„Nie chciałam być z dzieciatym facetem z przeszłością. Marzyłam o świętym spokoju, miałam dosyć czyichś problemów”

Nie chciałam być z facetem z problemami fot. Adobe Stock, Maria Sbytova
„– Muszę ci coś wyznać. Mam 14-letniego syna. Powinnaś to wiedzieć, jeśli my… jeśli zrobi się poważnie – po tej rozmowie byłam wściekła. Okazało się, że Krzysztof, jak wszyscy dookoła mnie, ma problemy. Co mu miałam powiedzieć? Że facet z niepoukładaną sytuacją był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam w świecie pełnym próśb o ratunek i łez?”.
/ 14.06.2022 08:15
Nie chciałam być z facetem z problemami fot. Adobe Stock, Maria Sbytova

Są takie dni, że człowiek ma dość. Ten właśnie taki był. Kłopoty z wkurzonym klientem, zapłakana córka przez problemy z synem, na głowie pies mojej mamy. Chciało mi się płakać ze zmęczenia. Ale jak to mówią, kiedy Bóg zamyka drzwi, otwiera okno.

Mnie otworzył...

W pracy miałam, jak to mówił swego czasu mój syn, istny Sajgon. Czyli chaos graniczący z pandemonium.

– Cecylia, możesz mi pomóc? – błagała koleżanka, która nie radziła sobie z nowym programem magazynowym. – Zniknęła mi cała partia z wczorajszej dostawy…

Podeszłam do jej biurka i przez 10 minut szukałam błędu. Chwilę później przyszedł szef, który prywatnie był moim szwagrem, cały zdenerwowany.

– Cetka, chodź ze mną, musisz mi pomóc! – złapał mnie za rękę i niemal podniósł z krzesła.

Szłam za nim długim korytarzem, zastanawiając się, czy znowu będę musiała mu doradzać, jak udobruchać moją siostrę, która mówiła o rozwodzie. Ale nie. Tym razem Janek miał kłopot z mailem od wściekłego klienta, który po pomyłce ze strony naszego działu zamówień, opublikował na kilku portalach internetowych fatalne opinie o naszej firmie.

– Pisze, że to jeszcze nie koniec. Że go oszukaliśmy – jęknął szwagier. – Co mam zrobić? Te opinie nas zniszczą.

Najgorsze było to, że klient nie zmyślał

Naprawdę dostał połowę opłaconego zamówienia i naprawdę ktoś z naszej obsługi klienta chamsko go potraktował. Janek powiedział, że to był chłopak na okresie próbnym, który został już usunięty ze stanowiska, ale dla klienta nie miało to jakiegokolwiek znaczenia. Nasz pracownik potraktował go obraźliwie i zarzucił mu próbę wyłudzenia i wyglądało na to, że rozwścieczony pan woli poinformować o tym cały świat, niż przyjąć przeprosiny samego prezesa oraz bon podarunkowy w ramach zadośćuczynienia.

Spędziłam w pokoju Janka resztę popołudnia, próbując wymyślić rozwiązanie. Wyszłam z pracy późno. Nawet Janek pojechał już do Darii, która zdążyła napisać do mnie SMS, że ma wszystkiego dość i zamierza skończyć to małżeństwo. Nim dojechałam do domu, zadzwoniła Estera, moja córka.

– Co tam, kochanie? – zapytałam, ledwo kryjąc zmęczenie.

– Strasznie… Kuba pobił dzisiaj koleżankę w szkole. Wezwali mnie. Chcą go przenieść do szkoły specjalnej…

Córka była załamana. Jej syn miał ADHD i pomimo terapii i leków wciąż przysparzał jej problemów. Jako samotna matka, Estera miała poczucie winy, że nie radzi sobie z chłopakiem i że to przez nią ma wybuchy agresji.

– Przyjadę do was – zaoferowałam się. – Nie denerwuj się, córcia, coś wymyślimy. Nie pójdzie do szkoły specjalnej, obiecuję!

