„Nic nie wiedziałam o mojej córce, traktowała mnie jak zło konieczne. Przypadek sprawił, że poznałam jej chłopaka”

matka córka problemy fot. Getty Images, Jamie Grill
„Paula dorastała, ale między nami nic się nie zmieniało. Przerażała mnie myśl, że nic o niej nie wiem. Jak można żyć pod jednym dachem, nie rozmawiając o niczym istotnym? Nie znałam dziewczyny, w którą zmieniła się moja córka, niewiele o niej wiedziałam”.
/ 10.09.2023 19:22
matka córka problemy fot. Getty Images, Jamie Grill

Na bazarku nie było dużego ruchu, godzina była jeszcze wczesna, tylko poranne ptaszki albo tacy jak ja, cierpiący na chroniczną bezsenność, zdecydowali się na zakupy o tej porze.

Ostatnio nie sypiałam najlepiej, zapadałam w nerwową drzemkę przerywaną męczącymi, nagłymi wybudzeniami, których serdecznie nie znosiłam.

Martwiłam się o córkę

Wpatrywałam się w ciemność albo szarzejący za oknem mrok, zależy jak wypadło, a przez głowę przelatywał huragan natrętnych myśli. Wszystkie dotyczyły córki, jedynej osoby z którą kompletnie nie mogłam się dogadać, z mojej winy, jak twierdziła Paulina.Buntowała się przeciwko wszystkiemu, a zwłaszcza mojej obecności w jej życiu, chwilami miałam wrażenie, że mnie nienawidzi.

Na najprostsze pytania odpowiadała jak z łaski, czekając niecierpliwie, aż sobie pójdę i zostawię ją samą. Omawianie bardziej skomplikowanych zagadnień nie wchodziło w grę, bo przeradzało się w dziką kłótnię, o zwyczajnej rozmowie nie wspominając. Paulina izolowała się, wyraźnie dając do zrozumienia, że zamierza mieć ze mną jak najmniej wspólnego.

– Jesteś dobrą matką, tylko nie zauważyłaś, że Paula przestała być dzieckiem, ma piętnaście lat, weszła w okres buntu, ale to minie – tłumaczył mi dobrotliwie Jacek, ojciec naszej córki.

Odkąd ożenił się z Ariadną, pokazywał światu szczęśliwą i wyluzowaną twarz, miał też więcej cierpliwości i zrozumienia dla swojej byłej rodziny.

– Szesnaście – przerwałam mu uprzejmie.

– Że co? – nie załapał.

– Paulina ma szesnaście lat, skończyła w styczniu – przypomniałam mu.

– Przecież pamiętam – obruszył się delikatnie.

– Jasne – westchnęłam. – Powiedz mi tylko, co mam robić, jak do niej trafić. Ona coraz bardziej się izoluje, nic o niej nie wiem, tracimy kontakt. Boję się, z tego nic dobrego nie wyniknie.

– Stało się coś, o czym nie wiem? – Jacek natychmiast wyłowił sygnał alarmowy.

– Jeszcze nie, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Jakby co, dowiem się ostatnia – zdenerwowałam się. – Właśnie tego się obawiam, w pokoju za ścianą siedzi młoda dziewczyna, która wyraźnie daje mi do zrozumienia, że nie zamierza ze mną rozmawiać. O niczym, ani o przyjemnościach, ani o obowiązkach, ani nawet o pogodzie. Zero kontaktu, żegnam, zamknij drzwi z tamtej strony.

– Na pewno tak nie mówi, Paula jest dobrze wychowana.

– Nie chciałbyś słyszeć, jak i co mówi, kiedy się na mnie wkurzy, czyli prawie za każdym razem kiedy się do niej odzywam – odpaliłam.

– Jak dwie kobiety się zejdą, to zawsze się pożrą – błysnął elokwencją Jacek. – Co ja mam z wami zrobić?

– Porozmawiaj z córką – poprosiłam. – Spróbuj się dowiedzieć, dlaczego jest do mnie tak źle nastawiona, może jest konkretny powód, tylko ja nic o nim nie wiem. Paula była miłym, kochającym dzieckiem, nie wiem, co ją odmieniło, ale zrobię wszystko, by wróciły dawne dobre czasy. Chcę naprawić nasze stosunki, musi być jakiś sposób, bym mogła odzyskać moją córeczkę.

