„Moja córka omal nie wykrwawiła się przy porodzie, bo jej mąż uznał, że cesarka jest dla leniwych kobiet”

Kobieta, która rodziła dziecko naturalnie fot. Adobe Stock, nataliaderiabina
Janek dowiedział się, że ma córkę dopiero, gdy Ola do niego zadzwoniła ze szpitala. – No trudno. Nie spisałaś się. Następnym razem będzie lepiej – warknął i rzucił słuchawką. A potem poszedł się upić z kolegami.
/ 08.11.2021 13:22
Kobieta, która rodziła dziecko naturalnie fot. Adobe Stock, nataliaderiabina

Witek pracował i zarabiał, ale ciągle mieszkał z mamą. Pani Helena owdowiała dziesięć lat wcześniej, więc wszystkie swoje uczucia przelała na jedynaka. Witek był moim pierwszym mężczyzną, ledwie po sześciu miesiącach randek okazało się, że jestem w ciąży. Wpadka. Witek nie był zachwycony. Ale zachował się, jak należy.

– Oczywiście weźmiemy ślub, wszystko będzie dobrze – zapewniał mnie.

Jego mama zareagowała dużo gorzej. Pamiętam, że weszliśmy razem do pokoju, Witek trzymał mnie za rękę.

– Mamusiu. Musimy ci coś powiedzieć. Spodziewamy się dziecka i zamierzamy się pobrać. Kasia już powiedziała tak – zaczął Witek.

Pani Helena pobladła.

– Synu, do kuchni – warknęła.

Zamknęła za nimi drzwi, ale i tak słyszałam jej wrzaski

– Czyś ty oszalał? Od razu wiedziałam, że to puszczalska. A skąd ty w ogóle wiesz, że to twoje dziecko? Czy w ogóle jest jakieś dziecko? Gówniara chce sobie życie ułożyć. Ostrzegałam cię. Mogłeś mieć każdą. Ładniejszą, mądrzejszą, bogatszą.

Najpierw się wystraszyłam, potem zrobiło mi się przykro, ale w końcu zaczął kiełkować bunt. Bo w końcu o czym ta kobieta mówi? Witek nie był specjalnie przystojny, pracował w warsztacie samochodowym, a cały majątek jego i matki stanowiło komunalne mieszkanie w bloku i rozpadający się duży fiat. Co z niego za partia? To był pierwszy raz, gdy się postawiłam. Pierwszy i na długo jedyny.

Weszłam do kuchni i zapytałam:

– Ale dlaczego pani mnie obraża? Skąd pomysł, że pani i pani syn jesteście lepsi ode mnie? Witek, nie potrzebuję twojej łaski. Nie musisz się ze mną żenić. Ale to dziecko to tak samo twoja odpowiedzialność jak i moja. Nie wykręcisz się od niej. Jak się zdecydujesz, to wiesz, gdzie mnie szukać.

To właśnie ta kobieta zniszczyła moją rodzinę

Trzasnęłam drzwiami i wybiegłam na ulicę. Usłyszałam za sobą kroki. Byłam pewna, że Witek mnie przeprosi.

Wiesz, że się z  tobą ożenię, więc nie dramatyzuj. Ale nigdy więcej nie mów tak do mojej mamy. Nigdy. Rozumiesz? – zmarszczył groźnie brwi.

Nigdy nie widziałam, żeby był taki wściekły. Wystraszyłam się. Po ślubie mieszkaliśmy z teściową. W małym pokoiku Witka. Gdy urodziła się Ola – pani Helena oddała nam swój, większy pokój. Co z tego, kiedy cały czas była tuż obok. Zaglądała do garnków, w których gotowałam małej, sprawdzała, w co ją ubrałam. I wszystko krytykowała. Cały czas, każdego dnia, o każdej godzinie. Zaczęła, gdy tylko się wprowadziłam.

Ugotowałam obiad. Nic wielkiego. Mielone, ziemniaki, mizeria. Teściowa spróbowała kotleta, ledwie tknęła ziemniaki i mizerię.

