Szymona poznałam jeszcze na studiach. Podobało mi się w nim dosłownie wszystko – wygląd, charakter, poczucie humoru, zaradność i podejście do życia. I chociaż nie należałam do uczelnianych piękności, to Szymon zwrócił uwagę właśnie na mnie. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Szybko staliśmy się nierozłączni, a ja byłam przekonana, że czeka nas wspaniała przyszłość. Wprawdzie mój chłopak bardzo często wspominał, że nie jest zwolennikiem małżeństwa, to ja to ignorowałam. Byłam pewna, że z czasem zapragnie stabilności, ślubu i rodziny, a pierścionek zaręczynowy miał być jedynie kwestią czasu. Niestety, gorzko się rozczarowałam. Mijały kolejne lata, a ja wciąż byłam panną. I kiedy przestałam mieć już nadzieję na białą suknię, to wpadłam na szatański plan. Plan, który miał być katalizatorem zmian na lepsze, a okazał się przyczyną naszego końca.
Nie wiedziałam, dlaczego zwleka
Od razu po pracy pojechałam do rodziców. Mama zadzwoniła z informacją, że przyszła jakaś paczka. Myślałam, że zapomniałam przekierować ją na nowy adres. Wprawdzie od ponad pół roku mieszkaliśmy z Szymonem w wynajmowanym mieszkaniu, ale wciąż potrafiłam się zapomnieć i wpisać stare dane teleadresowe. Na szczęście, do rodziców nie miałam daleko, więc mogłam do nich zajechać bez straty czasu. Zresztą lubiłam ich odwiedzać.
– Rozgość się, a ja przygotuję herbatę i ciasto – powiedziała mama już od progu. Wciągnęłam nosem powietrze pachnące szarlotką i od razu poczułam się jak w domu.
– Szkoda, że ja nie potrafię piec takich pysznych ciast – westchnęłam melancholijnie, pochłaniając kolejny kawałek wypieku mojej mamy.–Może wtedy Szymon w końcu zdecydowałby się na oświadczyny.
Mama podniosła głowę i spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Jeszcze ci się nie oświadczył? – zapytała ze zdziwieniem. – Byłam przekonana, że to jedynie kwestia czasu.
– Niestety nie – odparłam i poczułam, że zbiera mi się na płacz.
– Przecież zamieszkaliście razem, a od tego już tylko jeden krok do ślubu – powiedziała mama.
Tata się nie odzywał i tylko spoglądał na mnie smutnym wzrokiem.
– Szymon chyba myśli inaczej – westchnęłam.
I niestety była to prawda. Odkąd wynajęliśmy razem mieszkanie, to niemal codziennie starłam się skierować nasze rozmowy na temat ślubu. Początkowo Szymon sprawiał wrażenie, jakby nie rozumiał, co mam na myśli. A gdy powiedziałam mu wprost, że marzę o ślubie, to wymamrotał, że to jeszcze nie ten czas. Jednak ja nie zamierzałam się poddawać. Powiedziałam mu wprost, że wpędza mnie w stracone lata. Wtedy dowiedziałam się, że ślub nigdy nie był jego priorytetem. Od razu przypomniały mi się studenckie czasy, kiedy to już wtedy mój chłopak nie kwapił się do żeniaczki.
– Spokojnie kochanie – usłyszałam głos mamy. – Szymon musi dojrzeć do tej decyzji. Jestem przekonana, że niedługo zostaniesz piękną panną młodą.
Myślałam, że ciąża przyspieszy zaręczyny
Mijały kolejne miesiące, a ja wciąż nie dostałam pierścionka zaręczynowego. Muszę przyznać, że zaczynałam tracić cierpliwość. Dlatego gdy zaczął spóźniać mi się okres, stwierdziłam, że być może to jest jakieś wyjście z sytuacji.
– Jeżeli złapiesz go na dziecko, to popełnisz duży błąd – powiedziała mi przyjaciółka, której zwierzyłam się ze swoich problemów.
– A może to jedyny sposób, aby w końcu zostać żoną? – zapytałam ze złością.
Marcie łatwo było dawać takie rady. Od ponad roku była szczęśliwą mężatką, a za trzy miesiące miała urodzić bliźniaki.
