Zaufaliśmy tej kobiecie i oddaliśmy w jej ręce opiekę nad naszym dzieckiem. To, co odkryliśmy, nie mieściło się w naszych głowach.
Okazało się, że najlepszy opiekunem naszej córki okazała się nie niania z polecenia, a nasz wierny przyjaciel.
Mama chciała się jej pozbyć
– A co zrobicie z Plamką, kiedy urodzi się dzidziuś? – zapytała moja mama, zerkając na naszą czteroletnią kotkę, liżącą sobie łapkę na wysokim taborecie.
– Jak to co? – zdziwiłam się. – Przecież jest zdrowa, zrobiliśmy jej wszystkie badania. Dużo ludzi ma i kota, i dziecko.
– Ty chyba żartujesz? – mama aż przestała jeść z wrażenia. – Chcecie trzymać kota przy noworodku?! A jak go podrapie albo ugryzie? Albo nasika mu na poduszkę?!
Skrzywiłam się z niesmakiem. Plamka była najłagodniejszym i najlepiej ułożonym kotem, jaki chodził po świecie. W życiu nikogo nie podrapała, nie mówiąc już o gryzieniu, a podejrzewanie jej o sikanie do łóżka było tak samo absurdalne, jakbym podejrzewała o to własnego męża.
Rozumiałam jednak, że mama, która nigdy nie miała w domu zwierząt, mogła się czuć zaniepokojona obecnością kota przy dziecku. Miałam nadzieję, że przejdzie jej, kiedy zobaczy, w jaki sposób Plamka się zachowuje.
Od razu się w niej zakochała
Tak jak się spodziewałam, kotka od razu uznała naszą córeczkę za członka rodziny, i to takiego, którego należy otoczyć szczególną opieką. Kładła się przy Monisi, mruczała uspokajająco i dotykała nosem jej rączek. Maciek robił im mnóstwo zdjęć, które potem zamieszczaliśmy na Facebooku.
„Ale słodziaki! Widać, że kicia ma instynkt macierzyński wobec małej!” „Urocze! Monika będzie mieć cudowną kocią przyjaciółkę, jak podrośnie”. „Koty są fantastyczne, mój synek też uwielbia nasze dwa”. Komentarze były niemal wyłącznie pozytywne. Niemal. „Ciekawe, co powiecie, gdy ten kot kiedyś się zdenerwuje i podrapie małej twarz” – napisała moja dawna koleżanka i aż się we mnie zagotowało.
– Po prostu usuń ją ze „znajomych” – poradził Maciej. – I tak za nią nie przepadasz.
„Słodkie, ale kot moich znajomych w nocy położył się dziecku na twarzy i omal go nie udusił. Uważajcie zatem” – przestrzegała nas kolejna osoba w komentarzu, lecz na prośbę o kontakt do owych znajomych, żeby porozmawiać o tej dramatycznej przygodzie, już nie odpowiedziała.
– Czytałam ten wpis – zaczęła mama, patrząc nieprzychylnie na Plamkę. – Kot prawie udusił dziecko! I co ty na to?
– Mamo, to jakaś miejska legenda – ofuknęłam ją. – Każdy, kto to opowiada, ma znajomych znajomego brata szwagra, którzy podobno mieli takiego kota…
– No właśnie! – przerwała mi mama.
– … ale jak kogoś przyciśniesz, to się okazuje, że nie ma żadnych znajomych, i to po prostu zasłyszana historyjka, która zaczęła żyć własnym życiem – dokończyłam z westchnieniem. – Koty tak nie robią, wierz mi!
Jednak mama nadal podchodziła do Plamki z rezerwą. Na szczęście nasza kotka chyba tego nie zauważała. Całe dnie i noce spędzała przy mnie i malutkiej Monisi, wiernie asystując przy karmieniu jej, usypianiu, a nawet kąpieli, choć tu z bezpiecznej odległości, siedząc na klapie sedesowej.
Myślałam, że znalazłam idealną nianię
Po paru miesiącach musiałam wrócić do pracy i zostawić córeczkę oraz kotkę pod opieką niani. Jej poszukiwania nie były łatwe i trwały dobrych kilka tygodni.
– Ta za młoda, ta bez doświadczenia, a tamta ma alergię na koty – narzekał Maciej. – A kogoś wybrać trzeba. Może twoja mama kogoś zna? Ma tyle koleżanek.
Zapytałam więc i okazało się, że owszem, mama zna jedną panią, która do niedawna opiekowała się bliźniakami. Poznała ją podczas spacerów – ona chodziła z psem, a pani Jagoda z dziećmi na placyk zabaw. Niedawno dzieci poszły do przedszkola, więc opiekunka znowu była wolna.
