Weekend zapowiadał się upalnie, miałam nadzieję wykorzystać go w stu procentach.
Wypad za miasto ze znajomymi, piknik nad Wisłą, rozpalone słońcem miasto stwarzało wiele możliwości. A wieczorem spotkam się ze znajomymi na bulwarach, wiatr od rzeki będzie chłodził świeżą opaleniznę, w wodzie będą odbijały się światła starówki.
Do pełni szczęścia brakowało tylko chłopaka, ale chwilowo miałam dosyć uczuciowych zawirowań. Burzliwy związek z Maksem skutecznie wyleczył mnie z naiwności i jakichkolwiek oczekiwań wobec facetów, musiałam po nim ochłonąć.
Nie rozstaliśmy się w przyjaźni, zerwanie bardzo ubodło Maksa, wcale nie dlatego że mnie aż tak kochał, powód był całkiem inny. To ja podjęłam decyzję, że odchodzę, porzuciłam go, plamiąc jego męski honor. Do tej pory to on zrywał, żadna dziewczyna go nie zostawiła, byłam pierwsza.
Zapowiedział mściwie, że jeszcze pożałuję
Wiem, że próbował opowiadać o mnie niestworzone historie, które były od czapy i znajomi nie dali im wiary. Okazał się dupkiem, gratulowałam sobie, że w porę go przejrzałam.
A teraz nadchodził weekend, dwa cudowne dni, które spędzę jak mi się będzie podobało. Krótko się cieszyłam, zanim zdążyłam cokolwiek uzgodnić z przyjaciółmi, zadzwonił tata.
– Pamiętasz, że wujek Józek ma urodziny? – upewnił się. – Robi grilla na działce, zaprosił całą rodzinę.
– To fantastycznie, bawcie się dobrze – jeśli tata myślał, że wezmę udział w rodzinnej nasiadówce, to bardzo się pomylił. Za dzieciaka lubiłam jeździć na działkę do wujka, ale to było dawno i nieprawda.
Teraz miałam własne plany.
– Jak to „bawcie”? – Tata udał, że nie zrozumiał. – Myślałem, że z nami pojedziesz, mama miała dzwonić do ciebie w tej sprawie. Jak rozumiem, nie zrobiła tego?
– No, nie – przyznałam ostrożnie, niepewna co kombinuje.
– Zawsze wszystko zwala na mnie. – Westchnął ciężko. – no dobra, wezmę to na klatę. Jest sprawa, córko, musisz nas zawieźć do Józków swoim autkiem, nasze jest u mechanika.
Zaproponowałam, że pożyczę mu samochód, ale równie dobrze mogłabym gadać do ściany. Wykręcał się, aż w końcu wyznał, że nie chce robić za kierowcę.
– Co roku odmawiam Józkowi spełniania toastów, raz chcę to zmienić. Uważam, że mi się należy. No to jak, córko, zawieziesz starych na imprezę? Nie daj się prosić.
Byłam zła, że muszę zrezygnować z dobrej zabawy
Nie mogłam odmówić, tacie zbyt na tym zależało, wierciłby mi dziurę w brzuchu, dopóki bym się nie zgodziła. Łaskawie pozwolono mi się wyspać, ale już o dziesiątej poganiana niecierpliwymi telefonami, zajechałam po rodziców.
– Kierowca melduje przybycie – oznajmiłam.
– Dlaczego w kółko chodzisz w dżinsach, nie masz ładnej sukienki? – Mama z niezadowoleniem zlustrowała mój ubiór.
– Na działkę jadę, nie na bal – odpysknęłam po dziecinnemu, czując, że cofam się w czasie. Obecność rodziców tak na mnie działała.
– Na urodziny wujka – sprostowała mama. – Myślałam, że chociaż się umalujesz.
– Trzeba było jej powiedzieć – mruknął półgębkiem tata.
– O czym? – zainteresowałam się. – Czuję, że coś knujecie.
– Jedź już, czekają tam na nas – popędziła mnie mama, urywając rozmowę na temat mojego niezadowalającego wyglądu.
Lubię prowadzić, kierownica w ręku mnie uspokaja, jak wyjechaliśmy z miasta, odprężyłam się, zapominając o nieprzyjemnej rozmowie.
