„Nie było nas stać, by wyjechać z synkiem nad morze. By zdobyć pieniądze, mąż posunął się do... drobnego oszustwa”

mężczyzna, którego nie stać na wakacje fot. Adobe Stock, JustLife
„– A kto by się tam przejmował podatkiem! – zaśmiał się mój mąż. – Naprawdę sądzisz, że ktoś się do nas przyczepi za głupie trzy tysiące złotych, i będzie nas tropił? Jaki urząd skarbowy zainteresuje się takimi płotkami jak my? Oni polują na naprawdę grube ryby”.
/ 08.06.2022 10:15
mężczyzna, którego nie stać na wakacje fot. Adobe Stock, JustLife

Przykro było patrzeć na Bartusia, jak się męczy z tą swoją alergią. Na kaszel i katar sienny nie pomagały już żadne krople. Zresztą lekarka uprzedzała mnie, że nie wolno ich stosować dłużej niż sześć miesięcy, tymczasem mój synek potrzebował ich wiecznie. Zimą był silnie uczulony na kurz i roztocza, a wiosną i latem na pyłki…

– Malec powinien budować sobie odporność! Świetnie by mu zrobił wyjazd nad morze – lekarka Bartka nie ukrywała, że powinnam go zabrać na wakacje, a wtedy jego dolegliwości zostaną znacznie złagodzone.

Pozostawał jednak jeden drobny szczegół: za co?

Oprocentowane pożyczki są za drogie...

Niestety, w naszej rodzinie się nie przelewa. Od roku ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, gdyż straciłam pracę i nie mogłam znaleźć nowej. Wszędzie, kiedy tylko słyszeli, że mam małe dziecko, po wstępnej rozmowie już do mnie nie oddzwaniali.

– Chyba powinnam przestać przyznawać się do Bartusia, to mnie wreszcie gdzieś przyjmą! – denerwowałam się.

W naszym wypadku brak jednej pensji był katastrofą. Wszystko przecież teraz tak dużo kosztuje… Wprawdzie leki synka są dotowane, gdyż lekarka przepisywała je nam z adnotacją na recepcie, że chodzi o chorobę przewlekłą, ale wszystko inne było takie kosztowne! Specjalne bezglutenowe jedzenie dla dziecka, ubranka i zabawki. No i zwykłe rzeczy potrzebne na co dzień…

– Naprawdę, nie mam pojęcia, skąd weźmiemy pieniądze na ten wyjazd nad morze – martwiłam się. – Przecież nie mamy już na czym oszczędzać!

– To może jednak weźmiemy pożyczkę? – zaproponował z zatroskaniem mąż.

– Ani mi się waż! – przestraszyłam się. – Czy ty nie widzisz, jak wysoko są oprocentowane? Przecież banki mają dwa terminy w roku, kiedy najbardziej potrafią się obłowić: Boże Narodzenie i wakacje. Nie wiesz o tym?

Przypomniałam Michałowi, że właśnie wtedy wszyscy popadają w obłęd i wydają na oślep pieniądze, których nie mają. Biorą więc kredyt w banku, a potem go spłacają przez resztę miesięcy do końca roku albo i dłużej.

– Ja tak nie chcę! Nie stać nas na to! – upierałam się.

– Masz rację, sam to wiem…

Niby się ze mną zgodził, ale widziałam po jego oczach, że nadal nie potrafi się pogodzić z faktem, że nas nie stać na wyjazd nad morze. I że jego ukochany synek przez to cierpi.

– Coś wykombinuję – obiecał.

Szczerze mówiąc, puściłam mimo uszu jego zapewnienia; w końcu z próżnego i Salomon nie naleje. Tymczasem miesiąc później mąż wpadł do domu z radosnym okrzykiem:

– Milenko, natychmiast zamawiaj jakąś fajną kwaterę, jedziemy nad Bałtyk!

Popatrzyłam na niego jak na szaleńca, tymczasem Michał pomachał mi przed nosem plikiem dwustuzłotowych banknotów.

– Kochanie, mamy pieniądze! – oświadczył mi. – Żywa gotówka i w dodatku bez odsetek!

Może i powinnam była z miejsca się zachwycić, że przyniósł kasę do domu, i o nic nie pytać – lecz wtedy nie byłabym sobą.

– Skąd to masz? – ruszyłam więc do ataku, zakładając, że w tak krótkim czasie nie mógł zdobyć pieniędzy w legalny sposób.

– Nic się nie martw, nikomu nie ukradłem – zapewnił mnie solennie Michał i nadal nie chciał zdradzić swojej tajemnicy. Nie dałam za wygraną.

– Nigdzie nie pojadę, jeśli się nie dowiem, za co mam wypoczywać – oświadczyłam twardo.

Skąd wziął na to pieniądze?

I wtedy mąż – widząc, że nie odpuszczę, dopóki mi się nie przyzna do wszystkiego – wreszcie zaczął mówić:

–  Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że nie mamy pieniędzy, i zabroniłaś mi je pożyczyć z banku lub innej kasy pożyczkowej z obawy o odsetki?

– Jasne – skinęłam głową.

