„Nauczycielka córki mnie nienawidziła i mściła się na moim dziecku. Pożałowała, bo ze mną się nie zadziera”

zła nauczycielka fot. Adobe Stock, michaelheim
„Pierwszą nieprzyjemną niespodzianką od Marioli okazał się egzamin z pytaniami otwartymi, a nie jak było ustalone, test. No ale trudno, przynajmniej oceniać go będą bezstronne nauczycielki. Ale żeby aż cztery obszerne zagadnienia trzeba było opisać w ciągu 45 minut?! Z historii świata i Polski”.
/ 13.05.2024 11:15
zła nauczycielka fot. Adobe Stock, michaelheim

Mówi się, że nie ma nic straszniejszego od żądnego zemsty belfra. I jeśli ktokolwiek ma prawo tak twierdzić, to z pewnością ja. Znam tę profesję od środka. Wiem, jacy bywają uczniowie. Zdarza się, że są leniwi, pozbawieni zapału, uszczypliwi. Ale wiem również, do czego zdolni są niektórzy pedagodzy. Szczególnie ci z niespełnionymi aspiracjami. To ludzie dziwaczni, sfrustrowani życiem i odreagowujący na podopiecznych, jakby to oni ponosili winę za nietrafne decyzje, które podjęli.

Nie była orłem z historii

Muszę szczerze powiedzieć, że moja córka, Magda, nie grzeszyła nigdy znajomością historii. To po prostu typ umysłu nastawionego na przedmioty ścisłe. Jeśli chodzi o polski, też nie błyszczała, ale pani Bożena, jej nauczycielka od polskiego, bardzo chwaliła ją za pilność i inteligencję. Zdawała sobie sprawę, że w klasie matematycznej raczej ciężko o przyszłych Mickiewiczów czy Słowackich.

Mariola, historyczka, uważa swój przedmiot za najważniejszy. Dla niej liczy się tylko to, czego uczy, a wzorowy uczeń musi zakuwać i nie odzywać się niepytany. Nic w tym dziwnego. Pracuję w tej samej szkole od wielu lat i dobrze wiem, że Mariola nie znosi, gdy uczniowie próbują być sobą. Ostrzegałam moją córkę Magdę, żeby trzymała język za zębami i jakoś przetrwała te lata w liceum. Niestety, potoczyło się to zupełnie inaczej.

Widziałam, że moja córka wkłada mnóstwo wysiłku w przyswajanie dat historycznych, a jednak z trudem dostawała choćby dostateczne stopnie z tego przedmiotu. Uważałam, że niepotrzebnie marnuje tyle energii na wkuwanie, bo przez to brakowało jej czasu na matematykę, która miała być jej przyszłością. Dodatkowo historyczka była dla niej wyjątkowo ostra i wymagająca.

Początkowo sądziłam, że to przez to, że Magda potrafi inteligentną ripostą wytknąć nauczycielowi jego słabości, zamiast pokornie siedzieć cicho. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że tak naprawdę chodziło o mnie. Mariola po prostu mnie nie trawiła. Któregoś razu, gdy pani Mariola rozdawała w klasie sprawdziany, wzięła do ręki kartkę Magdy i oznajmiła głośno przy wszystkich:

– Cóż, moja droga, ledwo udało mi się postawić ci dostateczny. Mnie to wcale nie dziwi, bo wiem, że nie przykładasz się do nauki, ale może to cię zmotywuje do wzięcia się w garść. Nie myśl sobie, że mamusia będzie cię wyręczać we wszystkim. Czas zakasać rękawy i przysiąść nad książkami.

Nie powinna jej tak traktować

Zdaję sobie sprawę, że za takie zachowanie, dalekie od pedagogicznego ideału, powinnam zrobić karczemną awanturę Marioli. Jednak dałam sobie z tym spokój. I tak nie trafię do niej ze swoimi argumentami, a tylko zaszkodzę własnemu dziecku. Zamiast tego podjęłam decyzję, żeby z historyczką utrzymywać jako takie relacje. Okazało się to całkiem przydatne, kiedy pod koniec semestru musiałam się u niej stawić i coś załatwić. Poprosiłam wtedy Mariolę, żeby ponownie przepytała moją córkę. Za każdym razem robiła tę samą skrzywioną minę i rzucała tekstem:

– A może twojej Magdzie po prostu się nie chce? Z jakiego powodu miałabym ją oceniać inaczej niż pozostałych?