Na działkę Józka dotarłam w świetnym nastroju, jednak udało mi się wyrwać z miasta w ten słoneczny dzień, chociaż niekoniecznie na własnych warunkach. Pachniały sosny, wiatr niósł zapach łąki, opodal płynęła rzeczka. Dzień się dopiero zaczynał, jeszcze nie wszystko było stracone, wystarczy odrobina zdecydowania, by skorzystać z uroków natury i poopalać się nad wodą, nie zamierzałam wysiadywać na rodzinnej imprezie.
Ślepy by zauważył, że zastawiono na nas pułapkę
– Zuza, nareszcie! Już myślałam, że nie przyjedziesz! – Ciocia Maria całkowicie zignorowała przybycie rodziców, a oni wcale się tym nie przejęli. Złapała mnie za ramię i poprowadziła na taras. – A to jest Grzesiek, syn naszych znajomych! – Zatrzymała się przed rozpalającym wypasionego grilla chłopakiem w czerwonej czapce. Obiecał pomóc przy tym urządzeniu, twój wujek umiał je kupić, ale obsługa go przerosła. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, Grzesiu – zwróciła się do chłopaka – mam nadzieję, że zostaniesz na urodzinach. Zuza, przekonaj go. Zostawiam was, porozmawiajcie sobie.
Grzesiek łypnął na mnie spłoszonym wzrokiem, ślepy by zauważył, że zastawiono na nas pułapkę.
– Nie godziłam się na swatanie, nie mam z tym nic wspólnego – zastrzegłam się.
– Przywieziono mnie tu przemocą.
Grzesiek wyraźnie się rozluźnił i nawet uśmiechnął.
– Mnie ściągnął na działkę ojciec pod pretekstem drobnych napraw. Potem okazało się, że twoi wujostwo potrzebują pilnej pomocy przy rozpalaniu grilla. Od razu wiedziałem, że to ściema, tylko nie przypuszczałem, że zostałem doprowadzony w celu matrymonialnym.
– Chyba poniosła cię wyobraźnia, chwilowo nikogo nie szukam – obruszyłam się.
– To się dobrze składa, bo mam kogoś – odparł tajemniczo. – Nie jestem wolny – dodał z naciskiem, na wypadek gdybym nie zrozumiała.
– No to rozpalaj grilla i wiej – poradziłam mu. – Bo oni ci nie odpuszczą. Znajdą ci jeszcze coś do roboty, a mnie każą donosić zimne napoje, żebyśmy mogli lepiej się poznać.
Ciocia Maria nadciągnęła, zanim skończyłam mówić. Grzesiek natychmiast skorzystał z okazji.
– Ja już pójdę, niestety obowiązki wzywają. – Pod spojrzeniem Marii powoli tracił pewność siebie, ale nie rezygnował.
– Tego nam nie zrobisz, musisz zostać. – Maria ujęła go pod ramię.
Znałam ten stalowy chwyt, Grzesiek potrzebował całej determinacji, żeby się wywinąć, byłam ciekawa, jak sobie poradzi.
A jednak mu się udało, po chwili odzyskał wolność. Rzucił szybkie „do widzenia” i prawie kłusem pobiegł do furtki.
Maria odprowadziła go wzrokiem.
– Szkoda, byłby idealnym partnerem dla ciebie – westchnęła szczerze.
– Obejrzał mnie z bliska i uciekł – roześmiałam się.
Napadłam na nieznajomego! Zmyliła mnie ta czapka
Od dawna tak się nie ubawiłam, przerażenie w oczach chłopaka i rozczarowana mina Marii mogły rozśmieszyć największego ponuraka.
– Do wyznań nie doszło, nie spodobałam mu się. Biedny chłopak, czym go tu przywabiliście?
– Józek poprosił, żeby rzucił okiem na bojler, a potem zaproponował, by do nas dołączył i pomógł przy grillu – przyznała z oporem ciocia Maria. – Nie przypuszczałam, że chłopak zrobi ci taki afront, myślałam, że się dogadacie. Ty ładna, on przystojny – bylibyście piękną parą. Po tym niewydarzonym Maksie należy ci się ktoś przyzwoity. Grzegorz jest synem naszych przyjaciół, to porządny chłopak, nadałby się.
– Ale nie przewidzieliście, że zwieje na mój widok! – Chichotałam bez opamiętania.
– Nie wiem, co cię tak bawi, za moich czasów panna obraziłaby się za taki brak zainteresowania.
