„Jako 17-latka porzuciłam dziecko. Po latach w sprzedawczyni w warzywniaku rozpoznałam córkę”

smutna  kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, Александра Вишнева
„Dziewczynka podała datę. Tak, to była ona. Moja córka. Przeczucie mnie nie myliło”.
/ 26.08.2023 22:00
smutna  kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, Александра Вишнева

Moja mama zawsze była bardzo zasadnicza, zwłaszcza w sprawach damsko-męskich. Niby nie powinnam się dziwić. Ojciec zostawił ją ze mną samą niedługo po moich narodzinach, więc bardzo wcześnie wpojono mi, że mężczyznom nie należy ufać z założenia. Mama trzymała mnie pod kloszem i zabraniała chodzić na randki, straszyła, że każdy chłopak zaraz mnie zrani.

Niestety, nie tędy droga

Zwłaszcza, kiedy wychowuje się nastolatkę. Wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej, dlatego i tak wymykałam się na spotkania z chłopakami albo oszukiwałam mamę, że nocuję u koleżanki, kiedy tak naprawdę jechałyśmy do pobliskiej wsi na imprezę w remizie.

– Pilnuj się, Marzena, bo ja twojego bachora wychowywać nie będę! Miejsce w domu jest tylko dla grzecznej córki. Nie będę świecić oczami przed sąsiadami za córkę z brzuchem, której nie umiałam upilnować – biadoliła wrednie mama.

Jej gadanie przyniosło odwrotny skutek. Na jednym z tych imprezowych wypadów poznałam Maćka. Oczarował mnie... właściwie nie wiem czym. Chyba po prostu bardzo chciałam zrobić na złość matce. Nawet nie spędziliśmy razem nocy: wystarczyły nam gorące chwile na tyłach remizy. Nie zapytałam, czy się zabezpieczył, a i on nie poinformował.

Nie byliśmy tym zainteresowani, mieliśmy wrażenie, że takie pytania tylko zepsują nastrój. Chociaż, z perspektywy czasu, wiem, że żadnego nastroju tam nie było. Z Maćkiem więcej się nie spotkałam, chociaż zostawił mi swój numer i wiedziałam, gdzie go szukać.

Miesiąc później odkryłam, że jestem w ciąży

Miałam wtedy siedemnaście lat i kompletnie się załamałam. Z jednej strony wiedziałam, że nie uważałam i że sama jestem sobie winna, ale z drugiej naprawdę sądziłam, że nie tak łatwo wpaść... Byłam przerażona, bo doszło do tego, przed czym całe życie ostrzegała mnie matka. Nie wiedziałam, jak jej powiedzieć. Czekałam do ostatniej możliwej chwili.

–Marzena, zaokrągliłaś się ostatnio – spojrzała na mnie badawczo mama. – Ale to dobrze, chude wcale nie takie ładne ani zdrowe. Zaokrąglona wyglądasz ładnie.

–Mamo, ja... – zaczęłam dukać.–Co się stało? – mama odstawiła herbatę na stół.

–Jestem w ciąży! Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Wiem, że mnie ostrzegałaś, wiem, że byłam głupia i cię nie posłuchałam... – potok urywanych zdań wypływał ze mnie z ogromną siłą.

Matka milczała. Widziałam w jej oczach gniew, zawód i smutek jednocześnie. Czułam, że okropnie ją rozczarowałam.

–Oj, Marzenka, Marzenka... Tak, faktycznie cię ostrzegałam. Więc teraz musisz ponieść konsekwencje tego, co zrobiłaś. Możesz tu pomieszkać jeszcze miesiąc, ale potem znajdujesz sobie pracę i inne miejsce do mieszkania. Zdecydowałaś, że jesteś dorosła, więc bądź. Mówiłam ci, że twojego bachora chować nie będę – powiedziała stanowczo, ale spokojnie.

Byłam w szoku

Moja własna matka wyrzuca mnie z domu? Nie byłam w stanie w to uwierzyć! Nie wiem, czy to ciążowe hormony, czy wzburzenie, ale uniosłam się honorem.

–Tak? Porzucisz mnie w takiej sytuacji za karę? Tak, jak ojciec porzucił ciebie? Dobrze! Nie potrzebuję cię, poradzę sobie – syknęłam przez zęby i wyszłam z pokoju.

Przepłakałam całą noc. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, co zrobię. Wbrew wcześniejszym obietnicom, które sobie złożyłam, zadzwoniłam do Maćka. Nie był zainteresowany tym, że będzie ojcem.

–Trzeba było uważać, lala. Do niczego cię nie zmuszałem – odpowiedział obojętnie i rzucił słuchawką.

Jak ja mogłam zrobić dziecko z takim człowiekiem? Przez najbliższe tygodnie gorączkowo myślałam, jak rozwiązać tę sytuację. Znalazłam namiary na dom samotnej matki i zakon, które, w razie czego, mogły mi pomóc. Zgłosiłam się tam, ale dostałam informację, że muszę natychmiast znaleźć pracę. Gdzie? Byłam licealistką, nie miałam żadnego doświadczenia! Jedyne prace, jakie można było dostać w naszej wsi to stanowiska kasjerki w supermarkecie, a ja przecież byłam w coraz bardziej zaawansowanej ciąży.

