Od tamtego wydarzenia minął rok. 365 okropnie długich, samotnych dni. Wyrzucam sobie, że gdybym jej wtedy nie pozwoliła, gdybym była bardziej stanowcza…
Daria miałaby dziś 19 lat
Wychowywałam ją właściwie sama. Mój mąż cały czas był w rozjazdach, zresztą na tym polegała jego praca. Jego tęsknota była odwrotnie proporcjonalna do naszego stażu małżeńskiego. Z każdym wyjazdem tęsknił mniej, każdy wyjazd oddalał nas od siebie i tego oddalenia nie szło już potem naprawić. Bałam się, że kiedyś usłyszę: „Renata, nie wracam. Tak będzie lepiej. Dla nas obojga.” Ja to czułam. I właściwie byłam na to przygotowana, dlatego nawet nie płakałam. Daria też nie płakała, nawet nie zapytała, dlaczego tata tak długo nie wraca. Ot, nie wraca i już – jak zwykle.
Spakowałam manatki i wyjechałyśmy obie na Śląsk, do mojej siostry. Załatwiła mi pracę, najpierw mieszkałyśmy w hotelu robotniczym, potem – gdy sprawa rozwodowa się skończyła i nastąpił podział majątku, kupiłam kawalerkę w starym budownictwie. Postawiłam ściankę działową, żeby Daria miała swój pokój. Byłam pełna obaw, czy jako samotna matka dam radę wychować córkę...
Siostra bardzo mi pomagała, ale przecież miała swoją rodzinę i nie chciałam specjalnie się jej narzucać. Nawet gdy pracowałam na nocną zmianę, Daria zostawała sama. Była grzecznym dzieckiem. Nigdy nie sprawiała żadnych kłopotów. Nie wiem, co jej potem strzeliło do głowy. Przecież nawet po dyskotekach nie latała jak inne. Czasem tylko umawiała się z koleżankami. Wolała posiedzieć w domu, książki poczytać. Dopiero przed samą maturą zaobserwowałam jakieś zmiany. Może rzeczywiście się zakochała, a może po prostu miała ochotę pójść na tę osiemnastkę. Wiedziała, że osiemnastki jej nie zabronię. Ale wspomniała o tym mimochodem, jakby naprawdę jej nie zależało.
Osiemnastka jej najbliższej koleżanki, Ani była pierwsza. Pamiętam, nawet zastanawiałam się, jak teraz obchodzi się osiemnastki i czy będę musiała wziąć pożyczkę, by wyprawić taką uroczystość Darii. W końcu zgodziłam się, by tam poszła. Nie wiedziałam, że atrakcją tej imprezy miała być dyskoteka w sąsiedniej wiosce, ze specjalnie wynajętym DJ–em. To był prezent od brata Ani.
Podświadomie czułam, że coś jest nie tak, nie mogłam spać. Tamtą karetkę słyszałam, ale nic mnie nie tknęło. Karetka jechała gdzieś dalej, nie pomyślałam, że tam gdzieś jest moja córka.
Mieli jechać samochodem
Tata Ani obiecał, że obróci dwa razy i zabierze wszystkich. Ale Daria pojechała motorem z Robertem. Nie był jej chłopakiem, ale może miał być? Może chciała, żeby był? Pewnie inaczej nie wsiadłaby na ten motor. Nie wiem, czy wiedziała, że wypił piwo? Pewnie nie, bo była rozsądna i nie wsiadłaby z nim.
Tata Ani i tak musiał jechać jeszcze raz, tyle że w samochodzie zostały dwa miejsca wolne. Dla mojej Darii i tego całego Roberta. Dziś już mogę myśleć o nim bez zaciskania pięści.
Każdego dnia odtwarzam w myślach tamten koszmar. Tamten telefon i zaraz potem pukanie do drzwi, bo moja siostra uświadomiła sobie, że jestem sama w domu i że mogę różnie zareagować na tę wiadomość.
„Daria miała wypadek na motorze. Stan krytyczny”. Nie zemdlałam, ani nie płakałam. Tylko dlatego, że uważałam, że to jakaś pomyłka, koszmarna pomyłka. Tak zresztą powiedziałam – powtarzałam to kilka razy, jakbym chciała sama siebie o tym przekonać, jakbym sama musiała w to uwierzyć.
Gdy dojechałam do szpitala, Daria już nie żyła. Zmarła w drodze do szpitala. Nie udało się jej uratować. Robert zginął na miejscu. Uderzyli w drzewo. Samotne drzewo przy drodze, bo w tamtym miejscu nie rosło więcej drzew. Strzałka szybkościomierza zatrzymała się w okolicy 150 km/h. To musiał być kosmiczny pęd. Nienawidzę motorów i motocyklistów.
Nie mogę przestać obwiniać w myślach rodziców Roberta, których spotykam czasem na cmentarzu. Wolałabym ich nie spotykać, ale to nieuniknione. Czasem myślę: „Szczęściarze, mają jeszcze dwóch synów!”, ale staram się odpędzać te myśli. Strata jednego syna nie boli chyba mniej, nawet jeśli ma się jeszcze dwóch.
Najgorsze jest poczucie winy. Tak właśnie powiedziała matka Roberta po pogrzebie: „Najgorsze jest poczucie winy. Przepraszam, tylko tyle mogę zrobić.” „Tak mi przykro” – powiedział wtedy ojciec Roberta. Zupełnie tak samo powiedział mój były mąż. Przyjechał w dniu pogrzebu, prosto z trasy, jak niegdyś. Nic już nie będzie jak niegdyś.
Moje życie rok temu straciło sens
Praca, dom, praca, dom. Nawet do siostry nie mam ochoty chodzić. Moje obawy się potwierdziły. Nie umiałam sama wychować Darii. Nie umiałam ustrzec jej przed niebezpieczeństwem. Siostra mówi, że to nie moja wina. A czyja? Wina musi być czyjaś. Tego Roberta, moja, nawet Mariusza. Musiałam o tym napisać. Może to przyniesie mi choć małą ulgę? Żegnaj, Dario!
Czytaj także:„Wybaczyłam mężowi zdradę, bo przecież ślubowałam mu miłość, wierność i oddanie. Jak mogłabym teraz uciec?”Córka uciekła z domu, bo mąż faworyzował drugie dziecko. „Myślałam, że mnie nie chcecie” - list do redakcji„Pamiętaj, że ON zawsze znajdzie lepszą. Jeśli nie akceptuje twoich niedoskonałości, nie myśl, że nagle mu się odmieni!”