– Ma ciocia rację, pójdę i poszukam go. – Wstałam, zadowolona z nadarzającego się pretekstu. – Nie mógł daleko uciec, jak go dorwę, wyzwę na pojedynek za afront, jaki mi wyrządził i zmuszę, żeby się ze mną ożenił.
– Bój się Boga, Zuza, co ty mówisz! – Ciocia załamała ręce. – Nie żartuj sobie, nie możesz za nim biegać, jeszcze cię kto zobaczy.
– Co ludzie na to powiedzą – mruknęłam, kierując się do furtki.
– Nie wiesz, że działki mają oczy? – gonił mnie głos ciotki. – Jak raz ktoś puści plotkę, to nożem nie odskrobiesz, powiedzą, że za chłopakami latasz.
Wzruszyłam ramionami, nie fatygując się z odpowiedzią. Poszłam prosto nad rzeczkę, w gorący dzień było to idealne miejsce do opalania. Za zakrętem, w miejscu niewidocznym z działki wujostwa niewidzialna dłoń zbudowała prowizoryczną kładkę, którą można było przeprawić się na drugą stronę, do lasu, nie mocząc nóg w zimnym nurcie.
Mostek składał się z dwóch cienkich sosnowych bali, po jednym na każdą nogę, dorobieniem poręczy budowniczy nie zawracał sobie głowy. Kładka mocno amortyzowała przy przeprawie, trzeba było iść po niej ostrożnie, łapiąc równowagę, ale była też doskonałym miejscem do siedzenia i wpatrywania się w nurt czeszący kępy podwodnych roślin.
Nie spodziewałam się, że ktoś mi ją zajmie, i że będzie to Grzesiek. Stanowczo chłopak w czerwonej czapce za często pojawiał się w moim życiu.
Rzeczka szumiała, zagłuszając moje kroki, Grzesiek wpatrywał się w telefon, chyba robił zdjęcia malowniczym wirom tworzącym się koło wystającego z wody pnia zwalonej olchy. Wbiegłam na kładkę, wprawiając ją w silne drgania.
– Mam cię! Teraz musisz się ze mną ożenić! – popchnęłam go w żartach.
Krzyknął i zeskoczył do wody, łapiąc się za siedzenie. Dopiero teraz zobaczyłam, że napadłam na nieznajomego, chyba na oczy mi padło, zmyliła mnie ta czapka.
– Strasznie cię przepraszam, pomyliłam się. – Usiadłam na kładce i wyciągnęłam do niego rękę. Był rudy i całkiem niepodobny do Grzegorza.
– Zawsze szukasz narzeczonych w takim stylu? – Chłopak spojrzał na mnie z zainteresowaniem. – Chyba wbiłem sobie drzazgę – powiedział, wykręcając głowę. – Cierpię, więc mam prawo dowiedzieć się za co. – Uśmiechnął się szeroko.
Bez oporów opowiedziałam o próbie swatania i uciekającym Grześku.
– Wzięłam cię za niego, stąd nieporozumienie – tłumaczyłam.
Miał gadane, nie boczył się, od razu zaproponował, że może go zastąpić. W czasach przed Maksem nie wahałabym się ani chwili przed umówieniem się z zabawnym nieznajomym, ale nieprzewidywalne reakcje byłego chłopaka nauczyły mnie ostrożności, nie każdy jest tak fajny, jak się wydaje.
Mimo to zdecydowałam się zostać, rudy był sympatyczny, co mi szkodziło pogadać z nim chwilę.
– Dodaj mnie do znajomych – poprosił, wyciągając telefon, kiedy po mile spędzonej na wygłupach godzince chciałam odejść.
Tyle mogłam zrobić, wysłał mi zaproszenie, zaakceptowałam je. Rudy miał na imię Mikołaj.
– Będziemy w kontakcie – ucieszył się.
– Wieczorem będę ze znajomymi na bulwarach – powiedziałam niezobowiązująco. – Może się spotkamy.
– Może – odparł równie ostrożnie jak ja.
Los mi sprzyjał, tata tak się rozochocił toastami, że mama zarządziła wcześniejszy powrót do domu, dzięki czemu wieczór nie był jeszcze stracony, zdążyłam dołączyć do przyjaciół siedzących nad Wisłą.
Jakiś czas rozglądałam się za Mikołajem, po czym doszłam do wniosku, że zrezygnował, widocznie aż tak mu nie zależało. Szkoda, zabawny był, mógłby rozruszać wyjątkowo drętwe dziś towarzystwo.