– Jak chcesz sama tak jeść, to proszę bardzo. Ale mój syn nie będzie się tak żywił. Przecież to wszystko nie ma smaku! A mięso jest stare, może mu zaszkodzić – oświadczyła.

Witek nawet nie podniósł wzroku znad stołu. Karnie oddał mamie talerz. Ja w milczeniu jadłam swoją porcję. Po chwili teściowa wróciła z kuchni ze swoimi schabowymi i koszmarnie słonymi buraczkami.

Ostatnie miesiące przed porodem były trudne. Nie mogłam spać. Wierciłam się, wstawałam do łazienki.

– To tak nie może być, że przez ciebie Wituś wstaje niewyspany. Przecież on idzie do pracy! A ty się będziesz wylegiwać cały dzień. Mamy w piwnicy polówkę. Możesz ją rozstawiać na noc w kuchni – zadecydowała któregoś ranka teściowa. Witek pierwszy raz zaoponował.

– No mamuś, gdzie ona z brzuchem na polówce! Ja będę spał w kuchni.

Ola przyszła na świat nad ranem.

– Maleńka, pamiętaj, masz mnie i nic złego ci się nie stanie – obiecałam jej, lecz dane wtedy córce słowo złamałam, i to wiele razy.

Gdy Ola miała trzy lata, wreszcie się wyprowadziliśmy. Ale z wielu mieszkań, które oglądaliśmy, Witkowi najbardziej przypadło do gustu to położone dwie przecznice od jego domu rodzinnego. Wiedziałam, że nie uwolnię się od teściowej. Prawdziwe piekło zaczęło się, kiedy Ola poszła do szkoły. Teściowa zadeklarowała się, że będzie wnuczkę przyprowadzać po lekcjach do domu. Próbowałam się postawić.

– Wiesz, jesteś naprawdę niewdzięczna. Przecież mama chce tylko pomóc! Czasem w ogóle cię nie rozumiem – zdenerwował się Witek.

I oczywiście on i jego mama postawili na swoim. W drodze do domu teściowa poddawała Olę przesłuchaniom. I gdy tylko wracałam, zaczynało się.

– Czy ty wiesz, do jakiej ty szkoły posłałaś to biedne dziecko? Wiesz, co ona ma dziś zadane? To się w głowie nie mieści. I co to za metody nauki pisania. Tych wszystkich nauczycieli to trzeba wyrzucić! – perorowała.

Witek zawsze miał skłonności do tycia. Kilka razy próbowałam go nakłonić do zmiany diety. Gotowałam mu lekkie potrawy, podsuwałam warzywa, owoce. Co z tego. Z odsieczą natychmiast przybywała teściowa.

– Witusiu, zobacz, mamusia ma dla ciebie goloneczkę i kluseczki. I taką pyszną szarlotkę! No, przecież takie pyszności nie mogą być niezdrowe.

W wieku 42 lat Witek miał zawał. I nieważne, co mówili lekarze – o złych nawykach żywieniowych, braku ruchu. Teściowa wiedziała, kto jest winien. Ja.

– Kto to słyszał, żeby kazać mężowi chodzić na piechotę po zakupy! Samochód oszczędzałaś? A może wdową chciałaś zostać – krzyczała na mnie na szpitalnym korytarzu.

Już trzeciego dnia zaczęła mu do szpitala przynosić ociekające olejem placuszki i tłuste kotleciki.
Wtedy się poddałam. Gdy Witek wyszedł ze szpitala, moich i Oli rzeczy już w mieszkaniu nie było. Złożyłam pozew o rozwód. Tego, co teściowa mówiła o mnie w sądzie, nie chcę pamiętać. Na szczęście sędzia takich teściowych wysłuchała już na pewno wiele. Dostałam prawo opieki nad córką, Witek – odwiedziny, wakacje.

– Możesz odwiedzać Olę, kiedy chcesz, nie zamierzam jej pozbawiać ojca. Ale matkę trzymaj z daleka od niej. Przecież wiesz, że to ona zniszczyła nasze małżeństwo – powiedziałam byłemu mężowi.