– Zatem widzimy się jutro – uśmiechnęła się pani Jagoda ciepło, a my odetchnęliśmy z ulgą, że znaleźliśmy opiekunkę, do której można mieć zaufanie, bo jest z polecenia.
W pracy od razu wpadłam w koszmarny młyn. Przez kilka pierwszych dni miałam czas jedynie na krótkie telefony do domu, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
– Oczywiście, Monisia właśnie się obudziła z drzemki – zapewniała pani Jagoda.
– Tak, podałam jej syropek. Katarek jeszcze trochę ma, ale wycieramy, więc będzie dobrze – uspokajała mnie innym razem.
To było akurat wtedy, gdy Monisia złapała jakieś przeziębienie. Zrobiła się wtedy bardzo marudna i strasznie płakała, kiedy wychodziłam do pracy. Miałam wyrzuty sumienia, że nie mogę zostać z nią w domu, ale cóż zrobić? Od tego właśnie miałam nianię, by móc pracować zawodowo.
Maciej i ja byliśmy zachwyceni panią Jagodą. Kobieta wydawała się kompetentna. Z pełnym zaufaniem zostawialiśmy jej naszą pociechę, a pani Jagoda dbała o nią jak o własną wnuczkę. No, może nie wnuczkę, bo mogła mieć po czterdziestce, ale na pewno świetnie się nią zajmowała.
– Jak minął dzień? – zapytałam pewnego dnia, zdejmując szpilki w przedpokoju.
– Milutko, prawda, Monisiu? – pani Jagoda trzymała małą na rękach i szczebiotała do niej, choć oczywiście Monika była jeszcze za mała, aby odpowiadać. – Powiemy mamie, co widziałyśmy? Pieska w łatki, tak?
Wyciągnęła do mnie ręce, by podać mi Monikę, i w tym momencie coś syknęło.
Kotka chciała nam coś powiedzieć
– Czego on chce? – zapytała zirytowana pani Jagoda, patrząc na Plamkę świdrującą ją spojrzeniem żółtych oczu.
– Ona – poprawiłam odruchowo. – Nie wiem. Plamka, uciekaj. A psik!
Ale Plamka nigdzie nie poszła. Odsunęła się tylko i dalej nie spuszczała wzroku z niani, a kiedy ta sięgała po swoje buty stojące tuż obok niej, prychnęła wściekle.
Zignorowałam wtedy zachowanie kotki, lecz dwa dni później znowu przy mnie fuknęła na opiekunkę. Wyraźnie też śledziła ją wzrokiem, gdy pani Jagoda karmiła Monisię.
– Paszła mi stąd! – machnęła niania pieluszką w stronę kotki siedzącej na wysokim taborecie, skąd Plamka uwielbiała obserwować całą kuchnię. – No już! Uciekaj!
Nasza ulubienica zrobiła unik przed kawałkiem tetry, ale daleko nie uciekła. Usiadła jakieś dwa metry od nóg pani Jagody i nadal bacznie ją obserwowała.
– Phhhh! – syknęła, kiedy kobieta wstała.
– Widziała pani? – niania popatrzyła na mnie z pretensją. – Ten kot – uparcie tak mówiła o naszej kotce – jest niebezpieczny! Żeby czegoś nie zrobił dziecku! Chyba powinni go państwo odizolować!
Spojrzałam na rude, lśniące futerko przeplatane gdzieniegdzie ciemniejszymi pręgami i zmarszczyłam brwi. Izolować? Ale jak? Mam zamykać kotkę w łazience czy co? Nie, na pewno tego nie zrobię. Nie wiedziałam, dlaczego Plamka fuka na opiekunkę, ale nie zamierzałam jej na razie za to karać.
– Córciu, spotkałam panią Jagodę na placu zabaw – oznajmiła mi trzy dni później mama. – Opowiedziała mi, co wyprawia wasz kot. To nie do przyjęcia! Powinnaś go oddać, nim zrobi dzidzi krzywdę!
– Mamo, Plamka nic małej nie zrobi. To pani Jagody nie lubi – westchnęłam.– Nie wiem, może nie cierpi jej perfum albo ona jest dla niej niemiła, kiedy nas nie ma. Ale wobec Monisi Plameczka jest przyjazna i opiekuńcza. Wczoraj mała płakała wieczorem, a Plamka przyszła ją uspokoić. Dosłownie! Położyła się koło niej i dziecko przestało płakać, a chwilę potem zasnęło. A kotka pilnowała małej, nawet kiedy zawołałam ją na jedzenie. Na pewno nie oddam kota tylko dlatego, że nie lubi pani Jagody!
– Ty zostawiasz kota samego w pokoju z dzieckiem?! – mama najwyraźniej tylko to usłyszała z całej mojej przemowy.
