Większość moich koleżanek bała się emerytury jak ognia. Nie rozumiałam tych lęków, bo sama wypatrywałam jej już z utęsknieniem. Już widziałam oczami wyobraźni ten nielimitowany wolny czas, który poświęcę sobie i swoim pasjom. Nauczę się czegoś nowego i poznam nowych ludzi.
Miałam kilka planów
Marzyłam, że wreszcie nigdzie nie będę się musiała spieszyć. Będę zaczynać powoli każdy dzień z kubkiem kawy, a potem czytać książki, chodzić z psem na długie spacery, grać z mężem w scrabble i oglądać filmy, na które wcześniej nie mieliśmy czasu.
Planowałam też zapisać się na jakieś zajęcia sportowe i do pobliskiego klubu seniora. Może namówię nawet męża, który za parę miesięcy też zostanie emerytem. Należy nam się po tylu latach bycia rodzicami, dziadkami i teściami zawsze gotowymi do pomocy.
Gdy nadszedł ostatni dzień pracy, cieszyłam się jak dziecko. Poszłam do biura bez żalu, że coś się kończy, choć przepracowałam w nim ponad 30 lat. Koleżanki i koledzy urządzili mi nawet pożegnalne przyjęcie-niespodziankę, ale byłam na nim tylko z grzeczności. Przyjęłam wyrazy uznania od szefa, kwiaty i prezenty, a potem z życzeniami szczęśliwej emerytury pognałam do domu jak na skrzydłach. Czułam już ten powiew wolności.
Pierwsze kilka dni było cudowne. Nie robiłam nic, odłożyłam nawet na później weekendowe porządki, bo przecież teraz mogę je zrobić, kiedy tylko chcę. Cieszyłam się spokojnym czasem z mężem i psem.
Po kilku dniach mój spokój przerwała córka.
Nie odmówiłam pomocy
– Mamo, zajmiesz się jutro Piotrusiem? W przedszkolu panuje jakiś wirus, a ja mam urwanie głowy w pracy. Adam też ma swoje obowiązki. Pomożesz? Zostaniesz z nim? Nie chcę ryzykować, że coś złapie – niemal jęczała do słuchawki.
Zgodziłam się, bo to przecież mój wnuk. Ugotowałam nawet rosół, który tak lubi. Spakowałam się i wyruszyłam w podróż na drugi koniec miasta. Tęskniłam za Piotrusiem, bo to rezolutny chłopiec i bardzo ciekawy świata. Może zabiorę go do zoo na wiosnę? Na razie poznajemy zwierzęta w książkach, ale może już czas, żeby zobaczył je na żywo.
– Babcia! – rzucił się na mnie z radością, gdy tylko przekroczyłam próg.
– Cześć maluchu! To co dzisiaj robimy? – spytałam.
– Układamy klocki.
– Jasne, to leć szybko po nie.
Po ułożeniu małego miasteczka z klocków zabrałam Piotrusia na plac zabaw i do kawiarni. Aż uszy mu się trzęsły, gdy kelnerka postawiła przed nim wielkie ciastko z kremem.
– Pamiętaj tylko, że jak wrócimy do domu, to czeka rosół.
– Wszystko zmieszczę babciu – powiedział i zabrał się za deser.
Nie tak miało być
Dzień minął nam szybko. Gdy Ania wróciła z pracy, mały drzemał na kanapie, a ja razem z nim.
– Co wy tacy zmęczeni? – spytała.
– To był intensywny dzień. Ale odpocznę, a jutro zregeneruję się na fitnessie dla seniorów.
– Naprawdę? Zapisałaś się? – zdziwiła się córka.
– No tak, nie ma na co czekać. Zresztą teraz mam dużo czasu, który chcę dobrze wykorzystać.
– No właśnie... Mamo, możesz zostać z Piotrusiem do końca tygodnia?
– Jak to? – zaskoczyła mnie.
– Nie mam, co z nim zrobić, a nie mogę wziąć wolnego w pracy. Proszę, zapłacę ci za taksówkę, żebyś nie musiała jechać komunikacją.
– To nie o to chodzi...
– Czyli się nie zgadasz? – usłyszałam rozczarowanie w jej głosie
Westchnęłam.
– Zgadzam, zgadzam... Tylko mnie zaskoczyłaś.
– Jesteś kochana! – uściskała mnie.
Zrezygnowałam ze swoich planów i zajęłam się wnukiem, ale ustaliłyśmy, że zabiorę go do siebie. Tak po prostu będzie wygodniej. Ania spakowała małemu rzeczy i odwiozła nas.
