Nie bój się mobbingu!

Nie bój się mobingu
Byłam kompetentna i oddana swojej pracy. Nigdy nie zaniedbywałam swoich obowiązków. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mój szef, zamiast docenić moje starania, zaczął mnie gnębić i poniżać...
/ 06.09.2009 08:35
Nie bój się mobingu
Gdy się mieszka w miasteczku wielkości chustki do nosa znalezienie dobrej pracy graniczy z cudem! Mnie się udało. Wariowałam ze szczęścia, bo i pensja była niezła, i warunki super, i przede wszystkim umowa na czas nieokreślony, więc czułam się, jakbym złapała Pana Boga za nogi.
Mój szef sprawiał dobre wrażenie. Sam oprowadził mnie po firmie i życzył, żebym była zadowolona z pracy tak, jak on jest zadowolony, że trafiła mu się taka „fachowa siła”. Bo ja naprawdę jestem fachowcem w swojej branży. Skończyłam studia podyplomowe, mam certyfikaty z różnych kursów, znam biegle dwa języki. Od razu wzięłam się do roboty, żeby udowodnić mojemu pracodawcy, że zatrudniając mnie, nie popełnił błędu.
Tak się składało, że wszystko, co robiłam – porządkowanie akt, sprawdzanie przelewów, segregowanie płatności – kończyło się tak samo. Musiałam iść do szefa i prosić go albo o podpis, którego zapomniał złożyć, albo o jakiś dokument, który gdzieś zawieruszył.
Wychodziło na to, że szef czegoś nie dopilnował, o czymś zapomniał, że miał bałagan w papierach i zupełnie mu to nie przeszkadzało. Gdybym była mądrzejsza, wiedziałabym, że przypominanie bałaganiarzowi, że nim  jest, źle się kończy dla tego, który przypomina. Ale ja byłam głupia i przekonana, że szef docenia moje starania, żeby wszystko działało jak w zegarku. I brnęłam w tej mojej głupocie coraz dalej…

Moim konikiem jest geografia. Sporo wiem i nawet rodzina mnie namawia, żebym wzięła udział teleturnieju. Powinnam ich posłuchać, zamiast się popisywać przed szefem, a już na pewno nie w towarzystwie kolegów z pracy. Nie musiałam poprawiać szefa, kiedy gadał, że Lima jest stolicą Ekwadoru. Ale mnie aż skręcało i zaczynałam recytować jak prymuska:
– Stolicą Ekwadoru jest Quito!
Dumna z siebie, nie zauważyłam, że szef marszczy brwi i wychodzi z naszego pokoju. Taka ze mnie była idiotka!
Nie zaniepokoiło mnie nawet, że przestał zwracać się do mnie „pani Irenko”, a nagle przeszedł na formę: „koleżanko”.
– Koleżanko, proszę pamiętać, koleżanko, terminy nas gonią, koleżanko, proszę się nie zajmować drobiazgami, mamy poważniejszą robotę do wykonania!
Pojęłam, że nie jest dobrze, kiedy nie dał mi nagrody na koniec kwartału, chociaż na nią zasłużyłam. Bez jednego spóźnienia, bez upominania się o nadgodziny, bez zawalenia roboty… Było mi naprawdę przykro tym bardziej, że wszyscy inni dostali, nawet ci, co nie zasłużyli.
Niszczyć zaczął mnie później i to nie na polu zawodowym. Wiedział, że tutaj tak łatwo się nie poddam, więc uderzał w inny sposób. Na przykład wchodził do pokoju i marszczył nos:
– Co tak śmierdzi? – mówił. – To koleżanka stosuje takie perfumy? Aż w nosie kręci! Czasami lepiej się porządnie wymyć.
Albo kpił:
– Koleżance Irenie się wydaję, że zjadła wszystkie rozumy! Takie ma dyplomy, a wylądowała w naszej małej firmie. Przecież, gdyby była taka dobra, to by po nią z Brukseli przyjechali i namawiali na jakieś stanowisko! Ale w tej Brukseli to trzeba jeszcze jakoś wyglądać, pulpetów tam nie lubią. Ha, ha, ha…