Tak naprawdę chodziło mi tylko o to, by traktowała Magdę tak, jak innych uczniów, a nie podchodziła do niej z uprzedzeniem. Mimo usilnych próśb z mojej strony i wysiłków ze strony córki, nic się nie zmieniło.

Dla mojej córki koszmar zaczął się w ostatniej klasie liceum. Już od września zakasała rękawy i ciężko harowała. Już od pierwszego roku nauki wiedziała, że celuje na matematykę na Politechnice Warszawskiej. Nie ma łatwo, żeby się tam wbić. Dlatego brała korepetycje z matematyki i fizyki. Codziennie trzeba było ogarnąć masę zadań, wbić do głowy wzory i prawa matematyczne. Wszystko to miała powypisywane na sporych białych kartkach i porozwieszane na ścianach swojego pokoju różnokolorowymi pisakami.

Obserwowałam ją i uważałam, że to lekka przesada. Kiedy prosiłam ją, żeby od czasu do czasu umówiła się z przyjaciółką na spacer albo do kina, zbywała mnie prostym: „jak zdam maturę”. Nie przypuszczała, że sam egzamin dojrzałości nie okaże się tak trudny, jak przygotowania do niego.

Za co jej tak nie lubiła?

Problemy zaczęły się już we wrześniu. Podczas pierwszych zajęć z historii Mariola wyrwała Magdę do odpowiedzi. Kazała jej streścić cały materiał z poprzedniego roku szkolnego. Ale złośliwa! Kto normalny wymaga od ucznia, żeby zaraz po wakacjach sypał datami z takiej ilości informacji? Magda dostała swoją pierwszą pałę.

Dalsza część roku szkolnego wcale nie przyniosła poprawy sytuacji. Nauczycielka od historii postanowiła zmienić dotychczasowy sposób przeprowadzania sprawdzianów. Porzuciła testy, gdzie łatwo było jednoznacznie stwierdzić, która odpowiedź jest poprawna, a która nie. Zamiast tego wpadła na pomysł, aby uczniowie pisali wypracowania na zadane tematy.

Magda otrzymywała same słabe oceny, bo pani od historii twierdziła, że dziewczyna „nie potrafi wysnuwać wniosków z omawianych wydarzeń, a jej prace są płytkie i mało odkrywcze”. Nastolatka dostawała niedostateczny za niedostatecznym. Była coraz bardziej zdenerwowana i zagubiona. Zastanawiała się, czy powinna skupić się na matematyce, czy może jednak na znienawidzonym przedmiocie, jakim była historia.

W pierwszych dniach grudnia córka zwróciła się do mnie z prośbą o pieniądze na korepetycje z historii. Przystałam na to. Po zajęciach korepetytor oznajmił mi, że nie dostrzega większego sensu w kontynuowaniu nauki. Magda ma zupełnie inne zainteresowania przedmiotowe, a jej obecny zasób wiadomości historycznych jak na uczennicę profilu ścisłego robi niemałe wrażenie. W związku z tym odpuściłyśmy temat.

Nie chciała dopuścić jej do matury

Wiadomość gruchnęła niczym grom z jasnego nieba zaraz po Bożym Narodzeniu. Mariola stwierdziła, że nie znajduje żadnych przesłanek, aby dać Magdzie zaliczenie. Był to końcowy semestr nauki historii dla grupy, do której uczęszczała moja córka, co wiązało się z jedną rzeczą – Magda nie przystąpi do egzaminu dojrzałości. Gdy córcia zakomunikowała mi to, połykając łzy i drżąc na całym ciele, pomyślałam sobie: „No to już przegięcie!”.

Następnego dnia umówiłam się na spotkanie z panią dyrektor. Powiedziała mi, że na pewno da się ustalić konkretne zasady, na podstawie których będzie można stwierdzić, czy nauczycielka rzeczywiście się uwzięła na moją córkę. Kiedy porozmawiała z historyczką, która pewnie jak zwykle wyraziła opinię, że jestem „zaślepioną matką, która nie widzi dalej niż czubek nosa”, postanowiła, że Magda zrobi sprawdzian z materiału z całego półrocza. Przygotuje go Mariola, ale sprawdzą go wszystkie panie uczące historii w naszym liceum.

Magda ledwo co zmrużyła oko. Matma kompletnie wyleciała jej z głowy. Liczyła się tylko historia. Wertowała książki, powtarzała materiał i kuła na blachę.

– Mamo, jak tylko zaliczę ten egzamin, to przysięgam, że nigdy więcej nie zajrzę do podręcznika od historii! – jęczała zrozpaczona.