– W kółko zastanawiałem się, co zrobić, i naprawdę nie miałem żadnego pomysłu. Aż pewnego wieczoru zobaczyłem w telewizji reklamę jednego z marketów. Ogłaszali właśnie, że można u nich zaciągnąć całkiem spory kredyt na zero procent…

– Na zakup jakiegoś sprzętu, nie na wakacje! – wtrąciłam się.

– Wiem – uspokoił mnie Michał. – Tak czy owak, właśnie ta reklama mnie zainspirowała, jak zdobyć żywą gotówkę… Mam kumpla, który pracuje w takim markecie. Zadzwoniłem więc do niego z pytaniem, czy w najbliższym czasie nie planują jakiejś superpromocji na cokolwiek. Bo Arek opowiadał mi kiedyś, że raz w miesiącu sprzedają rozmaite produkty w niesamowicie korzystnej cenie. „Problem w tym – tłumaczył – że aby market nie zbankrutował, to jest tylko kilka sztuk takiej perełki. I wtedy kto pierwszy, ten lepszy!”.

– Ja dalej nic nie rozumiem – mruknęłam rozdrażniona.

– Nie przerywaj, to ci wyjaśnię – obruszył się Michał. – No więc, jak mówił Arek, takie tanie rzeczy wykupują bardzo często osoby podstawione przez pracowników marketu. Więc pomyślałem sobie, dlaczego ja nie mógłbym z tego skorzystać? Tak długo męczyłem Arka, aż się wreszcie zgodził. I dwa tygodnie temu dał mi znać, że będą wyjątkowo tanie telewizory.

– Ale przecież my nie mieliśmy pieniędzy na telewizor! – przypomniałam Michałowi, przestraszona, że wydał nasze skromne oszczędności. – A poza tym, po co nam kolejny telewizor?!

– On nie miał być dla nas, głuptasie – uświadomił mi mąż. – Daj powiedzieć do końca! Ten plan obejmował nie tyle kupienie telewizora za gotówkę, co na kredyt zero procent! Dostałem go w markecie od ręki, przedstawiając tylko swój dowódA potem, kiedy już telewizor był mój, przewiozłem go do rodziców, bo u nas nawet nie byłoby gdzie wstawić tego pudła. I wystawiłem na aukcji w internecie za naprawdę dobrą cenę. Poszedł w kilka dni! – cieszył się Michał. – Tym sposobem mamy gotówkę, prawie dwa tysiące złotych, oprocentowaną na zero procent! Genialne, prawda?

– Nie, ja nic z tego nie rozumiem – nadal do mnie nie docierało to, co zrobił.

– Przez pół roku będę spłacał telewizor, który kupiłem na kredyt w markecie, i opchnąłem już w internecie! A za te pieniądze możemy jechać z Bartusiem nad morze. Jednym słowem, wykombinowałem pożyczkę na zero procent – wyjaśnił mi jeszcze raz Michał.

Kiedy wreszcie pojęłam, co zrobił mój mąż, aż zakręciło mi się w głowie. W pierwszym momencie rzuciłam mu się na szyję i poleciałam zamawiać kwaterę. Ale po chwili refleksji…

– Michał, to przecież nie może być legalne – przestraszyłam się. – Czytałam gdzieś, że na aukcjach internetowych można sprzedawać bez płacenia podatku tylko swoje stare rzeczy, jeśli się je ma dłużej niż sześć miesięcy. A ty wstawiłeś na aukcję ten telewizor od razu, jak go tylko wyniosłeś ze sklepu! Dlatego teraz musimy od niego zapłacić podatek, i cała ta operacja chyba niezbyt się nam opłaca…

Mąż jednak machnął ręką.

– A kto by się tam przejmował podatkiem! – zaśmiał się. – Naprawdę sądzisz, że ktoś się do nas przyczepi za głupie trzy tysiące złotych, i będzie nas tropił? Jaki urząd skarbowy zainteresuje się takimi płotkami jak my? Oni polują na naprawdę grube ryby, bo prawdziwe rekiny potrafią na takim portalu zarobić dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych!

Nie wiem, może Michał ma rację, ale mimo to się boję i ten strach nie pozwala mi do końca beztrosko cieszyć się wakacjami.

Jestem szczęśliwa, gdy spoglądam na Bartusia, który bawi się w piasku i buduje piękne zamki, jednak… Zastanawiam się, kiedy nam przyjdzie naprawdę zapłacić za ten wyjazd. Bo rodzice zawsze mnie uczyli, że oszustwo na dłuższą metę nie popłaca. A Michał, zdobywając tę gotówkę, posunął się przecież do oszustwa.

Czytaj także:
„Żona wyzywała mnie od zer i wymuszała wrzaskiem wszystko, co chciała. Bałem się odezwać we własnym domu”
„Zerwałam z facetem, bo bardziej niż mnie kochał sport. Ale gdy spotkaliśmy się u wspólnych znajomych, namiętność wróciła”
„Syn stracił zdrowie w wypadku samochodowym. Serce mi się ściska na myśl, że mogłem temu zapobiec, ale tego nie zrobiłem”

Redakcja poleca

REKLAMA