– Oczywiście – powiedział nieuważnie Jacek. Założyłabym się, że zakwalifikował moje zwierzenia jako matczyną histerię i postanowił się nie przejmować. – Zadzwonię do Pauli, wyciągnę ją do kina albo na spacer, pogadam z nią. Może w przyszłym tygodniu?

Według niego wszystko było OK

Nie wiem, jak przebiegła szczera rozmowa ojca z córką i czy rzeczywiście miała miejsce. Podejrzewałam, że Jacek stchórzył, wolał pozostać kochanym rozrywkowym tatusiem, niż zgłębiać wymyślony przeze mnie problem, bo nie miał mi nic mądrego do powiedzenia. Oznajmił, że Paulina jest zwyczajną sympatyczną nastolatką, a ja się jej niepotrzebnie czepiam. Prawdopodobnie za dużo chcę o niej wiedzieć, bezustannie ją wypytuję i wtrącam się, dlatego dziewczyna się zamyka.

Ten wniosek wysnuł sam, być może na podstawie doświadczeń z końcówki naszego małżeństwa, kiedy to odkryłam obecność Ariadny w jego życiu. Możliwe, że węsząc związek na boku, byłam trochę zbyt wścibska, co strasznie zniesmaczyło Jacka i ostatecznie doprowadziło do rozwodu.

– Znikąd pomocy – pomyślałam, ustawiając się za starszym panem, który poruszał się o lasce, ale zdołał ubiec mnie w drodze do straganu z nabiałem.

– Ma pani świętą rację – przytaknął staruszek, odwracając się do mnie żywo i lekceważąc sprzedawcę.

Spojrzałam na niego ze zdumieniem – albo był telepatą, albo powiedziałam to na głos.

Człowiek musi liczyć tylko na siebie lub na sprzyjające zrządzenie losu, dobrze o tym wiem – postukał znacząco laską w chodnik.

Nie odpowiedziałam, żeby go nie zachęcać, nie miałam ochoty na rozmowę ze znudzonym emerytem.

– No tak – zrozumiał staruszek. – Co to ja? A! Białego serka poproszę, tak ze ćwierć kilo – zwrócił się do sprzedawcy.

Patrzyłam jak mozolnie rozplątuje długie uszy płóciennej torby, zagląda do środka i wyjmuje sfatygowany portfelik. Zajrzał do środka, zrzucając jednocześnie laskę opartą o skrzynki.

– Niezgrabny człowiek się zrobił – usprawiedliwił się.

Podniosłam laskę, podałam mu, jednocześnie wyjmując ze zreumatyzowanych palców torbę. Zaproponowałam, że go odprowadzę, jeśli poczeka, aż zrobię zakupy.

– Nie trzeba, jeszcze sobie radzę – odmówił grzecznie, ale stanowczo. – A nie każdy może to samo o sobie powiedzieć, prawda? – spłowiałe od słońca i wieku oczy patrzyły przenikliwie, prześwietlając mnie na wylot.

Wstrząsnął mną niespodziewany dreszcz, potarłam ramiona.

– Nagle zrobiło mi się zimno, ktoś przeszedł po moim grobie – uśmiechnęłam się blado.

– Jeszcze nie pora na ciebie, kochana – zachichotał cienko staruszek. – Jeszcze sobie pożyjesz, ale szczerze mówiąc, nie zazdroszczę ci. Jak mówiłaś – znikąd pomocy. I tak zostanie.

Dziadek plótł jakieś bzdury

Odsunęłam się od niego z niechęcią. Też mi się pomylony prorok trafił, życie mu nie wyszło więc odgrywa się na innych ludziach.

– Różnie z tym bywa – wtrącił się niespodziewanie właściciel stoiska – przed chwilą pani proponowała pomoc, chciała pana odprowadzić.

Staruszek przestał wydawać z siebie dziwne dźwięki imitujące śmiech, w jego oczach mignęła konsternacja. Teraz ja się uśmiechnęłam, sprzedawca zabił mu ćwieka.

– Może i tak – przyznał w końcu. – No dobrze, trochę ta pomoc była niekompletna, sam zamiar bez wykonania, ale niech będzie. Liczy się – mruknął niewdzięcznie, pakując swój ser do torby. – Może będzie lepiej, ale trzeba mieć oczy szeroko otwarte.

