„Natarczywy sąsiad uprzykrzał mi życie po to, by zdobyć moje serce. Jak widać, kto się czubi, ten się lubi”

Kobieta, która denerwuje sąsiad fot. Adobe Stock, nuttawutnuy
„Przeszkadzał mu tupot moich nóg. Przyszedł z pretensjami, że sufit wali mu się na głowę. Jeszcze tego mi było trzeba. Awantury z sąsiadem z dołu! Nie dość, że ponad miesiąc próbowałam się zmobilizować do rozpoczęcia ćwiczeń, to jeszcze kłody pod nogi na samym starcie”.
/ 12.04.2022 05:11
Kobieta, która denerwuje sąsiad fot. Adobe Stock, nuttawutnuy

Przeszkadzał mu tupot moich nóg. Przyszedł z pretensjami, że sufit wali mu się na głowę. Jeszcze tego mi było trzeba. Awantury z sąsiadem z dołu! Nie dość, że ponad miesiąc próbowałam się zmobilizować do rozpoczęcia ćwiczeń, codziennie powtarzałam jak mantrę: „Od jutra biorę się za siebie!”, to jeszcze kłody pod nogi na samym starcie.

A miałam trochę do zrzucenia. Po tym, jak straciłam pracę, miesiącami siedziałam w domu i zajadałam stres. Przytyłam prawie dziesięć kilogramów i z dawnej wysportowanej sylwetki nauczycielki wuefu zostało tylko wspomnienie.

W ogóle nie wiedziałam, co w tej sytuacji robić. Przez siedem lat, od skończenia studiów byłam nauczycielką w gimnazjum. Lubiłam swoją pracę, świetnie dogadywałam się z młodzieżą. Zawsze starałam się urozmaicać im lekcje, sprawiać, by były atrakcyjne.

Jako jedynej nauczycielce w szkole udało mi się wywalczyć dofinansowanie na basen dla klasy, której byłam wychowawczynią. Dyrekcja mnie lubiła, za nic w świecie nie spodziewałam się, że zostanę wyrzucona na bruk.

Podobno zadecydowały decyzje odgórne, z kuratorium. Nowy administracyjny podział szkół w mieście. Gimnazjum, w którym uczyłam, zostało połączone z innym, większym. Część etatów nauczycielskich zlikwidowano. Między innymi właśnie mój.

Cóż, że dostałam dobre referencje. W naszym mieście, gdzie bezrobocie sięga prawie trzydziestu procent, a dzieci rodzi się coraz mniej, nie ma pracy dla nauczycieli. Czułam się bezradna. Więcej, byłam przerażona. Mieszkam sama, mam kredyt do spłacania, nie za dużo oszczędności.

„A co jeśli przez rok albo dłużej nie znajdę pracy?” – zatruwałam się wymyślaniem czarnych scenariuszy. Siedziałam całymi dniami w domu przed telewizorem, opychałam się ze stresu czipsami i nie potrafiłam ruszyć z miejsca.

Przestałam o siebie dbać, malować się, kupować ubrania. Zamiast zacząć szukać pracy, dusiłam każdy grosz w obawie, że zaraz będę przymierać głodem. W końcu po dwóch miesiącach wyszłam na większe zakupy. Zbliżało się wesele koleżanki, a ja nie miałam co na siebie włożyć.

Zobaczyłam się najpierw w szybie wystawowej, później w wielkim oświetlonym lustrze w przymierzalni. Zamarłam. To do mnie niepodobne. Zawsze uwielbiałam ruch, fitness, jazdę na rowerze, pływanie. Nie byłam chuda, ale miałam kobiece, jędrne ciało. Teraz wyglądałam jak nie ja.  Ten widok podziałał. Wróciłam do domu z gotowym planem w głowie. Muszę się za siebie wziąć.

Rozleniwiłam się w domu na dobre

Byłam gotowa wymyślić tysiąc wymówek, byle tylko się nie ruszać. A to, że nie stać mnie teraz na wykupienie abonamentu na siłownię, a to, że basen też drogi, a to, że teraz jak przytyłam nie mam dobrego stroju do ćwiczeń, a on też przecież kosztuje.

Minął kolejny miesiąc, a ja wyglądałam coraz gorzej. Któregoś dnia przyszła do mnie siostra z mężem. Wzięło nas na wspominki, zaczęliśmy oglądać zdjęcia z ich ślubu. To było niecałe dwa lata wcześniej, a wyglądałam tam jak zupełnie inny człowiek. „Jak mam znaleźć pracę w takim stanie?” – pomyślałam. Tego było już za wiele.

Następnego dnia przeanalizowałam sprawę. Rzeczywiście nie stać mnie było na abonamenty na basen i siłownię. Postanowiłam skończyć z niezdrowym odżywianiem się i trenować w domu. Ściągnęłam z internetu darmowe programy treningowe, sama umiałam podzielić je tak, by wyszedł z tego sensowny plan fitnessowy na najbliższy miesiąc. No i... zaczęłam ćwiczyć.