Zaczęłam się pogrążać w rozpaczy

Nie miałam jednak w sobie pokory, by błagać matkę o pomoc. Byłam na to zbyt dumna. Postanowiłam, że znajdę pracę przynajmniej na miesiąc, a potem wezmę zwolnienie lekarskie i powiem, że lekarz zabronił mi wykonywania pracy fizycznej. Może przyjmą mnie do domu samotnej matki na takich warunkach?

– No dobrze, możesz tu zostać, ale musisz wrócić do pracy trzy miesiące po porodzie – usłyszałam.

„Dobrze, uda mi się, dam radę”, myślałam, ale już pierwsze dwa tygodnie wstawania o piątej rano i dźwigania skrzynek po całym sklepie utwierdziły mnie w przekonaniu, że wcale nie dam rady. Po pracy byłam wykończona. Padałam na łóżko i zasypiałam, a potem wstawałam i znowu szłam do pracy. „Jak ja to ogarnę jeszcze z małym dzieckiem?! Przecież to zupełnie niemożliwe”, myślałam. Wtedy podjęłam decyzję. Nie wychowam tego dziecka, nie dam rady. Serce mi pękało, ale wiedziałam, że nie mam wyboru.

W ośrodku poinformowałam, że chciałabym wypełnić dokumenty adopcyjne. Urodziłam córkę. Nie wiem, jak ją nazwano i nie wiem, co się z nią potem stało. Wiem tylko, że znalazła rodzinę od razu po narodzinach, co bardzo mnie cieszyło. Przez całe lata starałam się wyprzeć te wydarzenia z głowy, zapomnieć, że ta sytuacja kiedykolwiek miała miejsce. Udawać, że tak naprawdę gdzieś po świecie wcale nie chodzi moje dziecko. Ale co jakiś czas o niej myślałam. Zastanawiałam się, czy jest jej dobrze, czy ma kochającą rodzinę, czy niczego jej nie brakuje? Czy jest jej lepiej, niż mogłoby być, gdyby została ze mną?

Aż pewnego dnia, po piętnastu latach, w sąsiedniej wsi, stanęłam oko w oko z dziewczynką, która wyglądała identycznie jak ja.

Już wtedy wiedziałam, czułam

– Dzień dobry, czym mogę służyć? – zapytała mnie nastolatka.

Stała za ladą w sklepie, pewnie pomagając rodzicom, albo dorabiając do kieszonkowego.

– Dzień dobry... Jeju, bardzo mi kogoś przypominasz... Córkę dawnej koleżanki, którą znałam w dzieciństwie. Mogę zapytać, kiedy się urodziłaś? – zapytałam nieśmiało, kombinując co sił, żeby tylko potwierdzić swoje podejrzenia.

Dziewczynka podała datę. Tak, to była ona. Moja córka. Przeczucie mnie nie myliło. Musiałam szybko ją zmylić, żeby nie wzbudzić jej podejrzeń. Och, jak bardzo chciałam ją poznać! Chociaż troszkę... Ale czego można się dowiedzieć na pierwszym spotkaniu od nieznajomej nastolatki? Nie chciałam wyjść na jakąś wścibską babę, która nagabuje dzieci...

– Hm, chyba jednak się pomyliłam, ta dziewczynka była z lutego... – skłamałam. –Poproszę o mąkę i kilo ziemniaków.

Dziewczyna sprawnie podała mi produkty i nabiła je na kasę.

–Pomagasz tu rodzicom czy dorabiasz? – zapytałam.

–Pomagam, to sklep mojego dziadka, ale teraz rodzice go przejęli – odpowiedziała uprzejmie.

–I co, lubisz tę pracę?

– Tak, właściwie tak, chociaż marzą mi się studia medyczne. Chciałabym być pediatrą. W domu mam młodszą siostrę, zawsze lubiłam się nią zajmować i zawsze opiekowałam się nią, gdy była chora. Rodzice powiedzieli, że jak tylko dobrze zdam maturę, to zapłacą mi za wynajem stancji w Warszawie, żebym mogła spokojnie studiować. Dlatego w wolnych chwilach, między klientami, siedzę przed książkami. Musi mi się udać! – wskazała mi wesoło na podręcznik od biologii.

– Rozumiem... To bardzo ambitne. Twoi rodzice chyba bardzo cię kochają.

– Tak, są najlepsi na świecie. Dużo moich koleżanek nie lubi swoich rodziców, ale mnie trafili się naprawdę świetni – uśmiechnęła się szeroko.

– To faktycznie masz szczęście. Ja też nie lubiłam swojej mamy w twoim wieku... No, to powodzenia! – odpowiedziałam jej, podając banknot, którym uregulowałam rachunek.

– Dziękuję i do widzenia!

Wyszłam ze sklepu i głęboko odetchnęłam. Moje skrywane wyrzuty sumienia i poczucie winy zamilkły. Już wiedziałam, że podjęłam ciężką, ale dobrą decyzję. To dziecko trafiło na znacznie lepszy dom, niż ten, który ja mogłam jej stworzyć. Po raz pierwszy od piętnastu lat poczułam kojący spokój.

Czytaj także:
„Wyszłam za mąż w wieku 18 lat, bo tak się robiło u nas na wsi. Żyliśmy z zasiłków i przelewów od babci”
„Ludzie kpili ze mnie, bo wyszłam za mąż mając 19 lat. Nie dbałam o to. Wiedziałam, że biała suknia to moje przeznaczenie”
„Wyszłam za mąż jako głupia i naiwna 19-latka. Po 30 latach nawet nie mogę na niego patrzeć”

Redakcja poleca

REKLAMA