Sprzedawca wzruszył ramionami i zajął się moim zamówieniem. Starszy pan odszedł, postukując laską o chodnik, patrzyłam za nim jak zahipnotyzowana zapomniawszy o zakupach. Tylko dlatego zauważyłam, że przystaje, wyciąga wytarty portfel, zagląda do środka i rusza dalej, nie zauważając kartki, która sfrunęła na chodnik.

– Halo! Coś panu wypadło! – krzyknęłam do oddalających się pleców staruszka.

– Nie usłyszał – skwitował moje wysiłki właściciel stoiska.

Wiatr poderwał kartkę w górę i rzucił ją między zaparkowane samochody. Podbiegłam i podniosłam zgubę, rozglądając się za staruszkiem. Musiał skręcić między budynki, bo go nie zauważyłam. Wróciłam do stoiska i podałam świstek sprzedawcy.

– Odda mu pan przy okazji? – poprosiłam.

Właściciel cofnął się, jakbym trzymała w ręku żmiję.

Nie znam tego człowieka, nie jest stałym klientem – powiedział z rezerwą. – Z zasady nie biorę niczego na przechowanie, nie lubię kłopotów, pani sobie nie wyobraża, jak ludzie potrafią się czepiać.

– Ale to tylko kartka z… – spojrzałam na kilka zapisanych liczb – …chyba numerem telefonu.

– Pani wyrzuci albo odłoży, skąd wzięła i będzie spokój – doradził właściciel stoiska.

Taki miałam zamiar, chwilowo jednak włożyłam świstek do portfela, do przegródki w której trzymam mnóstwo niepotrzebnych wizytówek, i zapomniałam o nim.

Kilka miesięcy później robiłam porządek, a ponieważ nie mogłam się zdecydować, co należy wyrzucić, a co jeszcze może się przydać, jednym ruchem wyjęłam gruby plik wizytówek, między którymi plątała się znaleziona kartka i schowałam wszystko do szuflady.

Z córką nie było mi po drodze

Mijały lata, Paula dorastała, ale między nami nic się nie zmieniało. Rozumiałam, że córka potrzebuje przestrzeni, większej swobody, ale przerażała mnie myśl, że nic o niej nie wiem. Jak można żyć pod jednym dachem, nie rozmawiając o niczym istotnym? Nie znałam dziewczyny, w którą zmieniła się moja córka, niewiele o niej wiedziałam.

Nie zdziwiłam się, gdy oznajmiła, że zamierza wyjechać z domu na studia, szczegóły uzgodniła wcześniej z Jackiem, miała zamieszkać w akademiku. Odprowadziłam ją na dworzec, przypuszczając, że prędko jej nie zobaczę.
Dzwoniła rzadko, jeszcze rzadziej odbierała telefony ode mnie.

Postanowiłam do niej pojechać. Skontaktowałam się z Jackiem, żeby wydobyć od niego dokładny adres córki i dopiero wtedy się zaniepokoiłam. Były mąż nie był ze mną szczery, kręcił jak za czasów, kiedy spotykał się za moimi plecami z Ariadną. Zażądałam, żeby powiedział, co naprawdę dzieje się z Pauliną.

– Nie zatrzymała się w akademiku, wynajęła kawalerkę – powiedział niechętnie. – Mieszka z chłopakiem, to dla niego się przeprowadziła, znają się od roku. Nie powiedziała ci, bo nie pozwoliłabyś jej wyjechać. Lubisz stwarzać trudności.

Powoli odłożyłam telefon, walcząc z ogarniającym mnie uczuciem paniki. Straciłam ją. Paula zerwała ostatnie więzy, buduje własne życie, w którym nie ma dla mnie ani odrobiny miejsca. Długo siedziałam bez ruchu, ale w końcu przemogłam się i postanowiłam zająć czymś, co oderwie myśli. Spojrzałam na komodę i bezmyślnie wysunęłam przepełnioną dokumentami szufladę. Aż się prosiła, żeby ją uporządkować.

Kwadrans później trzymałam w ręku plik wizytówek. Nie chciało mi się ich przeglądać, ale zainteresowała mnie kartka z cyframi. Przypomniałam sobie staruszka z bazarku, jego przenikliwe spojrzenie i złośliwy śmiech. „Znikąd pomocy, i tak zostanie”, miał rację, tak właśnie się czułam. Nagle zapragnęłam pogadać z nim, spytać, czy nie ma dla mnie nadziei.