Ale ponieważ Witek zamieszkał po rozwodzie z mamą, Ola, chciał nie chciał, spotykała babcię. Na szczęście była już na tyle duża i mądra, że nie dała się nastawić przeciwko mnie. Kilka lat później Witek ożenił się z dziewczyną, którą znalazła mu mama. Urodziły mu się nowe dzieci. Ani on, ani teściowa nie mieli już czasu dla Oli. próbowałam walczyć, ale przestałam, gdy córka, wtedy już prawie dorosła, powiedziała mi wprost:

– Mamuś, daj spokój. Tak jest lepiej. Tata jest ok, ale przy babci i tak się nie dało z nim pogadać. Teraz czasem do niego dzwonię, spotykamy się na chwilę na kawie. Tak wolę.

Janek uparł się na dziecko i szybko dopiął swego

Swojego męża Janka Ola poznała na Erazmusie w Hiszpanii. Polubiłam go. Była grzeczny i ułożony, i choć miał 22 lata, doskonale wiedział, co chce osiągnąć. Ola była w niego wpatrzona jak w obraz. Pobrali się trzy lata po studiach. On robił już wtedy karierę w międzynarodowej korporacji. Ola, świeżo po aplikacji adwokackiej, zaczynała pracę w kancelarii. W dniu ślubu Ola była bardzo szczęśliwa. A ja razem z nią. Oboje piękni, młodzi, ambitni. I zakochani.

Miało być tak pięknie! Było przez rok. Młodzi zamieszkali w apartamencie z wielkim tarasem. Na wakacje pojechali do Meksyku.

– Mamuś, ja nie wiem, co robić. Janek zaczyna naciskać, żebyśmy mieli dziecko. Już, teraz. Tłumaczę mu, że mamy czas, że nacieszmy się sobą, że chcę zaistnieć jako adwokat. Ale on mi zaczął jakieś wykłady robić o roli kobiety, strażniczce ogniska. Nigdy wcześniej nie słyszałam od niego takich rzeczy – pożaliła mi się przed Bożym Narodzeniem córka.

Poradziłam jej, żeby jeszcze raz porozmawiała z mężem. Spojrzała na mnie smutno i zmieniła temat.
Pół roku później zadzwoniła ze szczęśliwą nowiną.

– Jestem w ciąży – wydusiła z siebie i… zaczęła płakać.

Pojechałam do niej. Janka nie było.

– Córeczko, ale dlaczego płaczesz? To wspaniała wiadomość!

– Ja nie wiem, jak to się stało. Myślę, że Janek coś zrobił z moimi proszkami… Mamuś, ja się zaczynam go bać!

– Córeczko, no co ty – próbowałam ją pocieszać. – Przecież wiesz, że te środki nigdy nie dają stuprocentowej gwarancji. To się zdarza… I dlaczego Janek miałby robić coś takiego?

Ola chodziła smutna przez kilka tygodni. Ale gdy zobaczyła swoje dziecko na usg, wszystko się zmieniło.

– Mamuś. Wiesz, że chciałam poczekać z macierzyństwem, ale trudno. To maleństwo jest takie śliczne. Już je kocham całym sercem!

Wszystko się ułoży. A ja będę babcią!

Ola miała plan: będzie pracować, jak długo się da, potem weźmie pół roku urlopu macierzyńskiego. Męża przekona, żeby później on poszedł na urlop tacierzyński – na, dwa trzy miesiące. A potem poszukają miłej niani.

– Przecież tyle kobiet pracowało i wychowywało dzieci. Będzie dobrze – cieszyła się moja córka.

Gdy o swoim planie powiedziała Jankowi – pierwszy raz ją uderzył. A przecież była w ciąży. Ola zapukała do moich drzwi w środku nocy. Zapłakana, z siniakiem na policzku. Byłam wściekła. Chciałam wsiadać w auto i jechać na policję. Powstrzymała mnie córka.

– Ja do niego nie wrócę! Ale nie włączajmy w to policji – poprosiła.