Potrzebowałam spokoju
Te kilka dni minęło błyskawicznie. Byłam szczęśliwa, ale też wyczerpana. Gdy córka zabrała małego, poczułam, że po prostu muszę odpocząć.
– Nareszcie spokój – powiedział mąż, patrząc na mnie z troską.
– Żebyś wiedział – uśmiechnęłam się. – Kocham to dziecko, ale czuję się, jakbym przebiegła maraton.
Na szczęście, weekend mieliśmy dla siebie. Mąż zabrał mnie nawet na obiad, żebym nie musiała już stać przy garach po tych kilku dniach pichcenia dla wnuka. A po weekendzie wybrałam się na fitness, na który tak czekałam. I byłam mile zaskoczona, ile kobiet takich jak ja, ma jeszcze ochotę coś robić ze swoim emeryckim życiem. Umówiłyśmy się nawet na integracyjną kawę na drugi dzień.
Zaczęłam się złościć
Już z samego rana humor popsuła mi jednak córka.
– Mamo, Piotruś się rozchorował! – panikowała przez telefon. – Zajmiesz się nim? To nagła sytuacja.
No cóż... Miałam swoje plany, ale nie mogłam odmówić pomocy.
– Przyjadę, zajrzę od razu po drodze do apteki i coś mu kupię.
– Dziękuję, jesteś kochana.
Zmieniłam swoje plany, ale byłam trochę zła. Nie chodziło to, że nie chciałam pomóc córce. Jasne, że w takiej sytuacji zawsze może na mnie liczyć. Miałam jednak wrażenie, że mój czas wolny jest jej teraz bardzo na rękę i że będę na każde jej zawołanie. Nie podobało mi się to.
Oczywiście, zaopiekowałam się wnukiem. Tego dnia i przez kolejne, bo okazało się, że to jakaś paskudna infekcja. Przy okazji jeszcze wnuk mnie zaraził, więc gdy już wróciłam do domu, kolejne dni spędziłam pod kocem na kanapie. Mąż tylko donosił mi ciepłą herbatę i leki. A moje plany znów się oddaliły.
Na szczęście, szybko wróciłam do formy. Byłam jeszcze osłabiona, by pójść poćwiczyć, ale postanowiłam spotkać się z nowymi koleżankami. Od rozmowy do rozmowy okazało się, że wszystkie borykamy się z tym samym. Odkąd przeszłyśmy na emeryturę, nasze dzieci traktują nas jak darmowe niańki. A że kochamy wnuki, to nie odmawiamy. Tylko że to tak nie może wyglądać.
Postanowiłam postawić granice
Gdy córka kolejny raz zadzwoniła z prośbą o popilnowanie Piotrusia, bo chcieli iść z Adamem do kina i na kolację, uznałam, że to dobry moment na mały bunt.
– Aniu, niestety tym razem nie dam rady. Mam swoje plany – powiedziałam stanowczo.
– Ale jakie ty możesz mieć plany? Jesteś na emeryturze i masz kupę czasu...
– No właśnie, i chcę go wykorzystać tak jak ja chcę. Wybacz, ale nie będę na każde twoje zawołanie. Myślę, że bez problemu znajdziesz fajną nianię na ten wieczór.
– Czyli się nie zgadzasz?
– Powiedziałam przecież, że mam swoje plany.
– Ale Piotruś będzie rozczarowany... – próbowała mnie podejść.
– Daj spokój, to mądry dzieciak. I nie szantażuj mnie w taki sposób.
– Jak chcesz, ale nie tego się spodziewałam. Cześć.
Rozłączyła się.
Powiedziałam o wszystkim mężowi, a on mi przyklasnął.
– Nareszcie! – powiedział. – Ania nie powinna traktować cię jak niańki. Zawsze jej pomożemy, ale mamy też swoje życie.
– No właśnie, więc dzisiaj pojedziemy sobie do kina. Co ty na to?
– Z przyjemnością, wieki nie byliśmy.
– Czas to zmienić – uśmiechnęłam się.
Czytaj także: „Gdy teściowa trafiła do szpitala, teść był zrozpaczony. Bardzo chciałam go pocieszyć, więc wylądowałam z nim w łóżku”
„Mąż mnie zostawił dla baby, która nawet nie gotuje. Zatęskni za domowym barszczem i wróci”
„Syn nazwał mnie dewotką, bo chciałam, by zawiózł mnie do Częstochowy. Utrę mu nosa przy spisywaniu testamentu”