Cios Maksa był naprawdę mocny. Mikołaj runął na ziemię
– Cześć Zuza! – Z tłumu niespodziewanie wyłoniła się ruda głowa. – Byłbym wcześniej, ale nie mogłem cię znaleźć. Pamiętasz mnie?
– Jak przez mgłę – zaśmiałam się – ale cieszę się, że cię widzę.
Aż się rozjaśnił, jakbym dała mu najpiękniejszy prezent.
– Przejdziemy się kawałek? – zaproponował nieśmiało. – Wspinam się na szczyty własnych możliwości, bardziej uwodzicielski już nie będę.
Zgodziłam się, zabawny był. Ruszyliśmy wzdłuż rzeki, lawirując między ludźmi, stopniowo tłum się przerzedzał, można było usłyszeć szum fali chlupoczącej przy brzegu.
Mikołaj od dobrej chwili milczał, ja też niewiele mówiłam, słowa nie były potrzebne, dobrze nam się razem szło. Mijaliśmy przytulone pary lub grupki rozbawionej młodzieży, nie zwracałam na nie uwagi, dopóki nie dostrzegłam Maksa. Był z kilkoma kolegami.
– Zuza? Ludzie, patrzcie z kim prowadza się moja dziewczyna – wrzasnął do kumpli.
Był w jednym ze swoich „nastrojów”, w dodatku podlanym piwem. Pociągnęłam Mikołaja w bok.
– Nie uciekaj, zdziro, mam ci coś do powiedzenia – Maks ruszył za nami.
– Przeproś ją – usłyszałam głos Mikołaja.
Chłopak wpasował się między mnie i Maksa, chcąc mnie chronić. Maks zamierzył się i uderzył go w twarz. Cios był mocny, Mikołaj runął do tyłu, przewracając się razem ze mną.
To był dla mnie szok
Przeczuwałam, że Maks może posunąć się do rękoczynów, dlatego z nim zerwałam, ale nie przypuszczałam, że zobaczę na własne oczy, jak moje podejrzenia się sprawdzają.
Kumple odciągnęli go, Mikołaj i ja zbieraliśmy się z chodnika, z nosa chłopaka płynęła krew.
– Strasznie cię przepraszam – powtarzałam zdenerwowana, dopóki mi nie przerwał.
– Słyszę to już dzisiaj od ciebie drugi raz, niebezpieczna z ciebie dziewczyna. – Spróbował się uśmiechnąć. – Masz może chusteczki? Zatamowałbym krwotok z nosa.
Wygrzebałam z torby paczkę i podałam mu. Fachowo ukręcił dwa ligninowe tampony i włożył po jednym do każdej dziurki w nosie.
– Znacznie lepiej, tylko wyglądam jak idiota.
Zapewniłam, że tak wspaniały i rycerski mężczyzna jest przystojny w każdej sytuacji i pocałowałam go lekko. Nawet w żółtym świetle latarni widziałam, że oblał się ogarniającym całą twarz rumieńcem. Był słodki, zupełnie inny niż agresywny Maks. I nie zawahał się stanąć w mojej obronie…
Spytałam, jak u niego z formą, bo noc taka piękna i jeszcze bym pospacerowała, ale nie nalegam. Odpowiedział ze wzruszającym entuzjazmem, poderwał się i już był gotów. Pozwoliłam się prowadzić, Mikołaj uparcie trzymał się wody, bulwary dawno się skończyły a my wciąż szliśmy. Mówił, że chce mi pokazać swoje miejsca, często jeździ tędy na rowerze.
Był facetem, który miał odwagę, by nie rezygnować z siebie
Przeszliśmy nieskończoną liczbę kilometrów, rozbolały mnie nogi. Usiedliśmy na trawie, tylko my, woda i gwiazdy. W zaroślach odezwał się ptak.
– Słowik, jak na zamówienie. – Mikołaj przysunął się bliżej. – Wygodnie ci? Bo jakbyś chciała dać mi w mordę, to pamiętaj, że raz już dostałem, z lewej strony. Byłbym zobowiązany, gdybyś celowała w prawą.
– Nic takiego nie zrobię, siedź, jak siedzisz, nie ruszaj się – roześmiałam się, opierając się o niego. – Trawa, rzeka, słowik, nie mogło być lepiej.
– Zrobiłem, co mogłem – odparł skromnie. – Tylko o komarach zapomniałem, latają jak wściekłe. Poprawię się, jeśli się jeszcze raz ze mną umówisz. Na przykład jutro?