– Tak, kiedy śpi – wzruszyłam ramionami. – Jak się budzi, to płacze, prawda? A Plamka śpi obok, w łóżeczku. Uwierz, sto razy sprawdzałam i zawsze śpi w bezpiecznej odległości, naprawdę. Nie przygniata jej ani nic, jeśli o to ci chodzi.
Ale mama była wstrząśnięta. Zażądała, żebyśmy albo zamykali kota, kiedy dziecko śpi, albo przynajmniej zainstalowali w pokoju małej kamerę. Nawet sama ją przyniosła i ustawiła na półce z maskotkami. Dla świętego spokoju machnęłam na to ręką.
Plamka ją zaatakowała
W kolejnym tygodniu mimo lata mała znowu się przeziębiła. Na jeden dzień wzięłam zwolnienie i zostałam z córeczką. Pani Jagoda gotowała obiad.
W którymś momencie poszłam do łazienki i akurat usłyszałam, że Monisia budzi się z popołudniowej drzemki.
– Weźmie ją pani na ręce? – krzyknęłam, lecz chwilę później zmieniłam zdanie i postanowiłam wyjść z mokrą głową.
Weszłam do pokoju dziecięcego akurat w momencie, kiedy pani Jagoda nachylała się nad łóżeczkiem, w którym kwiliła Monisia i siedziała nastroszona Plamka.
– A psik! – syknęła opiekunka i wyciągnęła ręce po dziecko. – Ała! Wstrętny kot!
No i stało się. Moja mama wykrakała. Plamka pierwszy raz w życiu kogoś podrapała. I to jeszcze kilkanaście centymetrów od buzi dziecka! Wpadłam w panikę. Zadrapanie okazało się powierzchowne, ale pani Jagoda i tak stwierdziła, że dopóki nie pozbędziemy się kota z domu, ona nie będzie zajmować się naszą córką.
– Chyba że u mnie w mieszkaniu – powiedziała łaskawie, kiedy zaczęłam ją błagać, żeby nie zostawiała nas na lodzie.
– Może pani przywozić do mnie dziecko rano i odbierać zaraz po pracy.
Zgodziłam się, bo przecież musiałam pracować, ale byłam zła. Dlaczego Plamka musiała wypłoszyć taką dobrą opiekunkę? Co jej, u licha, do łba strzeliło?!
– Może ona ją jakoś przycisnęła czy coś – zasugerował mąż, też przywiązany do naszej kotki. – Przecież to wcielenie łagodności – pogłaskał kicię, która polizała go po dłoni.
– Już wiem! – nagle wpadłam na pomysł. – Zobaczmy na kamerze, co się nagrało. Może faktycznie pani Jagoda ją przygniotła kocem albo pociągnęła za łapę. Przynajmniej będziemy wiedzieć, co się stało.
Nagranie nas przeraziło
Odtworzyliśmy nagranie, ale żeby przesunąć je do ostatnich godzin, trzeba było zobaczyć początek. Maciej coś do mnie mówił, włączając filmik, ja szczebiotałam do Monisi i naraz oboje ucichliśmy.
– Czekaj… Kiedy to było? Za oknem pada deszcz… Czemu ona nie wchodzi do pokoju? – zapytałam powoli, patrząc w ekran.
A tam – pokój Monisi, która kręciła się w łóżeczku z buzią wyraźnie wykrzywioną płaczem. Okno było otwarte, za nim dość mocno wyginały się drzewa i zacinał deszcz. Wyobraziłam sobie, jak zimno musiało być w pomieszczeniu. Ale nie to było najgorsze.
Nagranie trwało kilka minut i nic się nie działo, zupełnie jakby córka była sama w domu. Mąż przesunął kursor o piętnaście minut w przód i nadal widzieliśmy Monikę rozkopaną w łóżeczku, ale zupełnie samą. Towarzyszyła jej tylko Plamka, która usiłowała ogrzewać ją własnym ciałem, kładąc się przy jej boku i nóżkach.
– Gdzie jest pani Jagoda? Co ona, nie słyszy?! – patrzyłam z przerażeniem na moje dziecko marznące w swoim łóżeczku.
W tym momencie w pokoju pojawiła się pani Jagoda. Ale to nie była ta miła kobieta, którą znaliśmy. Na ekranie miała twarz wykrzywioną złością i zniecierpliwieniem. Mocnym szarpnięciem wyjęła naszą córkę z łóżeczka. Poruszała ustami. Po jej gwałtownych, wściekłych ruchach i nieprzyjemnym wyrazie twarzy domyśliłam się, że ona… krzyczy na moje maleństwo!
Potem wyszła z pokoju i przez kolejne 40 minut na filmie nic się nie działo.
– A to co? – spytał Maciej, który siedział jak zahipnotyzowany przed monitorem.