Wszystkim musiałam pomagać

Kiedy się rozłączyła, pomyślałam mimowolnie, że to już kolejna osoba, której tego dnia obiecałam, że wszystko będzie dobrze. Janek też wierzył, że jakoś załagodzę sprawę z rozgoryczonym klientem. Do tego miałam na głowie jamnika mojej mamy, którego obiecałam zawieźć do weterynarza i zastanawiałam się, co powiedzieć na policji w sprawie, w której byłam świadkiem. Bus, którym wracałam z pracy, kończył trasę dwa przystanki za tym, na którym wysiadałam. Byłam tak zajęta rozmową z panią weterynarz, a potem ponownym czytaniem maila od rozzłoszczonego klienta, że przegapiłam swój przystanek.

– No nie! – krzyknęłam, kiedy kierowca zgasił silnik i zorientowałam się, że jestem kilka kilometrów od domu.

Podeszłam do kierowcy i zapytałam, kiedy jedzie z powrotem.

– Nie jadę. Proszę pani, to był ostatni kurs z miasta – odpowiedział i poczułam, że chce mi się płakać.

Tylko wasza firma tu jeździ – jęknęłam. – A ja przejechałam przystanek. No nic, muszę wrócić na piechotę.

Kierowca spojrzał na mnie uważnie, a potem ponownie włączył silnik.

– Podrzucę panią – obwieścił. – Ale niech pani usiądzie z przodu i ze mną porozmawia. Jak to się stało, że przegapiła pani swój przystanek, hm?

Zdradził, że widywał mnie już wcześniej w busie i zawsze miał nadzieję, że usiądę z przodu, żeby do mnie zagadać, gdyby nadarzyła się okazja. Przez kilka następnych tygodni zawsze siadałam z przodu, kiedy ten kierowca akurat miał zmianę. Raz spóźniłam się na busa i kiedy powiedziałam mu o tym następnego dnia, dał mi swój numer telefonu. –

Niech pani zadzwoni następnym razem, to zaczekam – uśmiechnął się. – Mam na imię Krzysiek, tak przy okazji.

Któregoś razu znowu wracałam ostatnim kursem i byłam zupełnie sama. Siedziałam na fotelu pilota, jak zawsze i śmiałam się z jakiejś anegdoty Krzysztofa. Nawet się nie zdziwiłam, kiedy zaproponował mi, żebyśmy po jego zmianie poszli coś zjeść.

Kierowca zapraszał mnie na randkę?

– Dzisiaj nie dam rady – odmówiłam. – Pies mojej mamy ma raka, muszę go zawieźć na kroplówkę.

To może jutro? Pojutrze? – nie poddawał się. – Jutro idę do… lekarza z wnukiem. A pojutrze nie jadę do pracy.

– Dzień wolny? – Krzysiek uśmiechnął się, a ja wywinęłam się od odpowiedzi.

To nie miał być żaden dzień wolny, tylko ciężka praca. Kolejna klientka obsmarowała nas w internecie i miałam się z nią spotkać na mediacje. Janek był przerażony chaosem w dziale zamówień i dramatycznym poziomem obsługi. Do tego on i Daria bez przerwy darli z sobą koty, a ja usiłowałam nie oberwać od którejś ze stron, bo ona była moją siostrą, a on kolegą, którego dawno temu jej przedstawiłam.

Miałam wrażenie, że cały świat dookoła się wali i każdy oczekuje ode mnie ratunku. Ostatecznie umówiłam się z Krzysztofem tydzień później. Nic wielkiego, poszliśmy do małej pizzerii, wzięliśmy dużą pizzę na pół i po kuflu piwa. Byłam zdumiona, jak przyjemnie zleciały mi te dwie godziny. Od tego czasu dużo rozmawialiśmy przez telefon, czasami spotykaliśmy się, kiedy jego zmiany zgrały się z moim ratowaniem psa mamy, opieką nad wnukiem, ratowaniem małżeństwa siostry oraz reputacji firmy szwagra.

– Muszę ci coś wyznać – powiedział dzień po tym, jak mnie pocałował, a ja przytuliłam się do niego na bardzo długą chwilę. – Mam 10-letniego syna… Powinnaś to wiedzieć, jeśli my… no wiesz, jeśli zrobi się poważnie.