Poddałam się. Rano przyjechał Janek. Otworzyłam ja.

– Ola nie chce cię znać – warknęłam.

– Nie wierzę. Muszę z nią porozmawiać. Niech mama się nie wtrąca, to są sprawy między nami – rzucił, patrząc na mnie spod półprzymkniętych powiek.

Musiała rodzić sama, bo pan mąż tak zdecydował

Wtedy przypomniałam sobie swoją teściową. I jak jej wtrącanie się zniszczyło moją rodzinę. Pomyślałam, że może powinnam dać im szansę, żeby sami poukładali sprawy między sobą.

– Ola. Twój mąż tu jest – zapukałam do sypialni córki.

– Nie chcę go widzieć. Wyrzuć go.

– Może jednak powinnaś dać mu szansę. To twój mąż, będziecie mieć razem dziecko…

Ola popatrzyła na mnie smutno. Jej wzrok mówił „rozczarowałaś mnie”. Ale wstała z łóżka i wyszła. Zamknęli się w kuchni. Po kwadransie Ola wyszła, zabrała torebkę i włożyła płaszcz.

– Jestem gotowa – wyszeptała.

Janek objął ją ramieniem. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął się triumfująco. Przeszedł mnie dreszcz.
Jego wzrok był twardy jak ze stali. Dwa dni później zadzwoniłam do Oli, zapytać, czy wszystko w porządku. Chciałam ich odwiedzić w weekend?

– Tak mamo, w porządku. Ale nie wpadaj, proszę. Janek nie będzie zadowolony. Nie podoba mu się, że o wszystkim ci mówię. Fakt… Teraz to on jest moją najbliższą rodziną.

Dwa tygodnie później Ola przestała chodzić do pracy. Z jej mętnych wyjaśnień zrozumiałam, że to Janek wymógł na lekarzu zwolnienie. Do końca ciąży widziałam Olę tylko kilka razy. Raz u nas na obiedzie, parę razy spotkałyśmy się w kawiarni, gdy Janek był w pracy. Ola za każdym razem wydawała mi się bledsza. Nie patrzyła mi w oczy, trzęsły się jej ręce. Tłumaczyłam sobie, że to ciąża.

Rodziła sama. Janek wyjaśnił jej, że przez całe wieki mężczyźni nie uczestniczyli w porodach i że tak powinno być. Ale nie zgodził się, żebym ja towarzyszyła rodzącej córce.

– Mamuś, Janek mówi, że przy tobie się rozklejam, a muszę być dzielna. Nie przychodź. Tak będzie lepiej.

Wnuczkę zobaczyłam, dopiero gdy Ola wyszła już do domu. Janek nie wziął ani jednego wolnego dnia. Dlatego mogłam odwiedzić córkę i wnuczkę w domu. Oleńka wyglądała na wycieńczoną. Podkrążone oczy, szara cera. Malutka – pączek w maśle. Różowiutka, słodziutka, pulchniutka.

– Śliczności – zachwycałam się.

– Tylko płeć nie ta – rzuciła Ola i zaczęła płakać.

Oboje z mężem zdecydowali, że nie chcą znać płci dziecka przed rozwiązaniem. Janek dowiedział się, że ma córkę dopiero, gdy Ola do niego zadzwoniła ze szpitala.

– No trudno. Nie spisałaś się. Następnym razem będzie lepiej – warknął i rzucił słuchawką. A potem poszedł się upić z kolegami.

– Gdy nas odbierał ze szpitala, jeszcze był na kacu – szlochała Ola.

Próbowałam ją pocieszyć. Tłumaczyłam, że mężczyźni zawsze chcą mieć syna, ale na pewno pokocha i córkę. Przecież jest taka słodka.

– Idź się położyć, poradzimy sobie przez kilka godzin – zaordynowałam i odesłałam Olę do sypialni.

Malutka usnęła w moich ramionach. Po godzinie usłyszałam, że Ola nie śpi. Poszłam sprawdzić dlaczego. Stała na środku sypialni i prasowała koszule męża.