– Porozmawiaj z nim – powiedziała. – I nie rób nic głupiego – dodała.
Po chwili już jej nie było, a ja zostałam przy stoliku ze swoimi smętnymi myślami. Po powrocie do domu chciałam porozmawiać z Szymonem, ale on akurat wychodził.
– Pogadamy innym razem – cmoknął mnie w policzek i wybiegł z mieszkania. A gdy zostałam sama, to poczułam, że zbiera mi się na płacz.
Pomimo braku oświadczyn ze strony Szymona, nie zdecydowałam się na złapanie go na dziecko. Jednak któregoś razu musiałam zapomnieć o pigułce antykoncepcyjnej, bo dokładnie w rocznicę naszego wspólnego zamieszkania odkryłam, że jestem w ciąży. I chociaż początkowo trochę się przestraszyłam, to niemal od razu poczułam, że jest to dla mnie ogromna szansa. Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że ta wpadka skłoni wreszcie Szymona do ślubu. Myliłam się.
Dziecko to nie powód do ślubu
– Musimy porozmawiać – zaczęłam rozmowę, gdy tylko Szymon przekroczył próg mieszkania.
– Jesteś w ciąży? – zapytał mnie mój chłopak.
– Skąd wiesz? – zapytałam szeptem.
– Znalazłem test ciążowy – odpowiedział Szymon.
Nie odzywaliśmy się przez kilka minut. Wtedy pierwszy raz przestraszyłam się, że Szymon nie chce ze mną być.
– To wspaniała wiadomość – usłyszałam po chwili. A potem Szymon podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. – Zawsze chciałem zostać ojcem.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Właśnie spełniało się moje marzenie o rodzinie.
– To kiedy bierzemy ślub? – zapytałam z uśmiechem. A gdy Szymon przez długi czas milczał, to zrozumiałam, że jednak nie wszystko potoczyło się tak, jak sobie wymarzyłam.
– Chyba się nie zrozumieliśmy – usłyszałam głos Szymona. — Jestem bardzo szczęśliwy, że zostaniemy rodzicami, ale to nie jest powód do wzięcia ślubu.
Zabrakło mi tchu.
– Ale dlaczego? – wydukałam. – Mamy wychowywać dziecko bez ślubu?
– A dlaczego nie? Mamy XXI wiek – odpowiedział Szymon. A potem dodał, że musi jeszcze popracować.
Załamałam się. W tamtym momencie zrozumiałam, że zostanę starą panną w dodatku z dzieckiem.
– Musisz dać Szymonowi czas – pocieszała mnie mama. – Zobaczysz, urodzi się dziecko, a on na pewno zmieni zdanie – dodawała. Jednak ja nie była tego taka pewna.
Musiałam zaryzykować
Postanowiłam, że do porodu nie będę wracała do tematu. Lekarz zabronił mi się denerwować, a ja zamierzałam zrobić wszystko, aby urodzić zdrowe dziecko. A gdy na świat przyszedł nasz syn, oboje oszaleliśmy ze szczęścia.
Szymon był wspaniałym ojcem – przewijał małego, karmił go, chodził z nim na spacery i wstawał do niego w nocy. Lepszego ojca dla mojego dziecka nie mogłam sobie wymarzyć. Tylko co z tego, skoro nadal nie było mowy o ślubie.
Sama nie wiem, co podkusiło mnie do podjęcia takiej decyzji. Być może film, który oglądałam pewnego sobotniego wieczoru. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. I chociaż w głębi duszy wiedziałam, że to bardzo głupi pomysł, to nie mogłam się już wycofać. Wizja wspólnej przyszłości była tak kusząca, że postanowiłam zaryzykować.
Powiedziałam, że jestem chora
Kiedy wieczorem Szymon wrócił do domu, to zastał mnie zalaną łzami.
– Marianna, co się stało?! – wykrzyknął i w jednej sekundzie znalazł się przy mnie. "Teraz albo nigdy" – pomyślałam i rozpłakałam się jeszcze głośniej.
– Byłam dzisiaj u lekarza – wyszeptałam pomiędzy jednym a drugim pociągnięciem nosem.