– Już jest jutro. Nic o tobie nie wiem, poza tym, że bronisz lżonych dziewczyn.
– Tego się właśnie obawiałem... – Westchnął. – Jak mnie bliżej poznasz, nie będziesz chciała chodzić ze mną na spacery pod gwiazdami ani słuchać słowika. Zaproponujesz mi przyjaźń, a ja mam mnóstwo koleżanek, ciebie nie chciałbym widzieć w tej roli.
– Ciekawe. – Poprawiłam się, by wysłuchać koloryzowanej historii jego życia.
– Serio mówię – uderzył się w pierś. – Ale dobra, będę szczery, i tak wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw, nie chciałbym, żebyś się rozczarowała. Otóż, nie jestem interesujący, zrozumiałem to już w podstawówce, a w ogólniaku zyskałem pewność. Jestem freakiem, odmieńcem, od początku nie należałem do żadnej grupy, kto nie interesuje się piłką nożną, ma z góry przechlapane. Chodziłem własnymi ścieżkami, sport mnie nie kręcił, za to komputer jak najbardziej. Tak mi zostało, ostatnio do kompa doszedł rower. Jak spotkaliśmy się nad rzeczką, właśnie odpoczywałem po dłuższej trasie. Jeżdżę sam, bo lubię, wpadają mi wtedy do głowy najlepsze pomysły. W dodatku, jak zauważyłaś, nie potrafię się bić.
– To mi akurat nie przeszkadza – wtrąciłam rozbawiona jego wyznaniami.
Jeśli mówił prawdę, to był facetem, który miał wystarczająco dużo odwagi, by nie rezygnować z siebie. Mało w nim było z samca interesującego się męskimi rozrywkami i laskami, bliżej mu było do wrażliwca. Byłam ciekawa, czym się zajmuje.
– W dodatku dopiero niedawno wyprowadziłem się z domu. – Mikołaj nadal składał samokrytykę. – I jeszcze nie ogarnąłem mieszkania, zrobiłem tylko to, co konieczne.
– Czyli co? – Byłam ciekawa, co dla niego jest najważniejsze.
– Urządziłem studio, projektuję gry komputerowe. Robiłem to dla dużej firmy, ale nie umiem być trybikiem w zespole, jak pracuję sam, znacznie lepiej mi idzie. Mówiłem, że jestem freakiem.
– Lubię freaków – zdecydowałam.
– No to moja w tym głowa, żebyś się nie rozczarowała – obiecał poważnie.
Rzeczywiście był nietypowy, zupełnie inny niż chłopcy, których znałam. Nie próbował mi imponować, chciał tylko, żebym uniknęła rozczarowania. Nie dało się go nie lubić, szczerość biła mu z oczu.
Zamieszkałam z nim, żeby mieć wszystko na oku
Nie zakochałam się w nim od razu, z początku po prostu lubiłam z nim być, niczego nie komplikował i rozumiał, co do niego mówię – jak najlepszy przyjaciel.
Widywaliśmy się codziennie, czasem mieliśmy dla siebie tylko pół godziny, innym razem spędzaliśmy ze sobą cały dzień. Mikołaj stał się dla mnie ważny, kiedy zauważyłam, że jestem zazdrosna o własne przyjaciółki, które go uwielbiały, twierdząc, że jest wyjątkowy. Dotarło do mnie, że go kocham.
Mikołaj opowiadając o sobie, był szczery, niczego nie pominął. Niestety prawdą było, że miał dużo koleżanek, dziewczyny lubiły go za wrażliwość, a ja nie lubiłam tych dziewczyn. Przeprowadziłam się do Mikołaja, żeby mieć wszystko na oku i teraz jestem spokojna.
Żyjemy sobie zgodnie, on mnie naprawdę kocha, okazuje to na tysiąc sposobów, jeden dziwniejszy od drugiego. W końcu nie na darmo jest freakiem.
Czytaj także:
„Przekonałam się, że szerokie bary i kaloryfer na brzuchu nie świadczą o sile. Mój facet to boże cielę”
„Zazdrościłam kumpeli męża-twardziela, bo mój facet to ciepłe kluchy. A jednak ostatnio to właśnie on okazał się bohaterem”
„Siostra znosiła męża tyrana, bo bała się plotek. W końcu poszła po rozum do głowy i uciekła z prawdziwą miłością”