Z czułością popatrzyłam w stronę bawiącego się z Kubą męża. Był takim dobrym ojcem. Kochającym, cierpliwym i mądrym. I wciąż fantastycznym mężem – myślałam, zastanawiając się, co mu kupić na naszą siódmą rocznicę ślubu.
– Idziesz z nami do parku, mamusiu? – zapytał Kuba, a Marek mrugnął do mnie, mówiąc, żebym się ubierała.
– Nie mogę, przecież wiecie, że muszę dokończyć ten projekt – westchnęłam, podając małemu kurteczkę. – Idźcie sami i pozbierajcie kasztany. Porobimy z nich ludziki, dobrze? – pogłaskałam główkę Kuby.
– No dobra – zgodził się w końcu, ciągnąc Marka w stronę wyjścia. – Ale jutro pójdziesz z nami do kina, dobrze?
– Oczywiście. Tak, jak obiecałam – uśmiechnęłam się, włączając laptopa.
– Byle byśmy tylko po raz setny nie musieli oglądać "Shreka" – mruknął mąż, posyłając mi rozbawione spojrzenie.
Wyszli, a ja zabrałam się za zaległą pracę. Przede mną było jeszcze masę wyliczeń, a czas uciekał nieubłaganie. Kiedy komputer powoli się włączał, zaparzyłam sobie kawy, wkładając do zlewu brudne naczynia. Telefon zadzwonił, gdy zabierałam się za wstępny kosztorys projektu.
– Cholera – mruknęłam, sięgając po świergoczącą komórkę.
– Stęskniona? – usłyszałam niski, męski głos Jacka.
– Miałeś nie dzwonić w weekendy – stwierdziłam, choć tak naprawdę ucieszyłam się.
– Chciałem cię usłyszeć, zresztą mogłaś nie odbierać – powiedział.
– Też za tobą tęskniłam – powiedziałam po chwili milczenia.
– Kiedy się zobaczymy?
Przymknęłam oczy i usiadłam na kanapie
Nagle praca, mąż i cała reszta przestały się liczyć. Myślałam tylko o ciepłych dłoniach Jacka na moim nagim ciele.
– Marysiu, jesteś tam? Kiedy się zobaczymy? – dopytywał się gorączkowo.
W jego głosie usłyszałam niecierpliwość, tęsknotę i pożądanie. Dzisiaj nie mogę, chciałam powiedzieć, ale nagle zrozumiałam, że po prostu muszę się z nim zobaczyć.
Obiecałam, że coś wymyślę i przerwałam rozmowę. Zabrałam się za pracę, chociaż moje myśli uparcie krążyły wokół Jacka. Oczyma wyobraźni widziałam jego szerokie łóżko z mosiężną ramą, na które wieczorami wpadało przez świetlik światło księżyca, i atłasową pościel, na której tyle razy się kochaliśmy.
Nie planowałam tego romansu, nigdy wcześniej nie zdradziłam Marka, co więcej, bardzo kocham męża. Jednak Jacek powoli staje się osobą, bez której nie wyobrażam już sobie dalszego życia. Jest jak narkotyk, jak jakaś potężna siła, która rujnując całe moje poukładane życie, prosi o te potajemne chwile dzikiej, grzesznej rozkoszy – myślałam, dopijając wystygłą kawę.
Mąż z synem wrócili po godzinie
– Mamo, mamy dla ciebie kasztany! – radosny, pełen miłości głos syna sprawił, że po raz pierwszy poczułam wyrzuty sumienia.
Co ja najlepszego wyprawiam? – zastanawiałam się, spoglądając na roześmianą twarz męża. A jeśli on się dowie i stracę wszystko? Jeśli nie zrozumie? Jeśli nie uwierzy, że wciąż go kocham, a Jacek jest tylko... Właśnie, kim? – pytam samą siebie, ściągając z syna ubłoconą kurtkę.
Wieczorem wcierając w ciało morelowy balsam po kąpieli, myślałam już tylko o moim kochanku. Mężowi skłamałam, dziwiąc się, iż wymyślanie na poczekaniu coraz nowszych wykrętów idzie mi tak gładko, że muszę wpaść do firmy.
– Wchodź, naleję ci wina – powiedział, Jacek odbierając ode mnie prochowiec.
Przytulił mnie mocno, jego usta musnęły moje wargi, ręce wsunęły się pod bluzkę.
– Pięknie pachniesz – wymruczał, ciągnąc mnie w stronę łóżka.
Po drodze niecierpliwie zrzucaliśmy z siebie ubrania, jakby te pięć dni, w ciągu których się nie wiedzieliśmy było dla nas wiecznością. Opadliśmy na pościel. Jego dłonie pieściły każdy skrawek mojego ciała, gorące pocałunki rozpalały mnie do białości. Kochał się ze mną niecierpliwie, namiętnie i z pasją, jakby to miał być nasz ostatni raz...
Kiedy skończyliśmy, przyciągnął mnie do siebie
– Wiesz, że cię kocham? – wyszeptał.
Wtuliłam się w niego, wzdychając tak dobrze mi znany zapach jego perfum, tytoniu i płynu do kąpieli.
– Nie mów tak, proszę cię.
– Czego mam nie mówić? Kocham cię – powtórzył. – Powiedziałaś mu o nas?
– Wiesz, że nie mogę, Jacek!
– Nie możesz, czy nie chcesz?
– Nie chcę teraz o tym rozmawiać – poprosiłam, ale tym razem nie dał się zbyć.
– Kocham cię, chcę z tobą być. Nie wystarczają mi już te nasze ukradkowe spotkania w firmie i parę kradzionych chwil. Powiedz mu, rozwiedź się, wprowadź się do mnie – mówił, całując mnie w szyję.
– Oszalałeś?! – w moim głosie oprócz zniecierpliwienia pojawiła się też nutka histerii. – Mam pięcioletnie dziecko, nie mogę tak po prostu spakować walizek i zmienić adresu! – krzyknęłam, sięgając po leżącą w nogach łóżka bluzkę.
Ubrałam się w milczeniu. Kiedy dzwoniłam po taksówkę, Jacek z zaciśniętymi ustami siedział na łóżku.
– Zadzwonię – obiecałam wychodząc.
W taksówce nerwowo poprawiałam włosy, zastanawiając się nad dzisiejszym wieczorem. Wciąż czułam na wargach smak pocałunków Jacka. Pod blokiem wyłączyłam telefon. Bałam się, że Jacek mógłby zadzwonić w nieoczekiwanym momencie, wzbudzając w Marku jakieś podejrzenia. Wiem, że kiedyś będę musiała wybierać, ale przerasta mnie ta sytuacja. Kocham męża, kocham też Jacka. Czy to normalne? I czy w przyszłości życie nie wystawi mi za to rachunku?
Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”