„3 razy zmieniałam córce szkołę, bo nauczycielki się na nią uwzięły. Ale to nie do nich, tylko do mnie ma teraz pretensje”

matka martwi się o córkę fot. Adobe Stock, Ingela
„Zapowiedziałam Patrycji, że następnego dnia pójdę do anglistki i zrobię jej karczemną awanturę. Byłam pewna, że będzie mi wdzięczna, ale ona, oznajmiła, że przez te moje ciągłe wizyty w szkole miała same kłopoty. Nauczyciele patrzyli na nią z niechęcią, znajomi się z niej podśmiewali. Nie rozumiem... Przecież chciałam jej tylko pomóc”.
/ 09.09.2022 19:30
matka martwi się o córkę fot. Adobe Stock, Ingela

Patrycja jest moją jedyną, ukochaną córką. Nic więc dziwnego, że zawsze znajdowałam czas, by jej wysłuchać, doradzić, a przede wszystkim pomóc. Także w rozwiązywaniu szkolnych problemów. Gdy tylko córce działa się jakaś krzywda, natychmiast reagowałam. Rozmawiałam z nauczycielami, a gdy to nie pomagało, przenosiłam ją do innej placówki. Do niedawna córka nie protestowała. Ale w tym roku powiedziała „nie”. Zupełnie tego nie rozumiem. Przecież chciałam jej tylko pomóc! Jak zawsze…

Dyrekcja stała murem za nauczycielką

Zacznę od tego, że Patrycja nigdy nie miała szczęścia do nauczycieli. Jej pierwsza wychowawczyni podpadła mi prawie od razu. Powód? Nie traktowała dzieci sprawiedliwie. Jedne odpytywała bez przerwy, inne miały święty spokój. Moja córeczka należała, niestety, do tej pierwszej grupy. Zawsze starałam się dopilnować, by odrobiła zadania domowe, ale czasem zdarzały jej się wpadki. A to brzuch ją rozbolał i nie miała głowy, by ślęczyć nad ćwiczeniami, a to babcia wpadła do nas w odwiedziny i zasiedziała się do późna…

I wiecie, co robiła wtedy pani? Zamiast przymknąć oko lub skarcić po cichu, zawstydzała ją przy wszystkich uczniach! Mówiła, że Pati słabo się stara, że jak tak dalej pójdzie, to będzie na szarym końcu w klasie. A ona niby spodziewała się, że moja córka będzie jedną z pierwszych, takie tam dyrdymały.

Patrycja bardzo to przeżywała. Gdy po raz kolejny wróciła z płaczem do domu, nie wytrzymałam i poszłam do szkoły porozmawiać sobie z tą panią. No i wiecie, co usłyszałam? Że ona to robi dla dobra mojej córki. Bo chce ją zmotywować do cięższej pracy i nauczyć systematyczności. Też mi coś! Nie jestem pedagogiem ani psychologiem, tylko zwykłym pracownikiem biurowym, ale z tego, co wiem, dzieci trzeba zachęcać i chwalić, a nie doprowadzać do łez!

Oczywiście wtedy na tym spotkaniu powiedziałam pani wychowawczyni głośno i wyraźnie, że nie życzę sobie, by w ten sposób motywowała moje dziecko. I że jeśli nie posłucha, to pójdę na skargę do dyrektorki albo nawet do kuratorium napiszę i kontrolę naślę. Zamiast położyć uszy po sobie, nadęła się jak indor! Wysyczała przez zaciśnięte zęby, że jest doświadczonym pedagogiem i doskonale wie, co robi.

Myślałam że ze śmiechu pęknę! Doświadczony pedagog to ma co najmniej 45 lat, a ona miała może ze 30 i tamta szkoła była pierwszą, w której uczyła. Doświadczenie więc dopiero zdobywała. Tylko dlaczego kosztem mojego dziecka? Wykrzyczałam jej to prosto w twarz, no i rozstałyśmy się, delikatnie mówiąc, w nie najlepszych nastrojach.

Mimo to miałam nadzieję, że kobieta pójdzie po rozum do głowy i zacznie traktować Patrycję sprawiedliwie. Nic z tego. Dopiero się na nią uwzięła! Doszło do tego, że latałam do szkoły z awanturami przynajmniej raz w miesiącu.

Myślicie, że to coś dało? Nic! Pani czuła się bardzo pewnie, bo dyrektorka stała za nią murem. Inni rodzice też jakoś nie kwapili się, by mnie poprzeć. Jedna z matek powiedziała mi nawet, że przesadzam z tymi pretensjami, że wszystko wyolbrzymiam. Nie miałam więc wyjścia. Po trzech latach przepychanek i nerwów zabrałam córkę z tamtej szkoły.

W nowej wcale nie było lepiej. Tym razem przez panią od WF. Szybko dotarło do mnie, że to jakaś wariatka! Nie jestem przeciwniczką ćwiczeń fizycznych, wręcz przeciwnie, uważam, że dzieci powinny się ruszać. Ale co za dużo, to niezdrowo. Ćwiczenia rozciągające, jakieś krótkie przebieżki, siatkówka… Proszę bardzo. Ale ta pani uważała, że to zdecydowanie za mało.

Uznała na przykład, że wszystkie uczennice muszą umieć zrobić szpagat, gwiazdę i stójkę na rękach. I wystawiała za to oceny. Wyobrażacie to sobie? Gdybym chciała, żeby moja córka została gimnastyczką, to bym ją zapisała do klubu sportowego. Ale Patrycji nie ciągnie do tego typu zajęć. Oczywiście starała się sprostać wymaganiom pani, nauczyła się robić piękny mostek, ale poza tym, no cóż… Marnie jej to wychodziło. W efekcie zaczęła przynosić tróje, maksymalnie czwórki.