Czepiam się brzytwy, jak każdy tonący, pomyślałam z sarkazmem i przyjrzałam się cyfrom. Wyglądały jak numer telefonu komórkowego. Niewiele myśląc i nie mając lepszego pomysłu, wystukałam je na klawiaturze. Po kilku sygnałach odezwał się męski głos. Zacukałam się. Nie pomyślałam, co powiem, więc odruchowo, przyzwyczajona do służbowych rozmów, przedstawiłam się. Już miałam przeprosić za pomyłkę i przerwać połączenie, gdy rozmówca kompletnie mnie zaskoczył.

Skąd on znał ten numer?

– Dzień dobry, pani – powiedział ciepło. – Co za zbieg okoliczności, od dawna chciałem poznać mamę Pauli, rozmawialiśmy nawet o tym. Skąd pani ma mój numer? Zresztą, nieważne – zreflektował się. – Cieszę się, że panią słyszę. Paulina dużo mi o pani opowiadała.

– Naprawdę? – zająknęłam się.

– Znajdzie pani czas, żeby do nas wpaść? Serdecznie zapraszam.

Rozmowa z Pawłem, bo tak miał na imię chłopak mojej córki, potoczyła się gładko, od razu znaleźliśmy wspólny język, nie mogłabym sobie życzyć dla Pauli nikogo lepszego. Zwierzyłam mu się nawet z napiętych stosunków z córką, przyznał, że coś tam o tym słyszał, ale nie traktuje tego poważnie.

– Matka jest najważniejsza – powiedział na koniec, lejąc miód na moje serce.

Skończyłam rozmowę w dużo lepszym nastroju i znów przypomniałam sobie domorosłego proroka z bazarku. Powiedział, że będzie lepiej, ale muszę mieć oczy szeroko otwarte. I miałam! – postukałam triumfalnie w kartkę z numerem telefonu, ale zaraz przyszła refleksja. Zbieg okoliczności był zbyt duży, bym mogła uznać go za szczęśliwy traf. Dałabym wszystko, żeby jeszcze raz spotkać starszego pana i zapytać go, skąd miał numer telefonu Pawła, a przede wszystkim, czy potrafi przewidywać przyszłe wydarzenia, bo jeśli tak, to miałabym kilka pytań.

Moje pragnienie spełniło się dość szybko, już kilka dni później zauważyłam na bazarku przygarbioną postać. Staruszek posuwał się raźno w tłumie kupujących, postukując o chodnik laską. Wyglądał dokładnie tak jak cztery lata temu.

– Przypomina mnie pan sobie? Kiedyś się poznaliśmy– stanęłam przed nim.

– Niestety nie – pokręcił głową. – Tyle was było, kto by spamiętał wszystkie sprawy.

– Zgubił pan karteczkę z numerem telefonu, podniosłam ją i okazało się, że…

Podniósł rękę i uśmiechnął się.

– Ach, to! I co, udało się?

Przeszedł mnie dreszcz.

– Skąd pan wiedział o Pauli i Pawle? Zna pan przyszłość? Córka nie chodziła jeszcze z Pawłem, kiedy zostawił pan dla mnie kartkę.

– Niczego nie zostawiłem, najwyżej zgubiłem, zdarza mi się, swoje lata już mam – prychnął. – Wróżem nie jestem, a przyszłość to jedna wielka niewiadoma. Taka dorosła kobieta jak pani powinna o tym wiedzieć. Co to za moda, żeby zaczepiać porządnych ludzi i głupoty opowiadać.

Odszedł, złorzecząc zrzędliwie pod nosem, ale po kilku krokach odwrócił się i z rezygnacją machnął ręką.

– Wszystko się ułoży, ale nie od razu. Bądź cierpliwa, dostałaś nowego sprzymierzeńca, nie zniechęć go do siebie. Może o tym nie wiesz, ale potrafisz zaleźć za skórę.

Zrozumiałam, że ma na myśli Pawła i mocno zacisnęłam kciuki za pomyślność nadchodzących dni.

Czytaj także:
„Pożądałem teściowej od pierwszego spotkania. Tylko po to, aby być bliżej niej, ożeniłem się z jej nudną córką”
„Jako 17-latka porzuciłam dziecko. Po latach w sprzedawczyni w warzywniaku rozpoznałam córkę”
„Córka zniszczyła mi życie. Przez tą głupią smarkulę odważyłam się zerwać z ukochanym”
 

Redakcja poleca

REKLAMA