– Podejrzewałem wszystko, ale nie to, że masz kochanka, i to w dodatku takiego gówniarza. Ile on może mieć lat? 20? 25? Takie rzeczy powinny… Powinny być karalne! – Andrzej drżącą ręką wskazał na siedzącego naprzeciwko mnie Tomka.
– Nie rób scen, Andrzej – starałam się zapanować nad sytuacją.
Nie wiem, czemu nie wyprowadziłam męża z błędu.
Nie przyznałam się, że to mój syn
Może zadziałała podświadomość? Przecież od tego zaczęła się moja znajomość z Tomkiem. Od błędnie odczytanych przeze mnie intencji i od pożądania, do którego nawet sama przed sobą wstydziłam się przyznać. „Rozstanie? Nie… Andrzej nigdy nie postąpiłby w ten sposób, przysięga i rodzina są dla niego najważniejsze” – przebiegło mi przez głowę, gdy podnosząc się z krzesła, spojrzałam w oczy zdesperowanego męża.
– Wyjdźmy – zaproponowałam.
Tomek poderwał się jak oparzony. Pośpiesznie narzucił kurtkę, gotowy natychmiast wyjaśnić nieporozumienie. Andrzej zacisnął pięści i nie spoglądając na rywala, ruszył w stronę wyjścia.
– Ale… – wyszeptał mój syn; ruchem ręki dałam mu znak, żeby pozwolił mi działać.
Nie chciałam jego dziecka
Nie miałam ochoty zdradzać nikomu, a tym bardziej mężowi, prawdy o nas. Za wszelką cenę pragnęłam zatrzymać Tomka tylko dla siebie. Nie dlatego, że wstydziłam się swojej przeszłości. Nikogo nie kochałam równie mocno jak ojca tego ślicznego, dobrze wychowanego chłopca.
Filip był moją pierwszą nastoletnią miłością. Ta miłość miała trwać do końca naszych dni, tyle że jej kres nadszedł wcześniej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Owszem, Filip uchodził za ekscentryka, był poetą i autorem trudnych piosenek tworzonych dla zaprzyjaźnionego zespołu. Nikt jednak nie przypuszczał, że zmaga się z ciężką depresją. Prawda wyszła na jaw dopiero po jego samobójstwie, gdy rodzice przeczytali pożegnalny list i pozostawiony im w spadku pamiętnik.
Filip mógł się leczyć, powstrzymać chorobę, lecz wystraszył się głosów w swojej głowie. Zrozumiał, że chroniczny smutek przeradza się w coś znacznie gorszego, a on wyczerpany nie miał sił mierzyć się ze schizofrenią. Powiesił się w swoim pokoju niedługo po naszej randce. Później wielokrotnie pytano mnie, czy zauważyłam coś niepokojącego.
„Niczego, co odbiegałoby od normy” – odpowiadałam, w głębi duszy czując, że nie sprostałam swojej roli. Przecież zakochana kobieta szóstym zmysłem wyczułaby niebezpieczeństwo grożące ukochanemu. Ale ja byłam równie głucha i ślepa na wszelkie sygnały zarówno w przypadku Filipa, jak i rozwijającego się w moim brzuchu płodu. Nie potrafiłam czytać między wierszami i spóźniłam się w obu przypadkach. Nie uratowałam Filipa i nie zdążyłam usunąć z mojego łona Tomka. Mama wiele razy pytała, czy na pewno nie chcę wychować tego dziecka, ale każdy jego uśmiech boleśnie przypominał mi o stracie najważniejszego dla mnie mężczyzny i wzbudzał niekończące się poczucie winy.
To nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych. Filip był jedyny w swoim rodzaju i tylko on znalazł miejsce w moim sercu. A jego syn? Nawet po sześciu przepisowych tygodniach nie zmieniłam zdania. Nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Wiedziałam, że lepiej jest temu dziecku u nowej kochającej rodziny niż z niedojrzałą, obojętną matką.
Po wyjeździe z domu nie poszłam na grób Filipa
Nie potrafiłam zmierzyć się z przeszłością ani uporać z emocjami, więc przysypałam je piaskiem zapomnienia. Uznałam, że tak będzie lepiej dla mnie i dla każdego następnego chłopaka. Dlatego żaden z nich, nawet mąż, nigdy nie dowiedział się, że mając ledwie 17 lat, bezpowrotnie straciłam miłość życia i zostałam matką…
Szłam przez życie, nie oglądając się za siebie, i biorąc szturmem kolejne fortece – prawnicze studia na jednej z najlepszych uczelni w kraju, staż, a potem pracę w renomowanych kancelariach, najtrudniejsze sprawy, najbardziej wymagające specjalizacje, przystojnych i świetnie rokujących mężczyzn, w tym tego ostatniego – wisienkę na torcie – ambitnego architekta z dobrej rodziny, który teraz stał przed kawiarnią, nerwowo paląc papierosa.
Wyglądał na przerażonego. Zapragnęłam go przytulić
Jak wtedy, gdy po miesiącach gry w ciuciubabkę postanowiłam dowiedzieć się, kim jest śledzący mnie chłopak. Podeszłam do niego na ulicy i zapytałam wprost, dlaczego to robi. Wzięłam go za syna jednego z przeciwników moich klientów, niezadowolonych z wyroku. Chłopak w pierwszej chwili wystraszył się i zbladł. Zamiast odpowiedzieć, wręczył mi zerwany z trawnika mizerny kwiatek i uciekł.