Wreszcie nastąpił moment sprawdzianu. Pierwszą nieprzyjemną niespodzianką od Marioli okazał się egzamin z pytaniami otwartymi, a nie jak było ustalone, test. No ale trudno, przynajmniej oceniać go będą bezstronne nauczycielki. Ale żeby aż cztery obszerne zagadnienia trzeba było opisać w ciągu 45 minut?! Z historii świata i Polski. Magda opuściła klasę cała roztrzęsiona. Przyszła do mnie bardzo roztrzęsiona.

– Mamo, to już koniec, nie poradzę sobie z tym. Nie starczyło mi czasu, żeby cokolwiek napisać na dwa pytania. Nikt z naszej klasy by tego nie zdał. W tym roku na pewno nie podejdę do matury.

Strach chwycił mnie za gardło. Przemknęło mi przez myśl, że możliwe iż faktycznie z belframi nie da się wygrać. Ale zaraz potem olśniło mnie. Opuściłam z córką pokój, w którym przesiadywali nauczyciele. Wiedziałam, że muszę wziąć się do roboty od razu.

– Pisałaś na zwykłej kartce, czy arkuszu od nauczycielki? – spytałam.

– Na swojej... A dlaczego pytasz?

– Kojarzysz jeszcze te pytania?

– Pewnie, że tak. One na zawsze utkwiły mi w pamięci – odrzekła.

– W takim razie leć od razu do pobliskiej biblioteki, weź podręczniki i od nowa napisz ten sprawdzian.

Zrobiłam to, co było konieczne

W pokoju dla pedagogów, każda z pań ma przydzieloną osobistą szafę. Przechowujemy tam rozmaite pomoce naukowe i prace klasowe naszych uczniów. Byłam świadoma, że zapasowe kluczyki do naszych szafek znajdują się w dyspozycji pań woźnych, w ich służbowym pomieszczeniu.

Wychowawczyni Madzi, Mariola, po teście swojej podopiecznej przez kolejne cztery godziny zajmowała się innymi obowiązkami. Arkusz z odpowiedziami dziewczyny schowała do swojej szafki w pokoju nauczycielskim. Bez żadnych podejrzeń zapukałam do pomieszczenia woźnych i grzecznie zapytałam o możliwość otwarcia schowka z numerkiem 29. Kompletnie nie zdawały sobie sprawy z faktu, że moja skrytka ma zupełnie inny numer – 15.

Po dwóch godzinach, moja córka Magda oczekiwała na mnie z poprawionym testem w dłoni. Czym prędzej udałam się do szkoły. Na moje szczęście, akurat rozpoczęła się kolejna lekcja, dzięki czemu pokój dla belfrów świecił pustkami. Poleciłam Magdzie, aby pilnowała, czy nikt nie nadchodzi. Migiem odtworzyłam szufladę należącą do Marioli i… dokonałam wymiany klasówek mojego dziecka.

Trudno powiedzieć, co ucieszyło mnie bardziej – ocena bardzo dobra mojej córki czy mina Marioli, która aż poczerwieniała z gniewu. No jasne, że podejrzewała, że coś jest na rzeczy. Nawet szepnęła mi po cichu, że chyba praca Magdy miała trzy kartki, a nagle zrobiło się ich pięć. Ale tylko parsknęłam śmiechem prosto w jej gębę. Byłam pewna, że niczego mi nie zarzuci.

Po długich obradach, gremium zadecydowało, że córka miała na świadectwie czwórkę z historii. Już dwa lata jest na wymarzonych studiach technicznych i plasuje się w ścisłej czołówce kolegów z roku. Co natomiast z Mariolką? Już nie będzie uczyć w klasach o profilu ścisłym. Dyrektorka zakomunikowała, że do zasłużonej emerytury skupi się tylko na profilach humanistycznych, które fascynują się wykładaną przez nią dziedziną. Potraktowałam to jako dodatkowe zwycięstwo. I ani trochę nie czuję się z tym źle.

Joanna, 47 lat

Czytaj także:
„Mój mąż wszystkie wydatki dzielił na pół. Gdy straciłam pracę, miałam u niego dług zaciągnięty na chleb i podpaski”
„Syn sąsiadów był najbardziej nieprzyjemnym facetem, jakiego spotkałam. Zwykły gbur! Jakim cudem trafiliśmy do łóżka?”
„Dorosły syn ciągle z nami mieszkał. Wreszcie sami się wynieśliśmy, bo mamy dość bycia służbą”

Redakcja poleca

REKLAMA