Pani Jagoda znowu przyniosła Monikę i wsadziła ją do łóżeczka. Zobaczyłam, że Plamka wbiegła za nią truchtem do pokoju, jakby zaniepokojona. Przez poprzedni odcinek czasu także musiała im towarzyszyć, bo nie było jej w sypialni.
– Boże, co ta baba wyprawia! – zakryłam usta dłonią, widząc jak kobieta gwałtownie szarpie moją córeczkę za rączkę, bo dziecko nie chce puścić jej swetra.
Kiedy już wyrwała się z uścisku małej, po prostu zostawiła ją w łóżeczku i wyszła. Wyraźnie widzieliśmy, że przez następne pół godziny Monisia płacze, pozostawiona jedynie w towarzystwie Plamki.
– Matko jedyna… – po obejrzeniu nagrań z kolejnych dni byłam w ciężkim szoku.
– Zabiję tę babę, przysięgam! – odgrażał się tymczasem Maciej.
Pani Jagoda przez cały tydzień, i zapewne wcześniej również, zajmowała się podopieczną w sumie może kilkadziesiąt minut dziennie. Nie było żadnych spacerów, ta baba po prostu otwierała okno i wychodziła. A kiedy głośny płacz Moniki stawał się dla niej nie do wytrzymania, przychodziła do jej „celi” i wyładowywała na nie niej swoją złość, że malutka jej „przeszkadza”.
– To dlatego Plamka tak jej nienawidzi! – zrozumiałam wreszcie. – Bo ona szarpie dziecko… Plamka ją obserwowała, żeby się na nią rzucić, gdyby zaczęła coś robić małej. I dlatego ją zadrapała. Broniła dziecka!
Zastanawialiśmy się, czy nie zanieść filmu na policję, ale uznaliśmy, że to nic nie da. Pani Jagoda albo zostawiała dziecko samo sobie, albo na nie krzyczała – czyli za mało, żeby wszcząć postępowanie. Jednak Maciej nie chciał jej darować.
Następnego dnia pojechał do niej rano. Nie chciał zdradzić, co jej powiedział, ale zapewnił mnie, że działał w granicach prawa. I z hukiem wyrzucił ją z pracy w charakterze opiekunki naszej małej. Film z kamerki pokazałam również mojej mamie, żeby zobaczyła, jak Plamka broniła dziecka. A potem, tknięta nagłym przeczuciem, zapytałam ją, czy w ogóle kiedykolwiek poznała matkę tamtych bliźniaków, którymi opiekowała się pani Jagoda.
– Taaaak… – odparła z ociąganiem – ale już jak zatrudniliście panią Jagodę. Widziałam ją parę razy na placu zabaw z dziećmi i w sumie wydało mi się to dziwne, bo przecież miały iść do przedszkola…
– Niech zgadnę – rzuciłam. – To pani Jagoda powiedziała, że odeszła z pracy, bo dzieci poszły do przedszkola, prawda? Ale tak naprawdę to nie wiadomo, co się stało?
Domyśliłam się, że tamta kobieta odkryła prawdę o opiekunce i od razu się jej pozbyła. Szkoda, że nie sprawdziłam referencji.
– Przyznaję, nie znam się na ludziach… – mama popłakała się po obejrzeniu filmu. – Może to ja zostanę z Monisią, co? Nie chcę, żeby była pod opieką obcej kobiety.
Zgodziłam się, w końcu co babcia, to babcia, a skoro sama chce… Pozostała jeszcze jedna sprawa: mama była winna przeprosiny nie tylko mnie.
– Na kotach też się nie znasz, mamo – zauważyłam, głaszcząc rudy łepek Plamki. – Bo gdyby nie nienawiść Plamki do tej baby, nigdy byśmy się nie dowiedzieli, co ona wyrabiała. Plamka broniła dziecka, przyznaj to.
– Przyznaję – szepnęła skruszona. – Widzę, że ta kotka naprawdę kocha Monisię. To po prostu… trochę niezwykłe jak na kota. Taka opiekuńczość i w ogóle…
– Wcale nie – odparłam, nie wdając się w wyjaśnienia, o co mi chodzi.
Bo kto ma kota, ten wie. A kto nie ma, i tak nie uwierzy.
Czytaj także:
„Mąż poświęcał się matce. Dzieliło nas 100 km, a on ciągle do niej jeździł, bo wynajęta opiekunka przestała wystarczać”
„Opiekunka piła alkohol w czasie opieki nad moimi dziećmi. Kiedyś zasnęła pijana, a chłopcy dorwali się do apteczki...”
„Nie ufałam opiekunkom, więc gdy jechałam na szkolenie, zostawiłam dzieci szwagierce. Obca baba wyrządzi mniej szkód”