– Miałaś odpoczywać! – krzyknęłam.

– Zaraz, mamuś, jak skończę. Janek będzie niezadowolony, jak nie będzie miał czystych koszul w szafie.

Powinnam była zareagować inaczej. Ale ja tylko wyjęłam żelazko z rąk córki i zaczęłam prasować sama. Ola położyła się. Mała spała w łóżeczku. Chodziłam do Oli prawie każdego dnia. Dzięki mnie trochę doszła do siebie, lecz wszystko w tajemnicy, żeby Janek się nie dowiedział.

– On mówi, że kobiety są silne, że tak je Bóg stworzył, od wieków wychowywały dzieci, dbały o dom i męża i jeszcze w polu pracowały. I były szczęśliwe. A teraz same beksy i histeryczki .

Nie komentowałam. Starałam się nie wtrącać. Jakoś się im w końcu ułoży. Marysia nie miała jeszcze roku, gdy Ola znowu była w ciąży.

– Oby to był chłopak – westchnęła, a w jej oczach czaił się strach.

Wzięłam od niej film z usg i pokazałam znajomej lekarce.

– Chłopak, na 90 procent – orzekła. 

Powiedziałam Oli. Popłakała się.

Tym razem wbrew protestom córki, pojechałam z nią do szpitala. Wiedziałam już, że noga Janka tam nie postanie, więc się nie dowie. Poród był długi i skomplikowany. Lekarka kilka razy sugerowała cesarskie cięcie.

– Nie, proszę – błagała Ola. – Janek mówi, że to dla leniwych kobiet.

Lekarka spojrzała na mnie pytająco. Odwróciłam wzrok. Tomek urodził się siłami natury, ale Ola o mało nie wykrwawiła się na śmierć. Pomimo to na własną prośbę wyszła do domu dwa dni później.

– Janek nie zgodzi się kolejnego dnia opiekować się Marysią. Muszę wracać – tłumaczyła.

Gdy poszłam do niej do domu, miała siniaki na rękach.

– Pielęgniarka się wygadała, że byłaś w szpitalu. Trochę się pokłóciliśmy

Boże, gdybym nie udawała ślepej i głuchej…

Po trzech tygodniach poprosiła mnie, żebym więcej nie przychodziła.

– Poradzę sobie, a ty masz swoje życie – tłumaczyła mętnie.

W końcu mi się przyznała, że Janek dowiedział się od sąsiadki, że ją odwiedzam codziennie.

– Nie był zadowolony – wiedziałam, że to eufemizm, jednak nie dopytywałam się o szczegóły.
Wolałam nie wiedzieć.

Kolejny raz zobaczyłam córkę na chrzcinach Tomka. Na twarzy miała gruby makijaż. Przy obiedzie niewiele się odzywała. Prawie nie siedziała przy stole, co chwila biegała do kuchni, bo Janek prosił o sól albo o pieprz, albo o kolejną butelkę wódki. Gdy razem z przyjacielem – chrzestnym Tomka – zaczęli śpiewać sprośne przyśpiewki – pożegnałam się. Od tamtej pory widywałyśmy się tylko w święta. Ola prawie do mnie nie dzwoniła. Mówiła, że nie ma czasu.

– A jak wam się układa? – pytałam.

– Naprawdę jest dobrze, mamusiu, nie martw się – odpowiadała. 

A ja sama siebie oszukiwałam, że wszystko jednak jakoś się ułożyło. Byłam głupia. Pół roku temu odebrałam telefon:

– Przepraszam, że panią budzę, ale ten numer podała nam pani córka. Zabrało ją pogotowie. Mówiła, że pani może się zająć dziećmi. Inaczej trafią do pogotowia opiekuńczego – wyrwana ze snu dłuższą chwilę nie miałam pojęcia, o czym ten obcy mężczyzna mówi.

– Co się stało? Wypadek? I kim pan jest? – dopytywałam.

– Proszę przyjechać do mieszkania córki. Wszystko wyjaśnimy. Jestem policjantem… – przedstawił się.
Włożyłam spodnie od dresu na koszulę nocną, zarzuciłam płaszcz i pobiegłam do auta.