To był dopiero trzeci dzień. Zgodnie z planem dwie godziny po śniadaniu rozłożyłam matę i zaczęłam trening. Na zmianę siłowy i aerobowy. Trochę ćwiczeń, trochę biegania i skakania. Po kwadransie usłyszałam dzwonek do drzwi.

– Czy zazwyczaj urządza pani dyskoteki w ciągu dnia? – w drzwiach ujrzałam mężczyznę po trzydziestce.

– Proszę sobie darować tę ironię – odpowiedziałam szorstko, bo poczułam się zaatakowana. – Nie urządzam imprez, tylko przeprowadzam trening. Chyba wolno mi we własnym domu, prawda? Za godzinę skończę – powiedziałam i zamknęłam mu przed nosem drzwi.

„Co za gbur” – pomyślałam. „To już we własnym domu nie można zrobić kilku podskoków i przysiadów, bo od razu jest się nachodzonym”.

Wróciłam do ćwiczeń. Szło mi coraz lepiej. Z dnia na dzień robiłam postępy. Ruch dodawał mi energii i znów chciało mi się żyć. Codziennie robiłam dwa godzinne treningi, rano i wieczorem. W ciągu dnia zaczęłam szukać pracy. Dostałam propozycję prowadzenia zajęć pływania dla przedszkolaków. Kilka godzin w tygodniu, ale zawsze coś.

Dosłownie kilka dni po tym, jak naszedł mnie sąsiad z dołu, podczas kolejnego porannego treningu znów usłyszałam dzwonek do drzwi.

– Nie chcę być natrętny, ale naprawdę sufit wali mi się na głowę – powiedział tym razem bez ironii, łagodnie. – Wprowadziłem się tu kilka tygodni temu, piszę pracę magisterską, co nie jest takie proste dziesięć lat po skończeniu studiów – uśmiechnął się. – I nie mogę się skupić.

Zrobiło mi się trochę głupio

„Może faktycznie mu przeszkadzam” – zaczęłam się zastanawiać. Powiedziałam, że postaram się trenować ciszej. Ale to była paranoja! Treningu nie da się wykonywać bezgłośnie. Jak mam robić rozgrzewkę bez podskoków czy biegania w miejscu?

Po trzech dniach takiego stresu podczas ćwiczeń miałam dość. To bez sensu, stwierdziłam. Przez to, że boję się, że jestem za głośno, nie ćwiczę precyzyjnie i cały ten trening nie ma sensu. Wściekła wyciągnęłam z szafy buty do biegania i choć zawsze szczerze nie znosiłam joggingu, stwierdziłam, że nie mam wyjścia.

Bieganie to jedyny sport, który nic nie kosztuje i uprawia się go poza domem. Zaczęłam biegać wokół bloku, zrobiłam trzy okrążenia, próbowałam opracować w myśli sensowną trasę. Skręciłam do pobliskiego parku.

Rozgrzałam się, zaczęło mi się nawet podobać. Moja kondycja nie była już taka fatalna. Wbiegłam do parku. Zatrzymałam się przy ławce. Zadarłam nogę do góry, chciałam się trochę porozciągać. Przyłożyłam głowę do kolana i… zobaczyłam męskie nogi obok siebie! To był on. Chłopak z piętra niżej ubrany w strój do joggingu!

– Musiałem się trochę nagimnastykować, ale sprowokowałem cię w końcu do biegania – zaczął znów bezczelnie.

– No niestety, skoro człowiek nie może czuć się wolny we własnym domu i musi z niego uciekać, żeby trochę poćwiczyć, to takie są efekty – odpaliłam mu.

Spojrzeliśmy na siebie, kilka sekund wymownego milczenia i… oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

– Naprawdę nie musiałeś udawać takiego wrażliwca, żeby zwyczajnie zaprosić mnie na randkę – powiedziałam mu dwa dni później, gdy robiliśmy wieczorem czwarte okrążenie wokół parku.

– Nie było wyjścia – odparł Maciek. – Najpierw naprawdę przeszkadzały mi te odgłosy znad sufitu, ale później wiedziałem, że muszę zaszczepić w tobie miłość do mojego sportu. Może zostanie jej też trochę dla mnie?

Czytaj także:
„Grałam szczęśliwą singielkę, a w rzeczywistości cierpiałam w samotności. Nie miałam nawet komu powiedzieć >>dobranoc<<”
„Teściowa wychwalała zięcia swojej siostry, a na mnie patrzyła z pogardą. Dostała za swoje, bo laluś okazał się oszustem”
„Teściowa oskarża mnie o wypadek męża. Chciałam, by był przy porodzie, a w jego trakcie Szymon po prostu padł jak długi”
 

Redakcja poleca

REKLAMA