Nie pojawił się przez tydzień, a kiedy wreszcie odważył się przyjść pod moją kancelarię, trzymał w ręce bukiet róż. Roześmiałam się, widząc jego onieśmielenie, i zażartowałam, że powinien obdarowywać kwiatami swoje rówieśnice, a nie takie dojrzałe kobiety. Zarumienił się, jak to miał w zwyczaju, gdy czuł się zakłopotany. Po ciągnącej się w nieskończoność chwili milczenia zdobył się na wyznanie, że jestem piękna, i odszedł, zanim zdążyłam zareagować.
Gdyby wtedy odważył się powiedzieć mi prawdę, zapanowałabym nad swoją wyobraźnią i ciałem, które zadrżało na myśl o dotyku delikatnych, speszonych dłoni. Nie zaczęłabym fantazjować o seksie z dużo młodszym chłopcem. Nie wyczekiwałabym z drżącym sercem kolejnego spotkania, kolejnych kwiatów i widoku smukłego ciała, zawstydzonej, pięknej twarzy. W jego obecności przestawały się liczyć moja kariera, związek, dzieci…
Byłam idiotką, bo nie dały mi do myślenia nawet jego pytania o trzyletnią Marysię i pięcioletniego Janka. Czy miałam lat 16, czy 40, wciąż nie potrafiłam czytać między wierszami. A potem było już za późno…
Wyznał, że jest moim synem
Zakręciło mi się w głowie od zapachu jego ciała, miękkości włosów, siły ramion. Drżałam, lecz wcale nie ze wzruszenia. Byłam jednak zbyt dobrą aktorką, a on zbyt młody, żeby zorientował się, co dzieje się z jego matką. Miałam ochotę całować go i pieścić, a musiałam odsunąć, otrzeć mu łzy, wziąć głęboki oddech i udać, że się cieszę.
– Synku, to naprawdę ty? – powtórzyłam, wnikliwie szukając w podobieństwie rysów łączącego nas pokrewieństwa.
Bardziej przypominał ojca Filipa, równie wysokiego i smukłego bruneta. Ze mnie miał niewiele. Może jedynie to pogubienie, które tak łatwo można było wziąć za słabość. Potrzebowałam czasu, żeby ochłonąć, więc poprosiłam, żeby opowiedział mi o sobie. Miał szczęśliwe życie. Rodzice kochali go i wspierali jego talent matematyczny. Od początku wiedział, że jest adoptowany. Słyszał, że jego mama była zbyt młoda, aby przyjąć na siebie takie wyzwanie, jak wychowanie dziecka.
Akceptował swoje pochodzenie, lecz w którymś momencie zapragnął mnie poznać. Szukał długo i wytrwale, aż w pewien deszczowy dzień stanął przed moją kancelarią. Powiedział, że najpierw polubił mnie jako człowieka i piękną kobietę, a dopiero potem jako swoją matkę. Ucieszyłam się, słysząc te słowa. Nie wiem, czy zauważył błysk w moim oku, zanim po raz kolejny udało mi się zdusić niezdrowe podniecenie.
Myślałam, że prawda pomoże mi uporać się z emocjami, jednak z każdym spotkaniem czułam się coraz gorzej. „Dobrze, że Andrzej nas nakrył” – myślałam, wychodząc przed kawiarnię i stając obok męża.
– Nie pozwolę ci odejść – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Nigdzie się nie wybieram. Jeśli to ci pomoże, do niczego nie doszło – odpowiedziałam, dotykając jego dłoń.
Tomek trzymał się taktownie na uboczu, czekając na znak, że może do nas podejść.
– Pożegnaj się z nim i wracaj do domu – powiedział Andrzej, nie patrząc mi w oczy.
Skinęłam głową na znak, że tak też postąpię, i uśmiechnęłam się do siebie.
– On nie jest jeszcze gotowy na prawdę – skłamałam Tomkowi, stając tak blisko, jak tylko mogłam sobie pozwolić. – No dobrze, ale co chciałeś mi dzisiaj powiedzieć? – pośpiesznie zmieniłam temat.
Nie byłam gotowa rozstać się z nim na zawsze, choć wiedziałam, że dłużej nie możemy trwać w tym stanie zawieszenia.
– Nie mówiłem ci dotąd, bo nie było okazji, ale mam dziewczynę i chyba to coś bardzo poważnego. Chciałbym, żebyś ją poznała, mamo – odwzajemnił mój uśmiech.
– Tak! Oczywiście! – chrząknęłam, starając się grać ucieszoną.
– To dobrze, bo poznała już moich rodziców, ale chciałem, żeby wiedziała o mnie wszystko. Pomyślałem, że najpierw spotkamy się z tobą, a potem pojedziemy na grób taty. Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytał.
– Doskonały – odpowiedziałam, czując, jak bezpowrotnie ulatnia się łącząca nas chemia i znika moje pożądanie.
Wreszcie byłam wolna
Nareszcie wszystko wróciło na dobrze znane mi tory. Miałam męża, dzieci… Troje dzieci…
– Porozmawiam z Andrzejem, wytłumaczę mu, kim jesteś, wyjaśnię mu swoje zachowanie. I przepraszam cię za to całe zamieszanie, synku… – przytuliłam Tomka, pocałowałam go w policzek. – Koniecznie muszę poznać twoją dziewczynę. Masz rację, dosyć tajemnic! – mówiąc to, wreszcie poczułam, że jestem na swoim miejscu, wreszcie wolna.
Czytaj także:
Zosia myślała, że to wyrostek. Nikt nie wpadł na to, że dziewczynka rodzi - miała 14 lat
Moja żona była w dzieciństwie molestowana. Wyparła te zdarzenia i doszło do rozdwojenia jaźni
Podczas operacji przeżyłem śmierć kliniczną. Nie boję się śmierci - już byłem po drugiej stronie