W domu Oli panował straszny bałagan. Ściana w kuchni była cała pochlapana krwią. Zamarłam.

– Córka żyje, proszę się nie martwić. Tylko jest bardzo pobita. Na policję zadzwoniła sąsiadka. Panie zięć został zatrzymany. Dzieciom nic nie jest, są tylko bardzo przestraszone. Jest z nimi policjantka. Zabierze je pani do siebie? My tutaj musimy jeszcze popracować – wysoki policjant w cywilu mówił spokojnie i rzeczowo.

Pobiegłam do dzieci. Siedziały blade na łóżku. Marysia trzymała Tomka za rączkę. Dzielna, starsza siostra.

– Tatuś zdenerwował się na mamusię. Mamusia płakała. Potem leciała jej krewka z głowy – wyjaśniła mi.

Chciałam być dzielna, uśmiechać się, ale łzy leciały mi po policzkach. Zapakowałam trochę rzeczy do torby i zabrałam dzieci do domu. Zaprzyjaźniona sąsiadka, choć wyrwałam ją ze snu, zgodziła się zostać z nimi. Natychmiast pojechałam do szpitala, do mojej córki… Ola wyglądała, jakby przejechał po niej walec.

– Pani córka jest mocno poturbowana. Nie jesteśmy pewni, czy uda się uratować jej lewe oko. Ma złamaną rękę i trzy żebra, uszkodzoną wątrobę. Mąż musiał ją bić i kopać kilkanaście minut. Na prześwietleniach widać też ślady poprzednich złamań. To nie był pierwszy raz. Nie wiedziała pani? – lekarz spojrzał na mnie.

Pokręciłam głową. Kłamałam i wiedziałam, że on wie, że kłamię. Ale dał mi spokój. Siedziałam przy łóżku Oli do rana.

– Mamusiu, gdzie dzieci? – zapytała, gdy tylko się obudziła.

– Nic im nie jest, są u mnie, z panią Lodzią. Nic się nie martw. Już teraz wszystko będzie dobrze.

Tym razem nie kłamałam. Obiecałam sobie, że mojej córce i wnukom więcej włos z głowy nie spadnie.
Po wyjściu ze szpitala Ola z dziećmi zamieszkała u mnie. Nie chciała składać doniesienia na męża, ale wcale nie musiała tego robić.

– Pani Aleksandro. Takie przestępstwa ściga się z urzędu. Nawet bez pani zeznań mężowi zostaną postawione zarzuty. Ale jeśli się pani zdecyduje, to jest szansa, że pani mąż dostanie taki wyrok, na jaki zasłużył – tłumaczył policjant.

Ola zachowywała się jak osoba w półśnie. Wstawała, jadła, myła się, ale była nieobecna. Posłałam ją na terapię. Po kilku tygodniach spotkań z lekarzem zobaczyłam znowu w jej o oczach dawny blask…
W konsekwencji pobicia Ola straciła wzrok w jednym oku. Ciągle musi rehabilitować rękę. Lecz znowu staje się tą samą silną kobieta, którą była kiedyś. Walczy. Wystąpiła o rozwód i odebranie praw rodzicielskich Janowi. Złożyła zeznania na policji. Jan znęcał się nad nią regularnie od narodzin Marysi. Psychicznie i fizycznie. Gwałcił ją. Próbował zrobić z niej służącą. Zniszczyć jej poczucie wartości. Prawie mu się udało. A ja? Ja się nie wtrącałam… Nigdy sobie tego nie wybaczę.

Czytaj także:
„Mam 41 lat i potrzebuję mężczyzny tylko do seksu. Związek bez zobowiązań jest dla mnie idealny”
„Mam męża i kochanka, których kocham po równo. Gdybym dziś musiała między nimi wybierać, nie wiem z kim bym została”
„Nie sprawdzam się w roli matki. A do tego jest finansowo zależna od partnera i boję się odejść”

Redakcja poleca

REKLAMA