„W liceum nauczycielka fizyki zrobiła mi z życia piekło. Gdy spotkałam ją po latach... nie mogłam uwierzyć w to, co widzę”

samotna starsza kobieta fot. Adobe Stock, pressmaster
„Przemogłam się. Kupiłam kwiaty i w styczniu pojechałam do niej. Leżała pod oknem. Krucha starowina o siwych, lichych włosach. Czas naznaczyły jej twarz siateczką zmarszczek. Gorycz zamieszkała w kącikach ust, smutek w cieniach pod oczami, ból w palcach kurczowo zaciśniętych na kołdrze”.
/ 09.02.2023 12:30
samotna starsza kobieta fot. Adobe Stock, pressmaster

– Panna się nie przygotowała. I panna dostanie dwóję. Kolejną do kolekcji – Meduza skrzywiła się jak po zgryzieniu ziarnka pieprzu. – Zejdź mi z oczu i zastanów się nad sobą.

Wstyd palił mi policzki, kiedy szłam w kierunku ławki. Nienawidziłam tej wiedźmy z całego serca! Uwielbiała pastwić się nad uczniami, upokarzając ich na oczach całej klasy…

– Nie wymagam wiele od dziewcząt. Fizyka to trudny przedmiot, nie na każdą śliczną główkę – cedziła zniewagi, wyginając uszminkowane wargi. – Jednak pewne minimum obowiązuje. I to nawet panienki bawiące się podczas lekcji włosami.

Nie bawiłam się! Czy to moja wina, że kretyn Bartek siedzący za mną przypiął mi warkocz pinezką do oparcia krzesła?!

Nieźle mnie wtedy przeczołgała

Czasy liceum byłyby sielanką, gdyby nie ta zołza. Choć skarżyliśmy się naszemu wychowawcy, guzik udało nam się wskórać.

To naprawdę świetna nauczycielka – piał peany na jej cześć. – Mnie też uczyła. Byłem dumny, gdy zasłużyłem u niej na czwórkę. Jest surowa, ale sprawiedliwa. Kiedyś to docenicie.

Akurat! Nigdy nie docenię tej czarownicy. Dziękować też nie zamierzałam. Przez nią musiałam chodzić do szkoły w soboty. Kujony popisywały się na kółku fizycznym, a ja rozwiązywałam zadania, aby wygrzebać się z pały na półrocze. I oczywiście baba musiała rozpowiedzieć wszem i wobec o moich kłopotach:

– Cicho, nie przeszkadzajcie, panienka walczy o życie.

Wredna zołza! Niby dała mi szansę, ale dokuczała, ile wlazło. Domyślałam się dlaczego: z powodu naszego ostatniego starcia przy tablicy. Znowu wyrwała mnie do odpowiedzi. Przygotowałam się. Zadanie było trudne, lecz do przejścia. Jednak w pewnym momencie utknęłam, w głowie miałam totalną pustkę. Kolana mi drżały, kreda kruszyła się w palcach…

– I co? Panna znowu daje plamę. Moja cierpliwość się kończy.

Cała klasa zamarła, wstrzymała oddech, przesyłając w moim kierunku falę pozytywnej energii. Chcieli, żeby mi się udało. Trafiła mi się naprawdę fajna klasa. Zgrana jak dobra kapela. Wspólne wyjazdy, imprezy, pomoc w lekcjach. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć. I nic się nie zmieniło mimo upływu lat. Ale wtedy byłam sama. Ja, tablica i czyhająca na mój błąd Meduza. Poczułam, że stoję na rozdrożu. W jakimś przebłysku intuicji wiedziałam, że jeżeli teraz wymięknę, już zawsze będę się poddawać w trudnych chwilach.

Nie mogłam dać babie tej satysfakcji. Odetchnęłam, wzięłam się w garść, wysiliłam szare komórki i… skończyłam zadanie. Byłam z siebie taka dumna, że wreszcie przestałam się bać. Uniosłam głowę i spojrzałam prosto w wodniste oczy Meduzy.