Po tej rozmowie byłam wściekła

Okazało się, że Krzysztof, jak wszyscy dookoła mnie, ma problemy. Jego problemem była kobieta, z którą był w związku przez kilka miesięcy i która poinformowała go rok później, że jest ojcem jej dziecka. Chociaż wcześniej nie wspomniała o ciąży, nagle zażądała, żeby się z nią ożenił. Odmówił, a ona go znienawidziła. Obecnie toczyła z nim wojnę o kolejne podwyższenie alimentów, na przemian podrzucała mu dziecko albo uniemożliwiała kontakt z nim, wydzwaniała, żeby na niego wrzeszczeć, że zniszczył jej życie.

Następnego dnia nadłożyłam pół godziny piechotą, żeby dojść do stacji kolejki. Nie miałam ochoty wracać busem. Kolejnego dnia tak samo. Krzysztof dzwonił i wysyłał SMS–y, ale nie odbierałam. Co mu miałam powiedzieć? Że miałam dość swoich problemów, by brać sobie na głowę jeszcze jeden? Że facet z niepoukładaną sytuacją życiową był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam w świecie pełnym próśb o ratunek, żali, narzekań i łez?

Krzysztof w końcu zrozumiał, że go unikam i przestał dzwonić. Nie przestała natomiast dzwonić moja siostra, córka, szwagier i mama. Była niedziela, a każde z nich potrzebowało mojego wsparcia i pomocy, nawet nie zastanawiając się, czego ja potrzebowałam po ciężkim tygodniu. I nagle zdałam sobie sprawę, że żadne z nich nie ma pojęcia, co przeżywam. Nikomu nie powiedziałam, że z kimś się spotykałam i że chyba czułam do Krzyśka coś więcej niż zwykłą sympatię. Nikt nie wiedział, jak cholernie źle mi było z tym, że go wyrzuciłam z mojego życia i jak za nim tęskniłam. Bo niby jak miałam im opowiadać o sobie?

Od zawsze to ja byłam dla nich

To ja byłam od wysłuchiwania, pocieszania, szukania rozwiązań i obiecywania, że wszystkim się zajmę i będzie dobrze. Taka ciotka dobra rada. W pewnym momencie wyłączyłam telefon. Zrozumiałam, że dłużej tak nie mogę. Odrzuciłam Krzyśka, bo miał problemy w życiu, ale poza tym mnie słuchał. Opowiadałam mu o sobie i o tym, co się ze mną dzieje. Interesowało go, co przeżywam i kim naprawdę jestem.

Kiedy mnie pocałował, czułam, że w tym pocałunku było coś więcej. Uczucie, czułość, oddanie… Nie musiałam sprawdzać, by wiedzieć, o której Krzysiek będzie miał ostatni kurs. Poszłam na przystanek i wsiadłam do jego busa, ale usiadłam kilka rzędów siedzeń od niego. Kiedy ostatni pasażer wysiadł, podeszłam do niego i zobaczyłam jego oczy, w których było tyle nadziei i uczucia, że aż ścisnęło mnie w gardle z emocji.

– Wiem, że mam problemy… – zaczął.

– Wszyscy mają – przerwałam mu. – Tylko nie ja. Ja nie mam problemów i każdy dookoła myśli, że idealnie nadaję się do ich rozwiązywania. Ale wiesz co? Ja też chcę mieć problem! – przestałam panować nad głosem. – Chcę się spotykać z facetem, który ma szurniętą byłą i dziecko na utrzymaniu. Chcę mieć własne problemy! I to razem z tobą, Krzysiu…

Razem dajemy sobie radę z wyzwaniami, razem pokonujemy przeciwności losu. Moja rodzina, która co rusz zwraca się do mnie z kłopotami, i szef musieli się nauczyć, że nie będę na ich każde zawołanie, bo mam pasierba i męża. A przede wszystkim kogoś, kto mnie kocha i na kogo mogę liczyć!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA