić się na niego z pięściami i rozorać mu twarz paznokciami. Żeby już nie była tak pociagająca. Ani tym bardziej zdziwiona!

– Jola, o czym ty mówisz? – zdumiony Jacek zniżył głos do szeptu.

– Jak to o czym? O tym, że do mnie nie przyjechałeś! Czekałam, cholerny szczurze! A ty co mi napisałeś? Że nasz związek nie ma sensu! I to kiedy już byłam w Kanadzie! Jakbyś nie mógł mi powiedzieć tego prosto w twarz, tutaj, w Polsce! – czułam jak zalewa mnie fala wściekłości, nad którą nie panowałam.

– Ja… Ja nie wiem, co mam powiedzieć… – odparł Jacek i szybkim ruchem wsadził obie ręce w tylne kieszeni dżinsów, co było u niego zawsze oznaką najwyższego zdenerwowania.

Nawet teraz, po latach, potrafiłam bezbłędnie odczytać mowę jego ciała

– Najlepiej prawdę – odparowałam, myśląc z pretensją: „Przy okazji mógłbyś mnie także wreszcie przeprosić”.

– Prawdę – zawahał się. – Wiesz co, patrzę tak na ciebie, na tę twoją reakcję, i zaczynam mieć podejrzenia, że prawda dla ciebie i dla mnie znaczy coś zupełnie innego – ciągnął powoli. – Bo widzisz, Jolu, do tej pory myślałem, że to ty mnie porzuciłaś. Wtedy jak wyjechałaś.

– Ja?! – wytrzeszczyłam oczy.

– Świadczył o tym ton twojego listu. Przecież mi napisałaś, że w zasadzie mogę sobie darować staranie się o wizę, bo twoja ciotka nie przyśle mi zaproszenia. No i dodałaś, że postanowiłaś rozpocząć nowe życie, więc zrywasz dawne przyjaźnie. Pozwól, że ci zacytuję, bo ten fragment do dzisiaj znam na pamięć…

Co on bredzi? Że niby to ja z nim zerwałam?

„Nasz związek nie ma żadnego sensu. Zastanawiałam się nad nim już w Polsce, a teraz, z oddalenia, wyraźnie widzę, że lepiej mi będzie bez ciebie”– wyrecytował.

– Ależ ja niczego takiego nie napisałam! – wykrzyknęłam zdumiona.

– Nie? – wyraźnie mi nie uwierzył.

Teraz już całe towarzystwo skupiło się przy nas z zaciekawieniem, ale mnie było wszystko jedno. MUSIAŁAM wyjaśnić tę zagadkę, bolesny fragment mojego życia, i nie zmierzałam odpuszczać.

Przecież to ja dostałam list od ciebie! – wysyczałam. – Napisałeś, że nie zamierzasz starać się o wizę, a zaproszenie od ciotki wyrzuciłeś do śmieci. Ja też ci zacytuję: „W Polsce jest jeszcze tyle do zrobienia. Zostaję! Jeśli chcesz, możesz tutaj wrócić, ale dla mnie nie ma większego znaczenia, jaką podejmiesz decyzję, bo i tak już nie będziemy razem.”

– W życiu bym czegoś takiego nie napisał! – w jego oczach zapaliły się ogniki wściekłości. – Ktoś nas paskudnie zmanipulował… I… chyba wiem kto.

– Twoja matka! – nagle wszystko zrozumiałam. – Boże, że też nie wpadliśmy na to przez te wszystkie lata…

Przypomniałam sobie tę kobietę

Samotną, cichą i zawsze dla mnie miłą. Wydawało mi się, że mnie lubi, ale teraz widziałam jasno i wyraźnie, jak bardzo musiała mnie nienawidzić, bo starałam się ją rozłączyć z jedynym, ukochanym synem. Zabrać go i wywieźć za ocean…

Niebywała podłość… Tylko jak tego dokonała? Jego matka pracowała w jakimś biurze. Ale, pamiętam, kiedyś Jacek mi powiedział, że skończyła ASP.

– Po rozwodzie porzuciła marzenia o karierze malarki i poszukała lepiej płatnego zajęcia, żeby mieć stałe dochody – ciągnął, pokazując mi jej prace.

To były naprawdę piękne grafiki, w typie japońskich szkiców. Pamiętam, że wtedy pomyślałam, jak bardzo trzeba mieć pewną i wyrobioną rękę, aby stawiać takie subtelne kreski…

O tak, rękę pani Olga z pewnością miała wyrobioną! Podrobienie mojego pisma nie stworzyło jej zatem większego kłopotu. Tym bardziej że często zostawiałam Jackowi w pokoju rozmaite miłosne karteczki. Jego matka miała więc doskonały materiał, na którym mogła ćwiczyć charakterystyczne cechy mojego stylu…

– Niczego nie podejrzewaliśmy, bo nawet nie przyszło nam  do głowy, że te listy mogą być sfałszowane. A one specjalnie zostały tak napisane, żebyśmy nie mieli cienia wątpliwości, że ja porzuciłem ciebie, a ty mnie – westchnął Jacek. – Miałem do mojej matki takie zaufanie, a ona mną manipulowała…

Chyba wiem, jak przechwyciła mój list do ciebie. Pamiętam dobrze: zaproponowała, że sama go wyśle, bo po co mam stać w kolejkach na poczcie, a ona i tak musi tam iść z biurową korespondencją!

– Jak go dostałam, byłam zdruzgotana – zaczęłam, lecz głos mi się załamał.

Walczyłam, by dokończyć zdanie, jednak nie mogłam powstrzymać łez

– Ja też ledwie doszedłem po tym wszystkim do siebie – wyszeptał Jacek.

Wziął mnie za rękę i nagle przestało się liczyć, że wszyscy na nas patrzą. Już, już miałam się do Jacka przytulić, kiedy dobiegł mnie głos synka:

– Mamo, ty płaczesz?

– Nie, kochanie. To tylko wzruszenie – natychmiast przywołałam się do porządku. – Wszystko okej, spoko.

– Kochasz jego ojca? – spytał Jacek, kiedy Kubuś poszedł po coś do picia.

– Kocham – odparłam szczerze. – Jest naprawdę fantastycznym facetem.

– Zazdroszczę mu. Szczęściarz! Ma ciebie i tego świetnego chłopca… Mnie los tak dobrze nie potraktował. Owszem, ożeniłem się, ale z Magdą nie mieliśmy dzieci. Rozstaliśmy się w zeszłym roku.

– Tak mi przykro – odparłam szczerze. – Chciałabym, żebyś był szczęśliwy.

– No cóż, widać za podłość mojej matki ktoś musiał odpokutować, i najwyraźniej tym kimś jestem ja – uśmiechnął się smutno. – Najgorsze, że nawet nie mogę jej już nic powiedzieć, bo zmarła na raka.

Westchnęłam

– Nie winię jej. Sama jestem przecież matką i potrafię zrozumieć, że walczyła ze wszystkich sił o swojego jedynaka. Nie wiem, do czego bym była zdolna, gdyby Kuba chciał mnie opuścić, wyjechać gdzieś tysiące kilometrów od domu. Może też bym podrobiła listy. Tyle o nas wiadomo, ile nas sprawdzono….

– Może tak – westchnął Jacek. – Ale wierzę, że tego nie zrobisz i nie staniesz na drodze do jego szczęścia. Wypijmy za udane życie Kuby – wzniósł kieliszek.

– Za szczęście! – przyłączyłam się chętnie, zwłaszcza że kieliszki wznieśli także wszyscy zebrani w ogrodzie.

Niech nas nigdy nie opuszcza! – wykrzyknęła Ewa, podchodząc i przytulając się do mnie. – Bo szczęście w życiu jest wszystkim najbardziej potrzebne.

„Święte słowa” – uznałam.

I pomyślałam o swoim małżeństwie. Czyż nie było aż nazbyt sowitym wynagrodzeniem za te wszystkie lata samotności i cierpienia na obczyźnie?

Warto było zmierzyć się z upiorami przeszłości

Podziękowałam Ewie za to, że nie słuchała moich słów, tylko zaprosiła do siebie wszystkich, w tym Jacka. Dzięki temu zniknął ostry cierń, który tak długo tkwił w mojej świadomości. Bo choć nie ułożyłam sobie z Jackiem życia, to dowiedziałam się, że byłam przez niego kochana.

Nie rzucił mnie. Nie zapomniał. Wciąż ciepło o mnie myślał, mimo że podobnie jak ja czuł się skrzywdzony. Wychodząc od Ewy, wiedziałam, że rana w moim sercu się zabliźnia.

Czytaj także:
„Szef znalazł sobie na moje miejsce >>wizjonera<<. Gdy okazało się, że to zwykły leń i oszust, błagał, żebym mu pomógł”
„Jakaś raszpla uwiodła mojego brata tylko po to, żeby wydoić go z pieniędzy. Tego frajera to łatwiej nabrać niż dziecko”
„Kuzynki traktują mnie jak dojną krowę, bo mam kasę. Zbuntowałam się, więc teraz słyszę, że jestem skąpa i zadzieram nosa”

Redakcja poleca

REKLAMA