– Hm… – mruknęła. – Zaskoczyłaś mnie, panna. A już prawie spisałam cię na straty. Mój błąd. Bieżący materiał zaliczyłaś na trójkę. Co do reszty działów, oczekuję twojej obecności w soboty. Może obędzie się bez powtarzania klasy. Gratuluję.

Choroba nie zniszczyła jej wewnętrznej siły

Cierpkie gratulacje spłynęły po mnie jak po kaczce. Bardziej cieszyły mnie pochwały przyjaciół:

Brawo, Maja! – huknął Olek. 

– Podpowiadałam ci w myślach i wreszcie zaskoczyłaś! – podniecała się Jolka.

– Poradziłaś sobie z nią, dasz radę ze wszystkim – powiedział Adam, mój najlepszy przyjaciel, a widząc, że szklą mi się oczy, objął mnie ramieniem i dodał:

– Nie rycz, Meduza patrzy.

Nauczycielka obrzuciła naszą grupkę wyniosłym spojrzeniem. Mijając nas, uśmiechała się dziwnie zadowolona, jakby to jednak ona wygrała.

To właśnie Adam niedawno powiedział mi o jej chorobie.

– Leży u nas na oddziale.

O dziwo, poznała mnie i stwierdziła, że raczej widziała we mnie prawnika niż onkologa.

Bardzo z nią źle? – spytałam, nie mogąc uwierzyć, że jakiś rak ośmielił się zaatakować Meduzę.

– Bardzo. Wie o tym, choć nie przyjmuje do wiadomości. Walczy kpiną i zgryźliwością. Cała Meduza. Daje w kość pielęgniarkom, dyryguje lekarzami. Żąda prawdy i buntuje pacjentki – zaśmiał się gorzko.

– Wiesz, różnie ludzie reagują, kiedy dopadnie ich choroba, ale Meduza mi zaimponowała – stwierdził po chwili milczenia. – Zwłaszcza że jest zupełnie sama. Nikt jej nie odwiedza.

– Nie ma rodziny?

– Chyba nie ma. Albo nikogo nie obchodzi. Smutne…

– Widocznie sobie na to zasłużyła – mruknęłam.

– Przestań, cynizm do ciebie nie pasuje. Nikt nie zasługuje na umieranie w samotności. Szczególnie ona. Przecież tyle nas nauczyła. Walczyć o swoje, nie poddawać się. Była surowa, upierdliwa, ale sprawiedliwa. Na każdą dwóję i piątkę musieliśmy zasłużyć. Pamiętasz? Nigdy nie pytała, jak była w złym humorze, żeby „subiektywizm nie zaważył na obiektywności”. Tak mówiła.

– I co z tego? Wciąż śni mi się po nocach. Nikt mi tak nie dokopał, nikogo się tak nie bałam!

– I o to chodzi! Dała nam twardą szkołę. Uodporniła na całe życie. Kiedyś tego nie doceniałem, a teraz naprawdę mam ochotę jej podziękować.

– To dziękuj. Ja nie zamierzam. Przykre, że została w chorobie zupełnie sama, ale… Czego ty ode mnie oczekujesz?

– Nie wiem, Maja. Wymyśl coś. Jesteś panią z telewizji.

– Mam zrobić o niej reportaż? – nie dowierzałam.

– Chociażby – mój przyjaciel chwycił się tej myśli. – Takich belfrów jak ona już nie ma. Naprawdę. Miała posłuch, autorytet i wiedzę. Przynajmniej ją odwiedź… Przekonasz się, że czas może zmienić punkt widzenia.

Przynajmniej tyle mogłam zrobić…

Przemogłam się. Kupiłam kwiaty i w styczniu pojechałam do szpitala. Leżała pod oknem. Krucha starowina o siwych, lichych włosach. Czas i choroba naznaczyły jej twarz siateczką zmarszczek. Gorycz zamieszkała w kącikach ust, smutek w cieniach pod oczami, ból w palcach kurczowo zaciśniętych na kołdrze. Odwróciłam głowę. Nie sądziłam, że takim szokiem będzie dla mnie widok jej słabości. Jakbym, oglądając ją w takim stanie, dopuszczała się świętokradztwa.