Faktycznie, mam lekką nadwagę, ale mojemu szefowi brzuch się wylewa znad paska, więc przyganiał kocioł garnkowi!
Albo mnie pouczał:
– Koleżanko! Nie chcę słyszeć o tym, że się pani pomyliła. Proszę mi nie wmawiać, że nie wydawałem pani takiego polecenia! Wydawałem. Tylko pani nic nie pamięta. Byłbym bardzo rozczarowany, gdyby mnie pani znowu zawiodła. Mógłbym uznać, że jeszcze nie miałem tak nieudolnego pracownika i żadne dyplomy by wtedy pani nie pomogły!
Wracałam do domu roztrzęsiona, płakałam, nie mogłam spać. Jednak najgorsze było jeszcze przede mną.
W takim miasteczku jak nasze, wszyscy się znają i szybko zauważyłam, że atmosfera wokół mnie gęstnieje. Nawet koleżanka pracująca w pasmanterii zaczepiła mnie, udając współczucie i zrozumienie:
– Podobno masz problemy w pracy? Widzisz, studia skończyłaś, masz kwalifikacje, a sobie nie radzisz! Od razu widać, że źle wyglądasz… Bardzo mi ciebie żal.
Mój szef to był ktoś! Myśliwy, działacz społeczny, organizator różnych imprez, nawet w parafii miał wejścia. Nie było nikogo, kto by mu podskoczył. Ale ja się wściekłam, a wściekła kobieta jest gorsza od rozjuszonej kobry.
Zaczęłam od zbierania dowodów. Jakie to szczęście, że są dyktafony i można nagrywać wszystkie chamskie odzywki pod swoim adresem. Ja tak robiłam. Mało tego, czasem leciutko sytuację prowokowałam. Na przykład podpięłam ważny dokument tak, że pozornie się zawieruszył. Czekałam na reakcję. Kiedy szef wzywał mnie do swojego gabinetu wiedziałam już, o co chodzi i szłam z włączonym dyktafonem w kieszeni. Przeczekiwałam pokornie burzę, a później mówiłam:
– Ale, o co chodzi? Dlaczego pan się tak denerwuje? Po co te niesprawiedliwe
i niegrzeczne uwagi? Po prostu pan nie zauważył tego dokumentu… O proszę, tutaj jest! Wystarczyło poszukać…
Pozwalałam sobie na jeszcze więcej:
– Zauważyłam, że ma pan wyraźny kłopot z ogarnięciem całości sprawy. Chętnie pomogę, skoro to pana przerasta. W końcu dla mnie to naprawdę drobiazg!
Już właściwie byłam zaopatrzona we wszystkie dowody prześladowania mnie w pracy, ale mnie chodziło o coś naprawdę ekstra! Czekałam na prawdziwą atomówkę. I doczekałam się…
Założyłam fantastyczną bluzkę. Miałam dobry biustonosz. Dekolt w serek ani za duży, ani za mały. Pasek podkreślający talię. Spódnica do połowy kolana. Szpilki i dyskretny makijaż. Wiedziałam, ze wyglądam elegancko, skromnie, ale i kobieco, czyli tak, jak trzeba.

Wezwał mnie, bo zbliżał się finał interesu, który pilotowałam z ramienia firmy. Każdy papier był w osobnej koszulce, wszystko posegregowane, jak należy. Naprawdę nie było się do czego przyczepić.
Omiótł mnie nieprzyjaznym wzrokiem.
– No i czego pani tak cyce pokazuje? Rozumu od tego nie przybywa – syknął.
Może chciał, żebym się rozpłakała, ale ja nie miałam zamiaru uronić ani jednej łzy. Wręcz przeciwnie – szyderczo się uśmiechnęłam i to go dopiero rozjuszyło:
– Co pani sobie myśli? Że tu jest agencja towarzyska? Tu się pracuje na państwowej posadzie! Zwalniam panią! Zabieraj mi stąd tę swoją grubą dupę… Won! Ale już !!
Wyszłam stamtąd bez słowa. Pojechałam prosto do prokuratury i złożyłam doniesienie o mobbingu. Prosiłam, żeby dokładnie opisali, jak jestem ubrana. Dostarczyłam wszelkie nagrania, a było tego sporo. Uprzedziłam, że zawiadomię media. Tak, na wszelki wypadek, bo jak wcześniej wspominałam, mój szef ma wszędzie znajomych.
Poszłam do przychodni lekarskiej, opowiedziałam ze szczegółami, co mnie spotkało w pracy i poprosiłam o leki na uspokojenie. Byłam też w gminie i wszystkim, którzy chcieli słuchać mówiłam o mojej krzywdzie. Do pracy wróciłam tuż przed końcem urzędowania. Mojego szefa już nie było. Dowiedziałam się, że odebrał jakiś ważny telefon i wypadł ze swojego  gabinetu jak z procy. Wszystkie sprawy zlecił zastępcy, który był dla mnie wyjątkowo grzeczny. Gdy zapytałam, czy jestem zwolniona, czy pracuję nadal, zdziwił się i zaklinał, że o żadnej dyscyplinarce nie może być mowy!
Więc nadal pracuję, a mój szef jest na zwolnieniu lekarskim. Od dwóch miesięcy. Bezterminowo. Jeśli wróci do firmy, spotkamy się na zupełnie innych zasadach, bo ja jestem zupełnie inną kobietą. Jeśli nie wróci, to i tak spotkamy się
w sądzie, i ja wygram tę sprawę. Żeby nie wiem, co się działo, wygram, bo racja jest po mojej stronie.

Redakcja poleca

REKLAMA