– U jakiego lekarza? – zapytał Szymon
– U onkologa – odpowiedziałam. Spojrzałam na Szymona, na twarzy którego pojawiło się przerażenie.
– Co ty opowiadasz? – zapytał szeptem. A ja poczekałam kilka sekund, aby osiągnąć lepszy efekt.
– Mam nowotwór, którego nie da się już wyleczyć – odparłam i teatralnie się rozpłakałam. A potem podniosłam wzrok i powiedziałam to, co ćwiczyłam przez ostatnie dni. – Szymon, ja umieram.
Mój chłopak zaniemówił i wyszedł do kuchni. Nie poszłam za nim, ale cierpliwie czekałam na to, co się dalej wydarzy. Szymon wrócił po kilku minutach.
– Weźmiemy ślub – usłyszałam w końcu słowa, na które czekałam długie lata.
– Co? Dlaczego? – zapytałam ze zdziwieniem, chociaż w głębi duszy śmiałam się radośnie.
– Byłem głupi, że tak długo zwlekałem – odparł Szymon i mocno mnie przytulił.
A ja poczułam się tak, jakbym wygrała los na loterii. W tamtej chwili nie obchodziło mnie to, że swój cel osiągnęłam kłamstwem. Najważniejsze było to, że wreszcie stanę na ślubnym kobiercu.
Moje kłamstwo się wydało
Przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą. Poprosiłam Szymona, aby nikomu nie mówił o mojej chorobie.
– Nie chcę nikogo martwić – mówiłam mu, gdy próbował mnie przekonać, że to nie jest dobry pomysł.
Jednocześnie coraz częściej uświadamiałam sobie, że chyba popełniłam błąd. Jednak nie za bardzo wiedziałam, jak mam się z tego wycofać.
– Jak mam mu powiedzieć, że oszukałam go z tą chorobą? – zapytałam przyjaciółkę, która wpadła do nas na kawę.
Lecz ona nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w jeden punkt gdzieś za moimi plecami. Odwróciłam się i zamarłam. W progu kuchni stał Szymon i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami.
– Oszukałaś mnie? – zapytał, a w jego głosie wyraźnie było słychać obrzydzenie.
– Szymon, to nie tak – szybko podeszłam do niego, ale on się odsunął.
– A jak?! – wykrzyknął. – Oszukałaś mnie, że jesteś chora, bo chciałaś zmusić mnie do ślubu? – zapytał ze złością.
Chciałam zaprzeczyć, ale uświadomiłam sobie, że przecież to prawda.
– Kocham cię i chciałam wziąć z tobą ślub – powiedziałam ze łzami w oczach.
– Tak się nie zachowuje osoba, która kocha – powiedział cicho, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Chciałam za nim pobiec, ale Marta mnie powstrzymała.
– To nie ma sensu – powiedziała.
A ja zostałam na miejscu.
Teraz jestem sama
Przez kilka kolejnych dni próbowałam porozmawiać z Szymonem, ale on nie chciał mnie słuchać. Spakował swoje rzeczy i wyprowadził się do kolegi. Miałam nadzieję, że z czasem mu przejdzie, ale nic takiego się nie stało. Po kilku dniach zadzwonił do mnie i powiedział, że nie wyobraża sobie dalszego życia z osobą, która go oszukała.
– To koniec – powiedział.
A potem dodał, że podzielimy się opieką nad synem i się rozłączył.
Tak naprawdę, to nawet mu się nie dziwiłam. Ja też nie chciałabym mieć nic wspólnego z kimś takim. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby wdrożyć ten głupi plan w życie. I chociaż bardzo tego żałuję, to wiem, że nic już nie mogę zrobić. Miałam mieć piękny ślub, a przez własną głupotę zostałam sama. Czy Szymon mi wybaczy? Chciałabym w to wierzyć, ale nie mam złudzeń.
Czytaj także: „Córka myślała, że na emeryturze będę na każde jej zawołanie. Nie rozumie, że babcia to nie darmowa niańka”
„Mój były wracał do mnie jak bumerang. Myślałam, że chce do mnie wrócić, on jednak planował uprzykrzyć mi życie”
„Były mąż zmusił mnie do intercyzy, a teraz błaga o pieniądze. Nie sądził, że będę bogata, a on zostanie bankrutem”