Stojąc u stóp jej szpitalnego łóżka, na zawsze pożegnałam swoje lata cielęce. Wolałam już  nienawiść niż to okropne uczucie zażenowania.

Zaczęłam się wycofywać.

– Niech pani nie odchodzi – poprosiła pacjentka z sąsiedniego łóżka. – Ucieszy się. Nikt jej tu nie odwiedza, tylko ten miły doktor Adam. Wpada, kiedy może. Odpytuje go jak uczniaka – zachichotała. – Musiała być kiedyś wspaniałą nauczycielką.

– Tak… – szepnęłam, czując w gardle dławiącą kluchę.

– Ja myślę! – usłyszałam.

Ciężkie powieki uniosły się i wodniste, ostre spojrzenie przeszło mnie na wylot.

– Czwórka na koniec czwartej klasy. Zasłużyłaś, panna. Twarzy i ocen nigdy nie zapominam. Gdzie twój warkocz?

– Obcięłam, pani profesor – bąknęłam zmieszana, jakbym znów stała pod tablicą.

To jedno się nie zmieniło. Ona pozostała nauczycielką, ja uczennicą. Kruche ciało podtrzymywał niezłomny duch.

– Co porabiasz, panna?

– Jestem współproducentką telewizyjną, ale marzę, żeby mieć własny, autorski program – odparłam; przed Meduzą i tak nic by się nie ukryło.

To przestań marzyć i weź się do roboty. Kiedyś umiałaś się postawić, a takich uczniów ceniłam najwyżej. Nie prymusów, choć w waszej klasie ich też nie brakowało. Dobra klasa, moja ulubiona. Aż się chciało starać, krzesać z was iskry intelektu… Wasz wychowawca też mi się udał. Niby wymoczek, a zawsze bronił was jak lew przed dyrektorem! Trzeba przyznać, że nie ułatwialiście mu zadania…

– Jak to możliwe, że pani profesor tak dokładnie nas pamięta?

– Bo warci byliście zapamiętania. A mnie prócz wspomnień niewiele już zostało. Sama widzisz. Jestem jak meduza zaplątana w sieć… – mrugnęła okiem.

Jeszcze długo rozmawiałyśmy

Opowiadałam jej o losach naszej klasy, a ona słuchała, komentując po swojemu. Ale jej zgryźliwość już mi nie przeszkadzała. Pod szorstkim stylem bycia kryła się wrażliwość. Była z nas dumna jak z własnych dzieci. Może dlatego ich nie miała, bo jej domem była szkoła? Czemu wcześniej tego nie widziałam? Czemu nie doceniałam, jaki skarb nam się trafił w osobie tej rasowej nauczycielki? Dopiero teraz, gdy było za późno… A może nie?

Na reportaż o sobie się nie zgodziła, lecz nie mogła mi zabronić zorganizowania ostatniego w dziejach naszej klasy happeningu. I udało się. Stawili się wszyscy, którzy mogli, niemal cała klasa, nawet Jolka przyleciała ze Stanów. I odśpiewaliśmy Meduzie sto lat. Krzywiła się, jakby znów zgryzła ziarenko pieprzu.

– Po co to całe zamieszanie? Setki na pewno nie dożyję!

Zdradziecka łza zalśniła w jasnoniebieskim oku i spłynęła, znacząc policzek gorącym śladem.

Czytaj także:
„Nauczycielka mojego brata zaszła z nim w ciążę. Całe miasto przeklęło ich związek, a ona straciła pracę”
„Ktoś wrzucił moje foty na strony erotyczne. Myślałam, że to zemsta ucznia na nielubianej nauczycielce, ale prawda była inna”
„3 razy zmieniałam córce szkołę, bo nauczycielki się na nią uwzięły. Ale to nie do nich, tylko do mnie ma teraz pretensje”

Redakcja poleca

REKLAMA