To przecież tylko głupi WF...

Byłam w szoku. Z innych przedmiotów córka miała piątki i szóstki. A tu taka przykra niespodzianka. Byłam u tej pani, tłumaczyłam, że przez tak mało znaczący przedmiot jak WF córka będzie miała na półrocze niższą średnią. I że będzie jej z tego powodu bardzo smutno. Miałam nadzieję, że kobiet zrozumie. Tymczasem ona od razu się naburmuszyła.

Stwierdziła, że jej przedmiot jest tak samo ważny jak każdy inny, a potem zrobiła mi wykład na temat dobroczynnego wpływu ćwiczeń fizycznych na zdrowie. Podkreśliła też, że nie będzie zawyżać ocen Patrycji, bo raz, że nie ma tego w zwyczaju, dwa, byłoby to niesprawiedliwe w stosunku do innych dziewcząt. Zamierzałam powiedzieć babie kilka słów do słuchu, ale ugryzłam się w język. Zamiast tego postanowiłam załatwić córce zwolnienie lekarskie z WF. Patrycja nie była zadowolona, ale przekonałam ją, że tak będzie lepiej.

Sądziłam, że to załatwi sprawę. Nic z tego! Znowu musiałyśmy zmienić szkołę. Bo pani od WF przy dziewczynach pytała ją ze złośliwym uśmieszkiem o zdrowie i mówiła, że przy takiej matce wyrośnie na kalekę. Wredna małpa! Jak pod koniec roku szkolnego zabierałam papiery córki ze szkoły, to już nie gryzłam się w język tylko wykrzyczałam, co o niej myślę!

Kolejna szkoła była w innej dzielnicy. Daleko, ale Patrycja świetnie się w niej czuła, miała dobre stopnie. Nauczyciele też wydawali się rozsądni. Nie traktowali mnie z góry, tylko słuchali co mam do powiedzenia. Byłam więc pewna, że wreszcie trafiłam z wyborem szkoły w dziesiątkę. Niestety, pod koniec drugiego semestru zmieniłam zdanie.

Tym razem zawiodłam się na pani od matematyki. Jako jedyna postawiła Patrycji czwórkę i zepsuła jej całe świadectwo. Oczywiście interweniowałam, ale nic to nie dało. Matematyczka stwierdziła, że należy się jej taki stopień i już. Faktycznie z ocen wychodziło cztery, ale mogła przecież trochę naciągnąć ocenę. Zwłaszcza że Patrycja tak się starała. Nie chciała o tym słyszeć.

Co więcej, powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem, że jak mi nie odpowiada jej sposób oceniania, to mogę córce zmienić szkołę. Bo mam w tym już duże doświadczenie. Nie miałam wyjścia. Nie mogłam przecież pozwolić, by jakaś tam matematyczka mnie obrażała! Kilka dni po tej rozmowie wparowałam więc do sekretariatu i zapowiedziałam, że w następnym roku szkolnym Patrycji już nie zobaczą. Nawet nie próbowali mnie zatrzymywać. Dziwne, bo córka jest naprawdę świetną uczennicą i dzięki niej szkoła lepiej wypadała w rankingach.

Chciałam jej tylko pomóc

W tym roku Patrycja poszła więc do kolejnej nowej szkoły. Prawie na drugi koniec miasta. Łudziłam się, że chociaż tu obejdzie się bez przykrych niespodzianek. Nic z tego. Prawie od razu pojawił się problem.

Anglistka uznała, że córka ma zaległości, i zadała jej koszmarne ilości testów i słówek do przerobienia. I to w bardzo krótkim czasie. Gdy to usłyszałam, omal krew mnie nie zalała. Przecież w poprzedniej szkole Patrycja miała piątkę z angielskiego. Skąd więc niby te zaległości? Oczywiście zapowiedziałam Patrycji, że następnego dnia pójdę do anglistki i zrobię jej karczemną awanturę. Byłam pewna, że będzie mi wdzięczna, ale ona…

– Ani mi się waż! – wrzasnęła.

– Słucham? Ale dlaczego? – wykrztusiłam zaskoczona, bo nigdy wcześniej nawet nie podniosła na mnie głosu.

– Bo przez te twoje ciągłe wizyty w szkole miałam same kłopoty. Nauczyciele patrzyli na mnie z niechęcią, znajomi się ze mnie podśmiewali. Mam tego dość!

– Ależ dziecko, ja tylko chciałam ci pomóc…

– Obejdzie się! Sama pójdę do pani od angielskiego i poproszę, żeby mi dała więcej czasu na nadrobienie zaległości!

– Ale…

– Żadnego ale! Koniec dyskusji. Nie zamierzam więcej razy zmieniać szkoły! – krzyknęła, a potem poszła do swojego pokoju.

Byłam w takim szoku, że nawet nie próbowałam jej zatrzymać.

Od tamtej pory minął tydzień. Nie wiem, czy Patrycja rozmawiała z anglistką, bo nic mi nie mówi. Siedzi u siebie i zakuwa te angielskie słówka. A ja? Jestem rozżalona i zawiedziona. Nie mam pojęcia, dlaczego tak na mnie naskoczyła. Przecież chciałam jej tylko pomóc, jak zawsze…

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie w ciąży, bo moi rodzice stracili majątek. Z rozsądku związałam się z bogaczem, a on dał mi szczęście”
„Wychowałam syna na podłego łapówkarza. Wstyd mi, że zgodziłam się wziąć udział w jego oszustwie”
„Mąż nie miał do mnie szacunku, bo skakałam koło niego jak piesek. Dopiero gdy zajęłam się sobą, dostrzegł we mnie kobietę”

Redakcja poleca

REKLAMA